niedziela, 23 października 2011

Jak już to hurtowo! /23 października 2011/

No tak kochani. Moje dziecko ma jeszcze dwa ruszające się ząbki. Tym razem na dole. Prawa dwójka i jedynka. Wybadał to w czwartek na masażu buzi Mirek. Ja niestety mam spore problemy żeby nawet ruszać tymi ząbkami. Agnieszka, ze względu na swoją wadę genetyczną twarzoczaszki, a do tego pozycję w jakiej spędza sporo czasu, ma cofniętą dolną szczękę. Ma to też swoje konsekwencje przy oddychaniu. Jest to głównym powodem do tego, żeby nie usuwać jej rurki. Nie poradziłaby sobie z oddychaniem samodzielnie. Mogłaby się zwyczajnie udusić.
Wyjaśnię Wam moje obawy co do Agniesinych ząbków dokładniej. Otóż Agnieszka ma silny szczękościsk. Kiedy Agnieszka miała jakieś 13 miesięcy pojechaliśmy z Krzyśkiem do Poznania, do neurologa. Agusia miała takie dreszcze od czasu do czasu i to mnie niepokoiło. Do Pani neurolog przyszła jakaś inna lekarka i obejrzały jej języczek. Postanowiły wysłać mnie do chirurgów na Krysiewicza. Pojechaliśmy tam, chodziło o podcięcie języczka. Jednak do głowy mi nie przyszło, że tak od ręki i na żywca!!! Położyli Agi na kozetce, 4 kobiety ją trzymały, w końcu lekarka poddała się, uznała, że prędzej jej szczękę złamie! Nawet nie wiecie jaki mam żal do siebie, że jej nie zabrałam od razu. Jednak to rozgrywało się w przeciągu niespełna pół minuty. Jak zobaczyłam wyciągane nożyce z jałowego opakowania, słabo mi się zrobiło. Stałam jak sparaliżowana. Płacząca Agnieszka i stado bab nad tym maleństwem. Kilka sekund później wyszłam z przerażoną Agi na rękach, a Krzyś zbaraniał na mój widok. Od tej pory Agnieszka ma szczękościsk i obejrzenie jej gardła, graniczy z cudem.
Podsumowując, każda wizyta u dentysty, będzie się wiązać z narkozą. Agnieszka inaczej nie pozwoli się dotknąć. Nie pozwoli sprawdzić sobie ząbków. Każda narkoza jest dla niej niebezpieczna, zdaję sobie z tego doskonale sprawę, jednak jestem teraz w kropce. Pamiętam, ze koleżanka, jeszcze w 2009 roku podawała mi nazwę fundacji, która zajmuje się leczeniem dzieciom niepełnosprawnym ząbków. Jednak nie pamiętam tej nazwy, a do tego to jest w Warszawie. Karetka do dentysty nas na bank nie zawiezie, autem sama nie dojadę, a pociągiem…hmmm, sama nie wiem… Musze zadzwonić do znajomej Pani Danki. Pani Danusia jest stomatologiem i obiecała mi pomoc, jak będziemy potrzebowali. Mam nadzieję, że podpowie mi co i jak.
W piątek pozwoliłyśmy sobie z Agniesią na godzinny spacerek. Było zimno, ale Agi opatulona kurtką i śpiworem, dała radę. Jednak przez całe popołudnie co chwilka się wychładzała. Miała lodowate ręce i nóżki. Jakiś kryzys ją dopadł czy co? Fakt, jest taka trochę podziębiona, dostała syropik i dodałam troszkę czosnku do kolacji. Nie chcę za dużo, bo ją zaraz brzuszek boli. Po troszeczku, może trochę przegoni jej to przeziębienie. Syrop cebulowy nie wchodzi w grę, bo się bardzo męczyła z brzuszkiem.
Zaczynamy nowy tydzień, dla wszystkich zdrowia przede wszystkim :)))

wtorek, 18 października 2011

Ruszają się!! /18 października 2011/

Agnieszka zakończyła w czwartek terapię antybiotykową. Jest nadal jeszcze osłabiona. Odchorowuje zastrzyki. W sobotę musiałam ją ponastawiać, bo wyginała się z bólu na wszystkie strony. Kręgosłup miała wystawiony na całej długości, do tego jeszcze prawe biodro. Codziennie rozluźniałam jej szyję i kark, bo niestety uciekała główką na prawą stronę. W niedzielę udało nam się pospacerować. Musieliśmy wyprowadzić babcinego psiaka na spacer, więc przy okazji i my się przeszliśmy. Powiem, że nawet trochę przemarzłam. Po spacerku jeszcze delikatnie musiałam naprawić Agusi krzyże. Teraz na szczęście jest już lepiej. Osłabiona po chorobie, do tego dużo leżenia i snu spowodowało urazy kręgosłupa i biodra. A tak już było dobrze. Przez całą chorobę nie czułam ropnego zapachu towarzyszącego przy ostatnich zapaleniach gardła. Normalnie kusi mnie, żeby zrobić wymaz… Zastanawiam się, czy zastosować trzecią dawkę ismigenu. Muszę porozmawiać z naszą Panią doktor.
Dzisiaj w końcu zdecydowałam się na spacerek w ramach lekcji. Agniesia wcześniej troszkę dostała drugie śniadanie i o 9 pakowałam już wózek do samochodu. Postanowiłam bowiem podjechać do lasu i po jego ścieżkach pochodzić. W końcu jak mieliśmy nazbierać liści i szyszek, to najlepiej w lesie. Niestety z naszego osiedla do lasu pieszo jakaś godzina drogi jest. Najprościej więc podjechać. Szczerze mówiąc, sama uważam to za trochę pokręcone, żeby jechać samochodem na spacer, ale co zrobić. Jeżeli cel jaki sobie obraliśmy jest zbyt daleko, trzeba korzystać z możliwych udogodnień. Przy lesie, w którym spacerowaliśmy jest stadnina należąca do pobliskiego nadleśnictwa. Pasł się tam jeden z koni. Agniesia była zachwycona. Zwierz nawet podszedł do ogrodzenia i czekał najwidoczniej na jakieś smakołyki, zachęcając nas swoimi parsknięciami Niestety nie mieliśmy nic ze sobą. Musiał zadowolić się trawą. Nazbieraliśmy liści i kilka szyszek. Liście suszą się w książce, a szyszki na półce. Może uda nam się i w przyszłym tygodniu pojechać, tym razem w inne rejony.
Dzisiaj koleżanka opowiadała mi o swoim synku, któremu wypadł właśnie czwarty ząbek. Jego łzy, wróżka Zębuszka i takie różne przeżycia. Chłopiec jest o rok starszy od Agniesi. Pomyślałam więc, że sprawdzę jak się mają zęby Aginka. Zaczęłam delikatnie ruszać. Górna jedna dwójka, jedynka, druga jedynka, druga dwójka….wszystkie się ruszają!!!!!! Słabo mi się zrobiło!! Agnieszka nie je i ma bardzo przerośnięte dziąsła. Boję się jak to wszystko będzie wyglądało. Czy będzie ją bolało jak wypadną jej ząbki, czy wyrosną jej prosto, chociaż w miarę prosto! Najbliższy dentysta, który mógłby się zająć Agniesią jest w Poznaniu. Przeraża  mnie to na maksa. Muszę przez to przejść, razem z Agnieszką, muszę.
Sroczko moja kochana, trzymaj się dzielnie!!!

wtorek, 11 października 2011

Nadal za duża dawka… /11 października 2011/

Nie miałam zamiaru dzwonić do Pani doktor, jednak przypadek sprawił, że musiałam zadzwonić. Dobrze się stało. Okazało się, że 2 razy po 40 mg gentamecyny na dobę, to za dużo dla pięciolatki. Wystarczy jeden zastrzyk 60 mg! Chyba się zastrzelę! Jak nic, muszę znać przeliczniki leków!!!! Tylko, że ja nie mam mądrych książek i nie studiowałam medycyny. Na szczęście, dawka już od poniedziałkowego popołudnia zmniejszona, szkody wielkie mam nadzieję się nie stały!W poniedziałek wieczorem Aguś dostała zastrzyk wg nowego zlecenia – 20 mg, brakujące do 40 z poranka. Generalnie idziemy do lekarza po to, żeby nam pomógł. Nie wymagam od niego wiedzy w każdym zakresie. Jednak jak nie radzi sobie z przypadkiem, powinien się skonsultować!!! Wtedy dopiero uważam lekarza za profesjonalistę. Trochę pokory niektórym by się przydało!!! Nie ma ludzi wszechwiedzących, nawet Ci ratujący życie, nadal Bogami nie są. Przepraszam, ale naprawdę, mogą złą dawką wykończyć dziecko. A co ja mam zrobić w wolny dzień? Musze jechać gdzieś z dzieckiem. Nie rozumiem tylko dlaczego pediatra nie schodzi z oddziału na izbę. Absurd!
Agniesia jeszcze wczoraj miała temperaturę, jednak gorączka w nocy już nie naszła i o dziwo przespała całą noc!!! Normalnie kredą w kominie zapisać! Ja też spałam tak twardo, że chyba całą noc na jednym boku. Jakaś obolała się obudziłam. Przed wpół siódmej pobudka, ale to i tak ładna noc była :))) Jak niewiele do szczęścia człowiekowi potrzeba.
Wydaje mi się, że Agniesia czuje się już coraz lepiej. W dzień już niewiele śpi, jednak kark zrobił jej się sztywny i znowu ściąga jej główkę na prawą stronę. Chyba z godzinę ją męczyłam, żeby rozluźnić mięśnie. Nie wiem sama na ile mi się to udało, ale już nie chowa buzi w poduszkę. siedząc, kręci nawet głową. Niesamowita ulga, bo wiem, jak boli takie rozluźnianie napięcia w karku i ramionach. Podziwiam moją córcię. Jest potwornie dzielna, ja nie miałabym tyle sił co ona!
W poniedziałek Pani Halinka przyszła, przygotowana na spacerek, niestety, nic z tego nie wyszło. Nie zadzwoniłam, bo gapa nie wzięłam numeru telefonu. Mówi się trudno, wypiłyśmy kawkę i porozmawiałyśmy sobie miło :))
Zastrzyki, przez zbyt dużą dawkę skrócone mamy do czwartku! Całe szczęście. Moja mała dziewczynka krótko po zastrzyku nie pozwala mi nawet pieluszki przebrać. Napina się tak mocno, że mam problemy. Zwyczajnie widać strach i protest. A niektórzy mówią, że ona nie rozumie nic, że umysł jej nie pracuje. Coś tam jednak kojarzy…
Dbajcie kochani o siebie, bo pogoda sprzyja chorobom. Ja już też na grippexie. 

sobota, 8 października 2011

Zastrzyki, znowu! /8 października 2011/

To byłoby na tyle jeśli chodzi o plany na spacer w poniedziałek z Panią nauczycielką! Agnieszka się nam rozchorowała.
W piątek wyginała mi się na wszystkie strony. Nie bardzo wiedziałam co jej dolega. Podejrzewałam, że to może być coś z kręgosłupem, jednak nie myślałam, że aż tak. Karolina nastawiła jej kręgosłup. Przestawiony był na całej długości. W sumie, to sama Karola stwierdziła, że nie pamięta kiedy nastawiała Agnieszce plecki. Podejrzany jednak był potworny ślinotok.
W nocy Aguś dostała gorączkę. Początkowo myślałam, że to przez ten nastawiony kręgosłup. Dostała nurofen i gorączka spadła. To było między 1 a 2. Dopiero koło 11 dostała gorączkę po raz kolejny, dlatego myślałam, ze będzie ok. W sumie miałam taką nadzieję. Jednak jak zaczęła nachodzić temperatura, tak już nie mogłam jej zbić. W końcu koło 18 postanowiłam jechać do szpitala, na izbę. Przedtem już, zdecydowałam, że spróbujemy jeszcze raz zastrzyków, gentamecyny. Ku mojemu zdziwieniu lekarz na dyżurze był ten sam, co ostatnio. Widać było wyraźnie jego niezadowolenie, a właściwie lekkie przerażenie na nasz widok. Od progu jednak powiedziałam co ma zapisać. I tym sposobem, jak to moja siostra stwierdziła, podałam diagnozę, zaleciłam lek, tylko receptę musiał wypisać osobiście. Jak się później okazało, błędnie. Wypisał podwójną dawkę leku. Na szczęście na zleceniu dla pielęgniarek było dobrze. Poza tym, pielęgniarki też wiedzą jaka jest dawka dla takiego dziecka. Sam aptekarz był zaskoczony taką siekierą dla Agi. No, ale na szczęście dobrze się skończyło. W sumie Pan doktor był rozczarowany, że dawki nie mam przeliczonej, niestety, nie umiem przeliczać leków, a szkoda. Po zaledwie godzinie wróciliśmy do domu. Agnieszce nie naszła już gorączka. Widać zastrzyk zaczął działać. Usnęła zmęczona. Pewnie w nocy jeszcze pojawią się jakieś „atrakcje”, jednak podanie leku w samą porę uchroniło są od męczenia się. Gardło boli ją na potęgę. Już pojawiają się krwawienia z rurki. Na szczęście mamy cyklonaminę.
Miłej i spokojnej niedzieli!

piątek, 7 października 2011

Wietrznie /7 października 2011/

W tym tygodniu moje dziecko, na lekcjach, sprawdzało suche produkty. Ściśle rzecz ujmując, Pani Halinka przyniosła ze sobą w woreczkach cukier, ryż, makaron, fasolę. Agnieszka wkładała rączkę do poszczególnych woreczków i przesypywała między paluszkami ziarenka. Jasne, robiła to za nią Pani Halinka, ale reakcje, były jej własnego autorstwa. Nawet podczas wtorkowej kąpieli znalazłam ziarenka ryżu, które jakoś Agnieszce zostały w rączce. Pani Halinka podczas śniadanka we wtorek, nie czytała bajeczek, tylko grała na cymbałkach-pianinku. Agulek lubi te wysokie dźwięki. Na spacerek umówiłyśmy się w poniedziałek, mam nadzieję tylko, że pogoda nam to umożliwi!!!
Z niedzielnego spacerku już przywiozłyśmy trochę liści. Każdy listek Agnieszka oglądała, niestety, akceptację przechodziły tylko te zielone, podeschnięte w innych odcieniach nie podobały się Agnieszce. Słyszałam tylko „fuuuu”. No cóż, córciu, ja też wolałabym, żeby znowu przyszła wiosna. Niestety, musimy poczekać, najpierw jesień, potem zima i dopiero wiosna.
We wtorek zrobiłyśmy sobie dłuuugi spacerek. Poszłyśmy do firmy oddać sukienki, które na wesele, pożyczyła mi Angelika, dzięki wielkie kochana!!! Przy okazji starałam się dowiedzieć, czy Panie wyjaśniły coś w sprawie mojego braku zatrudnienia w ZUS-owskim Płatniku. Jak się mogłam spodziewać, nawet nie spojrzały, zgłaszałam to 3 tygodnie temu. Po ostrej wymianie zdań, poszłam sama do ZUS, dowiedzieć się dlaczego nie ma całego mojego zatrudnienia z ostatniej firmy. Niestety, nie miałam ze sobą dowodu i musiałam iść raz jeszcze. Poszłyśmy w środę, chciałam wyjaśnić dlaczego nie widać moich 10 lat pracy. Okazało się, że Panie w firmie, zmieniając moje dane, nie zrobiły korekty, tylko zarejestrowały mnie jeszcze raz, a potem dopiero wyrejestrowały. Innymi słowy, Pani w ZUS, która wypełniała mi zaświadczenie o urlopie wychowawczym, do zasiłków rodzinnych (to ona prosiła, żebym to sobie wyjaśniła), otworzyła okienko z datą zatrudnienia 20 grudnia 2010 roku. Stąd całe nieporozumienie. Jednak dziękuję serdecznie za „miłe” potraktowanie szanowne Panie!!! Na szczęście Panie w ZUS, są bardzo sympatyczne i profesjonalne, zawsze udawało mi się jakoś z nimi dogadać. Jeszcze jak załatwiałam sprawy służbowe i to niezapomniane RP-7!!! Trzy grube segregatory!!!!
Tak na marginesie, dzięki tej wizycie, dowiedziałam się, że jeżeli nianię zarejestrujemy, żeby Państwo opłacało jej składki, to mimo wszystko, sama zainteresowana musi zapłacić z otrzymanych pieniędzy podatek. Poza tym, chorować może tylko wtedy, jeżeli pracodawca, czyli rodzic dziecka opłaci składkę chorobową, bo tej, Państwo nie pokrywa. Innymi słowy, można się nieźle zdziwić, jak ktoś nie doczyta i nie dowie się wszystkiego. Najbardziej zaskoczył mnie ten podatek, bo faktycznie, o tym, słowa nie było w żadnych informacjach, a jak przyjdzie przy wypełnianiu pitu zapłacić podatek należny z całego roku…serdecznie dziękuję, bo to jakieś 2000 zł może nawet wyjść!
W tą środę nieźle się nachodziłyśmy z Agnieszką. Wiało potwornie, do tego ulica, którą szłyśmy, a to najkrótsza droga do ZUS, nie jest asfaltowana. To tylko ubity piach. Niestety teraz bardzo ruchliwa, bo zamknęli kolejną ulicę w naszym mieście. Robią już trzeci przejazd kolejowy. Kolejne utrudnienia i miasto zakorkowane. Już się boję co będzie, jak zabiorą się za ten czwarty, najbardziej ruchliwy przejazd!!! Trochę się obawiałam, że Agnieszkę przewieje w tę środę, w końcu we wtorek widziała się z Panią doktor ;)). Byłyśmy odebrać recepty na pamperki i cewniki. Tym sposobem w środę jeszcze jedna runda była. Po rehabilitacji, dałam Agi obiadek i w samochód. Podjechałyśmy po moją mamę, a potem do sklepu medycznego. Babcia została z Agi w aucie, a ja poleciałam po cewniki. Niestety, zabrakło i będę musiała po resztę w przyszłym tygodniu podjechać. Problem w tym, że medyczny tylko do 16 jest czynny. Jednak recepta podpisana, to już może odebrać ktokolwiek. A może w sobotę się uda? Zobaczymy! Odwiozłam mamę, i wróciłyśmy do domu. Czułam się jak po ciężkich ćwiczeniach. Strasznie nie lubię wiatru. Męczy mnie nawet jak jestem w domu. Agnieszka padła o 18 jak kawka.
Dzisiaj pięknie prostowała mi całe dłonie, prawą stopę. Jednak stopę, tą z wrastającym się paznokciem nadal ma strasznie wrażliwą. We wtorek obcinałam jej paznokcie, i niestety, znowu się wrósł z jednej strony. A już tak ładnie wyglądał… Dziękuję osobie, która poleciła mi ten płyn z Scholla, faktycznie pomaga.
Moje dziecko jest coraz dłuższe. W środę ubrałam jej wyciery, których przez całe lato jej nie zakładałam. Okazało się, że tylko delikatnie muszę je podwinąć. Przedtem musiałam je podwijać na dwa razy!!! Nawet stopy przestały jej tak puchnąć. Fakt, Agusia ostatnio więcej siusia, czym to jest spowodowane, nie wiem, jednak to mnie bardzo cieszy. Wszystkie skarpetki się odciskały mojemu maleństwu. Zaczęłam podawanie nootropilu. Przerwa potrwała trochę dłużej, ale chyba nic się nie stało. Uciekam do spania!
Kochani pamiętajcie o witaminkach na jesienną słotę!

sobota, 1 października 2011

O tym i owym /1 października 2011/

No i mamy październik! Miesiąc, po którym nie wiadomo jakiej pogody się spodziewać. Miesiąc ubierania się na „cebulkę”. Niestety lato jest zbyt krótkie i nigdy nie zdążę się nim nacieszyć. Jednak październik to taki miły miesiąc. Ostatnie ciepłe promienie słońca, rześkie poranki i kolorowe liście na drzewach. Może uda nam się z Panią nauczycielką wyjść na poranny spacerek w poszukiwaniu śladów jesieni? Pójdziemy drogą przez pole, tam jest całkiem sporo drzew, albo przejdziemy się w stronę Łakiny, tam już praktycznie las mamy. Musimy o tym w poniedziałek porozmawiać.
Ciekawe co nam dzisiejszy dzień przyniesie. Pogoda zapowiada się przednia, więc podejrzewam dużą dawkę świeżego powietrza. Może po powrocie Arka z pracy odwiedzimy babcię? Chyba tak zrobimy.
Tydzień temu odbyło się wesele Arka najmłodszej siostry. Agnieszka została pod troskliwą opieką cioci Danki, Marcin posłużył nam za szofera i mogliśmy spokojni, jechać i oddać się zabawie weselnej. Potańczyliśmy sobie, wypiliśmy zdrowie młodych, poznaliśmy kilka sympatycznych osób. Przy okazji serdecznie pozdrawiam Panią Alę i Pana Zbyszka
Przez ten tydzień nacieszyłam się najmłodszą kuzynką Agniesi – Lilką. Mały szkrab ma zaledwie 3 miesiące, a już chce siedzieć. Ciekawa tego świata, pewnie po rodzicach będzie niezła powsinoga Liluś pięknie stymulowała Agnieszkę, leżała oparta główką na jej rączce a pupcią o nóżki. Łapała Agi za bluzkę, a ta pilnie ją obserwowała. Wielkie oczy robiła przy każdym okrzyku, który przypominał płacz. Moja mała, empatyczna dziewczynka Lilka jest takiego wzrostu obecnie jak Agi, kiedy zaczynała chodzić. Jak posadziliśmy maleńką Agusi na kolanach, trudno uwierzyć, że ona kiedyś tak malutka była. To był szalony tydzień. Zamieszanie i przygotowania do ślubu. Wszystko jednak się udało i wróciliśmy już do rzeczywistości.
Agniesia ten tydzień ma strasznie senny. Pogoda, mimo tego, że piękna jest dosyć ciężka i jakoś tak przytłacza. Agniesia od poniedziałku rozpoczęła kolejną serię Ismigenu. Tym razem, po dobrym starcie, jakoś jej się znudziło połykanie tabletki i oszukuje mamusie. Wydaje się, że połknęła, a tu poduszka nosi znamiona przestępstwa. Otóż po wyschnięciu pojawia się biały proszek! Normalnie mały zbój, jak nic! Muszę kupić Agnieszce dobrą szczoteczkę elektryczną, bo odkryłam, że mniej się denerwuje i przy okazji, taka szczoteczka ma cieńszą szyjkę i łatwiej dostać się do jej maleńkich trzoniaków. Kiedyś kupiłam taką imitację z myślą o Agi, ale tak jak się spodziewać można było, wysiadła po kilku myciach ząbków. Oczywiście nadaje się do czyszczenia, bez obrotowej główki, ale wydaje mi się, że to dodatkowa stymulacja. Więc dlaczego nie?
Bioderko Aguni regularnie zaczęło nam doskwierać. Muszę nauczyć się od Karoliny je zabezpieczać i nastawiać. Owszem, kiedyś, jak jej tak mocno wyskoczyło, nastawiłam je, ale teraz Agnieszka jest większa i silniejsza. Jakoś nie mogę sobie poradzić, a nie chcę jej zrobić krzywdy. Wężyk od foleya moje dziecko regularnie „wciąga”, skutkiem czego, odparzyła sobie już skórę wokół dziurki w brzuszku. Nie można spóźnić się z jedzeniem choćby o kilka minut. Najgorzej jest rano. Jak się budzę, czasami już połowy wężyka nie ma. Dziecko z głodu żuje gumę
Chciałam wszystkim podziękować za wsparcie i taką ilość meili i komentarzy. Owszem, rozważałam też pisanie postu pod tytułem „moje dziecko – roślinka – jak się go pozbyć”, ale to jednak nawet dla mnie zbyt drastyczne. Chyba bym nie potrafiła tego napisać. Za bardzo kocham ten mały krzaczek wzdychający na kanapie, co oznacza, że skończyła się chwila dla mamy. Za moment rozpocznie się wzywanie do odsysania, a w ostateczności szloch. Zapobiegnę jednak tym dwóm ostatnim wezwaniom mamy i lecę do Agutka.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i życzę udanego i słonecznego weekendu!