poniedziałek, 28 marca 2011

Kolejne zmiany i problemy /28 marca 2011/

Agniesia na szczęście już zdrowa. Chociaż ostatnio coś jakby podziębiła się. Pewnie na spacerku, bo pogoda nie sprzyja, a skusiłyśmy się i trzy razy byłyśmy. Dzisiaj już nie poszłam, bo nie było sensu. Tak potwornie zimno, że szkoda wychylać nos z ciepłego domku.
Dzisiaj byliśmy obejrzeć mieszkanie. Umówiłam się wczoraj, bo niestety w naszym mieszkaniu na ścianach narosła taka ilość pleśni, że poważnie obawiam się o zdrowie Agnieszki. Mieszkanie, które chcemy wynająć, wymaga odświeżenia, ale czynsz jest niższy i jest znacznie większe od tego, które teraz wynajmujemy. Do tego nie ma mowy tam o pleśni. Pan, obiecał nam to mieszkanie, jutro jedziemy podpisać umowę i tu pojawiły się problemy.
Poszłam do obecnej właścicielki, poinformować ją o naszej decyzji. Okazało się, że Pani jest bardzo niezadowolona, uważa, że pleśń zrobiłam sobie sama w mieszkaniu, susząc w nim pranie. No i powinnam wziąć szmatkę mokrą i zwyczajnie zetrzeć narosłe grzyby. Poza tym, grubo przesadzam uważając, że ta pleśń zaszkodzi Agnieszce. Ponadto umowa jest na rok i ja powinnam wymeldować się ewentualnie pod koniec umowy a nie w połowie. Jak to stwierdziła ta Pani, owszem, mogę wypowiedzieć umowę miesiąc wcześniej, ale za jej zgodą. Takie banialuki mi wciskała, że szkoda słów. Generalnie skończyło się na tym, że owszem, mogę się wyprowadzić, ale czynsz mam płacić do sierpnia!!!! Starałam się być opanowana, bo złością pogorszę tylko sprawę. Przyszłam do domu, zwyczajnie się spłakałam. Musimy się wynieść do czwartku, bo jakoś nie chce mi się płacić kolejnego czynszu.
Mój mąż wziął się zaraz za pakowanie, a rodzeństwo wywiozło już część rzeczy. W środę powinien podjechać samochód po meble a w czwartek sprawy porządkowe. W niedzielę jedziemy na turnus. Wszystko razem się tak skumulowało, ale kolejnej szansy na tanie mieszkanie mieć nie będziemy. W  każdym razie nie tak szybko.
Ostatnio miałam kilka spięć z właścicielką. Jednak myślę, że trochę racji miałam. Przy rozbiórce kominów, zasypał nas popiół z sadzą 3 dni z rzędu. Agnieszka w rurce miała sadzę. Wszystko było czarne, dywany wymagały karchera, a pościele i koce trzeba było wyprać.
Wychodząc z domu, prawie dostałam w głowę dachówkami, które bez zabezpieczenia rzucane były z dachu do kontenera na odpady.
A w czwartek, panowie zabrali się za wiercenie w kominie, w naszej piwnicy i skutkiem tego Agnieszki wózek był biały. Dosłownie. Musiałam go wyprać, a ze spacerków nici. Tak w ogóle to cała piwnica jest zasypana, wszystko jest w pyle po wierceniu.
A dzisiaj usłyszałam, że ja od jakiegoś czasu zrobiłam się dziwna. Nerwowa jestem i czepiam się o wszystko. Może i się czepiam, ale tylko jak mam powód.
No i powiedzcie, czy taka osoba ma prawo trzymać nas na siłę w mieszkaniu? Zmuszać do płacenia rocznego czynszu (nie ma tego w umowie). Umowa sporządzona jest w sposób minimalistyczny. Pani ma problem, bo przy obecnych pracach na dachu, nie znajdzie na nasze miejsce lokatorów. Tak więc mamy płacić, do czasu, aż się znajdą. Może ja się nie znam, ale to jest chore. Zaczynam się zastanawiać nad pobraniem próbek pleśni i przebadaniem ich. Tylko niestety nie wiem ile to kosztuje. Miałabym wtedy w ręku konkretny dowód, że to jest szkodliwe i że nie rusza się narosłej pleśni na ścianie, bo ona jest wtedy najbardziej szkodliwa. Tylko czy ja tak naprawdę potrzebuję wytłumaczenia, dlaczego się przeprowadzam? Każdą umowę można rozwiązać.
Szczerze mówiąc jestem bardzo zdenerwowana, bo ta Pani jest zdolna do wielu rzeczy. Tylko niestety dowiedziałam się o tym po niewczasie. Musimy robić zdjęcia przed wyniesieniem i po wyniesieniu mebli. Kopie oddać właścicielce. Trąci paranoją, ale jakoś nie chce mi się po sądach włóczyć. Kaucję bezzwrotną wpłaciliśmy, tak więc odnawiać mieszkania nie musimy. Ale się pokiełbasiło. Jednak po dzisiejszej rozmowie nie zamierzam to zostać ani dnia dłużej niż to konieczne!! I tak pewnie będzi opowiadała o mnie, jestem awanturnica i złośliwa jestem. Trudno. 10 lat na poprzednim mieszkaniu i nie było żadnych niemiłych zgrzytów na koniec. A tutaj pół roku i już nieprzyjemne sytuacje.
Życzę Wam milszych dni, niż ja mam ostatnio. Życzcie mi pomyślnego rozwiązania umowy i szybkiej przeprowadzki!

poniedziałek, 21 marca 2011

Obowiązek szkolny /21 marca 2011/

Wiosna! W końcu przyszła i rozświetliła niebo słonkiem. Już dosyć tego zimna i śniegu. Teraz będziemy mogły częściej na spacerki chodzić.
Z Agniesią już znacznie lepiej. Antybiotyk zrobił swoje, chociaż do czwartku jeszcze gorączkowała. Umówiłam się z Panią doktor, że przedłużymy antybiotyk jeszcze o dwa trzy dni. Dostałam receptę i jutro pojedziemy do kontroli. Agniesia pozbyła się tego paskudnego ropnego katarku. Całe szczęście!!! Od soboty już spacerujemy, chociaż dzisiaj akurat nam nic z tego nie wyszło. Ciężki dzień, a właściwie cały tydzień się taki zapowiada.
Zmarł tata Zosi Nowak. Człowiek, wydawałoby się w sile wieku, a tutaj choroba Go dopadła i pokonała. Byłam na pogrzebie w Budzyniu i muszę przyznać, jeszcze trudno mi w to uwierzyć. Cały czas zaskakuje mnie kruchość naszego istnienia. Dziś jesteśmy, jutro nas nie ma. Szanujmy siebie i ludzi nas otaczających, nigdy nie wiemy co nas czeka, możemy coś przegapić. Głębokie wyrazy współczucia dla rodziny Waldka.
Jestem rozbita po tym pogrzebie, a tyle spraw do załatwienia. Wracając z Budzynia wjechałam do poradni psychologiczno – pedagogicznej. Czas już zgłosić Agnieszkę do zerówki. Okazało się, że nie można odroczyć zerówki. To jest rok obowiązku szkolnego. Można odroczyć pierwszą klasę, ale tym samym cofamy się do zerówki powtarzając ją. Absurd. No nic, ponieważ Agnieszka nie ma jako takich badań psychologicznych, musimy kilka razy zgłosić się do poradni na ocenę stanu Agniesi. Pewnie zrobią jej testy IQ, okaże się jeszcze, że mam wybitne dziecko Dostałam druki do wypełnienia i do lekarza. Ponieważ w kwietniu jedziemy do Pani neurolog, wypełni nam ten dokument. Razem z całą niezbędną dokumentacją leczenia Agnieszki, będę musiała zanieść do poradni. Jutro jeszcze podjadę do szkoły podstawowej zgłosić Agi, żeby pani dyrektor mogła zaplanować nauczyciela dla niej.
W niedzielę wyjazd na turnus. Muszę przygotować samochód do drogi. Trzeba go umyć, wymienić opony na letnie, no i sprawdzić czy wszystkie płyny są w wystarczającej ilości. Chce się wygodnie dojechać, trzeba sobie pobiegać Powolutku zaczynam też pakowanie. Trochę tego mamy do zabrania, jak zawsze. Zupki muszę Agi nagotować jak ostatnio i blender zabrać. Podgrzewacz jaki dostałyśmy już dawno temu służy mi do dzisiaj! Jest niezbędny na turnusach.
Zauważyłam jednak, że pośpiech niezawsze jest wskazany. W piątek, tak się nieszczęśliwie przewróciłam, że nie mogłam złapać oddechu. Na szczęście, poza nieprzyjemnymi otarciami, nic więcej się nie stało. Ziemia podobno nie zadrżała. Miłe wrażenie na mnie zrobił młody człowiek, który pomógł mi się podnieść, pozbierać zakupy, zaniósł je do samochodu i upewnił się, że mi nic nie jest. Są jednak ludzie, którzy nie śmieją się z niezdary, tylko pomogą i zatroszczą się. Dzisiaj otarcia przestały już tak doskwierać, to sobie guza nabiłam! Starość nie radość!!! Zwyczajnie strach z domu wychodzić. Łamaga i tyle Pamiętając jednak upadek sprzed 2 lat, miałam w głowie jedno…nie rozwal okularów…
Życzę wszystkim miłych wiosennych spacerków :)))

poniedziałek, 14 marca 2011

No i pochorowała się… /14 marca 2011/

No to problem ropnego kataru u Agi mam z głowy. Agniesia ma antybiotyk. W sobotę wieczorem dostała gorączkę, 39 stopni. Bidulka cała się trzęsła. Na szczęście temperatura nie przekraczała 39 stopni przez całą niedzielę i nachodziła nieregularnie. Dzisiaj rano, Arek został i jechał później do pracy, pojechaliśmy do Pani doktor. Agnieszka była w fatalnym stanie. Cały czas spała, blada, usta sine. Pani Beata przeraziła się. Nawet na patyczek w buzi, przy badaniu gardła, Agi tylko się delikatnie skrzywiła, nie było jej klasycznego fuuu. Dostaliśmy antybiotyk w kapsułkach do rozpuszczania, bo w syropie nie ma tak silnego i z tak szerokim spektrum działania. Został zinnat, ale dużo czasu zanim zadziała. Mamy Dalacin. Kupiłam też probiotyk i fluconazol, żeby nie było grzybka. No i przede wszystkim inhalacje solą i mucosolvanem. Jeszcze antybiotyk mam tak ustawiony, że muszę o 4 wstać, żeby bidulce podać.
Jak wróciliśmy od lekarza, Agniesia mnie wystraszyła. Przez  kilka godzin nie mogłam jej ani trochę rozgrzać. Dostała gorącą herbatkę, później zupkę, przykryta była dwoma kocami i na moich rękach wtulona we mnie. Trzęsła się z zimna, miała lodowate dłonie i nogi, nawet nosek miała zimny. W końcu zagotowałam wodę wlałam do słoika, dobrze zakręciłam, zawinęłam w ręcznik i nóżki ułożyłam na tym prowizorycznym termoforze. Agniesia powolutku zaczęła się rozgrzewać. Tak cały dzień przespała.
Budziła się tylko jak ścierpła i było jej niewygodnie. Ułożona jednak w innej pozycji, natychmiast zasypiała z powrotem. Wygląda na to, że Agulek załapała to, co miałam, a właściwie jeszcze mam ja. Zapalenie gardła. Tak osłabia człowieka, że szkoda mówić. Trzeba wziąć całą, siedmiodniową dawkę antybiotyku, żeby lepiej się poczuć.
W zeszłym tygodniu przyszło zawiadomienie o zebraniu w szkole podstawowej w sprawie zapisów dzieci do szkoły. Miałam iść i porozmawiać z Panią dyrektor, ale niestety nie byłam w stanie. Muszę w najbliższym czasie iść do ośrodka edukacji i dowiedzieć się jak to z moją Agi jest. Pewnie w Stowarzyszeniu nie utworzą klasy takiej, jak bym chciała. Może za rok. Musze dotrzeć do nich i wszystkiego się dowiedzieć. Rocznikowo Agnieszka powinna iść do zerówki od września, jednak mam prawo ją odroczyć o rok. Poważnie się nad tym zastanawiam. Z uzasadnieniem myślę, że nie będzie problemu. Poinformuję Was o podjętej przez nas decyzji. Jeszcze nie wiem co zrobię.
Pozdrawiam wszystkich i dziękuję za ciepłe słowa i dobre rady.

piątek, 11 marca 2011

Marny tydzień /11 marca 2011/

Nasze poszukiwania wiosny zostały zawieszone. Niestety tym razem mama się rozchorowała. Taka mała odmiana. Wzięło mnie na tyle mocno, że brany od środy antybiotyk zaczyna dopiero delikatnie działać. Lekarz odmówił bowiem zapisania cyjanku, niby rozumiał mnie, ale nie zapisał. Pozostało mi brnąć dalej w to pogmatwane życie Już w poniedziałek się marnie czułam i na spacerku nie byłyśmy, we wtorek na domiar złego wystawiłam sobie kręgosłup… Starość nie radość. Nie ma jak to udany dzień kobiet. Umówiłam się szybko do naszych rehabilitantów. Tomasz starał się bardzo, ale dopiero Asia, która wpadła na chwilkę uratowała mnie od bólu. Niestety przeziębienia nie umieją wyleczyć. Na szczęście, mogłam się w końcu ruszać swobodniej.
Wiecie, jak tak siedziałam z Agnieszką na kolanach, bólem ściskającym klatkę piersiową jak żelazna obręcz, kaszlem duszącym gardło, i łzami płynącymi z wysiłku i bólu…przeraziłam się. Uświadomiłam sobie jak jesteśmy delikatni i jak bardzo kruche są nasze ciała. Przeraziło mnie to, że moja Agnieszka nie ma we mnie w tym momencie takiej opieki jaką powinna mieć. Sama nic nie jestem w stanie zrobić, potrzebuję wtedy szybkiej pomocy. Tylko kogo ja mam wzywać, jak wszyscy są zajęci? To ja jestem właśnie po to w domu, żeby jej pomóc i się nią opiekować. A w tym momencie miałam problem, żeby ją odessać, czy przewrócić. Muszę coś z tym zrobić. Tak bardzo przyzwyczaiłam się do tego, że jestem niezależna i sama staram sobie ze wszystkim radzić. Nawet teraz, jak wiem, że nie dam rady zrobić zakupów, pół dnia zastanawiałam się czy poprosić kogoś, a może jednak jutro pojadę sama…
Agniesia na szczęście dzielnie się trzyma i nie poddaje się zarazkom rozsiewanym przez mamę. W środę podczas obcinania tego nieszczęsnego paznokcia, który dopiero zrasta, prawdopodobnie naciągnęłam Aguli boleśnie stopę. Musiałam jednak uwolnić paznokieć od skóry, bo znowu zaczął wrastać. Asia okleiła ją tejpem, bo okazało się, że Agi odczuwa tam duży ból. Dzisiaj paluszek miała cały czerwony i taki jakby napuchnięty. Zrobiłam jej okład z kapusty. Mam nadzieję, że po raz kolejny pomoże.
W przyszłym tygodniu muszę zadzwonić do Pani doktor. Agiś ma taki brzydki, ropny zapach z buzi i wydzielinę z noska też ropną. Nie ma ani gorączki, ani żadnych innych sensacji. Jedynie gęstą wydzielinę. Tylko jak się pozbyć ropnego kataru? Na ropę kojarzy mi się tylko antybiotyk, ale może jest coś mniej inwazyjnego. Musze się dowiedzieć.
Agunia dostaje ostatnio tran. Kupiłam w ramach witamin. Dostaje oprócz tego nadal wapno z witaminą C i bioaronem C. Mam nadzieję, że ta bateria da jej odporność, która uchroni ją przed kolejną infekcją.
Powiem Wam, że czułam się tak marnie, że kusiło mnie aby odwołać rehabilitację Agniesi na czwartek i piątek, jednak byłam dzielna i nie poddałam się. I dobrze, chociaż Agi była pewnie innego zdania. Jutro jednak sobota i zamierzam odleżeć swoje. Moja maturzystka też jutro nie przychodzi na matematykę, to mam sobotę na relaks i chorobowe.
Życzę wszystkim przede wszystkim zdrowia, bo bez niego, nie ma z nas pożytku. Pozdrawiam.

sobota, 5 marca 2011

Szukamy wiosny /5 marca 2011/

Ostatni tydzień zleciał nam nadzwyczaj szybko. Dzięki sprzyjającej pogodzie, codziennie spacerowałyśmy. Słońce ma coraz większą moc i daje nam nadzieję na nadchodzącą wiosnę. Dzisiaj już troszkę się zachmurzyło, ale zaraz ubieram Agulka i idziemy chociaż na chwilkę. Mam wrażenie, że Agi na to tylko czeka. Wczoraj, ponieważ była wyjątkowo słoneczna i spokojna pogoda, poszłyśmy nad jeziorko w poszukiwaniu wiosny. Jezioro zamarznięte, ale widać już topniejący lód. Na wierzbach pękają bazie, a pąki na gałęziach coraz większe. Dzisiaj obiecałam Agi, że nakarmimy łabędzie. Mają swoje stałe miejsce na plaży, gdzie czekają na spacerujących ze smakołykami. Piękne wyniosłe łabędzie, kaczuszki dzikie, a nawet jedna gąska się znalazła.
Agniesia cały tydzień grzecznie poddaje się zabiegom rehabilitantów. W czwartek ciocia Asia nie mogła sobie poradzić z Agniesią i zasugerowała, że przydałaby się terapia czaszkowo-krzyżowa. Ponieważ, tego dnia miałyśmy tylko jedne zajęcia, zadzwoniłam do Mirka i umówiłyśmy się w Aquaparku. Akurat o 14 miał dyżur. Mamy bliziutko do nowego wągrowieckiego nabytku, więc poszłyśmy. Agniesia rozluźniła się podczas zabiegu. A ja, korzystając z okazji i podpowiedzi, umówiłam się z Mirkiem na dodatkowe dwa zabiegi w tygodniu z pracą w buzi. Dziękuję za podpowiedź. We wtorek i czwartek mamy tylko po jednych zajęciach, to dołożymy jeszcze te zajęcia. Jeżeli będzie taka potrzeba, dojdziemy do Aquaparku. Terapia czaszkowo-krzyżowa nie wymaga rozbierania dziecka i nie rozgrzewa Agulka tak mocno. W związku z tym, możemy spokojnie wyjść po zabiegu na spacerek, bez zagrożenia chorobą.
Od niedzieli walczyłyśmy z nadmierną wydzieliną u Agniesi. Chodziłam nieprzytomna, bo Agniesia budziła mnie tysiąc razy w nocy na odsysanie. Ja jednak to nic, Agniesia była tak samo, a nawet bardziej wykończona. W poniedziałek wymieniliśmy Agnieszce rurkę tracheo, mając nadzieję, że to poprawi sytuacje, Niewiele to jednak dało. Od środy już jest lepiej. Jednak inne dziecko, też z rurką miało takie same problemy, więc może to skutek pogody?
Wczoraj na nauki przyszedł nowy wujek. Agnieszka cały czas obserwowała Pawła, oczekując, czego on może od niej chcieć. Wzbudził chyba jednak jej sympatię, bo nie zaczął z nią żadnych ćwiczeń. Tylko delikatnie pogłaskał po rączce. Agnieszka natomiast nie miała ochoty na ćwiczenia. Rozluźniona była super, ale cioci Karolinie ewidentnie dawała znać, że nie ma ochoty na pracę. A fuuuu…. ciociu!
W końcu ogłosili dobrą wiadomość i nie ma Vat-u na turnusy rehabilitacyjne!!! Cieszę się strasznie, bo zaoszczędzimy dzięki temu blisko 2000 zł. No i dostaliśmy potwierdzenie z instytutu, jedziemy do Mielna!!! Już za miesiąc.
Kochani, życzę udanego weekendu. A my szykujemy się na spacerek i dalej szukamy wiosny :)))