środa, 23 lutego 2011

Nowa dietka /23 lutego 2011/

Nieźle nam zima daje się we znaki na zakończenie swego panowania! W domu zimnica, Agniesia w dzień leży przykryta ciepłym polarowym kocykiem, a na noc jeszcze okrywam ją swoją kołdrą. Mieszkanie jest wysokie i niestety sąsiedzi nad nami, mają znacznie cieplej niż my…
Moje autko zostało zrobione w przewidzianym terminie, jednak Panowie na warsztacie, albo się dogrzewali w nim, albo radiem uprzyjemniali sobie czas pracy. Tym samym aku padło!!! Dzisiaj moi kuzyni zabrali moją cytrynkę na ładowanie całonocne. Fajniusie to moje autko i wolałabym, żeby to był już koniec atrakcji na ten rok. Jest mi potrzebne i nie ma innego rozwiązania – nie psujemy się kochany samochodziku!!!
W niedzielę wyszliśmy jeszcze z Agi na spacerek, króciutki, ale zawsze. Zmarzłam jednak na kość. Agniesia troszkę mniej. Nóżki dopiero zaczynały się robić zimne, także w samą porę do domku wróciliśmy. W tygodniu jednak nie mam odwagi jej wyciągać na to mrozicho.
Ostatnio kupiłam Agi płyn do płukania ust dla dzieci. Fakt, niby od 6 lat, ale przecież ona tego ani nie połknie, ani się nie zachłyśnie. Namaczam wacik i przemywam jej języczek, podniebienie, dziąsła i ząbki. Sprowadzili mi w aptece, bo niestety nigdzie nie było. Za pierwszym razem Agniesia aż mlaskała, tak smakowała co tam mama jej daje dobrego. Teraz, w zależności od nastroju, albo pluje na mnie i płacze, albo mlaska i smakuje owocowy smaczek 
Ostatnio Agniesia kiepściutko sypia. Ślepka w nocy szeroko otwarte i duuuużo wydzieliny. Rano jest zaspana, ale nie chce w dzień zasnąć. Nawet podczas ćwiczeń współpracuje, ku mojemu zdziwieniu. Fakt, dzisiaj ciocia Asia przy każdym Agi głębszym wdechu, robiła uniki, ale w ćwiczeniach ciotce nie przeszkadzała. Agniesia, nie wiedzieć skąd miała takie zapasy ślinki w rurce, jak ją ciocia wzięła na materac, że miałyśmy poważne obawy, że to na ciotkę. W końcu cioci nie było w poniedziałek i Agi chciała się zemścić. Nie ma to jak opluć ciocię. ;)))
Zamówiłam rurki tracheo dla Agniesi. Nieźle musiałam się nagimnastykować, żeby wystawili fakturę przelewową do fundacji, a mi przesłali rurki. Z dwie godziny walczyłam z firmą. To jedyny przedstawiciel na Polskę rurek Shiley, które Agi może mieć zakładane. Niestety nie mam ponad 950 zł, żeby wyłożyć, a na subkoncie pieniążki na szczęście są. Okazało się, że zazwyczaj zamawiają u nich fundacje, a nie odbiorcy indywidualni. No cóż, w zeszłym roku wystawili przelew i przesłali rurki bez najmniejszych problemów, teraz coś mi namieszali. Tak to jest, jak za dużo ludzi jedną sprawę załatwia. Jutro powinny dojść rurki i to jest najważniejsze. Udało się to załatwić.
Ostatnio siedzę i „dorabiam”. Staram się wystawiać co nieco na Allegro, żeby do rachunków kilka złotych było. Na rehabilitację Agi mam, na razie, to domowy budżet muszę podratować.
Agniesia codziennie dostaje swoją porcję witamin i dzięki blenderowi, który ma moc większa niż ten poprzedni, mogę urozmaicić jej dietę. Zaczęłam dawać jej kanapki, zblendowane i rozmoczone wodą, bądź mlekiem. Jak długo mogę ją karmić kaszkami w końcu. Przedtem, jak starałam się zblendować chlebek, to niestety zostawały zbyt duże kawałki i nie mogłam naciągnąć do strzykawki. Teraz jest lepiej. A niewielka różnica mocy. Poprzedni miał 600W, a ten ma 750W. Ładnie Agniesia przyjmuje tą dietkę. Oby tak dalej!!
Trzymajcie się cieplutko i dużo uśmiechu w te słoneczne i mroźne dni

piątek, 18 lutego 2011

Miła nagroda :))) /18 lutego 2011/

Już nam tydzień zleciał od ostatniego wpisu??? W szoku jestem! Naprawdę!!!
Weekend spędziliśmy u mojej mamy. Skorzystaliśmy z okazji i wykąpaliśmy Agi w wannie. Popływała sobie, wymoczyła się, przypomniała sobie czasy jak to fajnie się kąpać! Spanie u mojej mamy, oznacza ciągły ruch. Pies się kręci, jakby coś zgubił, koty szukają dla siebie miejsca… Agnieszce to jednak nie przeszkadzało. Sonia co rusz ją polizała, za to rano za wszelką cenę starała się do niej dostać na wyrko. Tylne łapy na podłodze a reszta wyciągnięta, żeby polizać Agi po rączce. A moja koza szczęśliwa. Kaj ją ubrałam i miałam na kolanach, to ciągłe wyprosty robiła, bo Sonia mogła ją wtedy polizać po buzi. Wymyśla sobie maluda zabawę. A pies cały szczęśliwy!!! Na spacerku też byłyśmy. Musiałyśmy małe zakupy do obiadku zrobić, więc skorzystałam z okazji, a przez resztę czasu, do obiadu pobawiłyśmy się na dworze z pieskiem.
W poniedziałkowy poranek nie mogłam sobie z Aginkiem poradzić. Starałam się ją ubrać, ale uciekała mi na boki. Wzięłam więc, i zaczęłam sprawdzać kręgosłup. Jednak ja nie mam takiego wyczucia jak moje Somitki, więc postanowiłam spróbować tej najbardziej bezpiecznej metody. Na boczku i bark do siebie a pupa od siebie. Na lewym boczku nic. No to spróbowałam na prawym…jak mi chrupło, to ciarki mi wyszły i wszystko się do gardła podniosło. Jeszcze mnie wstrząsa. Mogę tak nastawiać kręgosłup mojej siorze, nie ma problemu, ale Agi… Dosłownie czułam jak jej to wskakuje. Okropne uczucie. Asia była i dostałam pochwałę, że Agi taka rozluźniona.
W środę poszłyśmy na krótki spacerek. Jednak tak paskudnie wiało, że po niecałej godzince zmykałyśmy do domku. Agi i tak się podobało, chociaż nóżki jej zmarzły. W domku dostała jednak cieplutką zupkę i się rozgrzała.
Dzisiaj znowu coś nie tak było z kręgosłupem, jednak nie miałam tyle odwagi by mocniej próbować ją nastawiać. Spróbowałam na boczkach, nic nie wskoczyło. Sonia miała być wcześniej, to stwierdziłam, że lepiej to zrobi. No i faktycznie, po rozmasowaniu plecków, pięknie wszystko powskakiwało na swoje miejsce.
Chciałam podziękować za propozycję dosłania blendera, jednak już kupiłam. Potrzebuję go na bieżąco, więc musiałam się spieszyć. Na szczęście trafiłam na promocję i udało mi się kupić naprawdę solidny sprzęt.
W niedzielę, po powrocie do domu, znowu trochę emocji… Najpierw sąsiadka próbowała sprawdzić czy się zmieści w przestrzeń pozostawioną między moim, a sąsiada samochodem, dużym dżipem… Nie udało się… Wgniotła mi drzwi i na całe szczęście że lusterka się chowają, bo tego też bym nie miała, a polubiłam je. Auto już zrobione, jeszcze nie oglądałam, bo wieczorem dojechało, a w dzień nie miałam jak iść.
Do tego sąsiad nas chciał podtopić, albo może uznał, że mamy kiepski mikroklimat w mieszkaniu… Kto wie… W końcu od niedawna mieszka 
No a wczoraj odkurzacz przestał mi prawidłowo pracować!! Mąż stwierdził, że jak nie ma czego wciągać, to nie musi tak ssać…hmmm Słyszałam, inteligentna pralka, lodówka…ale żeby odkurzacz??? No i do tego mam taki w domu!!! Niestety, zaparłam się i sprawdził…filtr się zapchał! I tyle z inteligentnego sprzętu 
Wiecie, strasznie się cieszę, że mam tak fają sąsiadkę za ścianą. Wybacza mi nawet moje wpraszanie się na kawkę i użalanie się nad sobą. Dzisiaj też byłyśmy z Agi. Do tego zawsze jest komu podkraść kilka ziemniaczków na przykład ;)))
~~~~~~~~~~~~~~~~
Kochane moje Panie, Agatko i Loniu, dziękuję z całego serca za tak miłą nagrodę!!! To dla mnie wiele znaczy!!!! Wrzucam sobie ją na bloga i jestem z niej niezmiernie dumna!!!

W podziękowaniu chciałam nagrodzić następujące blogi:
1. Ania i Kajtuś
2. Kamila i Martynia
3. Zuzanka Kuźniarek
4. Igunia Wawrzynkiewicz
5. Inanna
6. Nikola Kabat
7. Wiktorek Pluta
8. Doris i Weronika
9. Krystianek Segda
10. Emilka

czwartek, 10 lutego 2011

Dobre podejście ;)) /10 lutego 2011/

W poniedziałek i wtorek pozwoliłam Agi odpocząć od rehabilitacji. Była bardzo osłabiona, jednak już w niedzielę przestała gorączkować i tak pozostało. Ślepka jej się bardzo świeciły do wygłupów, jednak ciało odmawiało, innymi słowy była za słaba. Tulić się jednak z mamą czy tatą, oczywiście jak najbardziej.
W środę był Mirek i Asia. Delikatny masaż w połączeniu z terapią czaszkowo-krzyżową, ładnie Agi rozluźnił. Ciocia Asia też zastosowała łagodny wymiar kary i delikatne ćwiczenia/sprawdzanie, gdzie Agi boli i czy ją coś jeszcze boli. Jednak dzisiaj niestety bolało i to bardzo.
Była Asia, i dobrze. Asia w wiadomy sobie tylko sposób, umie się dogadać z Agi. Innymi słowy obserwuje mowę ciała Agi i rozważa każde jej westchnięcie, analizując, co to mogło oznaczać. W końcu to ona nauczyła ją przytakiwania i zaprzeczania. Agniesia miała wystawiony kolejny dysk, tylko teraz w wyższej partii kręgosłupa (poniżej piersiowego odcinka). Do tego uciekająca w prawą stronę główka nie dawała Asi spokoju. Okazało się, że był też wystawiony prawy bark. Agulek obudziła się dzisiaj bardzo nerwowa i spięta. Nie miałam pojęcia co jej jest. Nie chciała leżeć na pleckach. Spinając się, uciekała na boczki. Ulgę przynosiło jej podniesienie nóżek do góry.Jednak to tylko chwilowa ulga. Dobrze, że Asia „naprawiła” moje dziecko!
Teraz Agniesia leży i odpoczywa troszkę drzemiąc sobie. Wyjdziemy chyba na chwilkę na spacerek. Pogoda nie jest najpiękniejsza, ale nie wieje i nie ma mrozu, no i nie pada! Zapowiadają znowu deszcze i śniegi, trzeba więc korzystać. Musze jednak uważać jak ją będę znosić. Niestety łatwo „uszkodzić” to moje kochane słoneczko!!!
Co do torebki… Zadzwoniłam w poniedziałek do Rzecznika Praw Konsumenta. Zgłosiłam sprawę. Pan Rzecznik określił właścicielkę sklepu jako „śmieszną”. W środę rano otrzymałam telefon od Pana Rzecznika, że był w sklepie i mam zanieść torebkę i spiszą protokół reklamacyjny. Oczywiście nasłuchałam się, jaka to niedobra jestem, bo żądałam zwrotu pieniędzy, a nie chciałam przyjęcia jej pod reklamacje… Jakie bzdury… Pani broniły się jak mogły! Szefowa jednak nie pofatygowała się na spotkanie z Rzecznikiem, czyżby miała coś na sumieniu???
No ale, ubrałam Agi i skoczyłyśmy szybciutko do sklepu. Pani rozpływała się przepraszając mnie, za zaistniałą sytuację. Koniec końców, reklamację Pani uznała i…ODDAŁA MI PIENIĄŻKI!!!!!! Otworzyła i przytrzymała mi drzwi jak wychodziłyśmy z Agutkiem. Niestety, Pani, która obsługiwała mnie w sobotę, jeszcze bardzo młoda, musi się wiele nauczyć. Wchodząc do sklepu, w którym ja już byłam, nawet dzień dobry nie usłyszałam, po minie sądząc, była na mnie ciężko obrażona. Cieszę się, że wszystko dobrze się skończyło. Odzyskane w ten sposób pieniądze przydadzą się, bo wczoraj mój najbardziej wykorzystywany sprzęt kuchenny się popsuł!! Blender, którym muszę rozdrabniać posiłki dla Agi się wysłużył!!! Co zrobić, nic nie jest wieczne. Dobrze, że zdążyłam zupki Agi zblendować. Do soboty starczy, a ja zobaczę na mieście po ile są takie sprzęty. Pamiętam, że muszą mieć moc dosyć wysoką, bo inaczej kiepsko rozdrabniają.
No to kochani morał z tego taki, że należy walczyć o swoje i nie dawać się ogłupić sprzedawcom. Czasami warto!!!
Życzę udanego dnia i miłego weekendu!!!
Ps.: Glukometr został dzisiaj wysłany do małego Adasia!!! Pozdrawiam Was kochani i do zobaczenia jak będziecie na turnusie w Wielspinie :)))

niedziela, 6 lutego 2011

Gorączka i zakwasy /6 lutego 2011/

Ciężki ten tydzień… Już czas na nowy…
Co do naszego życia… Agniesia znowu mi się pochorowała. Od piątku ma wysoką gorączkę. W sumie nie wiem dlaczego. Myślałam, że to angina, ale gardełko u Agi różowe. Ani migdały, ani węzły nie powiększone… Koło 13 zaczęło jej nachodzić tak 37 stopni. Myślałam, że to skutek przemęczenia mięśni, po środowym źle wykonanym masażu (niestety i wśród profesjonalistów trafiają się zonki, na szczęście ów zonk już więcej Agi nie dotknie). Dostała maluda nurofen i uspokoiła się. Koło 17 naszła jej już konkretna gorączka 39. I zostało tak do rana. Wahała się między 38 a 39. Dopiero rano, koło 7 zeszła do przyzwoitych 37 stopni. Ponieważ nasza Pani doktor ma urlop, pozostał nam szpital i Izba Przyjęć. Najpierw chciałam ściągnąć pediatrę do Agi, jednak okazało się, że nowa dyrekcja tnie koszty i nie ma pediatry na dyżurze. Zostało mi tylko jechać do szpitala a potem iść na oddział dziecięcy. Zawsze jest szansa jelitówki…
Na szczęście Agniesia przez cały dzień spała i nie miała gorączki. Dałam sobie spokój, w końcu może to tylko jakiś wirus. Wieczorem znowu naszła jej wysoka temperatura. Dobrą godzinę walczyłam z nią żeby zwalczyć gorączkę. Tak mi smutno było, bo widać, że ja wszystko boli, a ja nie potrafię jej pomóc. Dałam jej nurofen, chwilę przed tym zanim naszła gorączka. Godzinę jednak trzeba było walczyć.Tak było mi smutno, że nie mam tyle sił, żeby wziąć ją na ręce i ponosić, potulić i pokołysać w ramionach.
Brałam Agniesię na kolana, chciałam do siebie przytulić, jednak ona spinała się tak strasznie.
Całą noc przespała, ja też. Koło 6 obudziło mnie takie dziwne sapanie Agniesi, połączone z drgawkami.Teraz już wiem, że to znak na nadchodzącą gorączkę. Dałam jej nurofen a ona coraz bardziej niespokojna. Znowu ta sama historia. Gorączka i godzina walka. Agulek usnęła i już przez cały dzień nie pojawiły się ślady infekcji. Pani doktor mówi, że może to być od mięśni…ale żeby aż tak? Może to trzydniówka? Agi nigdy tego nie miała. Zawsze kończyło się antybiotykiem, bo samodzielnie nie zwalczała infekcji. Może jest teraz silniejsza? Kto wie…
Jeszcze w sobotę wkurzyłam się na maksa. Pani w sklepie nie chce uznać reklamacji zakupionego miesiąc wcześniej towaru, bo był kupiony z przeceny posezonowej!!! Przecież 3/4 towaru ma teraz przecenione!!! Co za głupie tłumaczenie!!!! tak tego  nie zostawię! Już nawet nie chodzi o te pieniądze, ale o fakt oszukiwania ludzi. Jak to moja siostra mówi, strach się bać! W tym tygodniu „robię” za tą niedobrą!
Rehabilitację zaczniemy albo od wtorku, albo od środy. Zobaczę jak się Agi będzie czuła.
Jeszcze jedna sprawa. Mam do oddania nowy, nieużywany glukometr. Jeżeli jest jakieś dziecko potrzebujące takiego urządzenia, proszę o kontakt na meila.
Kochani, życzę udanego tygodnia!