wtorek, 26 kwietnia 2011

Neurolog /26 kwietnia 2011/

Dzisiaj jesteśmy po wizycie u Pani neurolog. Agniesia wywarła pozytywne wrażenie na Pani doktor. Co prawda, Agniesia jak zawsze się spinała, ale Pani doktor już ją rozgryzła. Wie, że na mamy kolanach Agniesia się rozluźnia. Do tego wszystkiego Agniesia schudła nam kilogram. Znaczy wg papierów Pani doktor przybrała jakieś pół kilo, ale jak ją ważyłam ostatnio, miała więcej. Nie powiem, żebym się zmartwiła. Oznacza to tylko, że nowa dietka służy Agniesi całkiem, całkiem…
Pani doktor wypełniła zaświadczenie do poradni psychologiczno-pedagogocznej na dwa lata. Okazało się, że takie zaświadczenia będę musiała zawozić co jakiś czas. Nie wiem, czy teraz będą honorowali takie na dwa lata, ale zobaczymy. Pani doktor powątpiewała, ale okaże się w praniu.
Rozmawiałam z Panią doktor o lekach. Nootropil. Od kilku rodziców słyszałam, że nie służy ich dzieciom. Dzieciaczki są troszkę otumanione lekiem. Agniesia nie robi takiego wrażenia. Pani doktor zaproponowała trzymiesięczną przerwę od leku. Raz na pół roku będziemy robić Agi przerwę w podawaniu lekarstwa. Wszystko po to, żeby organizm się nie uodpornił. Cóż, zobaczymy, zawsze to odpoczynek i regeneracja.
No i kolejny lek, na spastykę. Sirdalud. Agniesia brała na początku baklofen, ale ten nie służył Agniesi całkowicie. Od dawna dostaje sirdalud i z tego jestem zadowolona. Dzisiaj pytałam Pani doktor czy konieczne jest dalsze branie tego leku. Agniesi spastyka nie jest już tak bolesna jak na początku. Ustaliłyśmy, że zaczniemy schodzić z leku. Będziemy sprawdzać reakcję Agniesi przy braku środka zwiotczającego.
Depacine zostaje w tej samej dawce, bo waga znacząco nie wzrosła, a i nic strasznego się nie dzieje. Pani doktor stwierdziła, że świetnie widać efekty rehabilitacji i to, że o nią dbamy.
Odwiedziliśmy też Elę i Arka. Musiałam w końcu oddać karchera, bo dzięki nim mogłam doczyścić dywan i tapczan. A poza tym, bardzo lubimy ich towarzystwo. Agniesia tak świetnie się tam czuje, że zasypia bardzo często. Dzisiaj było tak samo. Obudziła się dopiero jak wpinałam ją w fotelik samochodowy. Nawet się nie zdenerwowała, tylko sprawdzała gdzie jest. Rozglądała się na wszystkie strony.
Wczoraj w końcu wykąpliśmy Agi w wannie. Popływała sobie troszkę nasza maluda. Zrobiło jej to tak dobrze, że przespała calusieńką noc. Dzięki temu mamusia też sobie pospała.
Mieszkanie zaczyna nabierać kształtów. Agniesia co rano ogląda ściany w sypialni. Jutro pierwsza rehabilitacja po przerwie. Mam nadzieję, że Agniesia dobrze ją zniesie. Mamy do „naprawienia” szyjkę. Znowu nam ucieka główka w prawą stronę. Kręgosłup oglądała Pani doktor dzisiaj i nie miała zastrzeżeń.
Kochani, życzę miłego poświątecznego tygodnia.
A, i tak na marginesie, musimy założyć znowu neostradę. Takie przepisy mają. Mamy umowę do końca października 2012. Poprzednio zrobili nas w jajo. Czyli jeszcze ze dwa miesiące i znowu będzie net…

niedziela, 24 kwietnia 2011

WESOŁYCH ŚWIĄT!!!!!! /24 kwietnia 2011/

Z okazji Świąt Wielkanocnych:
miłości, która jest ważniejsza od wszelkich dóbr,
zdrowia, które pozwala przetrwać najgorsze.
Pracy, która pomaga żyć.
Uśmiechów bliskich i nieznajomych, które pozwalają lżej oddychać
i szczęścia, które niejednokrotnie ocala nam życie.

piątek, 22 kwietnia 2011

No to mieszkamy! /22 kwietnia 2011/

No i mieszkamy. Tak, już pierwsza noc za nami. Agniesia nawet nieźle spała, a trochę się obawiałam. Maluda się tu chyba nieźle czuje. Krążę cały czas po mieszkaniu i staram się popakować wszystko do szaf. Z pomieszczeń do gruntownego umycia pozostała jeszcze kuchnia. Wyczyściłam zlew i kuchenkę, a lodówka jest nasza. Szafki już wcześniej były wymyte. Jednak trzeba to wszystko doczyścić. Wczoraj skupiłam się na łazience, a dzisiaj podjęłam próbę upchnięcia wszystkiego we w miarę logiczny sposób. Niestety, Marcin dowiózł dalszą część do upychania. Poddałam się i pojechałam kupić jakieś jedzonko. Teraz przynajmniej lodówka przyzwoicie wygląda. Jeszcze rano muszę lecieć upolować chleb. To są chyba pierwsze święta, od kiedy pamiętam, że nic nie piekę. Jakoś nie mam wyczyszczonego piekarnika, a to nie moja kuchenka. Może jutro wyczyszczę, to chociaż babkę ukręcę. Tylko chyba blaszek nie mam żadnych. Rano i tak muszę do mamy lecieć, po szafkę do łazienki. Muszę kosmetyki poupychać gdzieś. Agniesia spędziła dzisiaj cały dzień ze mną. Troszkę była na dworku, mama przy okazji sobie kawę wypiła i poplotkowała z ciocią Elą. Jak biegałam układając ciuszki, Agi stała w wózku w drzwiach balkonowych. Przyznam, że jest troszkę płaczliwa i domaga się mojej obecności. Strasznie jej się podobają nasze wygłupy w łóżku rano. Tylko czeka na całusy i przytulańce. W czwartek rano bidulce nastawiałam kręgosłup. Tak bardzo się spinała jak ją ubierałam. Nie mogłam sobie poradzić. Tak więc, jak mnie nauczyła Asia, na boczki i chrupnęło. Momentalnie Agniesia się uspokoiła. Dobrze jest umieć ulżyć swojemu dziecku. Szkoda tylko, że musi tak cierpieć.
Po świętach jedziemy do Piły, do Pani neurolog. Wypisze nam dokumenty do poradni pedagogicznej. Napiszę Wam jak to będzie wszystko wyglądać. Sama jestem ciekawa.
Jeszcze musimy przemyśleć z jakiej sieci skorzystać w sprawie neta. TPSA jakoś mi się nie uśmiecha, bo nie wiem jak długo tu pomieszkamy. Nie wiem jak ściąga tutaj radiówka. Teraz jadę na laptopie siostry i jej bezprzewodowym. W końcu będzie trzeba oddać. A poza tym, też cienko ciągnie. Chciałam kupić firanki, ale ich cena mnie zwaliła z nóg. Muszę odczekać miesiąc, bo teraz na pewno nie dam rady nic kupić. Jeszcze został rachunek za gaz do zapłacenia. A uwierzcie mi nie jest mały!
Tegoroczne święta upłyną nam pewnie na ogarnianiu tego całego zamieszania w mieszkaniu. Meble już wszystkie stoją, zostało położyć dywan i znaleźć zasięg anteny. To jednak jest najmniej istotne.
Kochani, pozdrawiam serdecznie i życzę przygotowań do świąt z uśmiechem na twarzy. Buziaki!!!!

niedziela, 17 kwietnia 2011

Powrót i ciężka praca z marszu /17 kwietnia 2011/

Kochani, z turnusu wróciliśmy już w piątek. Wyjechaliśmy po 11, jednak zatrzymaliśmy się na kawie w Pile. Ponieważ u Eli nikogo nie było, przygarnęła nas Ola, sąsiadka i moja koleżanka kochana z forum (i nie tylko). Po 17 ruszyliśmy w dalszą drogę. Jechało się całkiem spokojnie i w miarę sprawnie. Łącznie jakieś 3,5 godziny jechaliśmy.
Agniesia wymęczona, ale chyba szczęśliwa z powrotu. Przez całą drogę nie spała. Jedynie przysypiała, ale zawsze była „na czuwaniu”. Dojechaliśmy do mojej mamy, bo nadal jesteśmy praktycznie bezdomni. Podjechaliśmy wieczorem do marketu kupiliśmy farby, bo mieszkanie trzeba odmalować w całości. Pojechaliśmy sprawdzić jak to wszystko się prezentuje. Sobota była cała poświęcona pracom remontowym. Niestety, po zdarciu tapet w jednym z pokoi, okazało się, że będzie problem z malowaniem. Pod tapetami była emulsja, która odpadała z każdym puknięciem. Jedyne wyjście szpachlowanie, albo położenie tapety po raz kolejny. Wybraliśmy tapety, 4 rolki najtańszej wystarczyły. Na dzisiaj mieszkanie jest pomalowane, wytapetowane. Zostało nam, a właściwie mi, bo pozostali idą do pracy, wykończenie. Zdolni jesteśmy Dzięki mojemu bratu i jego kolegom, mamy przewiezione już meble. Zostało wykończyć, posprzątać, przewieźć ubrania i pozostałe drobiazgi, które spokojnie zmieszczą się w nasze osobowe ciężarówki. Jutro zabieram ze sobą Agi i mamę, która z nią posiedzi. Ma być ładnie, to skorzystamy z balkonu i ogródka. Ja popracuję, a mama zajmie się ogródkiem i Agi
Agulek wytęskniony. Dwa dni zaniedbana przez mamę i tatę. Jutro muszę ją zabrać. Dzisiaj wcześniej wyjechałam, bo trzeba było Agniesię wykąpać. Na szczęście wyrobiliśmy się jakoś, więc „pozwolili” mi jechać, rodzinka dokończyła i dojechała na koniec kąpieli. Mam nadzieję, że w tym tygodniu uda nam się już zamieszkać.
Agniesia ten tydzień nie ma rehabilitacji. Zaczynamy dopiero po świętach. W sumie nawet dobrze się składa. Szczerze mówiąc jesteśmy zmęczeni, ale mam nadzieję, że opłacało się. No i że tapety jutro nie spadną!!!!!!!
Na pożegnanie turnusu, Agi dostała cudnego bursztynka. Mam nadzieję, że znaleziony na plaży przez Maję bursztyn będzie dla Agi szczęśliwy. Jeszcze raz bardzo dziękujemy!!!
Powiem Wam, że turnus przeminął jak z bicza strzelił! Gdyby nie przywieziony dyplom, ciężko byłoby mi uwierzyć, że się odbył. Kochani, przepraszam, za ten galimatias w poście, ale mam dzisiaj mętlik w głowie. Myślę o tym jak najszybciej się przenieść i pozbawić kłopotu rodziny. Niestety wietrzenia mieszkania i schnięcia farby nie przyspieszę.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie!!!

wtorek, 12 kwietnia 2011

Agi zdrowieje :))) /12 kwietnia 2011/

Agniesia na szczęście zdrowieje. Ku mojemu zaskoczeniu, terapie trwają nadal. Nawet wieczorem Pani Renia zrobiła Agniesi masaż limfatyczny. Ma to obniżyć temperaturę i przyspieszyć jej powrót do zdrowia. W niedzielę dostaliśmy stół rehabilitacyjny do pokoju i tym sposobem mieliśmy rehabilitację w pokoju. Terapeuci przychodzili do Agnieszki. Miała wszystkie zajęcia zgodnie z planem. Odpadła nam tylko arteterapia. Troska o Agnieszkę wszystkich przebywających na turnusie była wspaniała. Terapie robione były delikatnie i dostosowane do stanu Agniesi.
Dzisiaj zadzwoniłam do poradni w Mielnie i umówiłam nas do pediatry. Daleko nie jest, na dworze przyjemnie, to się przeszliśmy. Pan doktor się lekko zbulwersował, jak powiedziałam, że nie dostałam drugiej recepty, bo Pani doktor miała braki. Wypisał mi wszystko czego potrzebowałam. Agniesia niestety ma potwornie zawalone gardło i skończyło się krwawieniem z rurki. Strupy jej zasychają i niestety przytykają rurkę. Strasznie ciężko jej wyciągnąć to co zalego. Agniesia odksztusza się całkiem nieźle. Ma już coraz więcej siły. Poprosiłam lekarza o cyclonaminę, na krzepliwość. Już dzisiaj dostała dwa razy.
Do tego dzisiaj mieliśmy operację wymiany foleya. Gosia się zgłosiła na wodza i była rozczarowana, że brakowało atrakcji i tak szybko wszystko poszło. Jak się okazało foley był przytkany jedzonkiem i dlatego nam się przelewało z brzuszka. Do tego poposiłam o maść na odparzenie od kwasów. Polseptolu już nie ma, dostaliśmy betadine. Zobaczymy, mam nadzieję, że pomoże szybko. Niestety odparzenie wygląda nieciekawie.
Agniesia już nie gorączkuje i stara się odsypiać. Dzisiaj już chodziliśmy na zajęcia po salach. Moja córcia była bardzo dzielna. Bunt pokazała dopiero na ostatnich zajęciach. Jakby nie patrzeć to były najbadziej aktywne zajęcia. Od obiadu spała dobre 3 godziny. Ciekawe co będzie w nocy
Dzięki pracy terapeutów nie musieliśmy skracać turnusu. W czwartek oficjalne zakończenie. Wracamy w piątek. Pozdrawiam wszystkich serdecznie.

niedziela, 10 kwietnia 2011

No i się popsuło… /10 kwietnia 2011/

Wszystko zmierzało ku dobremu. Pogoda zaczęła się poprawiać. 2 zajęcia mieliśmy odrobione, nawet na spacerek w sobotę poszliśmy. Po obiadku mieliśmy dodatkowe zajęcia, a Agi była jakaśnerwowa. Dużo prychała i spinała się. Już pod koniec zajęć miałam wrażenie, że dostaje gorączkę. W pokoju jej zmierzyłam, ale nie było powodu do niepokoju. Dostała obiadek i chwilę później zaczęła się denerwować i głośno oddychać – sapać. Zmierzyłam – 37,8 – nurofen i czekamy. Zeszła szybko, jednak poszłam do Marcina i uzgodniliśmy, że odrobimy te zajęcia w inny dzień. Gosia obiecała zajrzeć w porze zajęć i sprawdzić jak sprawy się mają.
Gosia przyszła o 18 i Agi już była wykończona – coś się działo. Gosia pokazała mi jak masować Agi żeby zbić gorączkę. Koło 22 naszło już 39, dostała nurofen a ok 1 znowu dramat,bo gorączki nie można było niczym zbić. Obłożyłam ją mokrymi ściereczkami, jedna na główce, druga między udami. Aguś zwyczajnie odpływała, okazało się że temperatura dobiła 40 stopni. Teraz nie było już żartów. Mierzyłam co chwila i sprawdzałam, czy zacznie w końcu spadać. W innym przypadku trzeba będzie dzwonić po pogotowie. Na szczęście, powoli zaczęła gorączka ustępować.
Rano spotkałam w recepcji Panią Renię, chciałam się dowiedzieć, czy jest ustalony jakiś pediatra dla naszych dzieciaczków. Od poniedziałku do piątku tak, w ośrodku zdrowia w Mielnie. Jednak moje dziecko nie trzyma się grafiku i postanowiło się rozchorować w weekend. Co było robić, trzeba było jechać do Koszalina. Na szczęścia rodzice Kubusia Ogara pomogli i powiedzieli gdzie jechać. Tata nawet poprowadził mnie pod sam ośrodek. Jestem im naprawdę wdzięczna! Dziękuję.
W ośrodku okazało się, że Agi peg zaczął przeciekać i cała koszulka i bluzeczka są mokre. Niefanie. Zadzwoniłam do naszej Sylwii z prośbą o pomoc. Okazało się, że nie mieszka daleko, a i tak z Maciusiem wybierała się do lekarza. Przyniosła nam koszulkę i bluzeczkę na przebranie. Oczywiście foleya na wymianę nie znalazłam w całym ośrodku jak i aptece. Do tego Agi jak taki eksponat wzbudzała niezdrowe zainteresowanie dorosłych. Pani doktor miła, bardzo dużo pytań, zachwycona ssakiem zapisała jakiś dziwny antybiotyk Ospen. Nigdy go nie mieliśmy. Problem jednak na tym polegał, że w aptece Pani już nie miała ani jednego pudełka. Poszłam, żeby Pani doktor przepisała jej coś innego. Zamieniła nam na tabletki. I wiecie co? tego też nie było w aptece!!! Tym razem Pani aptekarka poszła osobiście do Pani doktor. Przyszła i znowu zonk… Jest tylko jedno opakowanie. Mam dojechać jutro i odebrać drugie opakowanie. Odpisu na receptę Pani mi nie da, to poprosiłam o drugą receptę na to opakowanie. Pani z apteki poszła do Pani doktor i…niestety nie dostałam. Mam iść sobie do lekarza w Mielnie. Może on mi przepisze. Pani doktor ma za mało recept. Adrenalina to mi już uszami szła. Sylwia zadeklarowała się, że w takim raze ona odbierze to lekarstwo i nam przywiezie, bo i tak się do nas wybierała w tygodniu. Weszłam do apteki powiedzieć i co? Pani się prawie rozpłakała – bo musiałaby receptę wycofać, a ona wróciła do pracy dopiero po długiej nieobecności i to poważny problem dla niej. Poddałam się. Wyszłam, pożegnaliśmy się z Sylwą i pojechaliśmy do ośrodka w Mielnie.
Zobaczymy jak to będzie. Antybiotyk ma starczyć na 5 dni, dlaczego Pani doktor wymyśliła sobie 10? Nie wiem. Tylko teraz ostatnio przedłużałam do 8 dni. Ale 10 dni? Jeszcze zadzwonię do naszej Pani doktor i skonsultuję, bo i ta dawka wydaje mi się duża. Mamy zapisany Biodroxil 250 i po 6 ml dwa razy na dobę. Nigdy tego nie mieliśmy, a dawki zawsze koło 4 ml się trzymały. No i nie mam środkana na pleśniawki jakby co. Dobrze, że chociaż Accidolac mam. Musimy poczekać do wtorku, żeby Agi się wzmocniła, bo jest za słaba na podróż. A moze zaczniemy trochę terapii, tych mniej inwazyjnych. Się zobaczy.
Życzcie zdrówka Agusi i Maciusiowi też, bo zapalenie płuc go dopadło. Wszystkiego dobrego :)))
Specjalne pozdrowienia i spóźnione życzenia imieninowe dla Majeczki :*

piątek, 8 kwietnia 2011

Półmetek /8 kwietnia 2011/

Połowa turnusu za nami. Jednak pogoda się popsuła i niestety ze spacerków nici. Od środy z Agi nie wychodzimy bo wieje przeraźliwie i jakoś boję się, że może ją przewiać. Dni upływają nam na ciężkiej pracy. Właściwie ciężko pracuje Agnieszka a my tylko towarzyszymy. Codziennie 6 godzin zajęć. Niestety nie ma balansu każdego dnia, a szkoda. Jest terapia twarzy i wszystkie pozostałe istotne zajęcia. Agniesia jest nawet spokojna i współpracuje. Terapeuci znają Agi już na tyle, że wiedzą jak do niej podejść i w jakiej pozycji się uspokaja. Tym razem jest tata, i pomaga ją wyciszyć jak ma kryzys.
Muszę przyznać, że tata świetnie się sprawdza na zajęciach aktywnych. Podczas balansów pomaga Paulinie na desce trzymać Agi, kulać na materacu czy przytrzymać na piłce. Na zajęciach plastycznych malowali dzisiaj pieska, zrobionego z plastrów gipsowych i malowaliśmy obrazek rączkami.
Powiem Wam, że taka pomoc jest wspaniała. Wiem, że jeżeli pojedziemy następnym razem, to już same. A teraz jest tak fajnie. Mogę zawsze iść do pokoju uszykować Agi jedzonko i nie muszę się spieszyć. To Arek ją podniesie na stół rehabilitacyjny i ja mogę odpocząć, znaczy mój kręgosłup. Agnieszka też w pełni szczęścia. Ma mamę i tatę przy sobie!
Dzisiaj pojawił się problem z szyją. Agniesia znowu zaczęła skręcać główkę w prawą stronę. Dwie ciocie i wuja nad nia pracowali. Jak na złość neuro mieliśmy ostatnie, a to zajęcia, które rozluźniają te partie mięśni. Na szczęście każdy z terpeutów po troszku ulżył małej. Teraz leży na wznak i nie skręca już główki. Najpierw Gosia pracowała z tą szyją, potem Maja i na koniec jeszcze Kuba spróbował. Marcin rozlźnił Agi barki i już było jej fajnie.
Na wszystkich terapiach pracują nad rotacjami i rozluźnieniem rączek. Starają się zrobić podpory u Agi. Pewnie niewiele z tego wyjdzie ale popróbować można. A może puszczą u niej łokcie i nadgarstki? Generalnie mają niezłą zagwozdkę, jak tego dokonać.
Mam cichą nadzieję, że pogoda zacznie się poprawiać. Nie musi być słońca. Byle tylko nie wiało i nie padało. To nam wystarczy. W niedzielę też mamy zajęcia. Odrabiamy piątek, tym samym wracamy dzień wcześniej. Terapeuci zaczęli przekładać zajęćia i wyszło, że zostały nam dwie godziny. Jedna rano i jedna przed obiadem. Tą przed obiadem odrobiliśmy już dzisiaj, a na tą rano pójdziemy. Agi dostanie drugie śniadanko po zajęciach i ruszamy w drogę do domu. Czeka nas tam masa pracy. Malowanie, sprzątanie i przeprowadzka. Chciałabym się wrobić do świąt.
Pozdrawiam wszystkich z wietrznego Mielna. :))))

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Turnus /4 kwietnia 2011/

Kochani, odnosząc się do komentarzy. Oczywiście, że niejednokrotnie przeliczaliśmy ile płacimy za wynajem. Nie raz chwytaliśmy się za głowę. Mieliśmy zamier kupić mieszkanie, umówiona byłam już z Panem, który buduje u nas mieszkania. Jednak jak do mnie zadzwonił, aby wpisać nas na konkretną listę, Agi była już w śpiączce. Wydarzył się wypadek. Do dziś nie mamy zdolności kredytowej. Piszesz, że znajomi zarabiali niewiele, 4500 zł – dla nas to bardzo dużo. Ja nie pracuję jak wiecie. Mój jedyny dochód, to zasiłki rodzinne, pielęgnacyjne i wychowawcze, o które co roku muszę składać papiery. A które zostaną nam odebrane, jak tylko przekroczymy próg.
Staraliśmy się też o mieszkanie od miasta, niestety – za duży dochód mamy. Musielibyśmy nie płacić czynszu, żeby mieć status eksmisji i wtedy wpisaliby nas na listę mieszkań socjalnych. Absurdem jest to, że nasze dochody są za wysokie na mieszkanie socjalne, za niskie na TBS, w sam raz na zasiłki rodzinne, za małe na kredyt hipoteczny. Wynajęcie mieszkania jest na chwilę obecna jedyną rozsądną dla nas możliwością.
Ja nie chcę przez to powiedzieć, że klepiemy biedę. Dzięki pomocy rodziny, jakoś sobie dajemy radę i starcza na opłacenie rachunków. Samochodu luksusowego nie mamy, plazmy też. Nie użalam się nad sobą. Opisałam całą historię, bo przeraziła mnie ta Pani. Taka mała przestroga, żeby najpierw się dowiadywać czegoś o człowieku, a potem wynajmować mieszkanie. Luksusowy w naszym domu jest jedynie wózek Agniesi. Ale został on zakupiony dzięki 1% wpłaconemu do fundacji.
Dziękuję kochani za troskę i życzę Wam wszystkiego najlepszego
Jesteśmy na turnusie. Jechaliśmy trochę ponad 3 godziny. Droga była super, słoneczko na niebie, niewielki ruch. Mielno prywitało nas wiosną i ciepłym wiaterkiem. Poszliśmy na spacerek jedynie w sweterkach, a Agi w wiosennej kurteczce. Spotkaliśmy zaledwie 3 znajome mamy. Jednak terapeuci sami znani. Z wszystkimi wspaniale się widzieć. Tym razem nie ma Pani doktor, jest jej syn Pan Denis. Dzisiaj przeprowadził od rana diagnozę. U Aguni jest sporo do zrobienia, ale i tak zauważalna jest poprawa. Tym razem spróbujemy balansowania na kolankach. Ponownie dużo rotacji, babińskiego i odruch ochrony ścięgien. Będziemy turlać Agniesię po materacu i ćwiczyć oddech i przełykanie. Popracują też nad jej szyją, żeby poprawić asymetrię.
Agniesia jest padnięta. Śpi moja królewna twardo już. Rano zaczynamy od 10, więc sobie rano znowu trochę pośpi. Przerwa znowu tylko obiadowa. Ten turnus nie jest największy. Duży będzie majowy. Ma być ponad 35 dzieci, więc dobrze, że jesteśmy teraz. Jakoś tak spokojniej, chociaż to bieganie między piętrami jest męczące. Arek towarzyszy nam na każdych zajęciach, chociaż stwierdziłam, że na arteterapię będzie chyba sam chodził. Agi była dzisiaj bujana w prześcieradle i oglądała świat przez kolorowe folie. Czułam się trochę niepotrzebna, to chociaż okleiłam ściany foliamy, żeby dzieciaczki nie pomalowały. W końcu do czegoś się przydam….
Jest też Beatka z Wojtkiem. Jutro może uda mi się odwiedzić ich w pokoju, bo słyszałam, że z Wojtka już kawał chłopa się zrobiło. Dzieciaczki tak powyrastały na wiosnę, że aż miło. Agniesia też się wyciągnęła. Śpiworek doszedł na czas więc mogliśmy go zabrać na turnus.
Pozdrawiam wszystkich ze słonecznego Mielna :)))

sobota, 2 kwietnia 2011

Kilka lat starsi i mądrzejsi /2 kwietnia 2011/

W końcu mogę napisać jak zakończyła się sprawa z mieszkaniem. Niestety ten tydzień był bardzo długi i trudny. Zakończył się jednak małym sukcesem. Tak więc po kolei…
We wtorek rano Pani wynajmująca nam mieszkanie, przyniosła mi odręcznie napisane pismo, w którym powołuje się na art Kodeksu Cywilnego, oznajmiając, że nie zamierza przystać na nasze wypowiedzenie i w związku z tym, czynsz mamy regulować do końca umowy. Oczywiście, wyprowadzić się możemy w każdej chwili. Podjęłam próbę negocjacji, jednak bezskutecznie. Dowiedziałam się, że zasłaniam się dzieckiem, że awanturuję się o takie bzdety jak sypiący się popiół z sadzą z komina, spadające dachówki z rusztowania na głowę, zasypany w piwnicy wózek czy w końcu pleśń, która zakwitła w naszym mieszkaniu razem z wiosną. Oprócz tego dowiedziałam się, że pleśń jest przez to, że suszyłam pranie w mieszkaniu, bo nie chciało mi się chodzić na strych. Pierwszy raz wtedy usłyszałam o czymś takim w tej kamienicy.
Cała w nerwach zadzwoniłam do jednej z kancelarii prawnych w naszym mieście i umówiłam się na konsultację. Mogłam iść dopiero wieczorem.
Bardzo miła Pani dokładnie wytłumaczyła mi jakie prawa mam w związku z podpisaną umową. Umowy zawiera się na czas określony, właśnie dlatego, żeby zbyt wcześnie ich nie rozwiązywać. Jednak, w naszej umowie jest punkt, który stanowi o możliwości miesięcznego wypowiedzenia tej umowy. Dotyczy to każdej ze stron. W tym wypadku nie ma tutaj mowy o wyrażaniu czyjejkolwiek zgody na opuszczenie lokalu. Innymi słowy prawo stoi po naszej stronie. Pani adwokat zaleciła mi zapłacić czynsz za miesiąc kwiecień i nie robić nic więcej. Ewentualnie poinformować Wynajmującą o swoim stanowisku ustnie, bądź pisemnie.
Wróciłam z kancelarii, a mój mąż postanowił podjąć ostatnią próbę spokojnego rozwiązania umowy. Niestety bezskutecznie. Skorzystałam z okazji i poinformowałam Panią o naszych prawach, kazała mi iść do adwokata. Jak dowiedziała się, że od niego wracam, była zaskoczona i już z nami nie rozmawiała więcej.
Tego dnia byliśmy też umówieni na podpisanie umowy w nowym mieszkaniu. Jednak i do tego nie doszło. Okazało się bowiem, że właściciele dali jednocześnie ogłoszenie o sprzedaży jak i wynajmie. We wtorkowe popołudnie zgłosiła się Pani, zapewniając, że w piątek wpłaci 20 tys zadatku na zakup mieszkania. Byliśmy bliscy załamania. Właścicielowi zrobiło się głupio, jak się dowiedział, że my i tak musimy już teraz opuścić tamto mieszkanie. Umówiliśmy się, że jak do końca tygodnia nie zapłaci ta Pani tych pieniędzy, to mieszkanie jest zostawione dla nas i podpisujemy umowę. Nie mieliśmy wyboru. Pojawił się tylko problem, bo do czwartku musieliśmy opróżnić mieszkanie. Co było robić, trzeba znów było wykorzystać moją mamę i rodzeństwo, sprawdzić ich cierpliwość i wyrozumiałość.
W środę zaczęła się akcja przeprowadzka. Rano zjechała mama, zaczęłyśmy pakowanie, ja nosiłam walizki do auta i jeździłam wywozić i wypakowywać, a mama siedziała z Agi. Koło 17 zajechało pierwsze auto do przewozu mebli. W życiu tylu ludzi w tym mieszkaniu nie było. Jak wróciłam po odwiezieniu Agi, w mieszkaniu było 7 panów i już tylko 2 panie. Przewoziły nas 2 samochody dostawcze. Poszło nadzwyczaj szybko. Do 20 w mieszkaniu nie było już nawet lamp. Zostały drobiazgi i dziury do pozaklejania. No i sprzątanie, ale to na czwartek sobie zostawiłam.
Najlepsze było upchnięcie tego wszystkiego. Meble kuchenne stoją pod altaną, przykryte plandeką. Lodówka, pralka i kuchenka, u sąsiadów w garażu. A pozostałe rzeczy się rozpierzchły. Ciągle czegoś szukamy, potykamy się o coś, a koty stale włażą do jakiejś torby. Chociaż moja siostra dochodzi do wprawy w poszukiwaniach.
W czwartek Agniesia została z babcią, a ja pojechałam sprzątać i kleić dziury gipsem. Wyrobiłam się w jakieś 3-4 godziny. Wracałam akurat jak Aginek obiadek miała dostać. Arek wrócił z pracy i oznajmił, że dzwonił właściciel mieszkania i na 98% w sobotę podpiszemy umowę. Pozostało nam czekać. Na ten dzień mieliśmy jeszcze trochę emocji do przeżycia. Trzeba było rozwiązać umowę i pospisywać liczniki. Nie wiedzieliśmy jak to pójdzie. Przyjechaliśmy koło 18 do mieszkania, zadzwoniłam po Panią i o dziwo przyszła. Spisała liczniki, obejrzała mieszkanie i podpisała pismo, które wcześniej przygotowałam. W piśmie tym odnotowałam, że płacę czynsz za miesiąc kwiecień i nie mam już żadnych zobowiązań wobec tej Pani. Napisałam też w jakim stanie jest mieszkanie. Nie malowaliśmy, bo wpłacaliśmy pieniądze na jego odmalowanie. Pani słowem prawie się do nas nie odezwała, była bardzo obrażona i niezadowolona z takiego obrotu sprawy. Obydwoje jednak się ucieszyliśmy, że tak to się zakończyło. Pozostał tylko problem, tego gdzie mamy mieszkać.
W piątek pojechałam do wodociągów i gazowni, żeby zakończyć umowy. Pozostała mi energetyka, jednak do Chodzieży nie miałam szansy dojechać. No i rozwiązanie umowy z TP SA. Te pisma pójdą w poniedziałek. Arek otrzymał od właściciela mieszkania umowę, że czeka do wieczora, ale raczej w sobotę podpiszemy umowę. Co było robić, musieliśmy dalej czekać.
Jeszcze jedna sprawa. Wiemy jeż dlaczego Pani, wynajmująca nam mieszkanie była tak bardzo zła. Otóż w środę koło 15 przyszli do mnie sąsiedzi, którzy wyprowadzali się niedawno. W sumie mieszkali bardzo krótko, bo jakieś 2 miesiące. Okazało się, że otrzymali takie pismo jak ja, tyle że z kancelarii adwokackiej. Przyjechali porozmawiać z Panią, ale jej nie było. Przyszli do mnie, bo widzieli, że się wyprowadzamy i chcieli się dowiedzieć, czy też mamy problemy. Cóż, mieliśmy… Przekazałam im zdobyte informacje i poprosiłam, że jeżeli zamierzają iść do kancelarii po poradę, to najlepiej jakiejś innej. Zrobili tak, umówili się na czwartek rano. Parę godzin później zahaczyła mnie kolejna sąsiadka, która mieszkała dwa piętra nad nami. Miała dokładnie ten sam problem co Państwo, którzy przyszli wcześniej. Przekazałam swoje informacje i Pani również chciała porozmawiać z radcą prawnym. Teraz byłam w domu!!! Pani wynajmująca nam mieszkania była święcie przekonana, że byliśmy w zmowie. Jednak jedno od drugiego było niezależne. Fakt, że zwolniły się jednocześnie 3 mieszkania, a jeszcze 3 miała puste na sprzedaż, średnio mnie interesuje. Może zabrzmi to brutalnie, ale takie jest prawo rynku. Raz hossa, raz bessa. Trzeba przetrzymać. Przykro mi, że ma słabszy okres, ale czas pomyśleć dlaczego. Tylko dlaczego my jesteśmy obrażani? Dowiedziałam się, że zazdrościmy jej (znaczy właścicielce kamienicy) pieniędzy. Wypominamy klinkier kładziony na kominie, co zobaczyłam dopiero po otrzymaniu tej informacji, że zazdrościmy samochodu. Specjalnie nie ma czego zazdrościć. Teraz paliwo drogie, a ta bryka 20 łyka na setkę. Do tego, co mnie najbardziej zabolało, że trzymam Agi, żeby się nią zasłaniać i poprawiać sobie życie!!!! Ta kobieta nie jest zdrowa psychicznie!!!! Chciałam zrobić badanie w sanepidzie pleśni ze ściany, ale kosztuje to naprawdę majątek, nie stać mnie. Na szczęście nie było to już potrzebne, mamy to za sobą i nigdy więcej nie chcę spotkać takich ludzi!!! Pozostała nam za to wspaniała znajomość, którą mam nadzieję będziemy podtrzymywać. Pozdrowienia kochane dziewczynki spod 19 :)))
Dzisiaj w końcu wszystko zakończyło się powodzeniem! Arek zadzwonił do Właściciela od którego staraliśmy się wynająć mieszkanie i umówiliśmy się na 14. Mamy już podpisaną umowę, klucze do mieszkania! Problem mały jednak jest. Arek jedzie tym razem z nami na turnus. Jedziemy jutro przed południem. Wszystkie nasze rzeczy zostaną u mamy i będą musieli jakoś z tym sobie poradzić. Strasznie mi głupio, ale jak mam jutro prowadzić 4 godziny samochód, nie mogę dzisiejszej nocy przewozić ciuchów i nosić do mieszkania. Poza tym trzeba tam posprzątać i odmalować. Poprzedni lokatorzy zostawili po sobie mały sajgon, jakby uciekali w popłochu. No a teraz staram się spakować w miarę rozsądnie.
A Agniesia? Agniesia przeżyła to chyba najbardziej. Każdy mój stres odczuwała i denerwowała się ze mną. Rehabilitację miała cały tydzień. W czwartek i piątek przyjechały nasze Somitki na Berdychowo, do mamy. Codziennie rano nasza psina, Sonia czeka żeby przywitać się z Agnieszką. Wtula w nią swój wielki słodki pysk i delikatnie obwąchuje liżąc Agulka. Jaka ona jest wtedy słodka. Dzisiaj Agniesia popluskała się w wannie. Taka zrelaksowana była po kąpieli. Do tego wszystkiego w końcu udało mi się wyciąć cały narosły jej paznokieć przy nóżce. Chyba rok już jak nam doskwiera. Teraz jednak musi być już z górki. Czuję się starsza o kilka lat. Jednak nauczyło mnie to czegoś. Nowe doświadczenie. Jednak jak stwierdziła moja siostra, wolałabym chyba być młoda i głupia 
Kochani, chciałam podziękować za pomoc w przeprowadzce wszystkim uczestnikom-pomocnikom!!!