Tyle nerwów, przemyśleń, nieprzespanych godzin, a minęło wszystko
jak z bicza strzelił. Czy jak się pakujecie z dzieckiem na wyjazd, też
macie problem z pomieszczeniem się w przeznaczonej do tego celu walizce?
Ja nie potrafię tego ogarnąć. Czy jedziemy na dobę, czy na kilka dni,
ja mam tak samo dużo do zabrania.
Wyjechaliśmy na oddział zgodnie z planem o 6.35. Od czwartej już nie
spałam, więc wstałam i zaczęłam się szykować. Dotarliśmy przed ósmą, i
ze spokojem zostaliśmy przyjęci na oddział. Jako, że byłam pierwsza na
pokoju, mogłam wybrać łóżko i miałyśmy duże łóżko, na którym mogłam spać
z Agniesią. Leżak pojechał do domu
Absurdem było, że nad łóżkiem nie było ssaka centralnego, panel ze
ssakiem był nad łóżeczkiem. Nawet nie moglibyśmy przestawić łóżka, bo
nie miało kółek, a z łóżeczka, nawet tego dużego ciężko byłoby mi
wyciągać Agnieszkę. Mnie i tak wszystko jedno, mogę używać swój ssak,
tylko centralny prawie nie hałasuje, a mój diabełek ma odgłos młotu
pneumatycznego, zwłaszcza w nocy. Rodzicom jednego dziecka z pokoju się
to bardzo nie podobało i z pretensjami skierowanymi do mnie, wysłałam
ich do pielęgniarek po inny przydział. Wrócili z kwitkiem. Koniec
końców, chłopczyk był tak przerażony, że swoim płaczem nie pozwalał spać
i nam i naszym dzieciom, a mój ssak, nie robił na nim najmniejszego
wrażenia Swoją drogą to szpital i musimy się dostosować do warunków i odgłosów, a nie hotel wysokich lotów.
Pomimo nerwów, Agniesia ładnie przespała noc. Nawet nie domagała się
jedzenia. Właściwie nawet nie zdążyła, jechałyśmy jako pierwsze na
badanie. Sala laryngologów jest remontowana i trzeba było kawałek
szpitala zwiedzić i do chirurgów na czwarte piętro jechać. Zabieg
faktycznie nie trwał długo, tym razem wszystko poszło w jakieś pół
godziny. Jednak Agnieszka miała bardzo zakrwawioną rurkę i nosek.
Wyciągnęłam sporo krwi jeszcze. Biedna moja mała, była cała roztrzęsiona
i wystraszona. Na szczęście, pielęgniarki mi sprawdziły w papierach,
dostała środki przeciwbólowe. Po 20 minutach zaczęły działać i Agnieszka
zasnęła spokojnie. Tylko od czasu do czasu otwierała oczka i sprawdzała
czy jestem.
Pani doktor wyszła do mnie po zabiegu i powiedziała, że niestety stan
Agnieszki gardła jest gorszy niż poprzednio. Wszystko się pozapadało,
do tego trzeci migdał jest pardzo przerośnięty i nawet przez nos nie
udało im się dostać do krtani. Koniec końców, wykonana została
fiberoskopia przez rurkę tracheo. Rozwidlenie tchwicy prawidłowe i
znalazło się już miejsce na dłuższą i szerszą rurkę. Nie założono jej od
razu po zabiegu, bo nie chcieli podrażniać jeszcze bardziej, obolałych
miejsc. Rurkę założył dzisiaj rano doc. Szydłowski w gabinecie
zabiegowym. Niestety rurka jest bardzo wysoka, i zastanawiam się teraz,
jak będą wyglądały ćwiczenia Agnieszki. Mam nadzieję, że nie będzie to
nam w niczym przeszkadzało. Agnieszka ma pod rurkę podłożone 3 gaziki,
docent sprawdził, czy nic nie zostało skaleczone po założeniu rurki.
Prawdę mówiąc, pierwszy raz widziałam tak delikadne podejście lekarza
przy wymianie rurki. Widać ewidentnie, że ten człowiek wie co robi.
Wymieniał tę rurkę, ale robił to jakoś tak pewnie i zarazem delikatnie.
Wszyscy lekarze, którzy do tej pory wymieniali Agnieszce rurkę mogą się
przy nim schować.
Teraz musze kupić nowe rurki, dostałam kartkę z nazwą i rodzajem.
Muszę ich poszukać w internecie i zobaczyć jaka jest różnica w wymiarach
tej, i takiej z niższym kołnierzem. Może zmienilibyśmy Agnieszce na
taką bez komina, niższą? Nie wiem, bo nie wiem jaka długa jest ta rurka.
Zaraz będę szukała, może właśnie dlatego taką założyli, bo jej
szerokość idelanie pasuje? Muszę dokładnie to sprawdzić, a potem
ewentualnie dzwonić na oddział i dowiedzieć się co i jak.
Wróciliśmy do domu karetką. Pani doktor trochę się nabiegała z
załatwianiem transportu dla nas, ale wszystko udało się załatwić. Krótki
transport i wypasiony samochód, całkiem inny komfort jazdy. Kierowca
miły, przegadaliśmy całą drogę. Agnieszka bezpiecznie wpięta w pasy na
łóżku. Super, po godzinie byliśmy już w domu. Jak dobrze i miło. Dwie
pralki już zrobione. Jeszcze ze dwie mi wyjdą. Muszę wszystko przeprać,
bo jakieś takie…
Agnieszka właśnie idzie do kąpieli. Stęskniona za misiami i za tatą.
Kazała sobie kilka razy włanczać misia wzdychacza. Dopiero po szóstym
razie dała spokój. Z tatą też się przywitała, stęskniona. Tata był w
pracy jak wróciłyśmy, więc musiała troszkę poczekać na niego.
Luksusów w szpitalu nie ma, ja to wiem, ale żebym nie mogła sobie
kawy rano wypić? Panie mi powiedziały, że nie zalewają rodzicom gorących
napoi. Później się dowiedziałam, że w porze posiłku można herbatę na
stołówce wypić, tylko ja wnie mogę siedzieć na stołówce, jak dziecko w
pokoju leży samo. Agnieszce mogłam wszystko podgrzewać, nawet gorącą
herbatkę jej zrobić, to się Agniesia z mamą dzieliła
Właściwie to nie ja mogłam, tylko pielęgniarki mi grzały. Szkoda, że
nie ma kuchni dla rodziców. Podobno ma być jeszcze gorzej…
Rozwialiło mnie też, że musiałam po raz kolejny dać do założenia
swoją prywatną rurkę. Wkurzyłam się, bo najpierw Pani anestezjolog
zarzekała się, że oni mają wszystkie rozmiary. Później Pani laryngolog
przeprowadzająca z nami wywiad, też twierdziła, że mają. A na łóżku, na
którym Agnieszkę wieźli na badanie, leżała rurka PED, nie NEO! Musiałam
dać swoją. Do tego pytanie Pani doktor przed zabiegiem mnie dobiło, czy
nie mam ze sobą grubszej rurki, nie miałam!!!
Kochani wybaczcie mi moje ostatnie użalanie się nad sobą, ale mój
umysł w chwili zagrożenia pracuje na moją niekorzyść. Jak na ironię, w
szpitalu nerwy zmniejszyły się bardzo. Faktem jest, że przez całą dobę
miałam z kim rozmawiać i tak po prawdzie, usta nam się nie zamykały.
Miałyśmy z mamą Łucji dużo wspólnych tematów i warto było się podzielić
swoimi doświadczeniami Dziękuję za słowa wsparcia i wierzcie, pomogło!!!!
Życzę wszystkim udanego tygodnia, a ja postaram się trochę odpocząć.
Jutro dzień wolny od zajęć i będziemy się z Agnieszką wylegiwać