czwartek, 30 sierpnia 2012

Czas do szkoły!! /30 sierpnia 2012/

Dowiedziałam się w końcu jak ma wyglądać Agnieszki nauka. Okazało się, że zmian nauczyciela nie ma. Pani sekretarka była zdziwiona moim telefonem, no ale skoro miałam dzwonić, to zadzwoniłam. Właściwie dobrze się złożyło, bo okazało się, że przybyło nam godzin. Mieliśmy do tej pory 4 godziny, teraz wszystkie dzieci mają przyznane po…10 godzin!!! Strasznie dużo, jeżeli weźmie się pod uwagę niepełnosprawność dziecka. Możliwe, że dramatyzuję, ale słabo to widzę. Dla Agnieszki już te 3 zajęcia po 60 minut było dużym wysiłkiem, tym bardziej, że jeszcze półtora do dwóch godzin rehabilitacji codziennie. Z zajęć rehabilitacyjnych rezygnować nie będę, to poprawia jej zdrowie. Oj, dobrze, zobaczymy jak to będzie. Jedno wiem, teraz Pani musi wykazać się niezłą kreatywnością, żeby znaleźć zajęcia na każdy dzień.
Jeżeli dopisze nam pogoda, to w poniedziałek na 9 stawimy się w naszej szkole na uroczystość rozpoczęcia roku szkolnego. Na chwilę obecną wygląda na to, że będzie ładnie. Skończą się nasze spokojne poranki i wstawanie o 8, no trudno.
Oczko się wygoiło już następnego dnia, jednak nadal puchnie jej na zmianę raz lewe, raz prawe. Są mniej przekrwione oczy, ale nadal mi się coś nie podoba.
Rehabilitacja przebiega wzorowo, a co! Odkryłam, co mnie zachwyciło, że przy prawej stopie rozluźniło się ścięgno achillesa. Lewa stopa jest w gorszym stanie, bo niestety zawsze coś ją osłabiało. A to nieszczęsny paznokieć, a to biodro, kolanko… Ciągle coś. Na szczęście, i oby tak zostało, teraz nie ma większych problemów. Nawet ostatnio nie dokucza nam prawy łokieć, ten co to niby pękł „zawias”. Jak ja lubię jak moje dziecko nic nie boli. Agniesia jest wtedy bardziej komunikatywna. Ofuka ciotkę przychodzącą na rehabilitację, uśmiechnie się do mamy na swój własny sposób, domaga się włączenia misia, który wzdycha, podnosi łapki, śmieje się i chrapie. Nie wiem co w nim takiego jest, ale go uwielbia. Codziennie patrzy na niego podnosi ręce do góry i wzdycha. Uspokaja się jak jej włączymy misia. Zbyt często się to zdarza, żeby uznać to za przypadek.
Na moim ogródku pomidorki dojrzewają jak szalone. Słoneczniki przerosły balkon, za chwilkę można będzie się nimi zajadać. Ku mojemu zdziwieniu ozdobne słoneczniki mają blisko 2 metry! Astry zaczynają kwitnąć, pająki jak oszalałe plotą pajęczyny. Gdzie się nie ruszę, tam w jakąś się zaplączę. Jednego pająka mam odchowanego. Dzięki temu nie mam już tyle much w kuchni. W lipcu myłam okna i wyrzuciłam go na dwór. Ten jednak podczepił się i zadomowił w oknie. Pajęczynę ma na pół okna i co rusz nową zdobycz. Zwyczajnie diety nie pilnuje!! Upasł się potwornie. Nie wiem co z nim zrobić, bo teraz to już nie wygląda na miłego pajączka, a muszę okna umyć… Czas na eksmisję!!!
No to ostatni wakacyjny weekend i zaczynamy od nowa! Byle do wiosny :))) Miłego odpoczynku!!!!

czwartek, 23 sierpnia 2012

Neurolog /23 sierpnia 2012/

Blisko dwa tygodnie minęły…trudno uwierzyć… Wiedliśmy przez ten czas spokojne życie w zdrowiu i ciepełku. No prawie ciepełku, bo jak temperatura zeszła do 20 stopni, to pochowałam niemal wszystkie letnie ciuchy. Na szczęście musiałam je powyciągać
Dzisiaj byliśmy w Pile u naszej Pani neurolog. Jak zwykle dojechałam na ostatnią chwilę. Ja nie wiem, co się ze mną stało, ale nie potrafię się od pewnego czasu wyrobić na umówioną wcześniej godzinę! Kilka minut poślizgu jest jak w banku!!!! Kurczę, starość mnie dopada po woli czy co??? Ciągle mi się wydaje, że mam jeszcze masę czasu, a potem biegiem!!
No ale, ale, ja o neurologu… Pani neurolog zauważyła, że Agniecha „trochę” urosła. Właściwie od stycznia jakieś 5 cm. Klatka piersiowa i głowa też urosły, tak więc mam potwierdzenie, że rośnie proporcjonalnie, jak na swój stan oczywiście. Odruch na młoteczek prawidłowy, więc nie było się czego przyczepić.
Wczoraj wieczorem, jak przenosiliśmy Agnieszkę do łóżka, śpiącą już Agnieszkę, dostała ataku padaczki. Na szczęście byłam na tyle przytomna, że nagrałam te odruchy dla Pani doktor. Wygląda to na tyle niewinnie, że można pomyśleć, że coś jej się śni. Jest rozluźniona, ma przyjemny wyraz twarzy, tylko niestety jest w takim transie, że nie można jej obudzić. Można ją przewracać, potrząsać, podnosić i nic. Już jakieś dwa tygodnie temu w nocy zauważyłam taki atak. Właściwie to Agnieszka mnie obudziła, bo wtedy głośniej oddycha. Taki stan trwa jakieś 5 minut.  Skończyło się tym, że mamy zwiększyć depakinę o 100, Będzie łącznie 700, jak do następnej wizyty znowu gwałtownie urośnie to zastosujemy 750. Pani doktor stosuje dawkę w dolnych granicach leku, i dobrze!
Przy następnej wizycie mamy zrobić badanie poziomu leku i próby wątrobowe, ale miałam ze sobą wyniki badać z CZD i tam właśnie były próby. Pani doktor była zaskoczona tak dobrymi wynikami, mile zaskoczona! Oby tak już zostało!!!
Nootropil mamy zwiększyć do 5 ml i zrobić kolejną przerwę. Takie przerwy w podawaniu leku można nawet dwa razy do roku robić.
Zabrałam nawet orzeczenie z Poradni Pedagogiczno – Psychologicznej, jakie dostaliśmy w zeszłym roku! Nie zapomniałam!!! Teraz pozostaje mi pamiętać, że 2 stycznia mam zadzwonić i umówić się na wizytę!! Tragedia, przecież do jeszcze ponad 4 miesiące…. kto mi przypomni???
Masaż i część rehabilitacji nadal prowadzę z Agnieszką sama. Będę musiała jednak jutro rękawiczkę ubrać. We wtorek sciełam sobie niemal odcisk kciuka…jak sobie przypomnę….brrrrrr!!!!! W środę nie użyłam oliwki do masażu, rozluźniłam ją w inny sposób, ale też skuteczny. Nawet Asia była zaskoczona tym, że Agnieszka nie ma tylu kontuzji co przez ostatnie kilka miesięcy. Może to, że ja z nią pracuję daje jej trochę spokoju? Przy masażu nie denerwuje się tak, a ja z nią nie walczę jak jest spięta, tylko staram się nad tym zapanować i ją uspokoić. Taka praca pozwala bardziej poznać swoje dziecko, jednak nadal uważam się za amatora i niestety wiele mi brakuje do perfekcji. Najgorsze jest to, że ja najszybciej uczę się jak mogę coś sama zrobić. Staram się coś rozszerzać z tego czego się już zdążyłam nauczyć, może za kilka lat będę z siebie zadowolona.
Dzisiaj Agnieszce przesuszyło się oczko. Nie wiem co sie dokładnie stało, może to wiatr, może spojrzała w słońce… Jedno i drugie było dokuczliwe. Teraz już zasmarowałam oczka oxycortem, mam nadzieję, że złagodzi ból. W Pile, jak się zorientowałam, mogłam jedynie sztucznych łez użyć, ale niewiele jej pomogły. Teraz już jest trochę lepiej, mam nadzieję, ze do jutra się poprawi, jak nie, muszę pilnie szukać dobrego okulistę!!! Zna ktoś? Okolice Wągrowca?? Nasz wspaniała doktor niestey zmarł i nie mamy już nikogo godnego zaufania.
Kochani uciekam herbatkę sobie wypić. Książki już mi się pokończyły i muszę czekać na kolejną okazję, żeby zaszaleć w księgarni. Tym razem mam ochotę na Grisham’a. Może uda mi się jakąś nowość upolować
Wszystkiego dobrego i łapcie ostatnie letnie promienie słoneczka!!!

sobota, 11 sierpnia 2012

Po urlopie /11 sierpnia 2012/

No i zleciało. Arek już w zasadzie po urlopie. Z kilku dni na Berdychowie zrobiło się 1,5 tygodnia. Małe przedszkole pod opieką i ciągłu harmider. Wygłodniałe dzieci biegające i pytające, co robimy. Niby przyjechała dwójka na tydzień wakacji, a zrobiło się ich cztery sztuki. 3 chłopaków i dziewczyna. Agusia na zmianę pod opieką babci, mamy, cioci. Pogoda nam dopisała i było naprawdę przyjemnie. Agniesię zawoziliśmy z Arkiem na rehabilitację do domu. W sumie tylko dwa razy, bo piątkową znowu odwołałam. A niech ma trochę odpoczynku dziewczyna. Troszkę mama ją pogimnastykowała i nie jest najgorzej. Raz tylko mieliśmy problem z pleckami, no i w środę Karolka założyła tejpy na prawy łokieć. Za to co stymulacji zaliczyła, to jej. Hałasy, śpiewy, lizanie na dziń dobry przez Sonię. Tylko koty wiały i chowały się gdzie tylko było możliwe. Przychodziły jedynie na posiłki.
Dzieci zabrałyśmy do Silverado City. To westernowe miasteczko jakieś 40 km od Wągrowca. Niby nic wielkiego, ale załapaliśmy się na pokaz łapania na lasso i pokaz napadu na bank. Było strzelanie, wybuchy, spadanie z koni. Oczywiście chłopcy byli zachwyceni. Postrzelali na strzelnicy i dostali pochwałę od panów obsługujących. Oczywiście pamiątka…karabin…
W czwartek byliśmy jeszcze w Biskupinie. Niestety na kolejkę wąskotorową się spóźniliśmy, a do następnej trzeba było godzinę czekać. Odrobimy przy okazji. Pojedziemy specjalnie do Żnina i przejedziemy się w dwie strony. Wata cukrowa zrekompensowała skutecznie żal dzieci W Biskupinie już miałyśmy tylko dwójkę dzieciaczków.
Najlepszą zabawę zapewnił im Arek. Cały dzień nie było ich widać. Znosił stare sprzęty ze strychu i dzieci rozkręcały je odzyskując śrubki. A to komputery, a to budziki, lampki i różne dziwne sprzęty. Na stary zegar załapał się czterolatek. Nie rozbierał go, bo to zegar z drewna, jeszcze po moich dziadkach. Radzio uradowany odkrył klapkę z tyłu w zegarze. Ciekawość jego zaspokoił mój szanowny mąż, wmawiając dziecku, że tam była kukułka i sobie poleciała. Dziecko chwilkę pomyślało, zabrało zegar i poszło. Po kilku minutach wraca szczęśliwy z zegarem na rękach i mówi: „Kukułka nie, kaczuszka” Okazało się, że Radek poleciał do swojej babci, złapał małą kaczuszkę i biedną wepchnął do zegara!!!!! Moja mama uratowała kaczuszkę i nagadała dziecku Leżeliśmy ze śmiechu, jednocześnie podziwiając sryt i logikę myślenia dziecka. To jednak nie koniec, bo kilka godzin później, dzieciaki wyleciały z piwnicy (co one tam robiły????) z okrzykiem, że leży nieżywy ptaszek. Któryś kot niestety dopadł biedne zwierzątko. Trójka dziewięciolatków opowiadała mi z przejęciem o swoim znalezisku, a Radek pobiegł po zegar i pędem do piwnicy…po kukułkę!!!!! Udało mi się go zawrócić, okazało się jednak, że później poleciał tam znowu. Skończyło się pogrzebem ptaszka w piaskownicy.
Takich sytuacji była cała masa. Ciotki poruszały się na świeżym powietrzu. Zaskoczone dzieci zobaczyły, że umiemy kopać piłkę i grać w badminktona. Znaczy, nie jest z nami tak źle. Agusia wykończona już od wczorajszego wieczoru w domku. Przysnęła na tapczanie i obudziła się wystraszona. Myślę, że nie wiedziała gdzie jest. Trudno się jej dziwić. Na dworze miała uszykowane miejsce do leżenia, trochę czytania, śpiewania, przytulania. Nie podróżowała z nami moja dziewczynka. Serce boli, ale to zbyt męczące dla niej. Zaczynam już realnie patrzeć na nią, jej stan i nasze możliwości. Czasami lepiej zostawić dziecko pod dobrą i czułą opieką, niż narażać na stres i ból. Agulka zostawała z tatą i babcią.
Znowu się rozpadało. Dzisiejszy dzień za bardzo przypomina jesień. Niestety, lato już zwija swoje bagaże i dobiega końca. Ech, smutno się zrobiło… Humor poprawić powinno nam wczorajsze srebro!!!!! To już dziesiąty medal!!!
Dla Was wszytkich miłego weekendu i dobrego humoru!