sobota, 28 czerwca 2014

OSIEM LAT :D /28 czerwca 2014/

Moja kochana córeńko, wraz z tatą, życzymy Ci dużo zdrowia, sukcesów w ciężkiej pracy, jaką wkładasz w rehabilitację. Kochanie moje, rośnij nam zdrowo, uśmiechaj się do nas jak najczęściej i zaskakuj nas swoimi postępami!!! Agusiu moja walcz każdego dnia razem z nami o lepsze jutro i nadzieję jaką pokładamy w Twój powrót do nas! My będziemy zawsze czekać na Ciebie!!! Córeńko, niech stanie się cud
KOCHAMY CIĘ NAD ŻYCIE!!!!

Martwica Fourniera /28 czerwca 2014/

„Martwicze zapalenie powięzi (ang. necrotizing fasciitis, NF) – rodzaj rzadko spotykanego, ostrego zakażenia podskórnej tkanki łącznej, które szerzy się wzdłuż powięzi okrywających grupy mięśni tułowia i kończyn. Chociaż w większym stopniu chorobą są zagrożone osoby z niedoborami odpornościcukrzycą, przyjmujące dożylnie narkotyki itp., może ona rozwinąć się również u całkowicie zdrowych, młodych ludzi.
W przeciwieństwie do zgorzeli gazowej (martwicy mięśni spowodowanej przez Clostridium spp., ang. clostridial myonecrosis) infekcja ma charakter mieszany i we wczesnym etapie nie uszkadza tkanki mięśniowej. Od zwykłego zakażenia tkanki łącznej odróżnia ją gwałtowny przebieg, ciężki stan ogólny pacjenta oraz (w późniejszym okresie) objawy wstrząsu septycznego; zmiany zlokalizowane głębiej mogą nie być dostrzegalne poprzez skórę.”
To definicja skopiowana z Wikipedii. Brzmi przerażająco (w każdym razie dla mnie), jeszcze gorzej wygląda (na zdjęciu). Otóż, mały, granatowy wylew w miejscu ropnia, lekarz w wągrowieckim szpitalu ocenił jako podejrzenie owej martwicy, która szybko się rozprzestrzenia. Kazał interniście wypisać nam zlecenie na Poznań i pożegnał się z problemem. Wystraszeni, wsiedliśmy w samochód, z domu zabraliśmy jakieś jedzenie i leki dla Agnieszki, coś do przebrania i w drogę. Wyruszaliśmy w okolicach wpół do siódmej wieczorem. Na miejscu byliśmy koło ósmej. Poczekalnia pełna, czułam się jak przy pierwszych przymrozkach. Dzieciaki połamane, z rozbitymi głowami, bolesne upadki na twarz…. Pani doktor przyjęła nas tak koło 23, obejrzała Agnieszki pupcię, wysłuchała mnie i niemal zjechała pod leżankę, jak usłyszała diagnozę. A mi było z jednej strony głupio, bo były poważniejsze przypadki, a z drugiej narastała we mnie wściekłość. Lekarz nas nastraszył. Zdawaliśmy sobie sprawę, że pozbył się problemu, wymyślając coś, co może w jakimś sensie mieć uzasadnienie, a poza tym, nie jest dziecięcym chirurgiem wiec nawet skargi nie mogę złożyć. Za to lekarze z poznańskiego szpitala, znowu wywarli na mnie dobre wrażenie. Dziękuję Pani doktor za cierpliwość i wyrozumiałość!
Pani doktor w Poznaniu, była jednak, pomimo potwornego zmęczenia, bardzo dla nas wyrozumiała. Stwierdziła, że to tylko krwiaczek i nie chce go nacinać, żeby nie doszło do zakażenia. Powinien samoczynnie się wchłonąć.Troszkę ją to może jeszcze poboleć. Pani doktor była zadowolona ze stanu tego nieszczęsnego ropnia. Uważa, że jest ładnie wypielęgnowany i to już koniec naszych mąk. Jednak, skoro już tyle się naczekaliśmy, skierowała nas jeszcze na usg. Tam Pani doktor, też niemal strzeliła baranka w biurko, słysząc „martwica Fourniera”. Jednak badanie wykazało, że ropy nie ma już wcale, a jedynie trochę krwi w skórze właściwej i odrobina płynów, ale wszystko jest na powierzchni. Szczęśliwi, w okolicach północy opuściliśmy parking pamiętnego dla nas szpitala i wyruszyliśmy w poszukiwaniu drogi do domu. Tak po ciemku, z objazdami, nawet nieźle nam poszło. Fakt, zajechałam nawet do Ikei, ale co tam, zorientowałam się w porę, żeby zjechać z szosy i udało się pięknie dojechać do domu. Wróciliśmy przed 2.
A ja chciałam tylko, żeby ktoś mądry to obejrzał u ocenił, czy trzeba to naciąć, żeby ta „zła krew” znalazła ujście, i żeby przyniosło jej to ulgę!!!!
Karolcia wczoraj naprawiła Agnieszce kręgosłup, we wtorek będzie to robiła ponownie, po kilkugodzinnym wegetowaniu w Maklarenie. Na ciotkę zawsze można liczyć. Dzień wcześniej Arek stwierdził, że trzeba by było wymienić foleya, no i jak to bywa, ciotka załatwiła sprawę. Usłyszałam standardowe „o-o” i tyle by było jeśli chodzi o PEG-a Każdy ma jakieś hobby…
Mam nadzieję, że wraz z końcem czerwca skończą się nasze przygody z ropniami, anginami i innymi ustrojstwami, które nie chcą się od Agnieszki odczepić. Ja jestem już zmęczona. Nie chce mi się jeść, śmiać, mam dosyć tej niepewności, co się dzisiaj wydarzy… Czas się wziąć w garść! Niech tylko nam pogoda dopisze, dzisiaj musimy choć na trochę się przewietrzyć!!!
Przytulam Was serdecznie i mocno!!!!

piątek, 27 czerwca 2014

Wakacje czas zacząć! /27 czerwca 2014/

Dzisiaj zakończenie roku szkolnego! Wszystkie dzieci, nauczyciele (nie da się ukryć), no i spora część rodziców czekała na ten dzień. Agniesia ubrana, jak przystało na uczennicę, w białą bluzeczkę i czarną spódniczkę stawiła się wraz  z mamą i ciocią na wyznaczoną godzinę w wągrowieckim kinie Czekał tam na nas wuja Robert, dotarła też i Pani Małgosia. Agniesia otrzymała swój dyplomik i książeczkę, a także wiatraczek, to już w prezencie urodzinowym. Otóż jutro Agniesia kończy 8 lat Mój Boże, kiedy to zleciało. Ja pamiętam jak dzisiaj, swoje biegi po jej pierwszy tort urodzinowy, w kształcie biedronki. Dzieci rosną, a my wzruszamy się ich postępami, cieszymy się patrząc jak pięknie rozwijają się te nasze pociechy
Zdołałam też w kinie chwilkę porozmawiać z Panią dyrektor, podziękować jej za tak doskonały dobór nauczycieli i zapewniłam, że chętnie przywitam tych wspaniałych ludzi we wrześniu. Pani dyrektor zapewniła mnie, że tak też będzie! Nie wiem, jak Pani Małgosia i wuja Robert, ale my cieszymy się z tej decyzji, i liczę, że tak też będzie!
Agnieszka nie ma dzisiaj najlepszego dnia. Podczas akademii była niespokojna. Dopiero w domu okazało się, że ten nieszczęsny ropień zrobił się granatowy. Muszę teraz go obserwować, jak zacznie się wybijać, trzeba będzie jechać do szpitala, i muszę liczyć na to, że na dyżurze będzie lekarz, który nas nie zawiedzie… Boję się…
Niestety kręgosłup Agnieszki znowu się skręcił w swoim stałym miejscu. Najpierw Robert rozluźnił przestrzenie międzyżebrowe, a później Mirek starał się naprawić to, co się zepsuło. W czwartek było już spokojniej. Antybiotyk skończyliśmy, zaczęłam znowu podawać witaminy i mam nadzieję, że te silne napięcie, które powróciły, miną bezpowrotnie. Dzisiaj Karolka dokona cudu rehabilitacji i przywróci stan Agnieszki do normalności.
We wtorek byłam w poradni żywienia w Poznaniu, podpisałam umowę. Teraz oficjalnie należymy już do poradni poznańskiej. Warszawa została za nami. Istnieje też szansa, że rozwiąże się problem z oddziałem żywieniowym, ale to jeszcze chwilę potrwa i mam nadzieję, że będzie dla nas miejsce w Poznaniu, jakby było potrzebne. Pierwsza dostawa mleka w przyszłym tygodniu. Muszę zadzwonić do Pani doktor i umówić się na pierwszą wizytę, a także dowiedzieć się o badania krwi, bo Pan doktor coś wspominał, że pielęgniarka będzie do nas przyjeżdżała. Niestety, wszystko to było w biegu i zwyczajnie zapomniałam się zapytać. Nie ukrywam, że ułatwiłoby to nam życie.
Kochani moi, życzę Wam udanych wakacji, pięknej pogody i odpoczynku. My spędzimy wakacje w domu, nigdzie się nie wybieramy. Pozdrówcie od nas morze i góry

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Szkoda gadać…znowu chora… /16 czerwca 2014/

Kochani moi, co mam Wam napisać? Agnieszka znowu chora. Niedługo Pani doktor przestanie odbierać ode mnie telefon… O matuchno, co ja bym bez niej zrobiła??? No ale po kolei.
Od kilku dni Agnieszka bardzo śwista przez rurkę. Do tej pory oznaczało to tylko jedno, że wydzielina przyschła i trzeba nawilżyć rurkę, żeby wydostać zator. Właśnie przez coś takiego Agnieszka prawie się udusiła w szpitalu, jak za wcześnie miała podany baklofen (środek zwiotczający), nie miała siły się odkrztusić. Od tamtej pory jestem bardzo przewrażliwiona na tym punkcie, nie tylko u Agnieszki (prawda Elu?;) ) Odsysanie, nawet grubszym cewnikiem, zalewanie solą fizjologiczną, ani inhalacja, nic nie zmieniały, no może na chwilkę. To upewniło mnie w tym, że to nie wina zaschniętej wydzieliny. Prawdopodobnie wina gęstej śliny.
Do tego wszystkiego, od piątku, Agnieszka tak się napinała, że nie mogłam jej uspokoić. Dopiero walka na moich kolanach przynosiła ulgę, ale wkrótce zaczynało się wszystko od początku. Była tak napięta, jak zaraz po wypadku, mogłam ją podnieść zupełnie prostą, jak struna. Nie działało nic, obracanie na boki, „wysoka pupa”, zginanie w pasie, czy nawet w pozycji pionowej przechylanie do przodu, wracała z powrotem (na marginesie, rehabilitanci byliby dumni z niej, taka stabilizacja głowy, podnoszenie całego tułowia, to się praktycznie nie zdarza na zajęciach)
Wczoraj podałam jej ibum, bo na dworze tak się spięła, że nawet huśtawka nie pomogła. Dzisiejsza lekcja przebiegła nawet całkiem dobrze. Jednak zaraz po śniadaniu, Agnieszka znowu zaczęła szaleć. Zrobiła się cała czerwona na buzi i rozpalona. Jak się okazało, miała 38,9. Mogłam tylko podać ibum, zadzwonić do Pani doktor i czekać aż gorączka zejdzie. Jakikolwiek masaż nie wchodził w grę. Dało się ją tylko na boku trzymać, na szczęście temperatura szybko zeszła.
Wymaz pojechałam odebrać i okazało się, że nic nie wyhodowano. Pani doktor, swoją drogą, potrafi pocieszyć, nie potrafią podobno wyhodować w tym laboratorium bakterii beztlenowych, właściwie w niewielu laboratoriach to robią. Czyli nie wyhodowano tlenowców, co do beztlenowców, możemy zgadywać. Nie wiadomo, śmiać się, czy płakać…
Agnieszka ma początek zapalenia oskrzeli, stąd te świsty w rurce. Zalegania są na obu oskrzelach. Fajnie, nie? Już nie pamiętam, kiedy miałam tak wypisaną receptę, żeby nie zmieściły się wszystkie leki! A część z nich już miałam w domu, więc Pani doktor nie wypisywała. Na szczęście nasza Pani doktor pilnie śledzi ceny leków, porównuje i zapisuje tak, żeby nie wyszło za drogo.
W sobotę z rany ropa jeszcze wypłynęła. Mam nadzieję, że już wszystko, co niedobre wypłynęło. Widzę jednak, że jest bardzo zdenerwowana przy przebieraniu pampersa. Zwyczajnie boi się, że będzie bolało. Z pewnością, to co muszę zrobić, żeby się nie zasklepiła rana, nie jest przyjemne. Okolica nie jest już taka twarda, jest więc szansa na wygojenie się tego paskudztwa.
No i muszę się pochwalić nowym zakupem, który dzięki Wam, udało nam się zrobić! Agnieszki ssak Devillbiss, ofiarowany nam 5 lat temu przez fundację WOŚP, niestety wysiadł już niemal zupełnie. Po 3 odsysaniach, bateria siada. Zostanie nam do użytku awaryjnego, w zasilaniu sieciowym jeszcze działa. Tak więc kupiliśmy ssak Medela. Jeden z bardziej polecanych. Zdecydowałam się na ten ssak, bo jedyne negatywne opinie jakie miał, to cena. Niestety, kosztował on 2800 zł. Mam nadzieję, że nam długo posłuży i będzie bardzo wydajny. Dzisiaj przyszła przesyłka, więc jest na etapie resetowania baterii. Bateria zanim się wyładowała, chodziła godzinę. Jeszcze jutro raz muszę odsłuchać godzinnego buczenia ssaka, a później raz na kwartał.
No nic, życzcie Agnieszce szybkiego powrotu do zdrowia i żeby nie chorowała już tak często! Ja Wam życzę spokojnej nocy i pięknego tygodnia.

czwartek, 12 czerwca 2014

Kontrola chirurgiczna /12 czerwca 2014/

Wczoraj pojechałam do chirurga, który kilka lat temu ściągał Agnieszce szwy, po operacji założenia PEG-a. Lekarz cieszy się dobrą opinią, jest ciepły i bardzo uczynny. Umówiłam się z nim dzisiaj na telefon, i przed 12 czekałam na niego na oddziale chirurgicznym. Pan doktor pamiętał Agniesię i nawet to, gdzie wtedy mieszkaliśmy
Zadzwoniłam wcześniej do Pani doktor, żeby załatwić zlecenie na poradnię chirurgiczną i na wymaz. Pan doktor nieźle mnie nastraszył. Okazało się, że jeżeli ten ropień odnowił się po kilku tygodniach, a tygodniu od wygojenia, istnieje możliwość, że może on być połączony z gruczołem w odbycie. A to stanowiłoby poważny problem. Taki ropień odnawiałby się, trzeba byłoby go chirurgicznie wycinać.
Jechałam do szpitala w takich nerwach, że brak słów. Pan doktor obejrzał ranę, pobrał wymaz. Kolana mi zmiękły, jak wwiercał się jej w ranę, żeby nasączyć gazik wymazówki, mała się popłakała z bólu. Doktor pokazał mi jak naciągać skórę i jak masować dookoła, żeby to się jeszcze nie goiło. Stwierdził, że według niego, chirurg z Poznania świetnie się sprawił, bo dobrze oczyścił ranę i ropa już się niemal cala wysączyła. Mam nadzieję, że się nie mylił. No i najważniejsze. Nie powinien się odnawiać!!!! To inny typ ropnia!!!! No i wg niego to bakteria e.coli, a nie gronkowiec, co sugerowali w Poznaniu. Zrobiliśmy wymaz, więc w poniedziałek będziemy wiedzieli!
Mam już dosyć tych ciągłych rewelacji. Jestem zmęczona i nerwowo wykończona. Jak tylko kilka dni jest spokojnie, to dostajemy kopa z całym impetem. I tak, jak to słusznie Lilka w komentarzu określiła, kamień spadający z serca trafia w stopę, bo dobrze z jednym, ale już gorzej z drugim. Potrzebuję się zrelaksować, tylko nie mam na to pomysłu. Ostatnie kilka miesięcy ciągle narzekam. Muszę to zmienić,  może wtedy dobre i tylko dobre dni do nas powrócą.
Moi kochani, dziękuję Wam, że jesteście, że o nas pamiętacie. Dziękuję, że kibicujecie Agnieszce, doradzacie i oddajecie 1%. To wszystko sprawia, że warto walczyć, wiem, że nie jesteśmy sami. Czasami tylko jest trochę trudniej niż zwykle, ale to minie. Znowu będzie pięknie i spokojnie.
Życzę Wam przyjemności na nadchodzący weekend. Trochę odpoczniemy od upałów, będzie można pooddychać świeżym i rześkim powietrzem.

wtorek, 10 czerwca 2014

Nowa poradnia, czyrak raz jeszcze /10 czerwca 2014/

Tydzień minął, a my  znowu do lekarza, tylko teraz w przeciwnym kierunku. Nie do Piły, a do Poznani. W czwartek zadzwonił do mnie Pan doktor z CZD w sprawie naszego przeniesienia. Okazało się, że pamiętał o nas i wszystko załatwił jak trzeba. Podał mi numer do lekarza, z którym rozmawiał, obiecał wysłać szybko wypis i na tym, kończy się na ten czas, nasza przygoda z CZD.
Na podany numer zadzwoniłam, umówiłam się z Panem doktorem i wieczorem dostałam już wiadomość, że we wtorek na 15 mamy się stawić na ul. Przybyszewskiego w Poznaniu. Rano Agniesia jeszcze lekcję z Panią Małgosią miała, bo o 13 dopiero wyjeżdżaliśmy, ale z Robertem zajęcia już musiałam odwołać. Przebierając Agnieszkę rano, nic nie zwróciło mojej uwagi. Za to w południe zobaczyłam nabrzmiałe i podrażnione miejsce, gdzie był ropień. Ręce mi opadły!!! A ja głupia myślałam, że to się tak ładnie zagoiło!!!
Dotarliśmy w jakieś 1,5 godziny na miejsce. Na szczęście dojazd do tego szpitala nie jest skomplikowany, no chyba, że się wjedzie nie w tą bramę co trzeba Przywitała nas bardzo miła Pani doktor, pediatra. Porozmawialiśmy, przejrzała Agnieszki papiery, obejrzała ją dokładnie i na moją prośbę zajrzała też na ten ropień. I wiecie co? On już był biały na wierzchu, jakby miał zaraz pęknąć!!! W kilka godzin to się jej zrobiło!
Pani doktor czekała jeszcze na lekarza, z którym właśnie rozmawiałam przez telefon.Tylko ten Pan, jest w poradni dla dorosłych, więc Agnieszka przejdzie do niego za 10 lat Jednak Pan doktor jest chirurgiem, więc pomógł nam też przy ropniu. Natychmiast zorganizował narzędzia, maści. Spryskał ropień i odciął skórkę na wierzchu. Agnieszka nawet nie drgnęła. Oczyścił ranę i powiedział, że właśnie teraz nie powinno już jej tak boleć. Mamy za dwa dni iść do chirurga, żeby zrobił to samo. To się nie może zagoić, do czasu, aż ropa cała nie zejdzie, a jest ona bardzo głęboko.  Moja biedna maleńka córeńka… Faktycznie, uspokoiła się i nie było już problemów przy siedzeniu w wózku, czy foteliku. Muszę teraz zorganizować chirurga, który by jej to naciął.
Wizyta była nieoficjalna, ponieważ, to miało na celu ustalenie pewnych faktów, w jakiej kolejności mamy postępować. W ostatnim tygodniu czerwca pojedziemy do poradni, ale już nie musimy zabierać Agnieszki ze sobą i podpiszemy dokumenty, które przeniosą nas do tej poradni. Rozmowa upewniła mnie, w tym, że ze stomatologią dla Agnieszki, będę miała poważny problem. W Poznaniu tylko jeden szpital zajmuje się takimi dzieciaczkami jak ona (rurka tracheo). Może jednak nie będzie tak źle? Na chwilę obecną jesteśmy fenomenem, bo funkcjonujemy cały czas, już kilka lat z folejem, a nie oryginalnym PEG-iem. Lekarzy interesowało głównie, jak długo nam on wytrzymuje. Chcieli nas również uszczęśliwić i założyć jakiegoś G-Tube, ale to już mieliśmy. Jest za sztywny, za krótki… Nie nadaje się do thera togsa i rehabilitacji, a to jest bardzo ważne dla Agnieszki.
Co do stosowanych leków i efektów. Agnieszka, tak jak podejrzewałam, więcej śpi. Dawka silniejsza, to i otępienie dłuższe. Po otrzymaniu leku koło 6, czy 18, śpi jakieś 2-3 godziny. Rano jest półprzytomna na lekcji, a wieczorem wyspana, jak mama się kładzie. Inne godziny nie wchodzą w grę, bo jak jej później dam, to na lekcjach będzie sobie smacznie spała.
A tak poza tym, ustało drżenie wargi u Agnieszki, mniej się spina i jest bardziej pogodna. Więcej i częściej się uśmiecha, robi grymasy i jest bardziej ożywiona. Zobaczymy, czy to efekt podawanych leków, witamin, czy zwyczajnie lepsze dni. Rano mogę ją ubrać bez walki. To już jest dla mnie dużym sukcesem.
Moi mili, życzę udanego tygodnia. Słoneczko dzisiaj nas oszczędziło, nie nagrzało auta, bo schowało się za chmury od rana. Nawet nie wiecie, o ile lepiej się jechało!!! Pozdrawiam Was gorąco i pilnujcie siebie i swoich pociech. Słoneczko może nam zaszkodzić w nadmiarze

wtorek, 3 czerwca 2014

Neurolog i zmiany w lekach. /3 czerwca 2014/

Agnieszka od dłuższego czasu niepokoi nas swoimi atakami spastycznymi, które jak wiecie, kończą się kontuzjami kręgosłupa i bioder. W minioną środę kolejne nastawianie i kolejne tejpy. To Karolina zwróciła moja uwagę na to, że te jej napięcia nie są normalne. Ja chyba się już do nich przyzwyczaiłam. Głupio to brzmi, ale one nie pojawiły się nagle, tylko zaczęły się nasilać. W środę Agnieszka dała popis swoich możliwości, dlatego ciotka zwróciła na to uwagę. Dzięki temu mogłam porozmawiać na ten temat z neurologiem.
Dzisiaj właśnie byłyśmy w Pile u Pani neurolog. Pani doktor wysłuchała mnie, obejrzała Agnieszkę i okazało się, że moja córcia sporo urosła (4 cm), ale nie przybrała na wadze, można powiedzieć, że nawet schudła. Wyciągnęła się dziewczynka. Do tego pojawiają się oznaki dojrzewania. To wszystko składa się na jej problemy z napięciami. Lekarka podejrzewa, że ścięgna nie nadążają się rozciągać w stosunku do wzrostu dziecka. To może ją zwyczajnie boleć. Zwiększyliśmy sirdalud, który podaję jej na spastykę, z dawki 2×1/4 do 2×1/2. Spora różnica, mam nadzieję, że nie jest to za duża dawka dla Agnieszki. Jeszcze do dziś pamiętam, kiedy to za szybko lekarz przepisał Agniesi środek zwiotczający (baklofen), pomimo mojej prośby, że za wcześnie… Prawie się udusiła, bo nie miała siły się odkrztusić… Brrrrr….
Dodatkowo dodaliśmy Agnieszce magnez. Nigdy samego magnezu nie dostawała, a spastyka, to jakby częste skurcze mięśni. A jakby nie patrzeć, jak mamy skurcze mięśni bierzemy magnez i witaminę B6. Mam nadzieję, że to jej pomoże i choć trochę zmniejszy ból spowodowany przykurczami mięśni.
Ponadto Pani doktor zaproponowała, żeby zamiast nootropilu, który Agnieszka dostawała już od kilku lat, podać jej przez 2 miesiące doppelherz aktiv koenzym Q10. Ma to jej uzupełnić suplementację. Ciekawe, jak to zadziała. Pani doktor stwierdziła, że porównywała lelki i ten jest bardzo dobry, ma najlepsze działanie. Zastanawiała się też nad podaniem Agnieszce EYE Q, ale zasugerowała, że doppelherz będzie lepszy. Mam nadzieję, że to prawda Może uda się zregenerować wyniszczony antybiotykami organizm, Pani doktor twierdziła, że to pomoże.
Zastanawiałam się też nad zakupem nowego wózka dla Agnieszki. To już 3 lata i możemy wziąć zlecenie. Kimba nam się sypie, więc skoro możemy skorzystać, to wolałabym wymienić, na lepszy model. Do tego dochodzi fakt, że pojawiły się nowsze i lżejsze wózki. Przymierzałam Agnieszkę na turnusie do Rodeo, mam nawet fakturę proformę. Jednak koszt wózka, to blisko 10 tys. PFRON w tym roku już pieniędzy nie ma, zdecydowałam, że poczekam do końca roku. Arek pokombinował z wózkiem i starał się ponaprawiać to, co w nim szwankuje. Na szczęście na codzienny użytek mamy jeszcze comfort, który kupiłam, ze względu na duże koła i jako terenowy wózek do ogrodu, sprawdza się dobrze. Wózek kupimy, ale w przyszłym roku. Mam czas, żeby porównać jeszcze inne modele, a Rodeo jest stosunkowo nowym wózkiem na naszym rynku i opinii o nim brakuje. Nie powiem, bo Agnieszka siedziała w nim świetnie. Jest zwrotny i prosty w obsłudze, ale nie wiem jaki wytrzymały jest, i jak się sprawdza w życiu codziennym.
Zamówiłam już dla Agnieszki nowy ssak, ten co mamy Devilbiss wysiada, a zakup co pół roku baterii mija się z celem. Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu będzie i będę mogła się pochwalić nowym zakupem, tak niezbędnym w życiu Agnieszki!
Muszę jeszcze wymyślić coś z leżaczkiem kąpielowym. Okazało się bowiem, że ten co mamy, Robby, po rozciągnięciu na maksa, jest może i dobry dla Agnieszki, ale co z tego, skoro w środku brakuje jakichś 20 cm materiału? Okazało się, że nie ma zakładki tyle. żeby wystarczyło na pokrycie całości stelaża!!! Wyobraźcie sobie, że kupując go 5 lat temu, nie pomyślałam o tym, że materiał jest za krótki, a zapewniam Was, że się nie skurczył, bo nie naciągnęłabym go na stelaż po praniu!! Szok, nowy i większy, kosztuje 2700 zł. Nie mam raczej wyboru, bo Agnieszki nóżki leżą na kafelkach, jak kąpałam ją na turnusie. A tańszy leżaczek nie występuje w rozmiarze 2. Zostaje nam znowu Otto Bock.
Agnieszka znowu przeziębiona, znowu inhalacje, ale mam nadzieję, że to wystarczy i ten ropny katar zwalczymy nebbudem i solą fizjologiczną. Zastanawiam się nad podaniem jej dodatkowo ibumu, bo wiem, że może ją boleć gardło i głowa. Poza tym, działa on przeciwzapalnie, więc pewnie będę musiała przez 3 dni podać jej lek.
No i jeszcze jedno. Dorobiliśmy się huśtawki dla Agnieszki. Przeglądałam Allegro i znalazłam coś co mi odpowiadało. Wymyśliłam, że do ławki można dorobić klapkę, zabezpieczającą Agnieszkę przed upadkiem, a krzesełko świetnie sprawdzi się do zwykłego huśtania. Tylko ja wykorzystałam fakt, że mąż i siostra pracują tam, gdzie pracują. Wydrukowałam zdjęcie i już huśtawka stoi!!! Dziękuję Panom, którzy tak pięknie ją zrobili i tyle pracy w nią włożyli!!! Agnieszka ławeczkę już wypróbowała, jeszcze musimy ją na krzesełko posadzić. Będą fotki w galerii
Miłego tygodnia i samych przyjemnych dni!!!!