Witajcie kochani! Nadszedł w końcu czas naszego pobytu na neurologii w
Poznaniu i badania rezonansem. Jak wiecie, nie byłam do końca pewna czy
nas przyjmą, czy znieczulą Agnieszkę… Nasłuchałam się od pani doktor
przy zapisie na oddział i tak mi zostało. Na całe szczęście nie było to
tak straszne. Przyjęli nas bez problemu. Największym problemem było
ułożenie Agnieszki, bo brakowało łóżek z barierkami. Łóżko, które
dostała było na styk, miało zaledwie 130 cm. W ciągu dnia leżała na
moim, obłożona czym się dało, żeby przypadkiem latać nie zaczęła i jakoś
daliśmy radę. Oddział, jeśli chodzi o opiekę, jest jednym z lepszych.
Pielęgniarki, salowe, bardzo życzliwe dla rodziców i dzieci. Lekarze też
dosyć troskliwie zajmują się dziećmi, o czym przekonałyśmy się po
rezonansie.
Na początek zrobiono Agnieszce EEG. Skorzystali z okazji, że
Agnieszka po sirdaludzie śpi i wtedy podłączono ją do aparatury.
Agnieszka spała przez całe badanie, no może przez chwilę sprawiała
wrażenie, że się będzie budziła, ale poprawiła tylko głowę i spała
dalej. Badanie trwało jakieś 40 minut. Wyszło nieprawidłowe, ale jak to
pani doktor powiedziała, niewiele jest tkanki unerwionej i musimy
sprawdzać objawowo jej stany epileptyczne.
Rezonans od rana w środę. Trochę sobie poczekałyśmy z Agnieszką przed
badaniem. Anestezolog mnie trochę załamała. Kiedy nas zawołali,
wjechałam z Agnieszką w wózku. Pani doktor kazała mi wziąć Agnieszkę na
kolana, bo ona tak poda lek, a potem mam ją wiotką zanieść na stół do
rezonansu. Kiedy zaczęłam prosić, żeby znieczuliła ją w wózku, nie dała
się przekonać. Na szczęście radiolodzy przybyli z pomocą. Przyciągnęli
stół do rezonansu i mogłam położyć na nim Agnieszkę, a pani doktor ją
tak znieczuliła. Można? Powiem Wam, że Agnieszka bardzo się bała.
Płakała, trzęsła się, a serduszko waliło jej jak młotem Moje biedactwo.
Rezonans trwał jakieś dwadzieścia minut. Samego wyniku jeszcze nie
mam. Pani neurolog nie umiała mi podać wyniku. Stwierdziła tylko, że
jest bardzo duże wodogłowie. Na moje pytanie, czy się powiększyło,
stwierdziła, że nie ma porównania. Na szczęście ja mam płytkę i kazałam
ją przywieźć z domu, kiedy po mnie jechali. Wygląda na to, że w szpitalu
nie ma teczek pacjentów, albo jest tylko jakiś okres archiwizacji
dokumentacji medycznej. Radiolodzy mają porównać te badania. Za jakiś
tydzień mam otrzymać opis.
Przestraszyli mnie na oddziale po rezonansie. Agnieszka po raz
pierwszy po narkozie była tak niespokojna i pobudzona. Tłumaczono mi, że
zależy to od tego, jaki lek podano przy narkozie. Wracając z badania
trafiliśmy akurat na obchód. Przełożyłam Agnieszkę z wózka na łóżko i
przyszli lekarze. Podjęto natychmiast decyzję, żeby podłączyć Agnieszkę
do kardiomonitora. Musiałam ją przenieść do sali monitorowanej i tak
trzy godziny leżała podłączona do monitorka. Dopiero po dwóch godzinach
tętno osiągnęło 70-80 uderzeń na minutę, a wcześniej szalało powyżej
120. O 12 mogłam już wrócić z córcią do sali i podać jej pierwsze picie,
a pół godziny później obiadek i leki. Do wieczora Agnieszka miała
jeszcze pulsoksymetr.
W sumie trochę zwątpiłam. Jakieś 4 razy miała Agnieszka już takie
znieczulenie i jeszcze nigdy nie podłączali jej diod, nie monitorowali.
Owszem, były częstsze wizyty pielęgniarek, ale nic ponad to. Zgłupiałam,
bo w takiej chwili człowieka nachodzą głupie myśli. Czy coś się nie
wydarzyło na sali? A może coś niepokojącego na rezonansie, czy EEG
wyszło? Każde moje pytanie jednak zbywano. Cały dzień głupia i nerwowa.
Na szczęście noc Agnieszka przespała spokojnie.
Dzisiaj rano Agnieszka miała jeszcze kontrolę okulistyczną. Na
szczęście z oczkami wszystko w porządku. Konsultacja była krótka, ale
uspokoiła mnie trochę, bo z tym prawym oczkiem jest zawsze trudno.
Przynajmniej wiem, że dobre leki stosuję
I tym sposobem, o wpół do drugiej znalazłyśmy się w domku Agnieszka szczęśliwa, nie mogła oderwać wzroku od swoich motylków Zmęczona i szczęśliwa, już wykąpana zasnęła słodko, nawet nie wiedzieliśmy kiedy. Nie ma jednak tak dobrze…
Kiedy tata zabrał śpiącą Agnieszkę do sypialni, okazało się, że pobyt
na oddziale zakończył się atakiem padaczki!!! Jakby nie mogła go dostać
na oddziale, skoro już musiała
Biedna, jakieś 15 minut ją trzęsło. Podałam jej realnium, bo tak
kazało nam nasza neurolog, jest chyba delikatniejszy w działaniu od
wlewki. Nie wiem, jednak czy to był dobry wybór, bo dużo czasu upłynęło
zanim zadziałał.
Na oddziale zmniejszyli nam depakinę z 750 na 500, a dołożyli
cesarius. Pojęcia nie mam czy to dobrze, czy źle. Znowu się denerwuję,
czy mam podać te leki w zmienionym dawkowaniu. Ech, to takie trudne
decyzje dotyczące dziecka. No i jeszcze ten atak. Blada, sine usta i
zimna się zaczęła robić. Teraz odzyskała kolorki i śpi spokojnie.
Ciekawe, czy ja też spokojnie będę spał?
No nic kochani, to tak w skrócie o naszym pobycie na neurologii i tak
niespodziewanym zakończeniu. Spokojnej nocy i pięknego piątku!!