Pani Zofio, szanuję prawo każdego człowieka do wypowiedzi. Oczywiście,
blog jest publiczny i nie są zablokowane komentarze. Jednak jeżeli Pani
napisała słowa, które zdenerwowały innych czytelników, proszę nie mieć
do nich pretensji, że również wyrażają swoją opinię. Tak jak Pani, mają
takie prawo. Usuwam jedynie komentarze bezsensowne (dziwne linki) i
obraźliwe.
Chciałam jednak odnieść się do Pani wypowiedzi. Zarzuca
Pani brak zrozumienia w czytaniu tego, co Pani napisała. Wydaje mi się
jednak, że wspominając czasy, kiedy to medycyna nie stała na tak wysokim
poziomie, odbywała się tzw „selekcja naturalna”. Wyraźnie widać w tych
słowach tęsknotę do tych czasów. Jasne, wtedy może i było prościej,
łatwiej… A poznała Pani kiedyś matkę, która straciła swoje dziecko?
Jedno, czy też więcej dzieciątek umiera tuż po porodzie, myśli Pani, że
to dla nich lepsza sytuacja? Takie kobiety nierzadko potrzebują więcej
pomocy niż my, mamy dzieci z problemami zdrowotnymi. Każda, podkreślam,
każda tragedia rodzinna jest innego rodzaju. Każda osoba ma inny
charakter i inny pogląd na świat Nie wolno nam wrzucać wszystkich do
jednego worka. Najprościej jest oceniać.
Moje dziecko zostało
uratowane już dwa razy. Pierwszy raz po porodzie. Dwa tygodnie była
karmiona sondą. Dopiero po tym czasie nauczyła się jeść normalnie. Gdyby
nie pomoc lekarzy zmarłaby też na dwukrotne wówczas zapalenie płuc.
Drugi raz uratował ją dr Bociański w naszym szpitalu. Nikt nie zna
granicy reanimacji. Żaden lekarz nie wie, czy po sześciominutowej
reanimacji doszło do uszkodzeń mózgu i jak znaczne to obrażenia. Owszem,
Agnieszka choruje, ostatnio dużo, jednak znam masę pełnosprawnych
dzieci, które w wieku Aginkowym są ciągle na antybiotyku, inhalacjach i
różnych innych zabiegach. Choroby Agi nie są związane z jej
niepełnosprawnością. To skutek osłabienia organizmu przez pałeczkę ropy
błękitnej.
Kręgosłup owszem, zgadzam się, to skutek spastyki i
jednocześnie zwiotczenia mięśni grzbietowych. Jednak rehabilitacja i
wszelkie ćwiczenia mają na celu pomóc Agnieszce i zmniejszyć jej ból.
Tak,
ma Pani rację, jest mi ciężko. Ciężko jest każdej rodzinie, które
zostało obdarzone takim mało sprawnym skarbem. Staramy się jednak ze
wszystkich sił walczyć i zmniejszyć cierpienie naszych dzieciaczków.
Troski zaprzątające nasze głowy, a dotyczące przyszłości dzieci, będą
zawsze. Mówi Pani cuda się nie zdarzają… Ja widziałam cuda. Dziewczynka z
wiotkością, po 1,5 tygodnia na turnusie zaczęła samodzielnie stawiać
swoje pierwsze kroki, podtrzymywana przez rodziców za ręce. Lekarze
posadzili ją na wózku, mówiąc, że nigdy chodzić nie będzie. Chłopiec z
autyzmem, na pierwszym turnusie nie okazywał żadnego kontaktu, walił
głową w ścianę. Trzeci turnus i co? Chłopiec mówi pełnymi zdaniami,
coraz rzadziej się rozprasza, pozwala się tulić, co więcej sam tuli
rodzeństwo i rodziców!
Zauważyłam ostatnio, że postanowiliście nas
uświadamiać, jak to źle się stało, że nasze dzieci dostały kolejną
szanse od losu. Uświadamiacie nas, że jesteśmy smutnymi ludźmi, którzy
nie potrafią się cieszyć z błahostek. Zaniedbują siebie, swoją rodzinę i
zmieniają się w wegetujące istoty. Tutaj muszę Panią rozczarować.
Właśnie rodzice dzieci niepełnosprawnych częściej cieszą się z małych
rzeczy, niż z tych ogromnych. Każdy człowiek ma inne priorytety, dla
jednego to kariera, dla innego piękny dom, wygodny i luksusowy samochód,
wycieczka na Kajmany… Dla nas ważne jest żeby Agnieszka mając rurkę
tracheo potrafiła oddychać buzią, a dowodem tego jest właśnie to
wyplucie ślinki, które Panią tak poruszyło. Ostatnia piosenka Sylwii
Grzeszczak pięknie ujmuje właśnie to z czego powinniśmy się najbardziej
cieszyć.
No i wspomniała Pani o izolowaniu dzieci niepełnosprawnych.
Agnieszka nie jest izolowana. Często wędruje i podróżuje z nami.
Agnieszka, ku mojemu zdziwieniu wzbudza wiele pozytywnych emocji.
Zarówno u dzieci jak i dorosłych. Nie wstydzę się swojego dziecka, nigdy
się nie wstydziłam!!! Jeżeli jej gdzieś nie zabieram, to z innych
powodów, jej bezpieczeństwo, zdrowie i wygoda.
Co do nauki, jasne, ja
też kpiłam z tego, że Agnieszka nie nauczy się czytać i pisać. Jednak
Pani Halinka, która przyszła do nas, przedstawiła mi zupełnie inną wizję
zajęć z Agnieszką. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli i
Pani Halinka zrealizuje swoje plany. Do tego wszystkiego liczę na
współpracę Agnieszki. To też proszę Pani jest nauka. Nauka słuchania,
reakcji na ciepłe, zimne, szorstkie, miękkie, nauka równowagi, trzymania
głowy… Jasne, prace wykonane ręką nauczyciela nie można do końca uznać
za zrobione samodzielnie. Chodzi jednak o wzbudzenie zainteresowania
dziecka. Zabawa w mokrej farbie, nauka trzymania pędzla i ten zaskoczony
wzrok dziecka, kiedy ruszając ręką powstaje kolorowy maziajec. To
wszystko jest bardzo proste, a zarazem skomplikowane. Stąd nasza walka o
wykwalifikowanych oligofrenopedagogów z praktyką.
Pozdrawiam serdecznie Panią i wszystkich komentujących.