Dzisiaj dzień leniuchowania. No prawie. Wczoraj zdążyłam wyprać dwie
pralki, dzisiaj trzy. A łazienki nadal nie widać. Jeszcze muszę
mieszkanie wysprzątać. Jest co robić. Ten tydzień nie mamy
rehabilitacji, jedziemy tylko dwa razy do Piły na rezonans. Powolutku
sobie wszystko porobię. Jestem teraz trochę uziemniona, bo nie mam
samochodu i ciężko mi na zakupy iść. Jutro jednak brat pożyczy mi swój,
bo do pracy będzie jeździł z kolegą. Jakoś damy radę. We wtorek pojadę
samochodem Danki do Piły, jest większy. Będzie nam wygodniej. Agniesia
dzisiaj nadal na wszystko reaguje szeroko otwartymi oczami i rozgląda
się po domu, jakby nie mogła uwierzyć, że już wróciła. Pogoda paskudna i
nie dało rady iść na dwór. Cały dzień padał deszcz. A szkoda! Mam
nadzieję, ze jutro się przejaśni. Przyzwyczaiłam się do ruchu na
świerzym powietrzu.
Mam nadzieję, że dostanę na meila zdjęcia z zakończenia turnusu, bo
ja za dużo nie mam zrobionych. Sama muszę porozsyłać do dziewczyn.
Nie napisałam Wam jak rozliczyłam się za turnus. Otórz dostałam 2000
zł z Polsatu, 2500 zł zostało mi na subkoncie, a pozostałe 2500 zł musze
wyłożyć i czekać na wpływ na subkonto z 1%. Jedna wpłata się pojawiła.
Podejrzewam, po wysokości kwoty, zostały puszczone PIT-y 28. Mam taką
nadzieję. Bo z tego co wiem, urzędy maja przelać pieniądze do 31
sierpnia. Strasznie chciałabym jechac jeszcze raz na turnus w
październiku. Jednak nie wiem jak będzie wyglądać moja sytuacja
finansowa. Zapisać się, zapiszę. Martwić się będę później. TVN odpisał,
że niestet będzie rozpatrywał wnioski w drugiej połowie roku, czyli
pewnie od września. A ja nie mam środków na bieżącą rehabilitację
naszych kochanych Somitków.
Oglądam zdjęcia z pobytu w Mielnie i wydaje mi się snem, to że tam
byłyśmy! Takie oderwanie od rzeczywistości, szum morza, uśmiechnięci
ludzie na każdym kroku… Nie, ja nie mówię, że było lekko. Generalnie
skazana na siebie, o wszystkim muszę pamiętać, wszystko zrobić sama,
dźwigać Agi, wszędzie biegiem… Czyli prawie jak w domu.
Śmiałam się, że nauczona wyjazdów do szpitali z Agi i podróży do
Piły, mam opracowane, co musze ze sobą zabrać. Czajnik, specjalnie
kupiłam mały, żeby zabierał niewiele miejsca. Farelka, bo nawet w domu
nagrzewam łazienke do kąpania Aguni (a i ja dzięki temu skorzystałam),
podgrzewacz do jedzonka, blender i cały sprzęcior związany z rurkami
Agi. Kończy się to tym, że mój bagażnik wypchany jest po brzegi. Furorę
wśród rodziców robił nasz leżaczek kąpielowy. Wiem, że niektóre mamy
pozabierały baseniki dmuchane. Łazienka wyposażona była w prysznic,
zasłonięty folią,a w ramach brodzika – plastikowa kratka. Fakt, dzieci
większe mogły usiąść na specjalnym krzesełku, wmontowanym w ścianę.
Nasz pokój na parterze ze wspaniałym widokiem na drugi ośrodek… Jakoś
tak czułam, więc mnie to nie zdziwiło. Morze i tak widziałyśmy na
każdym spacerku. Udało się nawet zamoczyć na chwilkę. Agniesi bardzo
służył ten klimat. Wystarczyło otworzyć drzwi na taras, a Agniesia już
oczekiwała wyjścia na spacerek. W pokoju przez cały pobyt było potwornie
zimno. W nocy wkradałam sie do Agi do łóżka, bo zwyczajnie marzłam.
Moja kluseczka była okryta grubym polarowym kocykiem i kołdrą. Było jej
więc ciepło. Ogrzewanie włączyli w poniedziałek, ale rozkręcone na maksa
kaloryfery były zaledwie letnie. Na wyższych piętrach było cieplej, bo
pokoje wyłożone były dywanami, a u nas były wszędzie kafelki.
Książka skończyła się po tygodniu i dobrze, że otwarli stoisko z
książkami. Mogłam kupić sobie drugą! Agniesia dostała od mamusi dwa
aniołki i wiatraczek na wózek. Kupiłam sobie też serduszko z bursztynu.
Niestety, nie miałam możliwości spacerów brzegiem morza i znalezienia
samemj bursztynka. Trzeba więc było sobie kupić
Może przyniesie mi szczęścia trochę? Ostatnio zaczął się mroczny
czas. Chciałabym wyjść w końcu na słońce i się nim już zawsze cieszyć!
Aguniu, dziękuję Ci za Twoją cierpliwość na turnusie i wyrozumialość dla mamusi! Kocham Cię skarbeńku!!
niedziela, 30 maja 2010
sobota, 29 maja 2010
Wróciliśmy /29 maja 2010/
Witam ponownie, tym razem już z domku! Tak, wróciliśmy szczęśliwie do
domu. Przyjechali po nas przyjaciele. Ci sami, którzy odebrali nas z
Krynicy. Dziękuję Krzysiu i Żaklino!!!
Może jednak coś napiszę o turnusie. Jestem dumna ze swojej
córki! Oprócz krótkotrwałych buntów nie było ani jednego dużego kryzysu!
Jasne, były łzy, spinanie i strach, ale poddawała się grzecznie pracy
terapeutów. Jednego dnie, w czwartek, Agunia miała już dosyć. Zaczęła mi
płakać i zrezygnowałyśmy z masażu. Poszłyśmy najpierw do Pani Kasi na
arteterapię, żeby zrobić strój na bal przebierańców – tym samym odrobić
zajęcia z tego dnia. Agniesia wtuliła się we mnie, a ja wycinałam strój
dla mojej stokrotki. Podjechałyśmy też na terapię przedsionkową, którą
Agi bardzo lubi, a jest inaczej prowadzona niż w Krynicy – przede
wszystkim, są piłki. Ciotka Gosia pobujała Agi na piłce i na desce,
uspokoiła się. Zrobiłabym to sama, ale ciocia polubiła widać pracę z Agi
i zabrała mi kruszynkę. Pani Małgosia miała obiecane duże lody, jak
rozśmieszy Agunię. Dzielnie nad tym pracowała, jednak Agunia robiła
tylko wesołe oczka i nauczyła się marszczyć nochal! Na terapii
przedsionkowej, Agniesia zaczęła kontrolować głowę. Jasne, opadała jej,
jak była już zmęczona, ale jak trzymała ją w pionie, obracała
samodzielnie, tak jak chciała. Potrafiła to robić w coraz dłuższych
odstępach czasu.
Wspaniale Agniesia rozluźniła rączki i lepiej zgina nóżki w
kolankach. Mam wrażenie, że puścił w końcu ten staw trzymający kciuk w
stanie spastyki i jak będziemy regularnie ćwiczyć, Agniesia już coraz
częściej będzie otwierała dłonie! Ćwiczenia, których się nauczyłam na
turnusie w Krynicy już się zmieniły. Pani doktor cały czas pracuje, cały
czas udoskonala terapie.
Pokaz o którym pisałam wcześniej, miał przedstawić terapeutom, że
tak spastyczne dziecko, jak Agi może zgiąć nóżki w kolanach
naprzemiennie, może wyprostować dłonie i ugięte ręce unieść nad głowę.
Jednak Agniesia zaskoczyła jeszcze dwa razy Panią doktor. Otóż jednego
dnia leżąc na brzuszku, tak się rozluźniła, że można było swobodnie
zgiąć jej nóżki do pośladków na krzyż. Innego dnia udało się Agusię
przewrócić do czworakowania. Pani doktor była w szoku. W sumie ja też…
Te dwa tygodnie przeminęły bardzo szybko. Za szybko. Wiedząc, co
mnie czeka w domu, niespecjalnie chciało mi się wracać. Jednak każdy
musi kiedyś stawić czoła swoim problemom. Codzienne spacerki z Agunią –
nawet w deszczu – to coś czego będzie mi brakowało. Nie to, żebyśmy nie
mogły tutaj iść, jednak nie musiałam znosić Agniesi po schodach. No nic,
jeszcze kilka dni i się zaaklimatyzuję. Ten bieg z zajęć na zajęcia
spowodował, że nie było nawet czasu się nagadać z rodzicami. Rodzice z
dziećmi biegającymi szli na spacery na plażę, nam było ciężko. Byłyśmy
tylko raz, w niedzielę. Udało nam się dotknąć morza. Agunia zrobiła
wielkie oczka jak umoczyłam jej rączkę w wodzie. Ja weszłam na bosaka –
super uczucie!!!
W czwartek był wielki bal przebierańców dla naszych dzieciaczków.
Udało się mi nakłonić kilku rodziców do zrobienia kostiumów. No i tak
siłą rozpędu, niemal wszystkie dzieci były przebrane. W środę byłam
nafaszerowana kofeiną i jakoś tak mnie nosiło. Doszłam do wniosku, że
moje dziecko nie będzie miało już tak szybko okazji na udział w takim
balu. Może ni będzie tego pamiętać, ale to taka namiastka normalności.
Nawet Agniesia tańczyła w wózku. Ciocia Basia porwała mi wózek i szalała
po całej sali!! Do lokomotywy też się podłączyłyśmy. Najzabawniejsze
było jednak to, że pomimo wielkiego zamieszania, hałasu, Agniesia spała
całą zabawę. Dopiero jak koło 21 pojechałyśmy do pokoju i muzyka ucichła
– Agi się obudziła! Niesamowite jest to moje dziecko!
Po powrocie do domu Agniesia badała otoczenie. Sprawdzała każdy
kąt, tam gdzie dała radę sięgnąć oczkami. Obejrzała też swoje misie!
Jutro wrzucę do galerii zdjęcia. Sylwia przywiozła mi aparat i dzięki
temu jest ich trochę więcej.
niedziela, 23 maja 2010
Trudna droga na turnus… /23 maja 2010/
Witam wszystkich serdecznie. Przepraszam, za tak długą nieobecność, ale
niestety nie zabrałam laptopa i mam utrudniony dostęp do neta. Jednak
właśnie dzisiaj znalazłam komp w ośrodku i mogę skorzystać. Jest
niedzielne popołudnie, większość dzieciaczków na spacerkach, a my
odpoczywamy po Aginkowym obiadku. Byłyśmy już dzisiaj dobre 3 godzinki i
już niedługo pójdziemy ponownie. Jest słoneczko i całkiem przyjemna
pogoda, więc korzystamy. Właściwie nie zważając na pogodę, na spacerku
jesteśmy codziennie. Chociaż godzinkę – półtora. Ośrodek położony jest
nad samym morzem, więc możemy sobie spacerować promenadą to w stronę
głównego deptaka, albo w stronę Unieścia. Dzisiaj zaczęli już otwierać
coraz więcej straganów, wesołe miasteczko, lodziarnie, kawiarnie,
smażalnie. Jednym słowem miasto zaczyna żyć.
Agniesi odpowiada tutejszy klimat. Przez kilka dni nie miała prawie wydzielinki i nie było co odsysać. Jednak ciężka praca dała już o sobie znać. Moje dziecko jest przmęczone na maksa. Od rana śpi na zajęciach, a potem zaczyna się bunt na całego! Spinanie, płacz i walka z terapeutami. Mamy jednak na maludę swoje sposoby. Moje dziecko uspokaja się na boczku, albo na brzuszku. Są takie terapie, na których możemy z tych metod korzystać. Niestety na terapii twarzy, czy przedsionkowej nie ma szans.
Jest dużo nowych terapeutów, ale są też znajome twarze. Wiecie, miło było zobaczyć zarówno znajomych rodziców, dzieci, jak i terapeutów. Oczywiście jest Pani dr Masgutowa. Zgodnie z tym co o Niej słyszałam to bardzo ciepła, ale konkretna osoba. W poniedziałek na diagnozie odruchów stwierdziła u Agi dużo patologii, no ale to wiedzieliśmy. Natomiast postanowiła pomyśleć nad jakąś metodą pracy dla Aguni. W poniedziałek na 8.45 jesteśmy proszone na salę konferencyjną i Pani doktor będzie stosowała swój nowy pomysł. Zobaczymy…
Co by Wam tu jeszcze napisać, tak na szybko…
Może to, że już nie mam auta. Zostało zmiażdżone przez Peugeota w drodze na turnus, na rondzie na którym mieliśmy już jechać prosto do Mielna! Wiecie w tym wszystkim niesamowite jest to, że nikomu nic się nie stało. Otóż cały przód mojej Octavi został zmiażdżony, a my z siostrą oprócz guzów i obolałych prawych barków nie odnieśliśmy żadnego uszczerbku na zdrowiu. Z tyłu siedziała Agi dobrze wpięta w fotelik Kimby i mój mąż. Oni nie ucierpieli w ogóle. Auto zostało przewiezione na lawecie, najpierw na parking, żeby nie zawadzało, a później do Wągrowca. W tym miejscu muszę podziękować kilku osobom! Przede wszystkim dziękuję Sylwii Stasiewicz i jej przyjacielowi za pomoc w przewiezieniu nas do Mielna i wyładowaniu bagaży. Jak również za podtrzymanie na duchu i dodawania sił!! Jestem Waszą dłużniczką!!
Dziękuję również Panu, który bezinteresownie ściągnął dla nas lawetę aby przewieźć auto w bezpieczne miejsce i Panu z lawety!!!
Wielkie podziękowania należą się także Panu Mariuszowi Hetzigowi za przysłanie w błyskawicznym tempie lawety z Wągrowca i Panom kierowcom!
Wiecie, w tym całym nieszczęściu, jest dużo dobrych rzeczy jakie nam się zdarzyły. Kochana Sylwia, która mogła szybciutko przyjechać i nam pomóc, Pan z lawetą, laweta z Wągrowca. A na domiar wszystkiego…ŻYJEMY!!!! Patrząc na moje kochane autko, wiem, że to cud. Czuwały nad nami jakieś dobre duchy!!! Samochód to Tylko trochę blachy z silnikiem. Żal, ale zawsze można mieć następny. Życia nic nam nie wróci. Nie ukrywam, że mam kilka siwych włosów na głowie więcej, bo cały czas kombinuję co tu zrobić, żeby zdobyć jakieś auto! Na chwilę obecną nie wiem nawet jeszcze jak i czym wrócę do domu. Mam nadzieję, że ktoś się ulituje nad biednymi duszyczkami i nas odbierze!!!
Kochani zajęć jest bardzo dużo, do tego są tak rozłożone, że kończą się o 18, bądź 19. Nawet nie mam jak umówić się z Sylwia na spotkanie. Do tego wszystkiego rozwaliłam aparat fotograficzny!! Zrobiłam niestety niewiele zdjęć i guzik!! Więcej nie będzie!! Dzisiaj chce mi się już wyć!!!
Często rano nie mamy czasu nawet na śniadanko lecieć, a czasem Agi pada i nie ma czasu nawet na kolację iść. Jednak jakoś głodna nie jestem. Mam w pokoju jabłuszka to się dożywiam. Jogurciki też już sobie dokupiłam, tak więc na śniadanko starczą!
Pozdrawiam serdecznie i nie wiem, kiedy znowu sie odezwę!
Agniesiu dziękuję za Twoje dobre Aniołki!!!!
Agniesi odpowiada tutejszy klimat. Przez kilka dni nie miała prawie wydzielinki i nie było co odsysać. Jednak ciężka praca dała już o sobie znać. Moje dziecko jest przmęczone na maksa. Od rana śpi na zajęciach, a potem zaczyna się bunt na całego! Spinanie, płacz i walka z terapeutami. Mamy jednak na maludę swoje sposoby. Moje dziecko uspokaja się na boczku, albo na brzuszku. Są takie terapie, na których możemy z tych metod korzystać. Niestety na terapii twarzy, czy przedsionkowej nie ma szans.
Jest dużo nowych terapeutów, ale są też znajome twarze. Wiecie, miło było zobaczyć zarówno znajomych rodziców, dzieci, jak i terapeutów. Oczywiście jest Pani dr Masgutowa. Zgodnie z tym co o Niej słyszałam to bardzo ciepła, ale konkretna osoba. W poniedziałek na diagnozie odruchów stwierdziła u Agi dużo patologii, no ale to wiedzieliśmy. Natomiast postanowiła pomyśleć nad jakąś metodą pracy dla Aguni. W poniedziałek na 8.45 jesteśmy proszone na salę konferencyjną i Pani doktor będzie stosowała swój nowy pomysł. Zobaczymy…
Co by Wam tu jeszcze napisać, tak na szybko…
Może to, że już nie mam auta. Zostało zmiażdżone przez Peugeota w drodze na turnus, na rondzie na którym mieliśmy już jechać prosto do Mielna! Wiecie w tym wszystkim niesamowite jest to, że nikomu nic się nie stało. Otóż cały przód mojej Octavi został zmiażdżony, a my z siostrą oprócz guzów i obolałych prawych barków nie odnieśliśmy żadnego uszczerbku na zdrowiu. Z tyłu siedziała Agi dobrze wpięta w fotelik Kimby i mój mąż. Oni nie ucierpieli w ogóle. Auto zostało przewiezione na lawecie, najpierw na parking, żeby nie zawadzało, a później do Wągrowca. W tym miejscu muszę podziękować kilku osobom! Przede wszystkim dziękuję Sylwii Stasiewicz i jej przyjacielowi za pomoc w przewiezieniu nas do Mielna i wyładowaniu bagaży. Jak również za podtrzymanie na duchu i dodawania sił!! Jestem Waszą dłużniczką!!
Dziękuję również Panu, który bezinteresownie ściągnął dla nas lawetę aby przewieźć auto w bezpieczne miejsce i Panu z lawety!!!
Wielkie podziękowania należą się także Panu Mariuszowi Hetzigowi za przysłanie w błyskawicznym tempie lawety z Wągrowca i Panom kierowcom!
Wiecie, w tym całym nieszczęściu, jest dużo dobrych rzeczy jakie nam się zdarzyły. Kochana Sylwia, która mogła szybciutko przyjechać i nam pomóc, Pan z lawetą, laweta z Wągrowca. A na domiar wszystkiego…ŻYJEMY!!!! Patrząc na moje kochane autko, wiem, że to cud. Czuwały nad nami jakieś dobre duchy!!! Samochód to Tylko trochę blachy z silnikiem. Żal, ale zawsze można mieć następny. Życia nic nam nie wróci. Nie ukrywam, że mam kilka siwych włosów na głowie więcej, bo cały czas kombinuję co tu zrobić, żeby zdobyć jakieś auto! Na chwilę obecną nie wiem nawet jeszcze jak i czym wrócę do domu. Mam nadzieję, że ktoś się ulituje nad biednymi duszyczkami i nas odbierze!!!
Kochani zajęć jest bardzo dużo, do tego są tak rozłożone, że kończą się o 18, bądź 19. Nawet nie mam jak umówić się z Sylwia na spotkanie. Do tego wszystkiego rozwaliłam aparat fotograficzny!! Zrobiłam niestety niewiele zdjęć i guzik!! Więcej nie będzie!! Dzisiaj chce mi się już wyć!!!
Często rano nie mamy czasu nawet na śniadanko lecieć, a czasem Agi pada i nie ma czasu nawet na kolację iść. Jednak jakoś głodna nie jestem. Mam w pokoju jabłuszka to się dożywiam. Jogurciki też już sobie dokupiłam, tak więc na śniadanko starczą!
Pozdrawiam serdecznie i nie wiem, kiedy znowu sie odezwę!
Agniesiu dziękuję za Twoje dobre Aniołki!!!!
środa, 12 maja 2010
Agi fika! /12 maja 2010/
Do wyjazdu coraz mniej czasu, a moja choroba nie odpuszcza! Wczoraj
jechałam do Piły na rezonans z Agi. Powiem Wam, że jechałam jak pijana.
W głowie szum, światłowstręt – musiałam ubrać ciemne okulary. Dzisiaj
pojechałam z Agi do naszej kochanej Pani doktor, bo coś za dużo
wydzielinki ma, a przed turnusem wolę, żeby była zdrowa. No i okazało
się, że Agi całkiem, całkiem, za to mamusia niekoniecznie. Dostałam
antybiotyk i zalecenie, żeby zaraz wziąć. No cóż, Agunia zaraziła
mamusię anginą. Na szczęście bez gorączki, ale poty na mnie biją przy
każdym wysiłku. Choćby przejście się do kuchni i spowrotem –
wysiłek…ponad siły. Najważniejsze, jednak, że już mam leki i wszystko zmierza ku lepszemu. Do niedzieli wydobrzeję!
Wczoraj byłam z siostrą na zakupach. Musiałam Agi obiadki kupić
na te dwa tygodnie i trochę brakujących jeszcze rzeczy. Poza tym,
Arkowi też muszę zostawić jakieś obiady i jedzonko w lodówce.
No to jeszcze muszę pochwalić Agniesię. Mój mały skarb podczas
wczorajszych ćwiczeń kopał ciocię Karolinę! Najpierw myślałyśmy, że to
mimowolny skurcz. Jednak ruch szedł od biodra, więc zrobiony był przez
Agniesię samodzielnie. W końcu w jakimś celu ćwiczy to moje dziecko!
Czas zacząć rehabilitantów kopać!!! Niech wiedzą, że Agi też potrafi dać
popalić! Ciekawa jestem czy coś zaczyna się poprawiać na lepsze. Może
to ten rezonans na który jeździmy, kto wie? Dzisiaj znowu się powtórzyły
te ruchy nóżkami, teraz obydwoma. Cieszę się z jej postępów!!!
Jutro na rezonans nie pojedziemy, odwołam. Nie czuję się najlepiej,
a Agi nie będę narażać. Teraz czeka mnie pranie, prasowanie i
pakowanie. To coś czego najbardziej tygryski nie lubią… Ech… Jutro sobie
rosołek ugotuję, w sam raz dla choruszków.
Agusiu, mój króliczku, tylko się nie zaraź od mamusi!!!
niedziela, 9 maja 2010
W końcu i mnie dopadło! /9 maja 2010/
Tak, Agunia trzyma się całkiem nieźle! Na szczęście nie była
konieczna wizyta u lekarza, a i tak nie miałam samochodu, więc przy tej
pogodzie ciężko byłoby się tam dostać. No ale nie było takiej potrzeby.
Auto naprawione. Dwa dni je robili, musieli czujnik od ABS wymienić i
tulejkę przy płynie hamulcowym. Tak więc wszystko działa, a płynu nie
muszę już dolewać!! W piątek załatwiłam wszystko co miałam do
załatwienia. Jak odebrałam samochód, pojechałam po pieluszki do apteki,
odebrałam cewniki i wysłałam dokumenty brakujące do Polsatu. Teraz
trzymajcie kciuki, żeby nam przyznali chociaż niewielką kwotę!!!! No i
kupiłam jeszcze Agi dwie tuniczki w Pepco. Niestety większych zakupów
nie zdążyłam zrobić, bo Agi obiadek trzeba było dać.
Za to wczoraj Agunia znowu obudziła się się koło 5. Odessałam
ją i położyłam się do niej. Jeszcze kilka razy musiałam ją odsysać, ale
na jakieś pół godziny zasnęłam. Widać tak nieszczęśliwie się ułożyłam,
że ucierpiał mój kręgosłup w odcinku piersiowym. Ledwo się zwlekłam z
łóżka Agniesi. Na domiar wszystkiego poczułam nadciągającą chorobę.
Łyknęłam Gripexa i Efferalgan przeciwbólowo. Za długo byłam zdrowa i nie
skarżyłam się na kręgosłup, pomimo częstego dźwigania mojej kluchy!
Dzisiejszej nocy też nie mogłam spać, zasnęłam dopiero po nakarmieniu
Agniesi i po południu, po o biedzie. Już czuję się trochę lepiej, ale
mam problemy z podnoszeniem się. Jutro rano popróbuję jeszcze naciągnąć
kręgosłup, może coś „wskoczy”. A jak nie – to na kozetkę! Dzisiaj
byliśmy na spacerku, bo w końcu wyszło słonko. Kurcze, ale się
namęczyłam idąc. Zimny pot na plecach i taka słabość, chyba faktycznie
jakaś grypa się do mnie dobiera!!! Się jednak nie dam!!! Za to Agniesia
była w siódmym niebie!! Jak na chwilę się zatrzymaliśmy, żebym sobie
odpoczęła, była bardzo niezadowolona, bo wózek stał, a powinien jechać!
W piątek rozmawiałam z koleżanką przez telefon i uświadomiłam
sobie, że za tydzień to my już na turnusie będziemy!!! SZOK!!! A wydaje
się, że dopiero wróciliśmy z tego w Krynicy. Co się stało z tym czasem??
Pojęcia nie mam, do tego muszę zacząć się powoli pakować!! Od Danki
walizkę pożyczyć, uzupełnić listę z Krynicy (na szczęście mam!!!) Jak ja
nie lubię pakowania! Jednak chętnie tym razem to zrobię! Nie wiem
dlaczego, ale nie mogę się doczekać tego wyjazdu! Ten tydzień zapowiada
się pracowicie! Dwa wyjazdy do Piły, ostatnie zakupy, pakowanie, a i
jeszcze zaświadczenie od Pani doktor. Troszkę tego jest do załatwienia.
No i jeszcze przydałoby się w końcu te opony zmienić na letnie…mniej pali wtedy!
Musze pochwalić moją córunię! tym tygodniu nie trzeba było ani
razu ustawiać jej kręgosłupa i barku! Niestety nie chciała ćwiczyć.
Masaż był dla niej torturą, nie wiem dlaczego ona ostatnio jest tak
niechętna na wszystkie ćwiczenia. Dla mnie to dziwne. Może znowu jest
przetrenowana? Może znowu jest przemęczona? Moja biedna kruszynka, jak
ja mogę jej pomóc?
Kochanie już niedługo pojedziemy na wycieczkę. Wierzę, że będzie nam tam
przyjemnie i miło. No a przede wszystkim, że Ci pomogą!!! Kocham Cię
kluseczko!!!
środa, 5 maja 2010
Czas wyzdrowieć /5 maja 2010/
Agniesia czuje się lepiej, ale niestety ma nadal dużo wydzieliny.
Jak dla mnie, za dużo. Dzisiejszej nocy odsysałam ją chyba co godzinę.
Jutro jeszcze dostanie antybiotyk i koniec. W piątek może podjadę do
Pani doktor żeby ją osłuchała. Będę pewniej się czuła. Mam tylko
nadzieję, że pogoda będzie w miarę przyzwoita. Jutro oddaję samochód do
mechanika. Świeci się ABS od piątku i nie wiem co się dzieje. Płyn
hamulcowy jest uzupełniony, kolega mówi, że to klocki. Pan w warsztacie,
że na komputer musi go wziąć. W każdym razie hamulce działają na razie.
Sprawdziłam. Wczoraj i dzisiaj byłam w Pile. A to łącznie jakieś 250
km, a kilka razy musiałam wyprzedzać i hamować.
Dzisiaj już Agniesia była wykończona drogą. Tym bardziej, że
rano byłyśmy u Pani Danuty, potem była Asia na rehabilitacji. Mała
godzinka odpoczynku i start do Piły. A mój skarb jest jeszcze osłabiony.
Nie chciała ćwiczyć z ciocią.
Ja dzisiaj tez jestem przedźwigana, a jutro czeka mnie poranny
spacer – jakieś 3 km. Jak zostawię samochód, to muszę wrócić pieszo do
domu, żeby Arek mógł do pracy jechać. Zobaczymy też jak wyjdzie z
odbiorem samochodu. Może pójdę z Agi na spacer, a wrócimy autem. Mam
tylko nadzieję, że to nie będzie nic kosztownego. Co zrobić chce się
mieć samochód, to trzeba go naprawiać jak coś się zepsuje. Tak to bywa…
Jednak nie wyobrażam sobie co bez samochodu bym zrobiła! Jak dojechać
gdziekolwiek z Agnieszką? Ja to się przejdę jak trzeba, chociaż nie
ukrywam, że samochód rozleniwia. A tak swoją drogą, to ostatnio marzę o
rowerze! Ja zawsze lubiłam jeździć na rowerku, jednak teraz jest to mało
realne. Do tego nie wiem czy mój rowerek działa. Coś mi się kojarzy, że
Arek naprawiając swój, jakieś części pozabierał z mojego… teraz się
wypiera, ale ja wiem swoje. Jak w sobotę będzie ładnie, to wieczorem się
przejadę, albo chociaż sprawdzę stan mojego dwukołowca! A miała z nami
Agi na wycieczki rowerowe jeździć…i się porobiło! Ani razu nie byliśmy z
nią nigdzie rowerkiem. Nie zdążyliśmy.
Ostatnio dopada mnie nostalgia i taka tęsknota za Aginkiem.
Przeraziłam się któregoś wieczoru, bo nie mogłam sobie przypomnieć jej
biegającej. I jakoś tak moja pamięć się zaciera. Zaciera się obraz
Agniesi, tych szczęśliwych dni razem spędzonych. Tak niewiele ich było…
Nie mogę nad tym się rozwodzić, bo serce pęka mi w piersi. Może to
dobrze, że moje dni ostatnio są zajęte po brzegi. Mniej czasu na
myślenie i rozpamiętywanie. Oj ale mi się zebrało! Przepraszam, ale
czasami tak mam.
We wtorek podjechałyśmy do Eli i Oli złożyć im osobiście życzenia
urodzinowe. Dwie sąsiadki i jednego dnia urodzone, ale numer. W każdym
razie miło było się spotkać i pogadać. Agniesia wpatrzona w ciocię Elę, a
mały Mikołaj ślicznie głaskał Agi po rączce, na co ona reagowała
wielkimi oczami. Zaskoczona była, bo nie widziała Mikiego, a słyszała i
czuła jak głaskał jej rączkę.
Jeszcze nie mam informacji od Pań w sprawie turnusu. Dzwoniłam i
obiecały mnie poinformować o decyzji. Tak trochę mi się spieszy! Jutro
zadzwonię się przypomnieć.
Kochany okruszku, zdrowiej mi tu szybciutko! Na spacerki chcesz
chodzić a chora jesteś! I jak to ma być? Kocham, tęsknię, myślę i całuję
mojego potworka mocno!!!!!!
Subskrybuj:
Posty (Atom)