Będąc w szpitalu były noce kiedy spałam po 2-4 godzin na dobę. Bałam
się, ze nie będę słyszeć jak moja Agi charczy, że nie zdążę. Któregoś
wieczoru poszłam do pielęgniarki i poprosiłam o pomoc. Chciałam, żeby w
nocy zajrzała do nas czy wszystko w porządku. Pani spojrzała zdziwiona i
spytała mnie tylko czy wychodzę na noc. Więcej nie prosiłam. Jedna
pielęgniarka tylko widząc widocznie podkrążone oczy spytała się mnie czy
ja w ogóle śpię w nocy. Agi miała podawany wtedy antybiotyk i podłączony
pulsoksymetr. Dostawała jeszcze cały czas bardzo wysokie gorączki. Ta
pielęgniarka właśnie odsłoniła sobie roletę i zaglądała do Agnieszki.
Dodatkowo nie budziła mnie do mierzenia temperatury u małej. Zdarzało
się, że pielęgniarka przychodziła przed 4 nad ranem roznosić termometry.
Największa niespodziankę sprawiła mi Pani doktor Beata. To pediatra
Aguni. Odwiedziła nas w szpitalu, ucieszyłam się bardzo. Cały czas
byłyśmy w kontakcie telefonicznym. Pomogła mi podnieść się z tego
wszystkiego, i nadal pomaga. Poprosiła rehabilitantkę, która zgodziła
się do nas przychodzić. Pani Joasia była w szpitalu u nas jakieś 2 czy 3
razy. Teraz przychodzi do Agi regularnie.
Rehabilitantka która do nas przychodziła na oddziale, to również
bardzo miła i życzliwa osoba. Pani Nina rehabilitację przeprowadza
podobnie do Pani Joasi. Obydwie są delikatne i mają super podejście do
dzieciaczków.
Tylko jedna Pani doktor na oddziale sprawiała wrażenie, że zależy
jej na pacjentach. Pomogła nam po raz kolejny. Pierwszy raz kiedy Agi
się urodziła załatwiła nam przeniesienie na oddział do Poznania. Tym
razem, walczyła o nas z ordynatorem i wydrukowała mi adresy hospicjów z
numerami telefonów.Dzwoniłam często do Hospicjum Domowego w Poznaniu na
27 Grudnia, jednak jak się okazało, oni nie mogli przyjechać, ponieważ
osoba decyzyjna była na szkoleniu. W międzyczasie prosili ordynatora,
aby na ten czas przejął nad nami opiekę. Jak się można było spodziewać
nie zgodził się. To się nazywa „lekarz z powołania”.
No i stało się. 18 stycznia przyjechali z Hospicjum. Były 4 Panie,
pediatra, anestezjolog, psycholog i pielęgniarka. Rozmowa była krótka i
konkretna. Zbadali Agniesię i decyzja była natychmiastowa. Wychodzimy!
Wystarczyło teraz załatwić ssak, ambu, wypis i do domu.
Ssak załatwiła nam już dużo wcześniej Pani Beata, ambu bardzo
sympatyczny i życzliwy anestezjolog z chirurgii. Teraz wystarczyło tylko
zapłacić za szpital, odebrać wypis i czekać na karetkę, która zawiezie
nas do domu. Mąż w międzyczasie wszystko uszykował, żeby było gdzie
ułożyć naszą kruszynkę.
I tak po dwóch miesiącach Agnieszka wróciła do domu!!!