Nasza Agniesia jak pisałam ostatnio urosła. Zrobiłam nawet odkrycie, że
w wózku trzeba do samego końca opuścić podnóżek, bo niestety nóżki jej
się nie mieszczą. Właśnie nóżki „wystrzeliły” ostatnio. Widzę to po
spodniach. Jednak to, że dzieci rosną, normalne jest. U naszej Agniesi
pojawia się jednak problem przy każdym gwałtowniejszym wzroście.
Dlaczego? Otóż dzieciaczki spastyczne mają tak, że wzrasta wtedy
napięcie mięśni. Moim największym zmartwieniem w ostatnim czasie, są
właśnie bioderka Agniesi.
Na środowej rehabilitacji była tylko
Karolina. Może i całkiem dobrze się złożyło. Zabrała się za masaż i
zaniepokoiła ją reakcja Agniesi. Uda miała tak spięte, że masując, nie
mogła ich Karolina rozluźnić, przywodziciele były spięte. Lewe, ok,
zdawaliśmy sobie sprawę, że jest w nie najlepszym stanie. Jednak jak, na
ironię, prawe okazało się gorsze. Zaproponowałam tejpy, jednak nasza
rehabilitantka, wolała najpierw RGT. No nic, zadzwoniłam do Pani doktor
po skierowanie. Postanowiliśmy jechać od razu, a rehabilitację przełożyć
na czwartek. Agniesia miała zrobiony odcinek lędźwiowy i bioderka. W
sumie wyszły 3 zdjęcia.
Pani, bardzo miła, mówiła do mojej córci,
sprawdzała jakość zdjęć i starała się dobrze ułożyć Agniesię, żeby nie
trzeba było powtarzać. Niestety radiolog był na konsultacji w szpitalu i
nie był w stanie opisać nam zdjęć od ręki. Umówiłam się, że zabiorę do
pokazania rehabilitantom, a jak będzie potrzeba przyniosę i lekarz
opisze.
Karolina naopowiadała o Agniesi bioderkach i dojechała w
czwartek razem z Asią. Zabawnie wyglądały stojąc ze zdjęciami na szybie i
oglądając negatywy. No więc tak, biodra nie są w najgorszym stanie, jak
spodziewały się nasze Panie (ja też). Prawe bioderko jest wywichnięte i
wykręcone na zewnątrz. Lewe natomiast, ociera główką o panewkę i co
jest bardzo bolesne. Zalecenia: Odwodzenie, najlepiej klinem między
nóżkami w każdej pozycji. Klin będzie doszyty w tym tygodniu na
zamówienie. Obecnie korzystamy z poduszek i misiów, innymi słowy – pełna
improwizacja. Kombinezon Thera Togs sprawdza się idealnie, jeśli chodzi
o odwiedzenie bioderek.
Lędźwie są w fatalnym stanie. Doszło do
kręgozmyku lędźwiowego. Jak mi się zdaje to jest przodozmyk. Niestety ta
gorsza wersja. Kręgi uciekły do wnętrza jamy brzusznej, a nie da się
ucisnąć brzuszka tak, aby wstawić uszkodzony kręgosłup. Dziewczyny
oczywiście wiedzą jak to naprawić, ale brzmi to na tyle niefajnie, że
trudno o tym pisać. Zobaczymy jak się sytuacja rozwinie. Jednak ból
powodowany przez wypadający kręg porównywalny jest do rwy kulszowej,
więc chyba zdecyduję się na ten zabieg, jak tylko Asia postanowi go
zrobić. Brrrr… Liczę na jej profesjonalizm, nie zawiodła nas jeszcze.
Agnieszkę
zatejpowały obydwie cioteczki i tak naszykowana, mogła jechać z nami do
stolicy. W piątek ciemnym świtem podjechała karetka i pognaliśmy do
CZD. Najpierw musieliśmy odebrać mleko z izby przyjęć, okazało się, że
jechali do nas właśnie w piątek. Kolejny punkt programu, to badanie
krwi. Chwilkę poczekaliśmy i poszłam (tata odpada, kiedy kują jego
dziecko) z moją Agusią do Pań, które bardzo profesjonalnie, za jednym
wkłuciem pobrały mojej córce krew. No i na żywienie. A tam ciemno w
poczekalni. Jednak, ku mojemu zdziwieniu, pojawiła się znajoma Pani
doktor. Charakterystyczna buzia Agniesi, zwróciła jej uwagę. Poprosiła
nas do gabinetu i faktycznie. To była Pani doktor, która za pierwszym
razem opiekowała się Agniesią na oddziale żywienia. Nie mogła oderwać
oczu od tego mojego pączuszka. Zapamiętała ją jako malutką chudzinkę,
jaką była Agucha zaledwie 3 lata temu. Zasugerowała, żeby zmniejszyć
podawanie nutrini do jednej butelki dziennie, a dietę pozostawiła w
naszych rękach. Pierwsza Pani doktor, która nie wyliczała kalorii z
kalkulatorem w ręku i której nie trzeba opowiadać naszej smutnej
historii. Agucha, jak się okazało przybrała 2 kg, a to całkiem sporo.
Waży 19,7 kg, ja to akurat w rękach najbardziej czuję. Nie dostaje
więcej jedzenia niż zwykle, zwyczajnie rośnie moja córcia. Na wyniki
badań nie musieliśmy czekać, mamy zadzwonić w poniedziałek i się
dowiadywać. Tym sposobem ok 12 mogliśmy wracać do domku. Jeszcze tylko
6,5 godziny i byliśmy na miejscu.
Dzisiaj wszyscy jesteśmy zmęczeni,
ale przynajmniej mamy to już za sobą. Agniesia jest nadal podziębiona i
ciężko zastanawiam się nad podaniem jej genty w inhalacji. Niestety ma
potworny zapach ropy z noska i buzi. Na domiar złego, przewiało jej
prawe oczko. Zakropiłam i przemywam herbatką. Musimy zakończyć ten ro w
zdrowiu, prawda? Ostatnio nam się to nie udaje, więc trzeba teraz
spróbować!!
Kochani życzę owocnych zakupów świątecznych i duuużo chęci do świątecznych porządków!!!