środa, 30 września 2009

Jak Ci pomóc córciu? /30 września 2009/

Dziękuję…wasze wsparcie pozwoliło mi uwierzyć, że mam przyjaciół i osoby, na których się nie zawiodę. Opublikowałam ten post, a potem żałowałam, że to zrobiłam. Teraz już nie żałuję. Wypłakałam się, wyżaliłam i trochę mi lżej na duszy. Widocznie już był czas odreagować.
Teraz tydzień toczy się od nowa, ja mam do tego inne już podejście. Między innymi dzięki Waszym opiniom. 
W poniedziałek Asia przeprowadziła nastawianie kręgosłupa Agniesi. Ustawiła jej odcinek lędźwiowo – krzyżowy. Tylko było słychać chrupanie… Do tego ból, który poczuła tak gwałtownie w trakcie masowania lewego podudzia. Aż wyrzuciła ręce i tułów z przerażenia w górę. Nigdy nie widziałam u niej aż tak gwałtownej reakcji. Musiał jakiś krąg uciskać nerw i Asia trafiła celnie, jak zwykle. Pozostały jeszcze do ustawie kręgi piersiowe, ale to byłoby za dużo tak od razu. Jutro Asia będzie to popracuje nad nimi.
Boję się o nóżki Agniesi. Od pewnego czasu obserwujemy podkurczanie prawej nóżki w kolanku. Już kiedyś Paweł męczył się, żeby rozciągnąć staw. Udało mu się, ale cały czas to wraca. Stopy też nie chcą się naprostować. Było chwilkę dobrze, ale się cofnęło. Już teraz coraz trudniej zmienić ustawienie stóp. Do tego te paskudne achillesy tak mocno trzymają Agi stopy w pozycji baletnicy. Asia zaproponowała botoks. Jednak ja jestem nieprzekonana do tego, boję się zwyczajnie o moją kruszynkę. Znam przypadek zatrucia dziecka w takim stanie jak Agi botoksem. Pół roku dziecko spędziło z mamą w szpitalu. Przesuwani byli z oddziału na oddział i cudem go odratowali. Nie wiem, jeśli chodzi o takie rzeczy, mam złe przeczucia. Tak samo jeśli chodzi o podcinanie achillesów. Mogą podciąć delikatnie i pozostanie możliwość chodzenia czy stania na własnych nóżkach, ale jak tylko coś pójdzie nie tak…
Może i jestem panikara, ale nic na to nie poradzę. Ten typ tak ma i jak się zaprze, to nie ma zmiłuj! Jedynie sensowne argumenty mogą mnie przekonać. Może ktoś z Was mógłby mi pomóc. Może udało się Wam pomóc swoim dzieciaczkom botoksem? Ja wiem, że często stosuje się go na turnusach rehabilitacyjnych, gdzie ćwiczenia są bardzo intensywne. Tylko, czy przy spastyce to coś daje? Czy tylko trujemy organizm dziecka?
Czekam na telefon od Pana w sprawie ortez na łokcie. Jak się odezwie, porozmawiam jeszcze w sprawie łusek na nóżki. Może to jest jakieś rozwiązanie. W buty ortopedyczne nie jestem w stanie włożyć Agniesi stóp, zostają tylko łuski. Ciekawe ile to wyniesie. Na subkoncie jakoś nie chcą księgować, a i tak to co wpłynęło to mniej niż wartość wysłanych faktur. No nic, czekam cały czas. Dobra, ale najpierw muszę załatwić sprzęt, a potem o kasie będę myślała, bo ja nawet nie wiem ile to będzie kosztowało.
Jeszcze dzisiaj Agi jak zasnęła, obficie zaczęła krwawić z rurki przy odsysaniu! Nie wiem o co chodzi. Kilka dni temu pojawiły się jakieś ślady krwi, ale niewielkie. Teraz było gorzej, krwawi z prawego oskrzela. Też ostatnio śwista jakby ten gwizdek naprawdę połknęła. Tylko, że ją odsysam tak często, że tam nie ma prawa nic zaschnąć. Tyle ma wydzieliny. Jutro chyba pofatyguję się do naszej ukochanej Pani doktor, ucieszy się!
No i dziewczyny mogłyby już wrócić z tego Monachium, bo w końcu muszę zawieźć zapotrzebowanie na cewniki do Budzynia, a tak bez wejścia na kawę? Bez sensu…
Agniesiu, nie robimy mamusi takich dziwnych niespodzianek! No i proszę nie kłócić się z Panią bioterapeutką! Jak ciocia prosi, że masz pomóc w pracy, to pomagaj, a nie obrażaj się!! Mały nicpoń, a i tak kocham Cię jak wariat!!!

sobota, 26 września 2009

Tak mi źle… /26 września 2009/

Mam dzisiaj bardzo podły i nieszczęśliwy nastrój. Dawno takiego nie miałam. Coś mi się wydaje, że nerwy mi siadają.
Dzisiaj poszłam pod kościół z Agnieszką, aby złożyć życzenia naszej koleżance z pracy. Wyszła za mąż. Tylko ona, podeszła do Aginka i dała jej buziaczka, jak złożyłam życzenia. Pozostałe koleżanki, a było ich troszkę, nawet nie zamieniły ze mną słowa. Stały zwarte w szeregu, musiałam stanąć na końcu. A dziewczyna, z którą pracowałam, nawet nie powiedziała mi dobrze cześć. Odwróciła się i poszła z mężem do domu. Wiecie, poczułam się gorsza. Teraz jestem pewna…nie pasuję tam. Jutrzejsze poprawiny, to ostatnia impreza na której się pojawię. Do pracy pewnie już nie wrócę, niestety. Niewiele brakowało, a rozpłakałabym się. Z wielkim trudem powstrzymałam łzy żalu. Ten ciekawski wzrok ludzi na Agniesię, który zwykle mi nie przeszkadza, mnie przerósł. Chciałam ją schować, ochronić przed ciekawskim wzrokiem, ale tak się nie da! Nie mogłam płakać, nie mogłam schować Agniesi. Musiałam być dzielna i jak zawsze szeroko się uśmiechać. Maska. Tak nazywa, to Asia. Tylko ona wie kiedy ją zakładam, chociaż też czasem daje się nabrać. Jest zabiegana. Ja staram się nie myśleć, nie rozczulać się nad sobą. Czasem się nie da. Czasem jak słyszę żal w słowach Arka mówiącego i proszącego Agniesię, żeby się uśmiechnęła…. Czasem widok chłopca, z którym Agniesia pierwsze miesiące przebywała, jej rówieśnika, na szczęście zdrowego, ściska mi serce. Ciężko się do tego przyznać, oj ciężko. To żal do życia, do Boga, do losu, do siebie.
Słuchając niektórych opowieści, upewniam się, że ludzie nie potrafią docenić własnego życia. Sami sobie sprawiają problemy. Kłótnie tak banalne o to kto komu czegoś nie przekazał, kto jest ważniejszy, kto ma ładniejszą bluzkę i kto jest bardziej przeziębiony… Nie doceniają jakie mają szczęście. Nie wiedzą, że te ich problemy są takimi, jakie ja chcę mieć. Chciałabym się martwić o to czy ładnie wyglądam, czy makijaż mi się nie rozmazał, czy w pracy się wyrobię… A nie o to czy Aginkowi nie pęknie balonik, czy nie zrobią jej się odparzenia na nadgarstkach i czy kręgosłup jej nie boli.
Sytuacja z Zosią na OIOM-ie spowodowała u mnie traumatyczne wspomnienia sprzed blisko dwóch lat. Ocenianie płaczącej matki nad dzieckiem leżącym pod respiratorem z wysoką temperaturą i zapaleniem płuc, sugerowanie, że dramatyzuje bo jest przemęczona…widać tego nie przeszliście. I dobrze, niech Wasza wyobraźnia pozostanie na tym poziomie. Czekając na informacje o takim dziecku, nie liczmy, że one będą super. Musimy być przygotowani na każde wieści. Dobrze, że Zosieńka prze do przodu. Oddycha samodzielnie, blizny zagoiły się jak na kocie i nie daje się „okiełznać” pielęgniarkom. Słusznie profesor Malec ocenił tą sytuację słowami „to dziecko już tyle przeszło, ze musimy jej wybaczyć”. Cieszę się, że jest coraz lepiej i wierzę, że wkrótce Zosia będzie na tyle silna, że wróci już do domu!
Agniesiu kochana, jak mogę Cię odzyskać? Podpowiedz mi, przyjdź i powiedz. Tak jak kiedyś o tym, że boli… Tak bardzo Cię kocham!!!

piątek, 25 września 2009

Agi przeziębiona i blog Zosi! /25 września 2009/

Agniesia już zrobiła się bardziej komunikatywna. Tym samym całymi dniami ma się jej na psoty! Niestety, obawiam się, żechwyta ją jakieś przeziębienie. Mam jednak nadzieję, że to minie!!! Później napiszę coś więcej.
No i jeszcze specjalne podziękowania dla mam babyboomowych za pomoc i Eli! Wiecie o co chodzi!! Buziaki!!!
Kochani, Zosia jest już u profesora Malca w klinice. Miejmy nadzieję, że wkrótce respirator zostanie odłączony na stałe. Obecnie pomaga Zosi w wydychaniu. Zosia jest już przytomna. Musi dostawać środki moczopędne. Niestety żołądek nadal nie trawi. Profesor mówi, że to kwestia czasu. Zosia bowiem została nafaszerowana od operacji potężną dawką środków uspokajających i przeciwbólowych. Musi to się z organizmu wypłukać i wtedy zacznie wszystko pracować jak należy. Teraz coś co wywołało mój serdeczny uśmiech. Zosieńka leży i ogląda bajeczki na DVD. Nawet jak mamy nie ma pielęgniarki jej włanczają!!! Teraz już tylko czekamy na wymianę rurki i powrót do domu!!!!
No i teraz możecie już sami śledzić losy Zosi. Dziewczynyy ze stowarzyszenia założonego w BB, utworzyły (za zgodą Justyny) blog dla Zosiaka!!! Oto adres:
http://zosianowak.blog.onet.pl/
 Aguniu, nie wolno chorować!! Czas się bawić!!!

poniedziałek, 21 września 2009

Kinder Party /21 września 2009/

Weekend spędziliśmy w Pile. Zostaliśmy zaproszeni przez Olę na urodziny jej synka Maksia! W sumie Ola zastrzeliła mnie tym zaproszeniem. Stwierdziłam jednak czemu nie? Agnieszka uwielbia przebywać wśród dzieci. Uwielbia hałas dzieciaczków. Do tego wszystkiego, bardzo lubi być w Pile. A że mam kochaną siostrę, to pojechałyśmy. Impreza odbyła się na dworze, pogoda dopisała. Dzieciaczki biegały, szalały. Maksio podbiegał do wózka głaszcząc Agi po ręce, przytulając się do niej. A Mikołaj tęsknie patrzył w stronę wózka. Jednak tym razem nie wsiadał do niego, tylko czasami dotykał Agunię (pod pilnym okiem mamy, żeby tylko nie przesadził z czułością). Dzieci miały prawdziwe konkurencje i zabawy. Na pamiątkę każde z nich odcisnęło swoją rączkę pomalowaną farbka na kartce. Na pamiątkę dla Maksia. Agniesia też pozostawiła po sobie ślad. Wuja Arek troszkę się namęczył z wykombinowaniem różowej farbki, ciocia Ola znalazła jakąś podstawkę, no i udało się. Znaczy prawie, na tyle na ile Agniesia pozwoliła rozciągnąć paluszki. A jaką fajną minkę zrobiła jak umaczałam jej dłoń w farbie. A moje dziecko miało białą bluzkę… Znaczy białą na początku… Chociaż raz mogłam spierać farbkę z bluzki Agniesi. Banalne, ale to takie przecież zwyczajne u trzylatków. A ja tego nie mam, nie mam tego na co dzień. Niewiadomo, czy kiedykolwiek będę miała. Oleńko, dziękuję serdecznie za zaproszenie. Elu, Arku, jak zawsze dziękuję za cudowną gościnę!!

Chciałam napisać coś o Zosi. Nasze maleństwo nadal gorączkuje i direktoskopia jeszcze się nie odbyła. Każdego dnia mamy nadzieję, że ten dzień będzie w końcu ostatnim w tym szpitalu. Zosi stan jest już lepszy. W piątek był kryzys. Okazało się, że zatrzymała się woda w organizmie. Trzeba było podać leki odwadniające. Tym samym łączyło się to z nawodnieniem dziecka. szybkie podanie płynów kończy się zazwyczaj wysoką temperaturą. Okazało się jednak, że Zosi chodzą ząbki i potęgują temperaturę. Wczoraj nastąpiła już lekka poprawa, jednak dzisiaj znowu temperatura wzrosła na 39,5 i trzeba było podkręcać tlen. Justynie jest bardzo ciężko. Wychodząc ze szpitala nigdy nie wie, jak będzie Zosia rano się czuła.
Teraz sprawa niemieckiej fundacji. Jutro do Justyny przyjeżdża Pani redaktor, z którą nagrywały program o Zosi w Budzyniu (praktycznie w przeddzień wyjazdu). Wtedy to będą próbowały załatwić coś odnośnie zapłaty za ten szpital. Na razie decyzji jeszcze nie ma. Jak tylko będę miała wieści poinformuję Was. Natomiast Justyna prosiła podać konto fundacji „Zdążyć z Pomocą”. Jeżeli ktoś chciałby pomóc, prosi o wpłaty na podane niżej konto:
Fundacja Dzieciom „Zdążyć z Pomocą”
ul. Łomiańska 5
01-685 Warszawa
41 1240 1037 1111 0010 1321 9362
z dopiskiem dla Zosi Nowak
Proszę nadal o modlitwę i palenie świeczek za zdrowie Zosieńki!!!
I jeszcze jedno, serdecznie dziękuję w imieniu Justyny za pomoc Eli i jej znajomym jak i Agnieszce!!!!

czwartek, 17 września 2009

Jak pomóc Zosi??? /17 września 2009/

Ostatnio żyję w ciągłym stresie. Ciągle myślę o Zosiaczku i Justynie. Do tego Agunia nie jest w najlepszej formie. W zeszłą środę jak wiecie była m u Pani doktor, antybiotyku nie zapisała. We wtorek poszłam do kontroli, bo coś mi się dalej nie podobało. Agniesia dalej jest apatyczna i mało się wygłupia. Dużo odpoczywa, obserwuje. No i co mnie zaskakuje, śpi w nocy całkiem nieźle. Pani doktor zbadała Agniesię i wszystkie zarazy wytępiliśmy naturalnymi środkami (muszę dokupić kinotakarę). Jednak sama stwierdziła, ze Agula jest jakaś nieswoja. Dostaliśmy skierowanie na badanie moczu. Na szczęście, wszystko jest w porządku. Jak to określiła Pani Beata „nie ma do czego się przyczepić”. Więc umówiłyśmy się, że czepiać się nie będziemy i poczekamy na rozwój wypadków. Jednak codziennie jesteśmy na spacerku. Agniesi bardzo to odpowiada. Świetnie się czuje w wózku. Inteligentna matka przypomniała sobie nawet, że ma śpiworek letni do wózka i nie musi owijać dziecka kocami!!!! Jak sobie pomyślę….
Ostatnio Agniesia budzi ogromne zainteresowanie dzieci. Masa maluchów podchodzi do niej i zagaduje, dotyka, przygląda się. Jest to bardzo sympatyczne. Z niektórymi, tymi bardziej wygadanymi możemy sobie troszkę porozmawiać. Tylko nie wiedzieć czemu niektórzy rodzice są trochę speszeni i nie wiedzą jak się zachować. A dzieci zwyczajnie, zapytane jak mają na imię odpowiadają, przedstawiam im Agniesię. Pokazuję rurkę, odpowiadam na pytania, a one szczęśliwe opowiadają wszystko czego się dowiedziały mamie. A jak drugi raz na mieście się widzimy to nawet cześć dostaję.
Teraz jestem w trakcie załatwiania papierków do zasiłku rodzinnego. Ludzie ile z tym biegania. Najpierw wniosek trzeba wziąć, do ZUS złożyć o wystawienie zaświadczenia, do firmy prosić o zaświadczenie o wychowawczym, do urzędu skarbowego. Po tygodniu odebrać z ZUS, i dopiero można iść zanieść dokumenty do wydziału zasiłków. tylko tam muszę iść bez dziecka, bo to miejsce jest „przyjazne” matkom z dzieckiem. Pierwsze piętro bez windy ze stromymi schodami!!! Gratuluje pomysłowości.
Agniesiu, skarbeńku Ty mój, jeżeli masz jakieś kontakty z Aniołkami, które się Tobą opiekowały, poproś o opiekę nad Zosieńką! Kocham Cię moja ty duża dziewczynko!
Musze Wam napisać kilka niemiłych słów o naszej małej dziewczynce w Monachium. Niestety, stan znowu się pogorszył. Zosieńka jest obecnie przewieziona do całkiem innego szpitala, gdzie będzie miała mieć robioną direktoskopię. Niestety, dostała dzisiaj wysokiej, 39 stopni, temperatury i nie było szansy na zabieg. Miejmy nadzieję, że jutro się odbędzie. Do tego wszystkiego, Zosia nie trawi posiłków, jest karmiona pozajelitowo. Nie siusia, ma założony cewnik i oddycha dzięki respiratorowi. Jak na ironię, serduszko goi się dobrze. Wyjęte już zostały prawie wszystkie dreny. Dzisiaj było robione echo serca, wykryło dwie maleńkie dziurki, ale profesor mówi, że to raczej nic groźnego. Niestety, w skutek infekcji zaczął zbierać się płyn w brzuszku i trzeba obserwować. Na czas trzeba założyć dreny, w razie konieczności. Niestety Zosia nie ma nadal założonej rurki tracheo, mama nadzieję, że podczas jutrzejszego zabiegu laryngolodzy zdecydują się ją założyć. Gdyby tylko jej nie wyjęli… Ech…
Na domiar wszystkiego, Justyna musi zapłacić za pobyt w drugim szpitalu, przewóz karetką i dodatkowy zabieg. To są potężne pieniądze. Żadna z fundacji, w których Zosia ma subkonta nie pokrywa leczenia za granicą. Ja nie wiem skąd ta dziewczyna weźmie te pieniądze. Sama bym jej dała!!!
Kochani, gorąco Was proszę, pomódlcie się o tą małą istotkę!!! Los chyba wystarczająco ją doświadczył. Jej mama cały czas wierzy, ale słychać w głosie żal, smutek, rozpacz i STRACH!

piątek, 11 września 2009

Prośba o aniołki dla Zosi!!!!!!!!!!!!!!! /11 września 2009/

Kochani, Justynka prosiła, o modlitwę za Zosię. Wszyscy, którzy chcą mogą przesłać dla Zosi Aniołki ze swoim imieniem i nazwiskiem (jeżeli chcecie) i miejscowością. Justynka chciałaby, aby Zosia wiedziała, jak wielu ludzi modliło się o jej zdrowie. Osoby zainteresowane, proszę o kontakt. Podam adres! Liczę na Was i wierzę, że zaleje ich fala Aniołków!!!!!!!!
Zosia ma problemy z ciśnieniem i oddychaniem. Jakieś bakterie się rozwinęły i wywołały infekcje. Zbyt szybko cieszyliśmy się z usunięcia rurki. Rurka jeszcze wczoraj ponownie musiała być założona. Płuca nie pracują i Zosia ma problemy z oddychaniem. Na szczęście serduszko pracuje prawidłowo. Dzisiaj lekarze się naradzą i jak będę miała jakieś wieści dam znać. Na bieżąco można śledzić losy Zosi na Forum
http://www.babyboom.pl/forum/mozesz-pomoc-zobacz-f220/mala-zosienka–19775/ (ewentualnie link po prawej stronie).
 

czwartek, 10 września 2009

Łzy radości i żalu!!! /10 września 2009/

Zosia już po operacji!!!!! Profesor Malec uruchomił lewą komorę. Musiał założyć sztuczną zastawkę, bo założony 1,5 roku temu banding zniszczył Zosiną. Oprócz tego anestezjolog usunął rurkę tracheo! Teraz Zosia będzie mogła Justynie legalnie pyskować:)))))
Teraz czekamy bo dzisiaj jest godzina „zero” – znaczy Zosia rodzi się na nowo!!!!!!!! Dalej się módlmy, żeby było już wszystko dobrze i z górki!!!!!!



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 

A teraz bardzo złe wieści. Przepraszam, że jednocześnie i w jednym poście, ale w tej samej kolejności i w tym samym odstępie czasu sama się dowiedziałam!!!!
POLA WESOŁOWSKA już nie cierpi! Dołączyła do grona Aniołków! Strasznie mi smutno z tego powodu!
Wieczny odpoczynek racz jej dać Panie…

Jednak chora :((( /10 września 2009/

Niestety, przytulasy Agniesi z ostatnich dni, to skutek rozwijającej się choroby. Maluda ma zawalone górne drogi oddechowe (na szczęście). Na oskrzela jeszcze nie zeszło. Już wczoraj podałam Aguni rutinaceę i podkleiłam stópkę Kinotakarą. Niezłe błotko było rano na torebce po odklejeniu. Dzisiaj też przykleiłam, na drugą nóżkę. Jeszcze dwa plasterki mi zostały.
Najpierw pojechałam z Agi do naszej Pani bioterapeutki. Wykryła potworny ból kręgosłupa i kiepską pracę nerek. Jak Pani Danusia pracowała z Agi, umówiłam się z Panią doktor. Tak więc, w drodze powrotnej wjechałam do przychodni i okazało się, że Agi jest na pograniczu antybiotyku. Na razie spróbujemy wyjść z tego bez takich leków naturalnymi metodami. Pani Danuta „poczarowała”, kinotakara podklejona. Oprócz tego inhalacja i oklepanie. No i oczywiście zwykłe leki na przeziębienie. Mam nadzieję że się uda!
Dobrze, że nasi rehabilitanci są zaraz przy przychodni. Nie wiem jak bym sobie poradziła, bo Pani doktor przyjmuje na pierwszym piętrze, a ja już nie daję rady jednocześnie nieść ssaka i Agniesi. Nie ma takiej opcji. Tak więc zadzwoniłam po prośbie i Mirek przyszedł i przyniósł mi ssak. A, że potem szłyśmy na masaż do gabinetu, to pomógł mi ponownie. Dzięki wielkie!!!
Ach, jeszcze zważyliśmy mojego skarba, i okazało się, że waży 15,4 kg! Powiem Wam tylko, że wcale już nie jest grubiutka. Agniesia wyciągnęła się tak, że spodnie, które podwijałam przed wakacjami, teraz trzeba było odwijać. Spodnie, które były do kostek, zrobiły się 3/4, czyli tak jak powinno być. Moja duża dziewczynka!!!
Agniesiu, zdrowiej szybciutko i udowodnij, że żadnych antybiotyków nie trzeba!!!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kochani, jutro (a właściwie dzisiaj) wielki dzień. Zosia Nowak będzie miała operację serduszka w Monachium. Pan profesor, po cewnikowaniu, stwierdził, że decyzję o sposobie operacji podejmie dopiero w jej trakcie. Módlmy się, żeby udało się uruchomić lewą komorę serduszka i żeby podjęła ona pracę prawidłowo! Niech Zosieńka wraca jak najszybciej na rehabilitację! Justynko jesteśmy z Tobą, pamiętaj o tym i bądź jutro silna!!!!! Zapalcie, choć na chwilkę świeczkę, za powodzenie operacji i zdrowie Zosieńki! Operacja zaczyna się między 9 a 10. Potrwa przynajmniej 8 godzin. A to mała Zosia jeszcze w domku!

poniedziałek, 7 września 2009

Był sobie PEG… /7 września 2009/

Wiecie, chyba się ostatnio troszkę pogubiłam. Ten stres związany z brakiem Agniesinych psot, doprowadza mnie regularnie do coraz głębszej depresji. Nadal czekamy na cud. Cały czas wierzymy, że Agi wróci do pełni sił i będzie sama broić. Jednak czasem ciężko, bardzo ciężko w to wierzyć. Do tego pogoda nie sprzyja dobremu nastrojowi.
Dzisiaj moja córcia postanowiła popsuć coś, co przetrzymało już ponad 3 miesiące. Tak, dokładnie, Agi pęknęła balonik od PEG-a!!! Rano nakarmiłam Agi i było jeszcze ok. Koło 9 chciałam ją zabrać do ubrania, a mój kochany skarbek, miał mokrą piżamkę na brzuszku. Zrobiło mi się gorąco! Pusto w głowie, jak sprawdzić, czy ten PEG jest faktycznie pęknięty? A jak nie jest i tylko porozrywam Agi przy wyjmowaniu? Znowu do szpitala? Zaczęłam szykować wszystko do wymiany i nadeszło olśnienie! Przecież wystarczy sprawdzić ile wody jest w baloniku. Tak zrobiłam, no i okazało się, że były tylko 2 ml wody, czyli tyle ile mieści się w rurce, powinno być koło 8 ml. Innymi słowy, trzeba wymieniać na foleya. Wiecie, bardziej się denerwowałam niż przy pierwszej samodzielnej wymianie. Byłam zupełnie sama, jak zawsze. Nauczyłam się liczyć głównie na siebie i to zdaje najlepiej egzamin. Nie powiem, bo mam do kogo zadzwonić po prośbie, w awaryjnych sytuacjach, ale najlepiej jak zrobię coś samodzielnie.
PEG-a udało mi się wyciągnąć. Moja córcia nawet się nie zestresowała. Mamusia za to trzęsła się jeszcze jakieś pół dnia. No i przy pierwszej zupce wydało się dlaczego lepszy był PEG. Jak zupka zaczęła mi wychodzić bokami przy przelotce do strzykawki, przypomniało mi się, że tak właśnie się działo i trzeba było kombinować z uszczelnianiem. Chciałoby się powiedzieć, a było tak piknie!!!!
No nic, po 13 przyszedł Paweł na masaż i skupił się na nóżkach, bo Agi miała przykurczoną prawą nogę w kolanie od wczoraj. Męczyłam się i nie mogłam jej wyprostować, pomimo ćwiczeń. Wujkowi się to udało. Troszkę się namęczył, ale udało się. Danuś z Mają przyjechały i nóżki wylądowały na piesku, a ciocia pracowała z rączkami. Agiś tak się rozluźniła, że pod koniec zajęć przysypiała. Już nawet nie reagowała na język Majeczki, który zlizywał okład kawiorowy z dłoni. No i faktycznie jak zasnęła, to obudziła się dopiero koło 19! Ciekawe czy w nocy będzie spała. Na razie się nie zanosi, do tego jakoś tak Agunia ma bardzo dużo wydzielinki. Troszkę za często trzeba ją odsysać. Arek już panikuje, że pewnie będzie chora! Ja mu zaraz pokraczę! Przyjmijmy, że to skutek tych ząbków z prawej strony, które starają się wyjść od kilku tygodni. Do tego moja córcia ma ochotę ciągle się przytulać. Nawet nie chciała wczoraj wieczorem głupkować z tatą, tylko się chciała tulić. Dzisiaj to samo. Moje dziecko widocznie ostatnio bardziej potrzebuje miłości i przytulańców, ale dla Ciebie Aguniu wszystko!!!
Tak, to był świetny początek tygodnia. Nie ma jak to adrenalina na wysokim poziomie od rana w poniedziałek. Mam nadzieję, ze reszta tygodnia będzie już normalniejsza!!!
Agniesiu, nie stresuj mamusi! Mamusia czeka na Twoje psoty, ale niekoniecznie takie! A wiesz co? Kocham Cię jak wariat!!!

czwartek, 3 września 2009

Byle do przodu… /3 września 2009/

Pobyt u Eli i Arka jak zawsze udany!!! Czuję się tam jak we własnym domu. Agusia także. Jednego dnia oglądała akwarium i obserwowała wuja, który karmił rybki żywą karmą. Mała bitwa o jedzonko, wuja tłumaczy, opowiada, mówi do rybek. Na co Agniesia z niezadowoloną minką fuuuu. No to wujek tłumaczy, że to najlepsze jedzonko dla rybek, że one to lubią, nic nie przekonało Agniesi i tak znowu było fuuuuuu….
Wiecie, fajnie mieć taki domek. W piątek przygotowując obiadek, mogłam z Agi w wózku wjechać do kuchni, podjechać do ssaka w salonie, wyjechać na taras. Cieszę się, że mamy teraz gdzie przyjechać i czuć się swobodnie. Do tego rewelacyjne sąsiedztwo. Udało nam się wypić kawkę u Olki. Maksio(4l) krążył i przekonywał wszystkich, że Agusia jest śliczna i kochana, a Miki(14m) za wszelką cenę chciał wejść do wózka.
Mała dziewczynka, Oliwka, przerażona widokiem odsysanej Agi, dostała wykład od Cezarego, dlaczego tak musi być. Resztę jej wytłumaczyłam. Co zresztą zaskoczyło jedną z Pań obserwujących całą sytuację. Była zaskoczona, że dziecko jest tak ciekawe i zadaje tyle pytań. Jednocześnie była zdziwiona, że w prostych słowach i bez krzyków można to wytłumaczyć. Dziecko ma naturalną ciekawość, która na czas i rozsądnie zaspokojona da dobre owoce później. Nie ma nic gorszego niż odpowiedź, nie interesuj się, albo, że za mały jesteś. Dzieci obserwują rodziców, czerpią z nich wzorce. Najczęściej to rodzice boją się bardziej spotkania swojego dziecka z niepełnosprawną osobą. Ja się nigdy tego nie bałam reakcji zdrowych dzieci. Nawet jak Agi urodziła się z deformacją twarzy. Bardziej bolały reakcje dorosłych taranujących wózek, nie dzieci. Dzieci pytały: psie pani, a dlaczego ona nie ma uszka? Ale jej to naprawią? Ale ona jest kochana psie Pani! I wypowiadał te słowa najstarszy rozrabiaka na podwórku, biorąc Agi na ręce! Agiś uczy miłości, cały czas. Nauczyła mnie już wiele, to, że nie wraca, oznacza, że jeszcze musi czegoś mnie nauczyć.
Ona wszystko rozumie, jak jesteśmy u naszej Pani bioterapeutki, wszystko jej opowiada. Robi to podobno tak szybko, że nie wszystko jest w stanie zrozumieć Pani Danuta. Wierzę jej jednak, bo czasem jak zapyta się o coś, to mi szczęka opada!!
Wiecie, we wtorek byłam u dziewczyn w Budzyniu. To straszne, ale dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że w poniedziałek już jadą!!! Chce się powiedzieć nareszcie! Jednocześnie znam strach Justyny, znam ten lęk przed narkozą, operacją. Kto przez to nie przeszedł, niech nie stara się tego wyobrazić. Na całe szczęście w ostatniej chwili znalazł się wolontariusz. Pani Karolino, jesteśmy Pani ogromnie wdzięczni za dobre serce i pomoc!!! Już mi się śnił ich wyjazd, ciekawe co będzie dalej. To było nasze ostatnie spotkanie przed operacją. Teraz jak się spotkamy, Zosia będzie miała już naprawione serduszko i będzie miała siły aby w końcu biegać! Módlcie się kochani w każdym języku i każdą wiarą o ich szczęśliwy powrót! Te dziewczyny zasługują na nowe, szczęśliwe życie!!! Uwierzcie mi, poznałam całą ich historię i pokochałam Zosieńkę! To mała gadająca dziewczynka z rurką
tracheostomijną. Jak chce zwrócić na siebie uwagę mamy, to zatyka sobie rurkę i krzyczy! Cwaniara!!! POWODZENIA!!!!
Nasza Olka, też nie jest w najlepszej formie. Ostatnio ma nienajlepsze dni i słabo się czuje. Mam nadzieję, wierzę, że lekarze robią wszystko w walce o jej życie. Może ma ktoś tanio odsprzedać lampę do naświetlań? Oleńce jest potrzebna a jak poprosili o pomoc, usłyszeli same nieprzyjemne słowa. Ech…a ta dziewczyna jeszcze teraz najchętniej pojechałaby na jakiś koncert charytatywny…
Do tego córka znajomej jest poważnie chora na anoreksję. Ja nie wiem, gdzie się nie obrócę, tam choroba. Wciąga mnie to i czasami przytłacza, jednocześnie jak odmówić rozmowy osobie, która tego potrzebuje i która cierpi? Wiele więcej nie mogę zrobić.
Agniesia dzielnie poddaje się rehabilitacji. Dzisiaj załapała się na masaż, u nowego wuja Mirka i rehabilitację u cioci Asi. Zebrała pochwały od cioci, za współpracę, a u wuja była całkiem rozluźniona, co mnie zaskoczyło.
A i jeszcze jedno, zakończył się remont naszej ulicy!!!!!!!!!! Jak niewiele mi do szczęścia potrzeba!! No i udało mi się przesłać zdjęcia Aginkowych łokci do zakładu ortopedycznego pod Poznaniem. Na razie Pan się nie odezwał, ale może pod koniec tygodnia da nam znać, co wymyślił w sprawie ortez.
Agniesiu, Ty wiesz jak Cię kocham. Ty wiesz, ze wszystko co robię, robię dla Ciebie, żeby było nam lepiej. Natchnij mnie skarbie, żebym nie robiła kroków w złym kierunku i pochopnie!