czwartek, 30 marca 2017

Badania kontrolne i atak na koniec /30 marca 2017/

Witajcie kochani! Nadszedł w końcu czas naszego pobytu na neurologii w Poznaniu i badania rezonansem. Jak wiecie, nie byłam do końca pewna czy nas przyjmą, czy znieczulą Agnieszkę… Nasłuchałam się od pani doktor przy zapisie na oddział i tak mi zostało. Na całe szczęście nie było to tak straszne. Przyjęli nas bez problemu. Największym problemem było ułożenie Agnieszki, bo brakowało łóżek z barierkami. Łóżko, które dostała było na styk, miało zaledwie 130 cm. W ciągu dnia leżała na moim, obłożona czym się dało, żeby przypadkiem latać nie zaczęła i jakoś daliśmy radę. Oddział, jeśli chodzi o opiekę, jest jednym z lepszych. Pielęgniarki, salowe, bardzo życzliwe dla rodziców i dzieci. Lekarze też dosyć troskliwie zajmują się dziećmi, o czym przekonałyśmy się po rezonansie.
Na początek zrobiono Agnieszce EEG. Skorzystali z okazji, że Agnieszka po sirdaludzie śpi i wtedy podłączono ją do aparatury. Agnieszka spała przez całe badanie, no może przez chwilę sprawiała wrażenie, że się będzie budziła, ale poprawiła tylko głowę i spała dalej. Badanie trwało jakieś 40 minut. Wyszło nieprawidłowe, ale jak to pani doktor powiedziała, niewiele jest tkanki unerwionej i musimy sprawdzać objawowo jej stany epileptyczne.
Rezonans od rana w środę. Trochę sobie poczekałyśmy z Agnieszką przed badaniem. Anestezolog mnie trochę załamała. Kiedy nas zawołali, wjechałam z Agnieszką w wózku. Pani doktor kazała mi wziąć Agnieszkę na kolana, bo ona tak poda lek, a potem mam ją wiotką zanieść na stół do rezonansu. Kiedy zaczęłam prosić, żeby znieczuliła ją w wózku, nie dała się przekonać. Na szczęście radiolodzy przybyli z pomocą. Przyciągnęli stół do rezonansu i mogłam położyć na nim Agnieszkę, a pani doktor ją tak znieczuliła. Można? Powiem Wam, że Agnieszka bardzo się bała. Płakała, trzęsła się, a serduszko waliło jej jak młotem Moje biedactwo.
Rezonans trwał jakieś dwadzieścia minut. Samego wyniku jeszcze nie mam. Pani neurolog nie umiała mi podać wyniku. Stwierdziła tylko, że jest bardzo duże wodogłowie. Na moje pytanie, czy się powiększyło, stwierdziła, że nie ma porównania. Na szczęście ja mam płytkę i kazałam ją przywieźć z domu, kiedy po mnie jechali. Wygląda na to, że w szpitalu nie ma teczek pacjentów, albo jest tylko jakiś okres archiwizacji dokumentacji medycznej. Radiolodzy mają porównać te badania. Za jakiś tydzień mam otrzymać opis.
Przestraszyli mnie na oddziale po rezonansie. Agnieszka po raz pierwszy po narkozie była tak niespokojna i pobudzona. Tłumaczono mi, że zależy to od tego, jaki lek podano przy narkozie. Wracając z badania trafiliśmy akurat na obchód. Przełożyłam Agnieszkę z wózka na łóżko i przyszli lekarze. Podjęto natychmiast decyzję, żeby podłączyć Agnieszkę do kardiomonitora. Musiałam ją przenieść do sali monitorowanej i tak trzy godziny leżała podłączona do monitorka. Dopiero po dwóch godzinach tętno osiągnęło 70-80 uderzeń na minutę, a wcześniej szalało powyżej 120. O 12 mogłam już wrócić z córcią do sali i podać jej pierwsze picie, a pół godziny później obiadek i leki. Do wieczora Agnieszka miała jeszcze pulsoksymetr.
W sumie trochę zwątpiłam. Jakieś 4 razy miała Agnieszka już takie znieczulenie i jeszcze nigdy nie podłączali jej diod, nie monitorowali. Owszem, były częstsze wizyty pielęgniarek, ale nic ponad to. Zgłupiałam, bo w takiej chwili człowieka nachodzą głupie myśli. Czy coś się nie wydarzyło na sali? A może coś niepokojącego na rezonansie, czy EEG wyszło? Każde moje pytanie jednak zbywano. Cały dzień głupia i nerwowa. Na szczęście noc Agnieszka przespała spokojnie.
Dzisiaj rano Agnieszka miała jeszcze kontrolę okulistyczną. Na szczęście z oczkami wszystko w porządku. Konsultacja była krótka, ale uspokoiła mnie trochę, bo z tym prawym oczkiem jest zawsze trudno. Przynajmniej wiem, że dobre leki stosuję
I tym sposobem, o wpół do drugiej znalazłyśmy się w domku Agnieszka szczęśliwa, nie mogła oderwać wzroku od swoich motylków Zmęczona i szczęśliwa, już wykąpana zasnęła słodko, nawet nie wiedzieliśmy kiedy. Nie ma jednak tak dobrze…
Kiedy tata zabrał śpiącą Agnieszkę do sypialni, okazało się, że pobyt na oddziale zakończył się atakiem padaczki!!! Jakby nie mogła go dostać na oddziale, skoro już musiała Biedna, jakieś 15 minut ją trzęsło. Podałam jej realnium, bo tak kazało nam nasza neurolog, jest chyba delikatniejszy w działaniu od wlewki. Nie wiem, jednak czy to był dobry wybór, bo dużo czasu upłynęło zanim zadziałał.
Na oddziale zmniejszyli nam depakinę z 750 na 500, a dołożyli cesarius. Pojęcia nie mam czy to dobrze, czy źle. Znowu się denerwuję, czy mam podać te leki w zmienionym dawkowaniu. Ech, to takie trudne decyzje dotyczące dziecka. No i jeszcze ten atak. Blada, sine usta i zimna się zaczęła robić. Teraz odzyskała kolorki i śpi spokojnie. Ciekawe, czy ja też spokojnie będę spał?
No nic kochani, to tak w skrócie o naszym pobycie na neurologii i tak niespodziewanym zakończeniu. Spokojnej nocy i pięknego piątku!!

1 komentarz:

  1. ~Fleur de Lys
    31 marca 2017 o 12:08

    Wiem, co się może kołatać w tyle głowy, ale te diody i wszystko mogą wynikać ze zwykłej troskliwości lekarzy, pisałaś, że opiekę miałyście dobrą, może lekarze woleli podmuchać na zimne.
    Kurczę, trudne takie chwile, kiedy dzieje się wokół Agnisi coś niezwykłego i Ona się boi. Każdy się trzęsie przed badaniem, ja też, a co dopiero dziecko. I nie bardzo wiadomo, jak Jej wytłumaczyć, że nic złego się nie dzieje. Zwłaszcza, że i Ty się denerwujesz. Uff, najważniejsze, że macie to za sobą. Agnisia, ja widzę, była bardzo dzielna. Kardiomonitor to dość rutynowa sprawa w takiej sytuacji, sama pod nim leżałam godzinę, kiedy tętno mi skoczyło do 150. I to było po znieczuleniu miejscowym, więc pewnie faktycznie jakiś lek podawany przy narkozie nie przysłużył się Agnisi.
    Z dokumentacją to jest w ogóle dziwna sprawa. U mnie jest odwrotnie. Ja mam mało mojej:) Dostaję ją do łapy, po czym moi lekarze zabierają i wpinają ją do moich kart. Po czym czasem ginie. Dziwnym trafem u lekarzy na NFZ, prywatnie nic nie ginie… Ciekawa sprawa:)
    Najważniejsze, że już jesteście w domku. Nie chcę się wymądrzać, ale może atak padaczki to było odreagowanie Agnisi na stres, w końcu najadła się strachu porządnie.
    Odpoczywajcie, Dziewczynki, mocno przytulam <3
    I bardzo Ci dziękuję ze SMS-y. Bo się denerwowałam:))
    Całuję raz jeszcze.

    AnkaJ
    31 marca 2017 o 14:54

    Zdaję sobie sprawę, że to pewnie była forma bardziej zapobiegawcza. Mimo wszystko, człowiek analizuje, myśli, a jak jeszcze niczego nie można się dowiedzieć, zwariować można!! A z tymi nerwami i strachem Agnieszki jest o tyle ciężko, że większość lekarzy traktuje ją jak klasyczną „roślinkę”. Nie czuje, nie reaguje, jest w śpiączce i tyle. A jej już w poczekalni serduszko waliło jak szalone.
    Co do dokumentacji, to lekarzowi zawsze oddaję kopię, nigdy oryginał. Agnieszki rodzinna ma jej pełną dokumentację, co pomaga w znalezieniu czegokolwiek i zdobyciu leków czy skierowania.
    Tak, to jest najważniejsze, że już w domku. Uwierz mi, w poniedziałek marzyłam o piątku!!! Dzisiaj ładna pogoda i mogłyśmy nałykać się pyłków na świeżym powietrzu ;) Agnieszka szczęśliwa i całkiem nieźle odczuwa wiosenną przypadłość. Ssak na okrągło włączony :D
    To ja dziękuję za wsparcie! Miło, kiedy wiesz, że ktoś o nas myśli i się martwi :) Przytulam!!!!

    ~Fleur de Lys
    1 kwietnia 2017 o 14:53

    Nie wierzę! Jak można dziecko reagujące na bodźce, wyraźni okazujące, co jej się podoba, co nie traktować, jak „roślinkę”! I to lekarze! Co się dziwić internetowym trollom? Ręce opadają….

    AnkaJ
    2 kwietnia 2017 o 20:42

    Niestety, prawda jest taka, że częściej pielęgniarki odznaczają się większą wrażliwością i emtpatią. Pewnie mają też więcej styczności z pacjentami. Lekarze podchodzą do dziecka jak do przypadku, a do tego nie trudzą się, żeby poznać stan psychiczny. Lekarze, którzy znają Agnieszkę dobrze, jak nasza pediatra, czy nawet neurolog, wiedzą doskonale, że ona słyszy, czuje i pewnie rozumie co nieco. Powiem więcej. Nasza pediatra ścisza głos jak musi powiedzieć coś niemiłego o Agnieszce.
    Przytulam!!

    ~Fleur de Lys
    6 kwietnia 2017 o 13:18

    To ja chyba jestem nienormalna, albo mam wyidealizowane pojęcie nt. lekarzy… Dla mnie takie ściszanie głosu jest oczywiste. Pacjenci w śpiączce nie są „gorsi”. Czy ich na tej medycynie nie uczą empatii? Straszne, że taka Pani Doktor, jak Wasza jest jedna, a inni… Ech:(
    AnkaJ
    7 kwietnia 2017 o 18:24

    No niestety, znaczna część lekarzy nie przejmuje się stanem psychicznym pacjenta, a co dopiero dziecko z upośledzeniem. W pewien sposób przyzwyczaiłam się do takiego traktowania Agnieszki. Nie zmienia to jednak faktu, że boli serce bardzo. Na szczęście szpital już za nami i liczę na to, że nieprędko tam znowu trafimy!!!
    Przytulam :)

    OdpowiedzUsuń