wtorek, 25 czerwca 2013

Nie zawsze jest łatwo… /25 czerwca 2013/

Agniesia chyba ze stresu pęka baloniki w brzuchu. Jak byliśmy w Chrzanowie, każdego ranka była wymiana jednego PEG-a. Dopiero we wtorkowy poranek trzeba było PEG-a wyciągać, bo Agnieszka go zwyczajnie zassała do żołądka. No i wtedy skończyło się wymienianie cewników foleja. Powiem Wam, że zestresowało mnie to moje dziecko. To samo było na turnusie, trzeba było wymienić trzy PEG-i, tutaj to samo. Mam nadzieję, że nie będzie się to zbyt często powtarzało, aczkolwiek w najbliższym czasie nigdzie się nie wybieramy. Wakacyjne wyjazdy raczej się skończyły, za duże koszty.
Wczoraj przyszedł fotelik Lars używany, który odkupiłam od jednej mamy. Szkoda, że nie został opisany jego faktyczny stan. Trudno, czekam jeszcze na pasek mocujący fotelik do siedzenia w samochodzie, ponieważ nie mam czym go przywiązać. Pas jaki mamy jest od Kimby 1, a to będzie potrzebne następnemu dziecku. Muszę też wyprać fotelik i dokładnie umyć stelaż. Niestety, tak bywa jak nie można czegoś obejrzeć. Mam nadzieję, że trochę posłuży on Agnieszce. Jeszcze nie przymierzałam jej do niego. W piątek zakończenie roku szkolnego o 8 rano, więc będzie okazja.
Dzisiaj też zadzwoniłam do Pana od schodołazu i łóżka. Jak pisałam, miał nam dowieźć dokumenty, pasy do schodołazu, zaślepkę i materac do łóżka. Niestety, ani słychu, ani widu Pana. Pan był bardzo oburzony moimi pretensjami. Najchętniej oddałabym mu ten schodolaz, a za odzyskane pieniądze kupiła od kogoś bardziej rzetelnego. Niestety, umowa podpisana i nie mam możliwości się wycofać. Trzeba tylko dobrych chęci sprzedawcy, a tego niestety nie ma. Jest mi strasznie przykro, bo schodołaz od dwóch miesięcy stoi i czeka na wypróbowanie, a ja nie mogę doprosić się tego, co miałam obiecane. Pożaliłam się Panu z PFRON, bo to on go polecił. Pan stwierdził, że jest zaskoczony, bo wszyscy tacy zadowoleni… Widać ja jestem inna, bardziej wymagająca. Chcę tego, co mi obiecano i za co zapłaciłam. Ciekawe, czy jakby w sklepie dawano sprzęt w częściach i dokumenty na raty temu Panu ze sklepu, to czy też byłby taki do przodu. Chciałam jednocześnie dowiedzieć się o możliwość wycofania się z umowy. Niestety, nie ma takiej możliwości. Ciekawe dlaczego. W dalszym ciągu mam niesmak po tej rozmowie. Na koniec Pan mnie przeprosił i obiecał wysłać dokumenty, a materac i pasy dowieźć jak tylko będzie miał go na magazynie. Innymi słowy, za szybko nie zobaczę brakującego sprzętu.
Wczoraj moje dziecko spadło z łóżka. Pół metra nad podłogą. Wyszłam na chwilę do łazienki. Jak wychodziłam, moja siostra zażartowała, że demoluję łazienkę, bo jakiś łoskot ją dobiegł. Poszła ze mną do pokoju, a moje dziecko leżało głową i pleckami na dywanie, a nóżki miała podniesione i oparte o tapczan. Serce mi się zatrzymało. Na szczęście na strachu się skończyło. Jak ona to zrobiła…nie wiem. Mogła upaść na twarz, wdusić sobie rurkę, połamać się…. tfu, tfu, tfu… A ona leżała z wielkimi oczami, nawet nie była zdenerwowana. Powiedziałabym, że bardziej zdziwiona. Dzisiaj widziałam, że coś nie tak jest z prawym barkiem i zadzwoniłam po Karolinę. Wjechała na chwilkę, obejrzała ją i naprawiła prawy bark, obojczyk i żebro. Zwyczajnie miała zbite. Strach ją na chwilkę zostawiać, taka ruchliwa się zrobiła gwiazda moja.
W czwartek dowiem się jaka decyzja zapadła odnośnie kombinezonu. Mam nadzieję, że chociaż 1000 zł nam dofinansują. Zawsze to mniej do zapłaty z subkonta.
Deszcz rozpadał się na dobre. Ziemia potrzebuje wody, a my odpoczniemy od upałów. Jednak już tęsknię za słońcem, już mi zimno. Kochani, życzę Wam dobrego nastroju

środa, 19 czerwca 2013

Podróżowanie rozszeżone :) /19 czerwca 2013/

Stres, jaki przeżyłam przed wyjazdem jest trudny do opisania. Jednak jestem z siebie dumna. Udało mi się przejechać do Chrzanowa i wrócić do Wągrowca, bez większych problemów. Koniec końców postanowiłam, że pojedziemy w nocy, Naszykowałam wszystko, próbowałam się jeszcze przespać, ale nic z tego nie wyszło. O wpół do 12 wystartowaliśmy z domu. Agnieszka zasnęła zanim opuściliśmy Wągrowiec. Misia spała na szczęście prawie całą drogę. Przez Łódź przejechaliśmy koło 2 i było niemal zupełnie pusto na drogach. Do Częstochowy dotarliśmy koło wpół do czwartej i tutaj miałam kryzys. Musiałam wysiąść z auta i chwilę odetchnąć. Przed nami było jeszcze ponad 1,5 godziny drogi. Przez przypadek, bo źle zjechaliśmy w Jaworznie, ominęliśmy bramki na A4, co nie ukrywam, bardzo mnie ucieszyło. Nie musiałam płacić, za tak źle zrobioną, no powiedzmy, że zrobioną, autostradę. Radarów w południowej części Polski jest chyba więcej niż drzew, więc mam nadzieję, że nie dostanę pamiątki z podróży….
Agnieszka obudziła się jakąś godzinę przed końcem podróży. Biedna, zziębnięta, wystraszona i ścierpnięta. Niewiele mogliśmy zrobić. Dostała ciepłego picia, rozgrzaliśmy ją i trochę rozprostowaliśmy kości. Starałam się jak najszybciej dotrzeć do celu, ale to nie takie proste, jak się nie zna drogi, a GPS się rozładuje w strategicznym miejscu. Jednak się udało.
Z Agniesią na weselu byliśmy do 20, zaczęła płakać i się denerwować, więc pojechaliśmy do domu. Tam, przebrana w piżamkę i ułożona w wygodnej pozycji zasnęła niemal natychmiast. Najdzielniejsza dziewczynka na świecie
W niedzielę urodzinki Lilki, więc był i torcik i prezenty dla jubilatki. Zrezygnowaliśmy z kolejnego wyjazdu do restauracji, woleliśmy pójść na spacer. Tort i kawa miały być w domu a w restauracji tylko obiad. Pogoda piękna, Agniesia wymęczona, więc woleliśmy jej zafundować spacer, niż kolejną podróż do dusznego pomieszczenia. Agniesia najważniejsza. I tak, zbyt wiele wycierpiała. Jednak inaczej się nie dało.
W poniedziałek postanowiliśmy pojechać do Krakowa pociągiem. Z Wózkiem, który i tak musieliśmy z Agnieszką przenosić przez tory staliśmy z Arkiem w przejściu. Nie mieścił się w drzwiach do wagonu. Dworzec w Krakowie uratowała Galeria Handlowa. Obie windy z peronu były nieczynne. Poszłam do straży kolei i poprosiłam o przeprowadzenie przez tory. Kilka minut później okazało się, że są windy do galerii, a stamtąd wyjście na ulicę. Kolejny raz mile zaskoczył mnie Kraków w Kościele Mariackim. Chcieliśmy na chwilkę wejść głównym wejściem. Jednak okazało się, że schody nam to uniemożliwiają. Pan, kazał udać się do bocznego wejścia tam jednak było płatne. 10 zł za dziecko, 15 dorosły. Dwójka dzieci i czworo dorosłych… W pierwszym momencie Pan nie chciał nas przepuścić, odwróciłam się i dodałam zrezygnowana, że po schodach nie wjedziemy, wówczas Pan spojrzał na Agnieszkę i natychmiast nas wpuścił, wszystkich!!! Byłam zaskoczona i wdzięczna! Kościół piękny, ołtarz cudny. Widziałam to ostatnio niemal 30 lat temu. Żal było wychodzić…
W Krakowie też Pani w knajpce, gdzie się posililiśmy zaprowadziła mnie osobiście do toalety, żebym mogła sobie spokojnie przebrać Agnieszkę. A na koniec, na dworcu, Pani kierowniczka składu pomogła nam wnieść wózek, wprowadziła nas do przedziału dla matek z dziećmi i pomogła nam wysiąść. Nawet nam biletów nie sprawdzała, nie żebyśmy ich nie mieli, ale mimo wszystko… To było pierwsze miasto, gdzie Agnieszki niepełnosprawność nikomu nie sprawiała kłopotu i problemu. Było cudownie.
W drodze powrotnej postanowiliśmy zahaczyć o Częstochowę. W końcu byliśmy tak blisko. Para młoda zabrała się z nami swoim samochodem. Wystartowaliśmy koło 16, złapała nas w drodze ulewa z gradem. Nic nie było widać, tylko jedna wielka fala. Jak wjechaliśmy do Częstochowy przestało padać. Przy głównym ołtarzu trafiliśmy na mszę. Właściwie jej drugą połowę, od podniesienia. Okazało się, że po mszy księża prymicjanci zeszli z ołtarza, żeby pobłogosławić wiernych. To było niesamowite wrażenie. Nie przeżyłam takiego uczucia jeszcze. Łzy same mi popłynęły, zwłaszcza jak dwóch księży zatrzymało się chwilę dłużej przy Agnieszce, zrobiło krzyżyk na jej czole, jeden nawet tak się pochylił, że dotknął głową jej główki. Tak miało być. Mięliśmy przyjechać właśnie w tym czasie na Jasną Górę. Agnieszka chwilę wcześniej niespokojna, wyciszyła się.
I tak, koło godziny 20 ruszyliśmy w stronę A2, tym razem omijając Piotrków i Łódź. Kierunek Łaszcz i Koło. Odwieźliśmy Arka tatę do domu, a my w bramę wjechaliśmy koło 1. Agnieszka spała, jednak jak ją przebrałam w piżamkę, nie mogła uwierzyć gdzie jest. Wyglądało, jakby bała się zamknąć oczu. Sonia, ułożyła się w progu i pilnowała, żebyśmy przypadkiem nie odjechali. Jeszcze dzisiaj plącze mi się pod nogami i układa bardzo blisko.
Lekcje zaczynamy w piątek, Pani nie ma do czwartku, wyjechała na cały tydzień, więc nie spieszyliśmy się z powrotem. Rehabilitację zaczynamy od jutra, dzisiaj staram się jakoś to wszystko ogarnąć, ale słabo mi idzie. Jest bardzo ciepło i raczej mam ochotę się przespać, niż sprzątać…
Dziękuję wszystkim za ciepłe słowa i za to, że wierzyliście w moje możliwości Spokoju dla wszystkich!!!

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Jak podróżować? /10 czerwca 2013/

Od kilku dni pogoda dopisuje, co mnie niezmiernie cieszy!!! Z Agniesią możemy wygrzewać się na słoneczku i chłonąć naturalną dawkę witaminki D3, której u Agnieszki ostatnio stale brakuje.
Agnieszka od środy śpi na swoim nowym, wypasionym łóżku i chyba jej się podoba. W dzień układam ją na łóżku i podnoszę oparcie. Słoneczko moje może leżeć w pozycji półsiedzącej, dzięki czemu kręgosłup nie jest obciążony.  Pierwsze podniesieni łóżka zaskoczyło Agnieszkę. Teraz już nie robi to na niej wrażenia. Ciekawe, czy Pan dotrzyma słowa i dowiezie nam jutro materac i pasy od schodołazu. Kilka fotek na łóżku już zrobiłam, muszę wrzucić do galerii Jeszcze schodołaz i pionizator, który w środę ma dotrzeć do nas.
Dosyć długo zastanawialiśmy się, czy jechać na wesele Arka siostry. Niestety odległość nas przerażała. My, to my, ale Agnieszka to już inna sprawa. Bez niej nie pojedziemy, a z nią to wyprawa jak na Biegun Północny. Do tego ta obawa, czy  da radę. W końcu zdecydowaliśmy się, że pojedziemy. Najpierw postanowiliśmy jechać pociągiem. W końcu Agnieszka jako niepełnosprawna i ja, jako opiekun, powinnyśmy mieć zniżki… Tak mi się tylko wydawało. Okazało się, że Agnieszka, PKP Intercity musi jechać do lekarza, albo na rehabilitację, żeby miała zniżkę, jako osoba niepełnosprawna. Aby mieć zniżkę jako uczeń, musi mieć legitymację szkolną (pewnie bym jej wyrobiła, gdybym musiała). Pozostała nam zniżka rodzinna 33%, jeżeli pojadę do Poznania do kasy i kupię bilet, bo przez internet się nie da.
Kolejna sprawa. Jeżeli chcę dziecko przewozić w pozycji leżącej muszę jechać pociągiem nocnym, gdzie są kuszetki. Owszem, są wagony dla niepełnosprawnych, czy też przedziały, ale to są wyłącznie miejsca siedzące. Pozostaje więc kuszetka. No i teraz najlepsze. Jeżeli pojedziemy w trójkę, to nawet jak wykupimy przedział na 4 kuszetki, to zawsze kogoś mogą nam „dosadzić”. Musielibyśmy wykupić cały przedział. Chodzi tutaj o to, że Agnieszka ma pampersy, podróż trwa jakieś 6 do 7 nawet godzin, zależy jaki pociąg. Moje dziecko zasługuje na godne przebranie. Wychodzi na to, że podróż w jedną stronę wyniosłaby nas jakieś 500-600 zł. Dodatkowo nie jesteśmy w stanie zabrać dużego wózka, a tym samym, fotelika samochodowego dla Agnieszki. Trzeba nadać na bagaż w pociągu. Jednak boję się oddać Kimbę, a niech coś się z nią stanie? Dodatkowo nie wiem, czy jest w pociągach sprawne zasilanie, nikt nam tego nie zagwarantuje, skoro w karetkach nie ma, to niby dlaczego w pociągu ma być…
Powiem Wam szczerze zdenerwowałam się, jak okazało się, że moje niespełna siedmioletnie dziecko, do tego niepełnosprawne, musi jechać na 100% ceny biletu. Nadal rozwala mnie myśl, że problemem jest przebranie dziecka. Ja wiem, czepiam się, jednak tak wiele mówi się o dostosowaniu warunków dla osób niepełnosprawnych. Płacę tak dużo pieniędzy a tutaj nie ma nawet jak jechać z dzieckiem, które samodzielnie nie potrafi siedzieć. Nie chcę nawet myśleć jak wnieślibyśmy Agnieszkę do przedziału, bo korytarzem nie przejedzie nawet Maclaren. No nic, podziwiam tych ludzi, którzy nie mają wyjścia i muszą sobie radzić. Pewnie też byśmy sobie poradzili, ale wystraszyłam się. Zdecydowałam, że pojadę autem. Może pojedziemy dłużej, może wolniej, ale pojedziemy samochodem. Trzymajcie kciuki, bo to blisko 500 km. Damy radę!!! Prawda???
W czwartek Karolina przyjedzie zakleić Agnieszce plecy, żeby ją maksymalnie zabezpieczyć. Dzisiaj nabiłam klimatyzację, działa. W czwartek czeka mnie jeszcze opłacenie ubezpieczenia za samochód. Jak wydatki to wszystkie w jednym miesiącu. Załamać się idzie!!! No ale jak się chce mieć auto, to trzeba płacić W końcu moja księżniczka musi mieć wygody
W ostatnim czasie kuzyn Agnieszki, jednocześnie sąsiad, pięcioletni Radek na polecenie swojej babci przynosi Agnieszce różne zwierzątka. Był już króliczek, mały kurczaczek. A ostatnio mały wpadł sam na pomysł i przyniósł Agnieszce ślimaka, bo on lubi ślimaki Słodkie Teraz czekamy na małego kotka, bo u niego w domu jest już jakieś 6 kociaków, tylko kotki dobrze schowały się ze swoimi kociętami
Kochani, życzę Wam wszystkiego dobrego

środa, 5 czerwca 2013

Dużo załatwiania, piknik i może już będzie dobrze /5 czerwca 2013/

Dochodzę do siebie, powoli, ale jakoś udaje mi się odzyskać równowagę. Zakończyłam, a właściwie kończę załatwianie sprzętów dla Agnieszki. Schodołaz nadal stoi, mąż sam wkręci klin, a Sprzedawca musi jeszcze  dowieźć dobre pasy do niego, bo okazało się, że te zamontowane jakieś felerne są. Wczoraj przywiózł też łóżko. Nie obyło się, bez nerwów.  Nie będę już wszystkiego opisywać, ale jakoś się dogadaliśmy. Jednak nie jestem zadowolona z obsługi przez ten sklep. Pan niby sympatyczny, niby wszystko ładnie i pięknie, jednak nie pasuje mi coś. Mam jednak nadzieję, że zarówno łóżko, jak i schodołaz będą nam długo służyły. Do łóżka brakuje jeszcze materaca, bo dostaliśmy samą piankę, a miał być gofer i w pokrowcu. Podobno we wtorek będzie przywiezione, terminy są u tego Pana piętą Achillesową.  W poniedziałek odbiorę odpis faktury z PFRON i będę mogła wysłać do fundacji.
W poniedziałek zadzwoniłam też do Pana od pionizatora. Po turnusie dzwoniłam do niego, bo sprzęt już jest gotowy. Miał przysłać zlecenie, a tutaj cisza… Okazało się, że stażysta wysłał list na stary adres. Zadzwoniłam do naszego najemcy, on nie ma kontaktu, ale dowie się czy mają awizo. Ja w samochód, a w międzyczasie zadzwonił Pan ze sklepu, bo mają monitorowanie przesyłek pocztowych i okazało się, że list jest jeszcze na poczcie. Pani wydała mi, na szczęście była Pani w okienku, która mnie zna i nie robiła problemu, że to na Agnieszkę wysłane, bo adres inny niż w dowodzie. Już tylko czekam na przywiezienie pionizatora do domu, nie mam odsyłać zlecenia, a adres Pan zapamięta na dłuuugo
Wczoraj pojechaliśmy na piknik zorganizowany przez Ośrodek Szkolno – Wychowawczy w leśniczówce. Tak strasznie nie chciało mi się jechać, do tego pogoda nieciekawa, ja w kiepskiej formie… No nic, to miała być atrakcja dla Agnieszki, więc pojechałam. Było dużo dzieciaków, w różnym stopniu niepełnosprawności. Chłopacy z wągrowieckiego klubu Nielba, grali z dzieciakami w nogę, a pozostali bawili się tęczową plandeką. Wstawiłam wózek pod plandekę, a dzieci z opiekunami chodzili dookoła. Agnieszka była zafascynowana kolorami. Oczka jej były wielkie, a buzia zaciekawiona i zadowolona. Później dzieciaczki obległy Agniechę i dopytywały się o różne rzeczy. A dlaczego ona ma tam ała? To nie ała tylko małe uszko, A czy ona myje włosy? No oczywiście A skąd ma taką bluzę? Ciocia jej kupiła. A dlaczego jest przykryta? Bo się nie rusza jak Wy i jest jej zimno. A co Pani jej daje przez tą rurkę? Picie, prosto do brzuszka. Ale ona jest ładna proszę Pani!!!
Na koniec dzieci głaskały Agnieszkę. Z dwóch stron stali dwaj chłopcy z zespołem Downa i głaskali ją po policzkach Jak zdjęłam koc to dotykały dzieciaki nóżek rączek i głaskały ją jak dużą lalkę. A na koniec szczelnie otulili Agnieszkę kocykiem,  
Później były występy, a my z Agniesią też potańczyłyśmy. Agniesia, jak zawsze szczęśliwa, że głośna muzyka, i że może tak w wózku się kręcić. Generalnie wzbudziła sensację, ze tak ładnie reagowała pod plandeką, i że możemy tańczyć. Agnieszka była zaciekawiona i spokojna.
Niestety okupiła to kręczem. Dzisiaj od rana płacz i skręt głowy w prawą stronę. Przyznam się, że mnie też trochę przewiało, ale ja, to ja. Agnieszka musiała dostać ibum, a mimo tego płakała z bólu. Asia walczyła całe 45 minut, żeby rozluźnić kark i szyję. Teraz jest już dobrze, ale dam jej jeszcze lek, żeby jakiś stan zapalny się nie wdał.
Wczoraj byłam w urzędzie wypisać papiery na świadczenie pielęgnacyjne. Podobno teraz już do końca orzeczenia, a te 200 zł do końca roku. Ciekawe, prawda?
Dodam jeszcze, że dzisiaj wysłałam umowę kupna – sprzedaży na fotelik samochodowy dla Agnieszki. Używany, ale za 1300 zł, nie 7500. Ma co prawda klin, ale zobaczymy jak to się będzie sprawdzać, jak nie, to nogaweczki dokupię. No i zaniosłam w poniedziałek papiery do PFRON. Na koniec czerwca będzie decyzja. Trzymajcie kciuki!!! Cóż, pobiłam rekord dofinansowania ze środków PFRON i PCPR w tym roku w naszym mieście. Wkrótce wrzucę zdjęcia Agnieszki na łóżku i schodołazie, a jak przyjdzie pionizator, to i te fotki będą.
Moi mili, mam nadzieję, że lato pokaże się, skoro wiosna nie dopisała tego roku. W końcu czerwiec już się zaczął, a lato blisko. Potrzebuję słońca, jak te roślinki na dworze. Dziękuję, że jesteście i samych miłych dni

sobota, 1 czerwca 2013

Jakoś tak…ciężko mi… /1 czerwca 2013/

Nie wiem, czy to skutek pogody, nadmiaru problemów w ostatnim czasie, czy nie odpoczęłam jeszcze po turnusie… Trzymam się nieźle, jednak dopada mnie czasami zmęczenie, takie psychiczne. Mam ochotę zostawić wszystko i nie być za nic odpowiedzialna. Arek tego nie rozumie, nie widzi mojego codziennego zmagania i lęku o Agnieszkę i nasze dalsze życie. W końcu on ma swoją pracę, swoje obowiązki, które pomagają mu oderwać się od rzeczywistości dnia codziennego. Nie doceniamy naszej pracy, do czasu, kiedy problemy nas nie przerosną. Prawda, że to dziwne? Chodzimy do pracy, narzekamy, że jest ciężko, że ktoś tam nas nie rozumie, że harujemy jak wariaci, a nikt tego nie widzi… Przychodzi taki moment, że marzymy o tym, żeby znaleźć się daleko od domu, zająć się czymś innym niż zwykle. Marzymy, żeby ktoś nas docenił, a nasza praca była namacalna. Zrobiłam wypłatę, ZUS, wystawiłam faktury… Praca przybywała i ubywała, miała wymiar materialny… A dzisiaj, pracuję z Agnieszką, walczę o jej lepszą edukację, wysyłam meil do Ministra Dudy, ale czuję się, jakbym nic nie robiła. Agnieszki postępów nie da się odnotować codziennie. To praca, którą mogę zauważyć dopiero po miesiącach, latach… To strasznie zniechęca i załamuje. Patrzysz na jej zdjęcia jak miała roczek, kamień na piersi uciska, a łzy nieodmiennie same cisną się do oczu. Zwalmy ten nastrój na pogodę. Wystarczy.
Zrobiłam Agnieszce prześwietlenie bioderek i niestety, nic się nie zmieniło. Główki kości biodrowych leżą na talerzach biodrowych, nie w panewkach. Smutno…
W poniedziałek pojechałam do Piły do naszej Pani neurolog, potrzebowałam bowiem rzeczowego opisu do PFRON w sprawie dofinansowania do Thera togsa. Dodatkowo poprosiła rehabilitantów o opis. Podłączę pod dokumentację. Swoją drogą taki opis jest dla mnie bardziej wiarygodny, niż neurologa, czy ortopedy, którzy widują dziecko raz na pół roku i sugerują się opisem rodzica. Taki rehabilitant pracuje z dzieckiem miesiącami, kto zna lepiej jego problemy niż on? No ale, to nie lekarz i nikt im nie wierzy… Trzymajcie kciuki. W poniedziałek zaniosę dokumenty, bo pro forma już przyszła.
W piątek oddałam auto do mechanika, kazałam zmienić olej, dokręcić blachę, która się oderwała i wymienić filtry. Poprosiłam o przegląd i ewentualny telefon, jak coś trzeba będzie zrobić więcej. Jak odbierałam, stwierdził, że chodzi jak żyleta. W środę na przeglądzie okazało się, że przy przednich kołach wycieka smar, a olej kapie spod silnika. Pojechałam do mechanika, a ten zbulwersowany, że tam jest dużo do zrobienia i takie tam… No ale skąd ja mam wiedzieć, że coś trzeba naprawić, po to chyba jadę do mechanika, prawda? W poniedziałek mam dzwonić i pan wymieni mi to, na co zwrócił uwagę pan z przeglądu. Muszę się tylko dowiedzieć, jakie uszczelki mu nie pasowały. A ten olej, to wyszło właśnie dlatego, że byłam w Pile. Przejechałam od piątku jakieś 150 km i olej zebrał się pod silnikiem i kapał. Jakiś wąż się zerwał, albo zerwał go człowiek, który grzebał przy filtrach, bo wcześniej nie kapało. Dla mnie najważniejsze, żeby samochód był sprawny i bezpieczny. Jak jednak mam tego dokonać, jak mechanicy na warsztatach kobiety traktują jak idiotki??? Mechanik stwierdził, że na przeglądzie przesadził i spokojnie mogę jeszcze z miesiąc jeździć na tych przeciekających smarem kołach… A potem co??? Wiecie, że w wolnych chwilach nie leżę sobie pod autem i nie sprawdzam czy coś się nie dzieje w silniku? No taka jakaś dziwna jestem…
Dzisiejszej nocy, moje kochane dziecko wyjęło sobie rurkę. Dwa razy. Koło czwartej przewróciłam ją na lewy bok, jeszcze się przeciągnęła. Położyłam się, zasnęłam i chwilę później obudziło mnie gwizdanie. Doleciałam do Agnieszki, a tutaj rurka na wierzchu. Włożyłam ją na miejsce, utuliłam zdenerwowaną Agnieszkę. Uspokoiła się, jednak położyłam się przy niej. Nie minęła chwila, a słyszę ni to gwizd, ni to przytykanie się oddechu Agnieszki. Podniosłam ją i okazało się, że rurka znowu na wierzchu. Tym razem obejrzałam dobrze tasiemkę i okazało się, że matka źle ją przywiązała wieczorem. Agnieszka potrafi tak przykurczyć szyję, że jej obwód się zwiększa. Poważnie. Nigdy jednak nie zdarzyło się, żeby wypadła jej rurka!! Znowu się wystraszyłam. Jak wtedy, kiedy się podduszała poduszką w nocy, a ja w ostatniej chwili usłyszałam świst jej oddechu. Jestem czasami taka bezradna wobec tego wszystkiego…
Kochani, życzę udanej niedzieli i mimo prognozy pogody, słońca i dużo spaceru. Przytulam wszystkich gorąco.