wtorek, 28 września 2010

Zamieszanie /28 września 2010/

Mogliby już nam tego neta podłączyć!! Dzwoniłam w piątek, to Pani powiedziała, ze trwa to tak koło miesiąca. A jak zapytałam, kto mi odda za rachunek, który i tak będę musiała zapłacić, to kazała złożyć reklamację. No to złożymy. W końcu, to powinno im zająć kilka dni, a nie miesiąc.
Agniesia już wydobrzała po tej dziwnej chorobie. W sobotę byliśmy nawet w Pile. Jakież było jej zaskoczenie, jak w niedzielę, chwilkę po ubraniu wyszliśmy na dworek! Za to wczoraj Sonia poustawiała Agi. Okazało się, że była strasznie pospinana. Jejku, jak bardzo ją wszystko bolało! Jak widziałam, rozluźniane barki i piersiowe mięśnie…to strasznie bolesne jest! a moje dzielne dziecko „tylko” się denerwowało i ani łezki nie uroniła.
Niezłe zamieszanie mam teraz z paczkami. Jeżeli coś kupuję, to często przez Allegro. Do tego lubię kupować u sprawdzonych sprzedawców. Najpierw nie chciała mi Pani wydać paczki na poczcie, bo w dowodzie inne zameldowanie a Pani mnie nie zna! Teraz się okazało, że stały sprzedawca wysłał paczkę na stary adres. Ciekawe czy ktoś odebrał??Jak Arek wróci pojadę jej szukać.
Agulek chyba się już przyzwyczaiła do nowego mieszkania. Końcówka tygodnia była piękna, więc korzystałyśmy sobie ze spacerków, co oczywiście cieszyło niezmiernie moje dziecko. Przy okazji podjęłyśmy próbę załatwienia karetki na czwartek. Okazało się, że przez to całe zamieszanie, daty mi się pogubiły i do Warszawy jedziemy!!! Niewiele brakowało, a pociągiem musielibyśmy jechać. Na szczęście, pomimo rewolucji w naszym szpitalu – zmiana dyrekcji – karetka będzie. Wczoraj dowiozłam zlecenie od Pani doktor. Teraz niestety pogoda paskudna, na spacerki nie da rady. Za to w niedzielę jedziemy na turnus. Tak po raz kolejny postanowiłam jechać na turnus do dr Masgutowej. Ku mojej radości turnus jest znowu w Mielnie, tylko w innym ośrodku – w Syrenie. W sumie to po drugiej stronie ulicy. Strasznie się cieszę, bo Agniesi bardzo podoba się nad morzem. Mam tylko nadzieję, że pogoda będzie nam sprzyjać i skorzystamy z przesyconego jodem powietrza!!
W niedzielę za to pojechaliśmy sobie na grzyby. W ciągu 2 godzin każdy zebrał prawie pełen koszyk! Jak wróciliśmy do domku, czekała mnie więc praca z grzybkami. Trzeba było zająć się swoimi zdobyczami. Suszą się dwie blaszki w piekarniku i do tego obiadek wczoraj był! Kilka podgrzybków, prawdziwek i kurki w sosie śmietanowym z ryżem! PYYYYCHA!!!! Warto było siedzieć do północy!!
Dzisiaj zrezygnowałam z wyjazdu do Piły na rezonans. Nie zaryzykuję przeziębienia Aginka przed wyjazdem niedzielnym. Jutro jeszcze Pani bioterapeutka i w czwartek Pani dentystka.
Dobra idę do mojego małego wzdychacza ;))) Brzuszek po drugim śniadanku już odpoczął, można pomiętosić gzuba!

poniedziałek, 20 września 2010

Jesiennie… /20 września 2010/

Już piszę, piszę… 
Miniony tydzień upłynął nam pod znakiem choroby Agniesi i załatwiania dokumentów, no i dalszego meblowania się. A jakże by inaczej!
Najważniejsze, czyli zdrowie mojej małej królewny. Otóż okazuje się, że Agunia jeszcze dzisiaj dostała temperaturę 37,5, w trakcie, a właściwie pod koniec rehabilitacji. W niedzielę, nie miała gorączki, byłyśmy nawet na spacerku, a tu taka niespodzianka… Sama już nie wiem co mam robić. Niby nic więcej jej nie jest, ma tylko taki brzydki, ropny katar. Gardło czyste, osłuchowo też. Już w piątek dzwoniłam do Pani doktor, ale usłyszałam zamiast „dzień dobry” „antybiotyku nie będzie”! A ja chciałam się tylko zapytać jak długo ten ibum mogę podawać… Sama nie wiem, czy nie wolałabym, żeby Agi się porządnie rozchorowała, przynajmniej wiadomo co to i można zadziałać. Ech, a tak, raz jest stan podgorączkowy, raz nie ma, to znów temperatura do 38 wzrasta… No ale czemu?? Nie mam pojęcia. Dzisiaj od tygodnia mieliśmy pierwszy masaż z rehabilitacją. Asia mówiła mi, że bardzo dużo miała nastawiania. Ja przyjechałam na końcówkę zajęć, bo kończyłam załatwianie spraw papierkowych. Najpiękniej Agi zareagowała, jak przekazywałam mamie w pośpiechu, że na 13 będzie Mirek na masarz, a na 13.30 Asia na rehabilitację. Agulek leżała na sofie, odwróciła w moją stronę głowę, zrobiła wielkie oczy i wydała z siebie bardzo niezadowolone „fuuuu!!!” Miała przy tym bardzo niezadowoloną minkę. Oj ubawiłam się setnie!! I niech mi ktoś powie, że ona nic nie rozumie.
Wracając jednak do gorączki, to Asia stwierdziła, że to może być od kręgosłupa. Faktycznie, temperatura szybko zeszła, a Agniesia się uspokoiła. Dostała Ibum i coś na przeziębienie. Jutro jedziemy do Piły na rezonans stochastyczny i do Pani neurolog. A właśnie musze poszukać jej ksiażeczkę zdrowia. Chociaż chyba wiem gdzie jest. Uroki przeprowadzki. Dzisiaj też próbowałam posortować faktury do fundacji, ale sama widzę, że brakuje mi przynajmniej jednej. Jeszcze muszę z piwnicy przynieść, bo tam też jakieś dokumenty były.
Oj, tak jak na początku pakowanie miało jakiś logiczny sens, to na końcu, pakowaliśmy jak popadnie. No i teraz ponoszę tego konsekwencje. No ale okna umyłam w sobotę, niestety efekt nie jest tak spektakularny jak się spodziewałam. Sąsiadka miała rację. Okna są kiepskiej jakości i smugi straszne. No ale jaśniej się zrobiło i jak tylko słońce nie świeci, to nic nie widać. Po raz kolejny zrobiliśmy przemeblowanie, rozwinęliśmy mały dywanik przy Agi łóżku, bo w nocy, zawsze na bosaka przy niej siedzę, zrobiło się przytulniej. W czwartek dowieźli też sofę. W pokoju zrobiło się jaśniej. Dzisiaj zawiozłam w końcu do prania dywan z prośbą o cudowne czyszczenie. Niestety, to są uroki chodzenia w butach po dywanie. Mam nadzieję, że dopiorą, bo moje próby okazały się żałosne w skutkach.
No i w końcu załatwiłam zameldowanie, zasiłki rodzinne i złożyłam wniosek o dodatek mieszkaniowy. Byłam też w gazowni, żeby rozwiązać umowę na poprzednie mieszkanie. Całe szczęście, że pojechałam, a nie pozwoliłam załatwić tego właścicielowi. Muszę zrobić to samo z energetyką. Okazało się, że ten Pan nie przepisuje liczników na siebie, po rozwiązaniu umowy, a przed przekazaniem następnym lokatorom. Pani chciała nam dać miesięczny okres wypowiedzenia. Oznacza to, że przez miesiąc płaciłabym jeszcze za gaz w tym mieszkaniu. Pomimo tego, że stan licznika był spisany! Niestety wody nie jestem w stanie przypilnować, bo mamy ją rozliczaną w fakturach za czynsz. Zobaczę jeszcze, poproszę najwyżej o pokazanie poprzedniego stanu licznika z ostatniej faktury. Tak w sumie to dzisiaj całkiem sporo załatwiłam. Została mi jeszcze wymiana dokumentów i zmuszenie Arka do udania się do banku, żeby zmienił adres.
Muszę Wam się przyznać, że chyba dopada mnie jesień. Ciągły brak słońca, mało ruchu na świerzym powietrzu. Ostatnio uciekam, jak Arek wraca i wychodzę kupić choćby chleb, czy pójść do drogerii, albo bankomatu. Dzisiaj znalazłam skrót do naszego domu. Później trochę żałowałam, bo zaoszczędziłam sobie jakieś 10 minut przyjemnego spacerku. Na domiar wszystkiego bateria przy ssaku znowu jest do niczego. Tym razem poproszę o przysłanie nowej baterii. Dzisiaj zapomniałam dzwonić. Jak wróciłam do domu, było już po 14, a chyba do 15 pracują.
Ostatnio ciągle mam łzy w oczach jak patrzę na moją Agniesię. Ciężko mi ją odsysać, widząc, że sprawiam jej ból. Ja wiem, że to jej pomaga. Bez tego udusiłaby się, nie mogłaby oddychać. Dzisiaj, Agniesia starała się podnieść głowę. Posadziłam ją bez tzymania, walczyła dzielnie, zeby trzymać główkę, jednak albo do tyłu, albo do przodu w końcu jej opadała. Moje serce sypie się na coraz mniejsze kawałki jak to widzę. Ostatnio Agniesia robi wrażenia, jakby więcej rozumiała. Jak przychodzi Nadia na wymianę zabawek, Agulek się denerwuje. Tak jakby chciała się z nią pobawić, zobaczyć ją. Czasem Agusia jeszcze leży w łóżku jak przyjdzie Nadula i jej zwyczjnie nie widzi, tylko słyszy. Jak ją widzi, jest ok. W sobotę Agniesia dostała książki do czytania od Nadii. O Kubusiu Puchatku i Andersena.
W czasie przeprowadzki najtrudniejsze było pakowanie Agniesinych rzeczy. Danusia wyjęła taka podartą koszulkę z szafy, body 68. Białe z granatowymi lamówkami… rozcięte, żeby łatwiej było zdjąć. Najpierw zadrwiła sobie ze mnie, co ja trzymam w szafie, a ja tylko spojrzałam na nią i dodałam, że jakoś nie mogę tego wyrzucić. Wtedy skojarzyła, co to jest, przeprosiła. A ja sie przecież nie gniewam, skąd mogła wiedzieć.
Agniesi zabawki. Takie, którymi się bawiła. Cały tapczan jej wypchany po brzegi. Pieski, które sobie wybrała w Kauflandzie, miała wziąć jednego, spojrzała i pogłaskała najpierw jednego, potem drugiego. Dostała obydwa. Grzechotki, samochodziki, buciki z pieskami, takie różowe, adidaski, które nosiła… Pewnie jakieś dziecko ucieszyłoby się z tego wszystkiego…jednak nie mogę. Nie potrafię. Łzy napływają, w gardle klucha. Może właśnie dlatego popadam ostatnio w taki melancholijny nastrój? Nie wiem, trudno to określić, ale wyjątkowo ciężko mi jest. Jednak nic nie zrobię, muszę podnieść czoło i przeć do przodu. Dla Agnieszki.
Kochanie, wszystko co robię, nawet jak boli, to tylko dla Twojego dobra. Wzięłabym ten ból dla siebie, ale nie potrafię. Nie umiem Ci pomóc. Tak bardzo za Tobą tęsknię i tak bardzo Cię kocham!!!

środa, 15 września 2010

Mały choruszek! /15 września 2010/

Zaczynam się przyzwyczajać do nowego miejsca. Agulek chyba też. Niestety Agniesia mi się rozchorowała. W piątek po rehabilitacji dostała temperaturkę. Zadzwoniłam do Pani doktor, przeszłyśmy na neutralne przeciwgrypowe leki. W sobotę wszystko dobrze, nawet byłyśmy na dworku. Na podwórku mamy ławki i stół. Mogłyśmy się pogrzać z Agi na słoneczku. Agulek nawet się lekko zaróżowiła na buzi.
W niedzielę zabraliśmy się z Arkiem za pozostałe w starym mieszkaniu rzeczy. Postanowiliśmy wszystko zwieźć i zwolnić w tym tygodniu mieszkanie. Miałam 3 kursy cytrynką. Co się zmieściło wylądowało w piwnicy, telewizor u teściów, bo im się popsuł. Reszta rzeczy na u mojej mamy w gospodarczym. Po drodze spotkaliśmy znajomych i Arkowi udało się zdobyć kołki. Dzięki temu można było zawiesić szafki w kuchni. Zlikwidowałam wszystkie worki i kartony w pokoju. Zostało mi jeszcze zawieźć dywan do czyszczenia. W niedzielę Agniesia dostała dwa razy temperaturkę. W poniedziałek nad ranem tylko.
We wtorek pojechałam do Pani doktor. Ponieważ Agniesia nie ma specjalnie wysokiej gorączki, bo dochodzi najdalej do 38, postanowiła odczekać z antybiotykiem, jednak czuję, że do końca tygodnia dostaniemy antybiotyk. Wczoraj Agula dostała 38,6 po południu i wieczorem. Rano dzisiaj znowu miała taką wysoką temperaturę. Jednak dziwi mnie, ze ibum jej tym razem pomaga na taką gorączkę. Działa bardzo szybko. Tylko Agniesia zaczyna już dostawać dreszczy jak nachodzi jej gorączka. Zobaczymy jeszcze do jutra, może zejdzie i uda się bez niczego. Rehabilitacja oczywiście odwołana na cały tydzień.
Jak pogoda pozwala jeżdżę załatwiać sprawy papierkowe. ZUS w poniedziałek do odbioru, dodatek mieszkaniowy i meldunek trzeba zanieść jedynie do urzędu. Jeszcze muszę wejść do US po zaświadczenia. Jednak dzisiaj znowu pada i mama nie przyjedzie posiedzieć z Agnieszką. Niestety do czasu jak nie załatwię wszystkiego musze ją wykorzystywać. Może jakby Agi była zdrowa, poszłybyśmy na spacer i niektóre sprawy załatwiły we dwie. Jednak zasiłki rodzinne i dodatki mieszkaniowe, są na pierwszym piętrze bez windy. Muszę wnieść Agnieszkę.
Wczoraj zdaliśmy mieszkanie, spisaliśmy liczniki i muszę jeszcze jechać do gazowni zgłosić zakończenie umowy. Pozostało mi jeszcze powysyłać informacje o zmianie adresu i wymiana dokumentów. Mam nadzieję, że w sobotę uda mi się zdjęcie zrobić. Musimy jednak poczekać na zwrot kaucji za mieszkanie, w umowie mieliśmy, że zwrot następuje po umniejszeniu kosztów amortyzacji. Mam obawy, że nie dostaniemy tyle ile wyliczyłam…
Rozpadało się na dobre i najzabawniejsze jest to, że ja tylko słyszę delikatne pukanie o parapet, a nie ogłuszające walenie w szybę! Do tego ten luksus wypicia w samotności o poranku kawy w drugim pokoju! To jest coś o czym marzyłam! Tak niewiele, a sprawia tyle przyjemności…
No to idziemy się inchalować! Pozdrawiam wszystkich cieplutko!!!

piątek, 10 września 2010

No to mieszkamy!!! /10 września 2010/

Witajcie! Mieszkamy już na nowym. Jeszcze się nie w pełni urządziliśmy, ale podstawowe rzeczy są. Mam nadzieję, że dzisiaj przywiozą nam szafki do kuchni, bo czas zdać stare mieszkanie. W kuchni na razie karton na kartonie i nie ma jak się ruszyć. Pomijam ten drobny szczegół, że kuchnia jest naprawdę maleńka. Nie było wyjścia, musiałam kupić szafki wiszące. No i 300 zł poszło. Te stare, stojące, wstawimy do piwnicy. Piwnica jest płytka i nie wilgotna. Przynajmniej nasza. Możemy tam trzymać rzeczy mniej urzywane. Musze jeszcze pokąbinować co z tym blatem do kuchni. W obecnej chwili deska do krojenia leży na zlewozmywaku i to mi służy za blat roboczy. Jak to człowiek potrafis się dostosować…
W łazience umywalka wymieniona na mini mini. Dzięki temu pralka weszła i pierwsze prania już zrobione. Trochę kłopotliwe jest kąpanie Aginka. Jednak i z tym trzeba sobie poradzić. Jakby nie patrzeć to tylko kilka chwil. Jakoś damy radę.
Agniesia na początku była wystraszona i nie wiedziała co się dzieje. Jednak z czasem zaintrygował ją wysoki sufit i te wielkie okna w ścianie. Taka miła odmiana po oknach w suficie. Już się chyba przyzwyczaiła. Ma swoje łóżko, są jej misie, akwarium tata zainstalował. Do tego wszystkiego, Agniesia ma za ścianą sąsiadkę. Zaledwie rok starszą od niej. Nadia, przychodzi i wyminia się z Agnieszką zabawkami. Zabiera misia, a przynosi Agnieszce lalkę śpiewającą. Zawsze umawiamy się na jak długo porzycza jakieś zabawki. Nadia dokładnie trzyma się wyznaczonych terminów. Nie przeraża jej Agnieszka, a co najważniejsze pamięta, żeby przynieść jej zabawkę. Jej mama śmieje się, że ją tego nauczyłam i teraz nie pozbędę się jej córki. Mi to jakoś nie przeszkadza.
Największe niezadowolenie Agniezka okazała, jak znaleźli ją też rehabilitanci! Ciężko było jej przemówić, że ma ćwiczyć a nie wygłupiać się i spinać. Niestety brak pogody i czasu nie pozwala nam na spacerki. Jedyny dzień, kiedy Agi szczęśliwie posiedziała na dworku, to wtorek. Byliśmy wtedy w Pile na rezonansie i podjechaliśmy do cioci Eli. Czarek został mianowany na pierwszoklasistę i chcieliśmy się dowiedzieć jakie wrażenia.
Mam teraz masę załatwiania po urzędach. Jeszcze nic nie zaczęłąm. Nie mówiąc o zdjęciach do dowodów i prawa jazdy. Na domiar wszystkiego, kończy się okres zasiłkowy i muszę złożyć wniosek o zasiłek rodzinny! No i znowu, US, ZUS, Wydział Zasiłków…
Mam nadzieję, że będzie nam się tutaj miło mieszkało. Na razie jest bardzo przyjemnie. Nie ma telewizora, brak neta.Jakoś tak nie brakuje mi telewizorka, bardziej internetu. Jednak muszę poczekać, aż się do mnie TPSA zgłosi. Jak znam życie pewnie z miesiąc poczekam! Dobrze, że laptopa mam od kogo porzyczyć!

piątek, 3 września 2010

Zmiany, zmiany, zmiany…. /3 września 2010/

Witajcie kochani po tak ogromnej przerwie. Nie obawiajcie się, nic strasznego się nie dzieje. Chyba… No ale po kolei.
Przeprowadzamy się! Tak, to niemal niewiarygodne, ale prawdziwe. W poprzedni czwartek byliśmy na rozmowie w sprawie mieszkania. Na parterze, na głównej ulicy miasta. Dwa pokoje, zaledwie 6 metrów więcej, ale za to dwa piętra niżej! No i tylko to nas przekonało do tej decyzji. Niestety w naszym miasteczku mieszkania są tak obłędnie drogie, że nawet Poznań nie dorównuje już cenami. Cóż, umowa na rok, mieszkanie odnowione, kaucja 1500 zł. Bez kaucji się nie da. A i tak stosunkowo niewielkiej wysokości.
Jednak jak skończyli ten remont zaczęły wychodzić mankamenty mieszkania. Najpierw panele, kładzione w ostatniej chwili i listwa progowa, która uniemożliwiła nam zamknięcie drzwi. Sąsiadka pożyczyła mi krzyżak i wykręciłam. Drzwi musimy podnieść i podkładki na zawiasach położyć, bo z paneli nici zostaną. Następnie, świeżo położone kafelki w kuchni. Prawdopodobnie na płycie i już jeden jest pęknięty. Następnie podłączenie rur pod zlewami przez hydraulika – żenada!!!! Woda leci każdą szczeliną. Brak miejsca na pralkę.
Dzisiaj zaczęłam wszystko organizować. Przede wszystkim poinformowałam właścicielkę o wadach. Kupiłam malutką umywalkę do łazienki, dzięki czemu zmieści się nam pralka. Kupiłam też nową baterię pod prysznic. Kolega – hydraulik, już zamontował. Na szczęście, że mamy takich przyjaciół. Bronek naprawił kran w kuchni, powymieniał przyłącza do pralki, poinstruował nas, co do bojlera na wodę i grzejników jednofunkcyjnych. Jutro zajmie się zlewem i kranem w kuchni.
Teraz jeszcze muszę załatwić sofę dwuosobową i trzy szafki wiszące do kuchni. Pozostałe rzeczy mam.
No właśnie i tu kolejny „problem”. PRZEPROWADZKA!!!! Masakra! Czy ktoś z Was to lubi? Jakoś nie przepadam za noszeniem wszystkiego w tą i z powrotem. W sumie mam teraz o tyle lepiej, że znoszę dwa piętra w dół, a wnoszę tylko kilka stopni. Poprzednio schodziliśmy z drugiego piętra i wnosiliśmy na drugie, a byliśmy wtedy po całkiem „fajnej dyskotece” Kurcze, wiecie, że to już 10,5 roku jak tutaj mieszkamy? Miało to być rozwiązanie na chwilę. No i wyszło na trochę dłuższą chwilkę!
Swoją drogą taka przeprowadzka zmusza człowieka do odświeżenia garderoby. Jakoś tak luźniej robi się zazwyczaj w szafie. Na szczęście mam komu wydać ciuchy, więc z tym nie ma już problemu. Jutro przewozimy meble. Od rana rozmrażam lodówkę. Duża szafa już rozkręcona.
Jestem strasznie ciekawa jak zareaguje moja córka na nowe miejsce. Jutro sprawdzimy. Agniesia ostatnio troszkę wrażliwa na ból jest. Wyskakują jej kręgi w odcinku piersiowym. Do tego jakoś rurka jej się przytyka i najczęściej w nocy walczę z udrożnieniem jej oddechu. Na domiar wszystkiego moja córeczka nie może iść na spacer, bo pogoda na to nie pozwala. Bardzo jest niezadowolona z tego powodu. Jak zakończymy naszą bitwę z nowym mieszkaniem i jakoś uda nam się normalnie zamieszkać, napiszę coś więcej. Kłopot jednak z tym, że musimy czekać na przeniesienie numeru z TPSA. W tym celu muszę jechać do najbliższego punktu – czyli w Chodzieży. W poniedziałek i tak muszę tam jechać, to może uda mi się załatwić wszystko za jedną drogą. Na domiar złego wydzwoniłam dzisiaj w słup samochodem! Na szczęście tylko trochę wgnieciony jest. Nie tyle, że się zdenerwowałam, co załamałam. Jak można nie widzieć lampy??? Ciężki ten dzień dzisiaj był, ciężki…