środa, 11 kwietnia 2018

Mam nadzieję, że to ostatnia prosta!

W zasadzie, to już tydzień, jak jesteśmy w szpitalu. Męczący to czas dla Agnieszki. Dzieciątko moje nadal gorączkuje. Od wczoraj temperatura nie przekracza 38, więc chyba idzie ku dobremu. Jeszcze w poniedziałek było 39,2. Ciężko jest zbić tę gorączkę. Bez względu na to ile jest stopni.
W poniedziałek na obchodzie usłyszałam od profesora, że z posiewu, który pobrali z rany nic nie rośnie. Profesor stwierdził, że to problem pediatryczny, nie ortopedyczny i przenosi nas do Wągrowca. Jakoś nie udało się im dodzwonić na oddział I porozmawiać. Tak by pewnie nas nie przyjęli.
Dwie godziny później, po obchodzie przyszła pediatra. Pani doktor, zapytała mnie, czy to ja chciałam do Wągrowca. Po czym usłyszałam coś dziwnego. Z posiewu rosną jakieś kolonie. Tylko bardzo wolno. Według pani doktor, to problem czysto ortopedyczny, nie pediatryczny. No i bądź tu mądry!!!
Wczoraj na obchodzie dowiedziałam się, że zostajemy jeszcze w Poznaniu, na prośbę pediatry, bo chce Agi tu podleczyć.
Z posiewu rośnie gronkowiec. Dzisiaj dowiedziałam się, że to najłagodniejsza forma gronkowca. To gronkowiec skórny. Teoretycznie mógłby być jej własny, jednak jest odporny i na wszystkie antybiotyki nie reaguje. Na szczęście reaguje na Dalacin. Bardzo wolno, ale reaguje.
Ostatnie CRP wynosiło 81. Spada, wolno, ale spada. Jutro mają zrobić znowu.
Dzisiaj pielęgniarka usunęła cewnik Agnieszce. W końcu.
Jak Agnieszka nie ma gorączki, to nawet przytomnie się rozgląda. Jednak po chwili zasypia. Bidulka moja! Jest tak wycieńczona, jak dawno nie była.
Nadal piszę z komórki i ona jak zawsze mądrzejsza ode mnie. Wybaczcie błędy.
Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za wsparcie.

piątek, 6 kwietnia 2018

I znów szpital.

Nie nacieszyliśmy się domem zbyt długo. W środę, Agnieszka bez przyczyny, wg mnie, dostała wysokiej gorączki. 39,2 naszło jej praktycznie od razu. Zdążyłam jeszcze złapać panią doktor w przychodni. Godzinkę później u nas była. Gardło czyste, oskrzela czyste, zalegania powyżej oskrzeli i nalot w buzi. To wszystko. Fizyczne objawy, wydawałoby się, nie dawały powodu do takiej gorączki. Rana pooperacyjna trochę zaogniona i z jednej strony zrobił się obrzęk. Agnieszka dostała Klacid, inhalacje i masę innych leków towarzyszących. Temperatura jednak do rana spadała tylko na dwie godziny i znów w górę.
W środę wieczorem przyjechała jeszcze pielegniarka z hospicjum. Pani Małgosia obejrzała ranę i zaniepokoiła mnie swoimi podejrzeniami. Kazała rano jechać do szpitala, jak gorączka nie spadnie. Cóż, nie spadła.
Zadzwoniłam na oddział i profesor kazał natychmiast przyjeżdżać. Ściągnęłam Arka z pracy, a w tym czasie pakowałam walizki, bo to, że zostaniemy na oddziale, było dla mnie oczywiste. Dotarliśmy koło południa. Najpierw USG, potem RTG, pobranie krwi, a na koniec kolejne USG z wyciąganie krwiaka. Z tej, teoretycznie gorszej strony zeszło niewiele. Z tej drugiej prawie 50 ml. Pobrali wymaz i na salę.
Wieczorem udało się pielęgniarce założyć wenflon. Cieniutki, ale płyny przeszły. Dzięki temu dostała jeden z antybiotyków do żyły. Drugi do PEGa. Pani połączyła chłodną sól i dzięki temu temperatura zeszła o kilka kresek. Przy przyjęciu było 41,2, ale to bezdotykowym na klatce. Moim, klasycznym pod paszką było 40,8.
Agnieszka usnęła dopiero jak temperatura zeszła do 38. Koło 2 znów naszło 39,2. Pomógł paracetamol dożylnie. Rano było już ok. Tylko,  że wenflon wypadł.
W tzw międzyczasie zatrzymało się siusianie. Panie założyły Agi cewnik, bo brały mocz do analizy i zostało to moje dziecko z cewnikiem i workiem na mocz.
Wynkki morfologii i moczu były w porządku. Tylko to CRP 74. Mówià, że dwucyfrowe to nie tragedia.
Koło południa zapadładecyzja o założeniu wkłucia na bloku. Pojechaliśmy po 13, wróciłyśmy przed 18. Powiem tylko, że zawieźć ja w końcu na blok, znieczulić gazem i wyjechała 1,5 godziny później z centralka w szyi. Nie będę pisać co było przedtem. To nie było fajne...
Pojechaliśmy od razu na RTG płuc. Podobno tak trzeba przy cantrali w szyi. Dzięki temu wiem, że płuca i oskrzela czyste.
Aguś się trochę uspokoiła, a może to znieczulenie jeszcze działało? Nie wiem. W kazdym razie zaczęła się denerwować koło 19. Znalazłam powód. 40,6. Pielęgniarki wezwały lekarza dyżurnego. Agi dostała pyralginę, okłady zimne. Przyszła laborantka, miała pobrał krew na morfologię i CRP. A na dodatę na posiew. Super. Tylko, że na posiew musi być świeżo pobrana krew, z żyły. Minimum 3 ml. 3 razy, co godzinę raz. To niewykonalne, po tym jak ją półkuli wcześniej. Nawet żyłę na morfologię i CRP ciężko znaleźć. Nie pobrali.
CRP 122, to teraz jest już podstawa do stresu. Pozostałewyniki ok. Pani doktor zadzwoniła po profesora. Koło 22 przyjechał. Obejrzał nogę dokładnie, ranę też. Nie znalazł powodów do niepokoju. Pan profesor też proponował posiew. No nie da się! Pozostało nam czekać. Gorączka zeszła koło 23. O tej porze trochę się uspokoiłam. Agi zasnęła. Tylko ten różowy mocz.... Pani doktor twierdzi, że to nic niepokojącego. Mamy czekać aż będzie ciemno czerwony. Nie był...
Agnieszka przespała noc. Panie pielęgniarki dyskretnie zaglądały do pokoju. Nie zapalaby światła. Grasowały z latarką 😉 Kochane.
Dzisiaj pobrali krew na CRP. Nie znam jeszcze wyniku.
Podsumowując. Gardło czyste, oskrzela i płuca też. Rana czysta, morfologia ok, mocz ok. Tylo CRP dosyć wysokie. O co chodzi?
A my już na pierwszym spacerku w środę byłyśmy. A godzinę później miała już 39,2

~~~~~~~~~~~~~~~~~
CRP zaczęło spadać, wynosi 105. To dobrze. Mam nadzieję, że nastąpił w końcu przełom w leczeniu.

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Nie ma jak w domu!

Udało się!!! W sobotę za zgodą profesora, mogliśmy wrócić do domu!!! Ja byłam już psychicznie przygotowana na święta w szpitalu. W piątek z rany nadal ciekło i profesor kategorycznie zabronił opuszczania oddziału. Mokra rana, to zawsze większe ryzyko zakażenia. Jestem tego w pełni świadoma, więc nawet nie protestowałam. Trzeba zostać, to trzeba, ja się kłócić nie będę. Znam sytuację. Ponad dwa tygodnie przetrwaliśmy w szpitalu, to te kilka dni, ni zrobiłoby już różnicy. Skoro jednak profesor się zgodził... Jednak z lepszych wiadomości dla kogoś, kto długo w szpitalu leży. Tak więc, od 14 w sobotę, jesteśmy w domu :) A jak dojechaliśmy z tak słabą baterią przy ssaku? Tego nie wiem, ale Agnieszka dzielnie współpracowała :)
Agnieszka na początku nie mogła uwierzyć, gdzie jest. Później jednak "zaskoczyła". Oczka szeroko otwarte i tylko się rozglądała na lewo i prawo, czy to na pewno jej pokój :) Kochana moja :D :D :D Ja zdążyłam jeszcze ciasta popiec, prania trochę zrobić, ale niewiele więcej. Adrenalina opadła dopiero wieczorem. Miłym zaskoczeniem była dla nas wizyta pani Małgosi ze święconką. Ucieszyłam się bardzo! Dziękuję!!!
Agnieszka ma nadal jedną nogę krótszą, ale z tego co widziałam na RTG, nie dało się zrobić inaczej. Lewą kość biodrową miała wystawioną dużo wyżej niż prawą. Jedną i druga było trzeba ciąć na odpowiednim poziomie. Przy endoprotezach, zawsze jest różnica w długości nóg. Niepokoi mnie natomiast prawe kolano. Profesor obejrzał i uznał, że nie jest złamane, chyba. Zlecił jednak na moją prośbę RTG obydwu. Niestety, nie mam jeszcze wypisu i nie wiem co jest w opinie zdjęć. Same zdjęcia mam i faktycznie to prawe kolano wygląda na przekręcone w porównaniu z drugim. Piękne jest to, że Agnieszka zgina teraz nogi w kolanach i mogę ją normalnie posadzić w wózku. Teraz właśnie siedzi sobie wygodnie w Komforcie i nie zgłasza wygląda, jakby było jej źle ;)
Podsumowując jednak nasz pobyt w szpitalu:
1. 3 ataki padaczki
2. Wysypka 
3. 8 dni gorączki
4. Dodatkowe założenie wenflon w znieczuleniu
5. 2 jednostki podanej krwi
6. 2 zepsute ssaki (łącznie 4 w użyciu)
7. Pęknięty krwiak w dniu wyjścia
8. 17 dni na oddziale
Rana ładnie się zrosła, w jednym miejscu jest zgrubienie, jakby tam się płyn zgromadził. Będziemy na poradni, pewnie znowu będą ściągali, jak nie, samo powinno się wchłonąć. Aczkolwiek, pielęgniarka przepowiada jeszcze jeden wyciek. Ten poprzedni był otworem po drenie, natomiast tutaj zapowiada się, o ile to nastąpi, górną częścią rany. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że mamy obydwie operacje za sobą. Ciekawym faktem jest to, że ja nie pamiętam żadnego z trzech pierwszych miesięcy tego roku. Nagle zrobił się kwiecień. Najpiękniejsze jest to, że w każdej chwili możemy w końcu iść na spacer!!! Szkoda tylko, że tak silny wiatr zapowiadają na najbliższe dni. Może chociaż na taras, albo przed dom. Zobaczymy z której strony będzie wiało!
Teraz mam do pozałatwiania dużo spraw, które się nagromadziły przez te dobre 2 tygodnie. Nie da się pewnych spraw zdalnie załatwić. Agnieszka ma jeszcze tydzień spokoju, tylko rehabilitacja w ograniczonym zakresie. Szkoła od przyszłego tygodnia. Trzeba zaczynać stopniowo, bo dziewczynka jest wyczerpana i osłabiona. Kilka minut pracy z nóżkami i zasypia zmęczona.
Muszę wybrać jakiś ssak przenośny, bo niestety jesteśmy póki co, uziemione. Bez ssaka nie możemy nigdzie iść, ani jechać. A wybór jest trudny. Znalazłam dwa, w porównywalnych cenach. Muszę tylko dowiedzieć się o jakość tego lżejszego. A może ktoś z Was słyszał o takim ssaku? Wygląda na to, że to jakaś nowość na naszym rynku. Cena nie jest mała, więc nie da się tak eksperymentować.
https://mednova.pl/ssak-przenosny-flaem-aspira-go-30l?utm_source=ceneo

Przez to całe zamieszanie, nie złożyłam wszystkim życzeń świątecznych. Wiedzcie jednak, że cały czas życzę Wam wszystkiego najlepszego! Wierzę, że zdrowie, szczęście i miłość towarzyszyły Wam zarówno podczas śniadania Wielkanocnego, jak i w każdej chwili życia! Spokojnego i udanego ostatniego dnia Świąt! Pozdrawiam Was i przytulam! Jednocześnie dziękuję wszystkim za wsparcie i ciepłe słowa. Nawet nie wiecie, jak to wiele dla mnie znaczy!!!