sobota, 30 października 2010

Tak sobie /30 października 2010/

Witam ponownie. Znowu czas przelatuje mi między palcami i nie wiem kiedy nadchodzi kolejny dzień. Ledwo zdążę wstać, a tu już trzeba układać Aginka do snu. Nic z tego nie rozumiem. Ciemno tak szybko się robi i o 9 jeszcze ozdobiona mrozem ziemia widnieje za oknem. Coraz bliżej zima. Agniesia w tym tygodniu dorobiła się katarku. Od wtorku zaczęła mi psikać i mieć dużo wydzieliny. Robiłam akurat zakupy w aptece to kupiłam bioaron C. Dostała i jakoś przeszło bokiem. Całe szczęście! Tym samym jednak miałam stracha wychodzić z nią na dwór.
W poniedziałek i środę poszłam zrobić porządek ze swoim kręgosłupem. Ku mojemu miłemu zaskoczeniu, w poniedziałek zamiast klasycznego rozgrzewającego masażu, miałam zrobiony masaż gorącymi kamieniami. Mówię Wam, coś wspaniałego! Mięśnie się tak rozluźniły i było mi naprawdę przyjemnie. Gdyby nie to, że Sonia przeszła do części mniej sympatycznej, znaczy ustawiania kręgosłupa. W piersiówce strzeliło, ale w krzyżach ni grzyba! Dopiero w środę. Strzeliło tak, że miałam wrażenie, że coś pękło. Do tego bolało. Okazało się jednak, że przestał mnie boleć kręgosłup. Ciekawe na jak długo… W czwartek była kontynuacja naprawy mojego ząbka. Niestety, nerw się nie zatruł do końca. Trzeba było truć jeszcze raz. Jeszcze cały czas mnie pobolewa. W czwartek jeszcze raz. Może wtedy się uda! Trzymajcie kciuki!!!
Agniesia za to ma tydzień śpiocha. Niemal codziennie śpi do 13!!! Naprawdę! Ubieram ją, daję drugie śniadanie a ona śpi dalej! Strasznie się wkurzała na każdy masaż i nie chciała ćwiczyć. Jak ja próbowałam z nią zacząć ćwiczenia, też słyszałam tylko fuuu…. Dzisiaj w końcu byliśmy na spacerku. Wuja Marcin nas odwiedził i zabrałyśmy go ze sobą. A co, niech zobaczy miasto na żywo a nie tylko przez szybę samochodu ;P Słoneczko tak pięknie przygrzewało, że nie chciało się wracać. Co zrobić, trzeba było iść na obiadek do domku, a wuja też musiał wracać. Mam nadzieję, że jutro też wyjdziemy na spacerek.
Dzisiaj przestawiamy godzinkę. Będziemy dłużej spać! Super!!! Jeszcze tylko muszę coś na obiadek wyjąć z zamrażalnika. Kurczaczka sobie chyba zrobię jutro. Młoda ma zupkę nagotowaną. Miłego weekendu.

niedziela, 24 października 2010

Zwyczajny tydzień. /24 października 2010/

W tym tygodniu pogoda nie pozwoliła nam na częste spacerki! Niestety. Wczoraj, ponieważ Arek miał wolną sobotę, przeszliśmy się na bazarek i Agniesia mogla zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Kupiłam jej piękne, sztruksowe rurki z polarowym ociepleniem. Jakoś tak wykruszają nam się bluzki i spodenki. Od czasu do czasu dokupuję coś przy tzw.: okazji. A to w używanych znajdę jakiś polarek, albo bluzeczkę, takie do domku. A to w jakimś sklepie przecenione. Udało mi się już kupić 3 bluzeczki, powolutku odświeżymy garderobę Guni. To skutek wyciągnięcia się Agniesi. Wszystkie bluzki, które dobre mają rękawki, niestety za krótkie są. Spodenki też robią się za krótkie w pupie. Na szczęście na wyjście mamy jeszcze ciuszki, więc pół biedy. Szukam tylko takich na spacer – ocieplanych, no i do domku. Trzeba też zrezygnować z kilku piżamek. Jednak muszę przyznać, że nadal jeszcze ubieram jej te kupione jakieś dwa lata temu! No ale niestety, plecki całe gołe. Trzeba już zrobić porządki. Jak ktoś potrzebuje to mogę coś przesłać. Zrobię porządki i sprawdzę. Moja mała królewna musi być czasem przebierana ze dwa razy na dzień, więc muszę mieć zapas. Tak się cieszę, że Agi znowu się wyciągnęła. Mogłyby tylko jeszcze te rączki urosnąć. No ale, nóżki już się wydłużyły, to i rączki w końcu zaczną pracować.
W sobotę od rana zaczęła się wycinka wszystkich drzew i chaszczy na przeciw naszego okna. Okazało się, że na obecnym parkingu będzie coś budowane i właścicielka musiała zorganizować nowy parking dla mieszkańców. Jak jasno zrobiło się teraz i przejrzyście. Widać teraz tyły sądu, stare więzienie i dalej położony bank. Zupełnie inny widok. No i Panowie nie będą mieli, gdzie załatwiać swoich potrzeb, jak ich przyciśnie. Do tej pory mieli gdzie się schować. Obrzydliwe…
Wiecie, ja nadal nie mam podłączonej neostrady. W środę dzwoniłam i okazało się, że Pani, która w poniedziałek do mnie dzwoniła, zmieniła zamówienie z 10 na 18 październik. Trochę sobie „użyłam” na pracowniku infolinii, i po 10 minutach internet był. Dowcip jednak polega na tym, że aby się zalogować muszę mieć umowę. No to zadzwoniłam w czwartek jeszcze raz. A Pani na to, że umowa jest…w Chodzieży w telepunkcie!!! Jasne, mam jechać 40 km w jedną stronę, bo oni, nie mogą mi jej wysłać!!! Ani na meila, ani pocztą, ani kurierem – nie praktykują tego! A wiecie na czym dowcip jeszcze polega? Oni mi już liczą małą neostradę!! Tak, tą której nie mam!!! Czy ktoś coś z tego rozumie?? Bo ja już jestem głupia! Sama nie wiem co mam robić. Ostatnią umowę załatwiałam w Poznaniu, bo akurat tam byłam. Zobaczę, może w tym tygodniu będę z Agi jechała do Piły. Muszę dzwonić odnośnie rezonansu stochastycznego. Nie wiem, czy już skończyliśmy, czy jeszcze jakieś kilka zabiegów zostało. No a skoro już zaczęliśmy, to raczej trzeba zakończyć!
W piątek byłyśmy z Agi u koleżanki. Ma ona córeczkę, niespełna dwuletnią Marynię. Marynia wykombinowała sobie, że Agi trzeba odsysać, bo ma katarek. No i to Agnieszka wygryzła kawałek pianki z fotela… Cwaniara mała! Najfajniej wybrał sobie kotek. Natychmiast się wkomponował do Agniesi na sofie. Słodko sobie spał, pod jej rączką. Tak rzadko się widujemy, że później nagadać się nie można. Dzieciaki zrobiły się już takie duże, że na ulicy nie poznałabym ani Jasia, ani Anki! Kurcze jak ten czas płynie! A jak pierwszy raz Jasia widziałam miał rok i trzy miesiące! Teraz do gimnazjum poszedł!!!
A mój ząbek, który liczyłam szybko wyleczyć…okazał się bardziej zaawansowany. KANAŁY jak nic! W czwartek idę, ale Pani doktor obiecała, że boleć nie będzie. Myślę, nad zaprowadzeniem Agniesi na przegląd jej ząbków. Generalnie żadnych ubytków nie widać, jedynie żółte odwapnienia. Dzisiaj mycie ząbków to była walka. Agniesia postanowiła sobie, że nie będziemy dzisiaj myć i płacz, plucie. Pani Lodziu, ja poproszę o ten masaż buzi!
Wysłałam obiecane zdjęcia z turnusu. Niestety trzy meile mi się cofnęły. Ani Natalka, ani Pani Danusia, ani Estera nie dostaną fotek. Chyba, ze podacie mi prawidłowego meila.
Wczoraj zadzwoniła do mnie Beata, mama Wojtka. To chłopiec, szesnastolatek w śpiączce. Strasznie się ucieszyłam z tego powodu. Poznaliśmy się na turnusie. Mam nadzieję, że ta znajomość się rozwinie!

poniedziałek, 18 października 2010

W domku /18 października 2010/

Już jesteśmy w domku. Pranie prawie skończone. W każdym razie podłogę w łazience już widać. Agniesia jak zobaczyła tatę i ciocię w Mielnie, niemal wyskoczyła z wózka. Wielkie oczy i przez cały czas nie odrywała oczu od taty. Ewidentnie matka się jej opatrzyła. W końcu to największe zło przez dwa tygodnie wyrządzała jej mama. To mama wyciągała od świtu z wyrka. To mama zaprowadzała na wszystkie zajęcia. Jednocześnie to mama szła na spacerek ze swoją królewną. Pożegnanie na stołówce trwało i trwało. Jakoś z każdym kilka słów trzeba było zamienić, wyściskać i wziąć meila i telefon. Odwiedziliśmy jeszcze z Arkiem Wojtka i jego mamę. To 16-letni chłopak w śpiączce. Rok temu topił się w jeziorze. Dzięki terapeutom, nawiązałam kontakt z Beatą, mamą Wojtka. Wojtas obdarzył mnie pięknym uśmiechem w niedzielę. Jejku, jakie fajne uczucie. Chyba słyszy co się do niego mówi i ewidentnie rozumie. Mam nadzieję, że z Beatą pozostaniemy nadal w kontakcie. Bardzo ciepła i miła osoba. Ponieważ Wojciech ma zarówno PEG-a i rurkę tracheo, mamy wspólne tematy dotyczące naszych dzieci.
Poszliśmy na ostatni spacer nad morze. Ponieważ piasek jest twardszy niż w sezonie letnim, wspólnymi siłami wciągneliśmy na plażę Agniesię z wózkiem. Fale tego dnia były przepiękne. Morze pokazywało swoją potęgę. Słońce świeciło na błękitnym niebie. A jeszcze nocą deszcz padał. Mewy siedziały na falochronie, całkowicie ignorując spacerujących. Agniesia wpatrzona w niebo, fale, piasek. Ten widok, morza pełnego wzburzonych fal z białymi grzywami, robią na mnie takie wrażenie… Jeszcze niedawno marzyłam o tym, żeby jechać nad morze. Ten rok udowodnił, że marzenia się spełniają. Trzy razy byliśmy nad morzem. Fakt dwa wyjazdy były bardzo pracowite, ale wakacje też udało nam się sobie sprawić. Cudnie prawda?
Danka z Arkiem wszamali sobie obiadek i po zapakowaniu samochodu wyruszyliśmy w drogę powrotną. Oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdyby podróż odbyła się bez przygód. Otóż nie zdążyliśmy jeszcze dojechać do Koszalina, a tutaj trąbią samochody. Zaskoczeni nie wiedzieliśmy o co chodzi. Wkrótce sprawa się wydała.Okazało się, że jechaliśmy na ręcznym hamulcu. Z tylnych kół już niezły dym szedł, a smród przy tym nie z tej ziemi. Dobrze, ze ktoś uprzejmie dał nam znać. Jak wspominałam, samochód był u blacharza jak byłam na turnusie. Panowie mieli też dospawać pod siedzeniem kierowcy jeden pręt. Jakoś tak im to poszło, że odłączyli bezpiecznik od ręcznego hamulca i nie zaświeciła się lampka kontrolna. Do tego zaskoczyło mnie, że ruszył na ręcznym. Do tej pory nie chciał wystartować na hamulcu ręcznym. Ruszyliśmy dalej, bo podobno wted szybciej się schłodzi. Na szczęście z krótką przerwą na małą kawę dojechaliśmy o wpół dziewiątej wieczorem. Arek zaniósł Aginka do domu, posadził na sofie, a ona rozpłakała się. Spała w drodze i obudziła się niedawno. Była całkowicie zdezorientowana i wystrasona. Moja królewna się tak bardzo rozpłakała, ze zwyczajnie szlochała. Musiałam wziąć na ręce i utulić maludę. Wtuliła się w mamę i po chwili był już spokój. W nocy się obudziła i wielkimi oczami patrzyła na wszystko co jest w pokoju. Kwiat na parapecie, pluszaki na póleczkach przed nią, szafa. To wszystko jej, w jej pokoiku. Teraz jest już dobrze. Dzisiaj byłyśmy się przejść na spacerek, bo grzechem nie skorzystać z takiej pogody. Agiesia przez dobre dwie godziny nie potrzebowała odsysania. Dzielna dziewczynka!! Delektowała się słoneczkiem i rześkim, jesiennym powietrzem. Mam nadzieję, że jutro też uda nam się wyjść na spacerek. Rano jakieś pranie i potem się przejść przed obiadkiem.
Jak w końcu założą nam internet, wkleję kilka fotek do albumu. Po raz kolejny miałam dzisiaj telefon z … TPSA!!! Pani znowu się pytała czy chcemy założyć neostradę… piiiiiii Zwyczajnie się wkurzę i zrezygnuję z tego internetu i przerzucę się na radiówkę!!!!
Ach, no i w końcu zrobiłam sobie ten ząbek! Opatrunek już prawie w całości wyleciał. Jednak Pani dentystka była i tak zaskoczona, że przetrzymała taka duża część.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

CHCIAŁABYM W IMIENIU MOJEJ CÓRECZKI GORĄCO WSZYSTKIM PODZIĘKOWAĆ ZA PRZEKAZANIE 1%. DZIĘKI WASZEJ POMOCY MAMY PIENIĄŻKI NA LEKI I REHABILITACJE. JESTEM PRZEKONANA, ŻE SKORZYSTAMY Z KOLEJNEGO TURNUSU NA WIOSNĘ. DZIĘKUJĘ – MOŻE TO NIEWIELE, ALE WIEM, ŻE DOBRO POWRACA!!!!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jeszcze tylko odpowiedź na zaproszenie do zabawy,do której zaprosiła mnie Lonia. Mam podać 10 swoich ulubionych rzeczy.
No to zaczynamy!
1. Kocham morze - jego szum, fale, potęgę i bezkres.
2. Kocham spacery – szczególnie te w dobrym towarzystwie, ale też mam potrzebę powłóczenia się sama ze sobą i swoimi myślami.
3. Kocham poranną kawę pitą w samotności, przy dobrym programie, albo ciekawej książce.
4. Kocham zakupy (niestety)
5. Uwielbiam internet.
6. Lubię poznawać ludzi i rozmawiać z nimi.
7. Kocham dzielić się swoją wiedzą i pomagać – niestety niewiele mogę.
8. No i te małe grzechy – kocham dobre jedzenie i słodycze.
9. Uwielbiam książki
10. Moje ulubione zespoły od zawsze to Hey i Perfect.
Do zabawy zapraszam Madzię i Olkę Daukszewicz!
Buziaki!!!

czwartek, 14 października 2010

Jutro wracamy /14 października 2010/

Turnus dobiega końca. Jutro mamy jeszcze tylko dwa zajęcia i koniec. Czekamy na samochód z naszymi kochanymi. Jak to strasznie szybko przeminęło. Cały turnus muszę uznać za udany. Poznałam wspaniałych ludzi, nasłuchałam się pochwał pod adresem Agnieszki. Turnus należał do trudnych. Mieliśmy naprawdę dużo godzin. 11 dni po 7 godzin zabiegów. My, jako rodzice padaliśmy na twarz. Nasze dzieci były jak zawsze dzielniejsze od nas. Jednak znowu było wiele sukcesów. Madziula była spokojniejsza. Fakt, kilka razy udało mi się uratować telefon i aparat, ale już nie ma tej prędkości. Rozgadała się, potrafi poprosić, podziękować, powiedzieć co lubi i jak mają na imię rodzice. Antoś pięknie współpracuje. Jasne, trzeba z nim pracować w różnych dziwnych pozycjach i miejscach, ale świetnie skupia się w coraz dłuższych okresach czasu na jednym zajęciu. A jeszcze pół roku temu był jeden wielki krzyk i bunt.
A Agniesia…cóż. Moja córcia wyprostowała rączki w nadgarstkach, znowu rozluźniła dłonie. Pozbyła się odruchu strachu paraliżującego. Stopy coraz wolniej wracają do „wadliwej” pozycji. Dzisiaj przez dobre 3 minuty trzymała główkę siedząc na piłce i śledziła postępy Natalki w chodzeniu. Podczas obrotów śrubowych na materacu, zaczęła podciągać główkę też i w lewą stronę. To jest mały sukces, bo Agulek ze względu na swoją budowę twarzy, częściej skręca buzię w prawą stronę. Ramionek nie spina tak często, a nawet nie podnosi ich już w ten sam sposób, chowając się w nich. Doprowadzało to do bolesnych skurczy ramion. Możliwe, że to skutek codziennych zajęć z neurostrukturalnej. Agulek rozluźniła buźkę. Chyba po raz pierwszy udało mi się umyć jej ząbki od środka, bez fukania i plucia. Cudnie wodzi oczkami za przedmiotami i zamyka jak zbliża się coś za szybko.
Wiecie, może powiecie, że to małe kroczki. Jednak dla nas to bardzo wiele. Pani doktor powiedziała, że Aginek za jakieś półtora roku rozluźni rączki w łokciach i zacznie je samodzielnie zginać i panować nad nimi. Może teraz wydaje się to bardzo odległym czasem. Jednak już blisko 3 lata walczymy o lepsze życie dla naszej małej królewny. Czym jest 18 miesięcy? To naprawdę niewiele, a jednak wydaje się tak abstrakcyjne. Chciałabym wszystko już, teraz, zaraz i natychmiast. Jednak cudów nikt nie potrafi dokonać.
Dzisiaj odbyło się oficjalne zakończenie turnusu. Powiem Wam, że to było coś pięknego. Praktycznie wszystkie dzieci miały swój mały występ. Tym razem to dzieci w podziękowaniu za terapie miały przestawić coś dla wszystkich. Wiecie co? Nie było ważne, czy dziecko było w stanie powiedzieć przygotowany wiersz, zaśpiewać wyuczoną piosenkę. Nieważne, że rozpłakało się ze strachu i nerwów. Serce tych dzieciaków włożone w samo wyjście na scenę, wzbudzało uśmiech i rzęsiste brawa nie tylko rodziców, terapeutów. Z ciekawością zaglądali do nas ludzie będący na turnusie w ośrodku.
Agniesia i Natalka miały połączony występ. Natalka to dziewczynka jeżdżąca na wózku i ucząca się prawidłowej postawy i chodzenia. Dziewczynki przebrałyśmy za Panią Jesień (właściwie były dwie Panie). Natalka na własnych nóżkach szła pchając Agniesi wózek na środek sali. W tle grała piosenka „Jarzębina”. Nawet Pani doktor podeszła do Agniesi, bo łezki jej popłynęły i moja kruszynka bezgłośnie śpiewała. Po oklaskach, Natalka odwiozła Agniesię na miejsce! Każda z przedstawionych przez dzieci scenek, była wyjątkowa. Kaczka dziwaczka, Samochwała, Marynarz, Pirat, Papuga, Batman, Małpka, Krówka, Strażak, Kotek, no i nasz senior. Pan Czesław i jego piosenka „Żołnierz drogą maszerował”, śpiewana przez całą salę.
Na zakończenie wygłosiłam kilka słów podziękowania za udany turnus (a zarzekałam się…ech…), wraz z jednym tatą. Rozdaliśmy drobne upominki i dalej na terapie.
Udało mi się dzisiaj spotkać z Sylwią. Miałam jedno okienko i przyjechała na godzinkę z Maciusiem. Chwilkę sobie pogadałyśmy, a Maciek wyszalał się w basenie z piłkami i na sali przy Agi rehabilitacji.
Zakończenie dnia było przecudne. Rodzice małej Lenki zaprosili nas na pośpiewanie kilku piosenek. Była czwórka dzieciaczków i śpiewaliśmy sobie kołysanki, na życzenie mamy Antosia. Pod ich drzwiami bowiem sobie usiedliśmy (były tam fotele). Agniesia najpierw dzielnie towarzyszyła nam w śpiewaniu, a później zasnęła wtulona w mamę. Małgosia tylko sprawdzała czy Agi śpi, czy oszukuje ;)Tatuś Lenki gra na gitarze i wszyscy przechodzący uśmiechali się z zachwytem. Muszę przyznać, że faktycznie był to cudny widok. Śpiewaliśmy po cichutku, wystarczyło nam jakieś 15-20 minut. Dziękuję Wam! Chyba tego potrzebowałam.

sobota, 9 października 2010

Półmetek /9 października 2010/

No to mamy półmetek turnusu! Zleciało jak z bicza strzelił! Dni są strasznie pracowite głównie dla naszych dzieciaczków. Cierpią najbardziej te, które są pierwszy raz na turnusie. Niestety są histerie, łzy, rozpacz i tym samym nocne zabiegi u takich dzieciaczków. Szkoda, że nie wszyscy rodzice dojrzeli do tego, że to co robią terapeuci, jest dla dobra ich dzieci. Jeżeli terapie mają pomóc, trzeba przetrwać. Nasze serca ściskają z bólu widząc zmęczenie naszych dzieciaczków, ale jeżeli ma to pomóc…trzeba wziąć się w garść.
Pogoda cały czas dopisuje, chociaż jest coraz chłodniej. Codziennie wychodzimy na spacerki. Dzisiaj ubrałam już mojej królewnie zimową kurtkę. Słoneczko świeci, ale chłodek czuć. Dzisiaj miałyśmy przerwę po obiedzie, więc ze spokojem krążyłyśmy dobre dwie godziny. Agusia z wrażenia i szczęścia, zapomniała, że czasem mamusia może odessać. Odsysałam ją tylko dwa razy.
Ach, no i przywieźli ssak. Całkiem nowy komplet. Ze wszystkimi kablami, kubełkiem, torbą. Wymieniłam kubełek na swój – używany, nie miałam czasu biegać do pokoju, żeby go czyścić. A poza tym, reklamuję baterię w ssaku, a nie kubełek. Torbę też odesłam. Został mi przez całe zamieszanie kabel do ładowarki samochodowej. Odeślę następnym razem. Dzięki nowemu ssakowi możemy pozwolić sobie na takie dwie godziny spokojnego spaceru i nie szukamy po salach kontaktów.
Agniesia już jest wykończona. Chociaż muszę przyznać, że przepięknie pracuje na terapii twarzy. Wodzi oczkami za przedmiotem, za światełkiem. Pozwala wymasować sobie całą buzię. Pani Ludmiła jest zachwycona. A tak swoją drogą przekazuję pozdrowienia od Pani Ludmiły Kajtusiom ;)))
Dzisiaj niestety już od pierwszej terapii zauważyłam, że Agniesia jakoś podejrzenie reaguje na terapie. Przeciąga się dziwnie i spina. A zaczęłyśmy neurostrukturalną, czyli dosyć delikatną terapią. Przewróciłyśmy z Karolinką Agi najpierw na brzuszek. Agi wykręcała się, unosiła nóżki i pupkę do góry. Karolina sprawdziła i prawe biodro coś było usztywnione. Delikatnie próbowała rozluźnić, jednak na kręgosłupach sie nie zna. Poszłyśmy na następne zajęcia, Maja kombinowała po swojemu. „Krzesełko” i delikatnie rozluźniała miednicę. Doszłyśmy do wniosku, że Kuba najlepiej sprawdzi co z Aginkowymi pleckami. Po obiadku miałyśmy taktylną z Kubą i na moją prośbę sprawdził, i swoją metodą rozluźnił Agi plecki. Na szczęście zabrałam ze sobą tejpy. Kubuś okleił Agi. Dostała potem ibum, bo jeszcze była cała obolała. Jednak widać było ewidentnie, jak Kuba przynosił jej ulgę. Rozluźniała się i wyciszała. Jutro też mamy z Kubą zajęcia to sprawdzimy jak Agniesia zniosła ustawienie. Standartowo w dolnej części plecków pojawił się u Agi siniaczek i żyłki. Kubuś dziękuję!! Myślę, że tylko Pani doktor mogłaby pomóc Agniesi z pleckami. Jednak będzie dopiero we wtorek.
Jutro dzień też dosyć pracowity. Mamy od rana 3 zajęcia. Jedne zajęcia odrabiamy na naszą prośbę, pozostałe na prośbę terapeutów. Trzeba się zawsze dogadać.
Pamiętacie jak mówiłam, że nie będę robiła podziękowań? Tym razem każde dziecko ma opiekuna (u nas jest Kuba), wraz z rodzicami przygotowują indywidualny występ na pożegnanie. Ciekawe co my wymyślimy. Mam już pewne plany, chcemy połączyć nasz występ z występem Natalki. No ale zobaczymy co z tego wyjdzie.

środa, 6 października 2010

Postępy! /6 października 2010/

Już trzeci dzień turnusu za nami. W poniedziałkowy ranek zobaczyliśmy naszych terapeutów. Szczerze mówiąc ucieszyłam się, nawet bardzo! Same znajome twarze. Podeszli do nas, przywitali się z Aginkiem, ze mną. Agusia zareagowała prawidłowym „fuuuu….”, ku uciesze tych, którzy ją już zdążyli poznać. Pani doktor w poniedziałek dojechała. Diagnoza odruchów przypadła nam na wtorkowe popołudnie. Pani doktor była zadowolona z postępów Agniesi. Później dowiedziałam się, że jej zadowolenie było znacznie większe. We wtorek było zebranie z rodzicami. Jednak ja nie byłam, bo nie mogłam terapeutce zostawić Agniesi. Nie byłaby w stanie jej odessać. Od mam dowiedziałam się, że Pani doktor opowiadała o postępach Aginka. Później podobne rzeczy usłyszeli terapeuci. Dostali nowe wytyczne do ćwiczeń z Agniesią. Mają zabrać się za stawy skokowe, aby pomóc w naprawie stópek, łokci i nadgarstków.
Mój mały skarb jest dzielny. Wczoraj współpracowała niesamowicie. Na zakończenie dnia, po kolacji, Natalka podjechała wózkiem do Agniesi, trzymała ją za rączkę, śpiewała jej, a Agunia jakby z nią rozmawiała. Na koniec podeszła Pani od arteterapii i Agniesia zrobiła taki grymas…wyglądało jakby się uśmiechała!!! Byłam, a nawet nadal jestem w szoku! Aguś pozwala sobie wymasować całą buzię. rozluźniła żuchwę. Może to Pani Ludmiła spowodowała ten mały cud? Jedno wiem, praca wkładana przez tych ludzi w nasze dzieci, odnosi efekty. Utwierdzam się w przekonaniu, że trzeba korzystać ze wszystkich możliwych terapii, które mogą przynieść korzyści naszym skarbom!
Dzisiaj Agi miała naprawdę ciężki dzień. Od rana coś jej „świstało” w rurce. Przez cały dzień walczyliśmy, żeby ją udrożnić. SSak cały czas nas zawodzi i na spacerze, musiałam podłączać go do prądu w okolicznych sklepach, żeby ją odessać.
We wtorek udało mi się dodzwonić do serwisu DeVillbiss. Ubłagałam Pana, żeby przysłali mi do ośrodka ssak na zastępstwo, a ten zabrali na reklamację. Jutro ma dojechać kurier i zabrać ten co mamy ze sobą. Umożliwi nam to przejście się na dłuższy spacer, tym bardziej, że jutro mamy przerwę akurat przed obiadem. Codziennie spacerujemy po obiedzie, małą godzinkę. Pogoda jest przepiękna, jednak plan przewiduje jedną godzinę przerwy i dwie w trakcie obiadu. Kończymy o 19. Niewielką daje to nam możliwość dotlenienia się. Jednak przyjechałyśmy tu w innym troche celu a spacerki to jakby uboczna korzyść. Tym bardziej, że pogoda nadal nam dopisuje.
Kochane dziewczynki, Loniu i Olu K, zdrówka życzę!!!

niedziela, 3 października 2010

Mielno po raz drugi! /3 października 2010/

No to jesteśmy w Mielnie! Pogoda jak marzenie! Złota polska jesień. Sloneczko świeci, wiaterek zawiewa, liście się złocą na drzewach. Marzenie…
Dowcip polega jednak na tym, że prawdopodobnie nie będziemy miały za wiele czasu na spacerki! Na ten tydzień plan rozłożony jest tak, że mamy 6-7 godzin dziennie zajęć. Pozostaje nam jedynie przerwa obiadowa. Niestety, po kolacji jest juz za późno. Kończymy bowiem koło 19. Jutro dojedzie Pani doktor. Do końca nie wiedziałam czy będzie na tym turnusie. Coś mi się obiło o uszy, że miała być jesienią. Pewna jednak nie byłam. Teraz już wiem. Tym razem jednak nie zamierzam występować z podziękowaniami na koniec turnusu. Jest masa nowych twarzy. Mam nadzieję, że znajdą się chętni.
Co do naszej podróży. Oczywiście nie obyło się bez przygód! A jak!!! Tym razem ja prowadziłam moją cytrynkę. Pojechałam z siostrą po jej koleżankę, żeby nie wracała sama. Osiedle, gdzie mieszka Emila jest nowo powstającym, więc wszystko rozkopane, brak ulic asfaltowych, nie mówiąc już o krawężnikach czy chodnikach. Zajechałam pod dom Emilii i cofałam żeby wykręcić. Zrobiłam jednak to tak sprytnie, że wjechałam kołami równo między studzinkę. Studzienka wystawała z ziemi na tyle wysoko, ze samochód zwyczajnie się na niej zawiesił! Ani do przodu, ani do tyłu… Bajer!!! Na szczęście obok był komis i właściciel nie był na giełdzie jak to mają w zwyczaju handlarze w niedzielne poranki. Miał na stanie widlaka. Podjechał miśkiem, podniósł autko i żeśmy sobie pojechały do tego Mielna!!! Ubaw po pachy i za jednym razem więcej szczęścia niż rozumu!!!! To trzeba mieć pecha! Chociaż może bardziej szczęście…
Planowałam spotkać się z Sylwią, jednak muszę dobrze przejrzeć plan zajęć. Jeden dzień kończymy o 18. Może wtedy. Napiszę do mojej Sylwii i się z nią umówię, chyba, że w niedzielę nie pojedzie do szkoły, to my mamy wolne! Biedne to moje dziecko, bo dostanie nieźle w kość. Nawet nie wiem jacy terapeuci będą, bo do tej pory dojechała tylko Pani Danusia. Jutro wszystko się wyda na śniadaniu.
Buziaczki dla wszystkich, moja misia padła jeszcze na spotkaniu po kolacji. Teraz sobie smacznie śpi w łóżku, a ku jej i mojej uciesze mamy połączone, więc śpimy razem. Łazienka olbrzymia, więc prysznic jej spokojnie mogę zrobić. Padam na twarz. Biorę książkę i się kładę. Ciężkie dwa tygodnie przed nami!

piątek, 1 października 2010

Znowu pakowanie! /1 października 2010/

W końcu dotarła TPSA. Niestety, jak mogłam się spodziewać, nie dało od ręki podłączyć numeru. Żeby było zabawniej, numer nie został po zgłoszeniu odłączony ze starego mieszkania. Pan zrobił to dzisiaj! Mam nadzieję, że nikt się nie podłączył, bo chyba im kuku zrobię w tej Chodzieży!!! Dowiedziałam się też, dlaczego tak długo trwa przeniesienie numeru. To oczywiście segregacja zleceń. Najpierw przyłączenia, naprawy, przeniesienia numerów, a już przepisanie numeru…to koło 2 do 4 miesięcy! System przetwarza dokumenty koło 2 tygodni i dopiero wtedy zostaje wydane zlecenie. Kolejny tydzień zanim zostanie przeprowadzony wywiad, i kolejny, zanim monterzy podłączą telefon. Tym sposobem mamy miesiąc. Świetnie nie? A my płacimy miesięczny abonament, za nic. Wrrr…
Wczoraj byliśmy w Wardzawie w CZD, kolejna kontrola. Tym razem okazało się, że Aginek waży i mierzy proporcjonalnie. Mieści się w 50 centylu. W końcu nie mamy nadwagi. Pani doktor była zaskoczona faktem, że Agniesia jest tak czysta oddechowo. Nie ona pierwsza. Okazuje się, że większość dzieci z rurką, ma zalegania i nieczysty oddech. Na całe szczęście Agniesia jest na tyle silna, że współpracuje przy odsysaniu i sama czasami odksztusza zalegającą wydzielinkę. Pani doktor była zadowolona z foleya, wokół którego nie ma żadnych odparzeń. Zmniejszyliśmy dawkę mleka na 2 butelki na dobę. Do tego dostaliśmy propozycję założenia po raz kolejny grzybka. Myślę, że to coś nowego w CZD. Poprzednio założony grzybek był z tzw. parasolką. Natomiast teraz mają być być grzybki balonikowe, czyli takie jak foley, tylko z odpinanym wężykiem. Rodzice z chłopcem, którzy wychodzili przed nami, też szli założyć taki grzybek. Tylko ich syn w odróżnieniu do Aginka, sam sobie wyjął grzybka. Tak długo nad nim pracował, aż udało mu się go usunąć. Cwaniak. Zobaczymy jak Agniesia będzie tolerowała nowy „sprzęcik” do karmienia. 20 stycznia jedziemy na wymianę. Tylko tym razem nie na chirurgię, a na zabiegowy na oddział żywienia. Tak ogólnie byłam mile zaskoczona, bo pielęgniarki nadal nas pamiętają. Wszystkie z uśmiechem odpowiadały dzień dobry.
Agniesia wykończona podróżą wczorajszą. Spała do wpół 11 i nie chciało jej się ćwiczyć. Dopiero chwilkę wieczorkiem powariowała z mamusią. Teraz już smacznie śpi. Szczerze mówiąc, też bym się chętnie sama położyła już do wyrka. Nie przesadzajmy jednak. Byłam dzisiaj u fryzjera, żeby podciąć włoski i na fotelu niemal odpłynęłam.Tak mi się spać chciało. Pobudka o 3.30, to jest świetny start w dzień. Podziwiam ludzi, którzy wstają tak do pracy! Chociaż swojego czasu pracowałam na nocnych zmianach i nie raz nie spało się po nocce. Jakoś zawsze dawało się radę.
Przeraża mnie jutrzejszy dzionek! Muszę zacząć się pakować. MASAKRA!!! Mam wrażenie, że ostatnio nic innego nie robię tylko się pakuję, rozpakowuję, piorę i prasuję! Muszę zabrać ciepłe ciuszki, bo na szczęście zapowiadają słoneczną pogodę, ale wietrzną. W końcu to już jesień. Cieszę się jednak z tego wyjazdu na turnus. Nie wiem, czy sobie pozwolę na to w przyszłym roku. Zobaczymy. Mam dziwne wrażenie, że jadę po raz ostatni. Wyjazd na ten turnus zjada nam całe uzbierane środki na subkoncie, a tu skończyła się nadpłata za rehabilitację i trzeba zapłacić. Niestety Fundacja TVN się nie odzywa. Mam nadzieję, że w końcu zaczną księgować 1%. Pewnie nie tylko ja.
Jutro też muszę porobić zakupy, nagotować trochę zupki Aguni i jakieś żarełko ojcu. We wtorek mają przyjść zrywać kafelki w kuchni i mają też malować drzwi w korytarzu. Kafelki położyli na dechach, przykryli płytą i skutek taki, że po tygodniu wymiatałam fugi z kuchni, a dziś każdy kafelek się rusza. Moja mama zadeklarowała się, że posiedzi z majstrami. Telewizor już podłączony, więc się chyba nie zanudzi. Musi tylko sobie czajnik elektryczny przynieść, bo ja swój musze zabrać ze sobą.
Rurkę wymieniliśmy Agniesi w poniedziałek, a była już całkiem nieźle obklejona w środku. Przez to całe zamieszanie z przeprowadzką, mam taki kołowrotek z datami, że szkoda gadać. Cały czas chodziłam, że w czwartek muszę iść do dentystki skończyć ząb. W środę przypomniało mi się, że w czwartek to ja jestem w Warszawie!!! Panowie z karetki robili co mogli, żebym zdążyła. No i prawie się udało. Nietety, Pani doktor nie miała już czystych narzędzi i włókna szklanego. Koniec końców, zrobi mi go za dwa tygodnie, jak wrócimy.
Trzymajcie kciuki za szczęśliwą podróż, bo jak pewnie pamiętacie, nie mamy dobrych wspomnień z przejazdu przez rondo w Koszalinie! Niby mówią, że piorun dwa razy w to samo drzewo nie uderza, ale…
Pozdrawiam wszystkich gorąco i tym razem zabiorę laptopa mojej siostruni i będę miała kontakt ze światem. Czekają nas dwa tygodnie ciężkiej pracy. Jednocześnie liczę na urocze spacery.