wtorek, 20 maja 2014

Słońce, ciepło i cudownie! /20 maja 2014/

Już nie pamiętam, kiedy byłoby ładnie! Zaczęłam dostawać depresji jesiennej. Słońce jak na lekarstwo, wiatr silny i do tego co chwila deszcz. Siedzę w domu z Agnieszką jak ta zaklęta. Wczoraj było słońce, ale dopiero po południu i Agnieszka zdążyła mi zasnąć po zajęciach z Robertem. Dzisiejszy spacer, też dopiero po 15, teraz mamy lekcje, potem Mirek, a jakieś 2 godziny później Robert. Zajęcia tak rozłożone, że musimy cierpliwie czekać na ich zakończenie. Na dworze jednak tak ciepło, że trzeba zmienić garderobę na letnią i to mi w pełni odpowiada!!! Chyba, że wuja Robert popracuje dzisiaj na świeżym powietrzu
Nie wiem, czy Wam pisałam, ale przed turnusem zdążyłam dowiedzieć się o termin badania w PPP dla Agnieszki. Pomimo tego, że wniosek składałam stosunkowo wcześnie, termin dopiero w wakacje. Ale to nic, ważne, że termin już ustalony, bo szkoła się dopatrzyła, że nam się kończy i chcieliby taki papierek z opinią pedagogiczno – psychologiczną dostać Trzeba poczekać
Agniesia po dentyście nadal ma nadwrażliwą twarz i buzię. Pani dzisiaj zapowiedziała podejście do masażu. Zobaczymy, jak będzie, bo to dopiero pierwsza godzina zajęć mija. A właśnie, co do buzi. Na turnusie, w tą ostatnią niedzielę, wyciągnęłam Agnieszce dwójkę. Czas najwyższy był, bo dziąsło wokół ząbka było mocno zaczerwienione, a do tego nad nim wybił się stały ząbek. Agnieszka chyba czuła, że chcę dla niej dobrze, bo leżała spokojnie i pozwoliła mi wyciągnąć ząbek. Ciotka Ela dzielnie nam kibicowała, bucząc coś pod nosem o wyrodnej matce, która krzywdzi dziecko Do tego dolna jedynka w końcu się przebiła. Została jeszcze druga jedynka i druga dwójka.
W piątek zawitała do nas Karolina. Pierwszy raz od turnusu. Niestety, zajęcia odbyły się jak zwykle, w ostatnim czasie, rozluźnieniem bardzo napiętego kręgosłupa u Agnieszki i zatejpowaniem dolnej partii pleców. Nie wiem dokładnie jak, co się nazywa, ale Agnieszka miała tak napięty odcinek grzbietowy kręgosłupa, że ciągnęło jej na żebra i splot słoneczny. Podskakiwała z bólu i widać było jej cierpienie. Ręce mi opadają, bo nie wiem jak temu zapobiec. Mamy thera togsa, ale zakładać możemy go dopiero teraz. W ciągu ostatnich tygodni, Agnieszka albo była chora, albo połamana. Mam nadzieję, że teraz jej pomoże ten kombinezon. Tradycyjnie już podałam jej ibum i tak przez cały weekend, żeby stan zapalny się nie wdał.
Pupcia Agnieszki słabo się goi. Ropień stale wilgotny nie chce się do końca wygoić, do tego jeszcze ropa się sączyła. Nie wiem jak długo to się będzie goić. Teraz wygląda lepiej, ale w weekend zastanawiałam się, czy do lekarza z tym nie iść. Do tego Agnieszki gęsta wydzielina, nie wyglądała zbyt dobrze. Podałam jej inhalacje z pulmicortu i wydzielina się zmniejszyła, sama nie wiem co gorsze, steryd, czy antybiotyk. Steryd działa miejscowo, więc może jednak pulmicort jest łagodniejszy, niż kolejny antybiotyk, a niechybnie, to nam zagrażało.
Ciocia Małgosia właśnie pracuje nad buzią Agnieszki i odkryła, ze druga dolna jedynka się w końcu przebiła! Po dwóch latach!! Mam nadzieję, że ten obrzęk dziąseł zejdzie i przestanie ją tak boleć. Wychodzi na to, że zakup szczoteczki elektrycznej dla dzieci, opłacił się (właściwie nie tyle zakup, co czyszczenie nią ząbków i masowanie dziąseł ) Praca z masażem buzi idzie całkiem sprawnie. Agnieszka dopiero teraz zaczyna się irytować, ale zaskoczyła mnie pozytywnie! Co profesjonalista, to profesjonalista
Kochani, łapcie słońce i ciepło, grożą nam w prognozach, że to tylko tydzień ma być tak ciepło. Przytulam Was gorąco i pozdrawiam!!!

środa, 14 maja 2014

CZD po raz ostatni… /14 maja 2014/

Kolejna wizyta w CZD za nami. Najbardziej lubię ten moment, kiedy leżąc w łóżku, mam świadomość, że już wróciliśmy i mamy „spokój”. Nie trzeba nigdzie jechać, nie trzeba nigdzie się spieszyć. Jednakże, to ostatnia wizyta, tak mi się wydaje. Poprosiłam lekarza o skierowanie do poradni żywienia w Poznaniu. Obiecał uszykować skierowanie i wypis, i przesłać mi to wszystko pocztą. Za dwa tygodnie będę dzwoniła o wyniki krwi Agnieszki, jeżeli nic nie przyjdzie, mam przypomnieć. Z jednej strony trochę mi żal, a z drugiej odczułam jakiegoś rodzaju ulgę. Załatwianie transportu do Warszawy, zawsze kosztuje mnie dużo stresu. Były miesiące, że tylko dzwoniłam, ale w większości musiała stale tłumaczyć, dlaczego do Warszawy, dlaczego karetką, co to za dziecko… Najważniejsze, że to wszystko udało mi się zrobić. Udało mi się przekonać urzędników, którzy jakby nie patrzeć, też są ludźmi i rozumieją nasze problemy. Jasne, może nie zawsze, ale ja trafiłam na ludzi z wyobraźnią.
Co do wizyty w centrum. Panie miały problemy z pobraniem krwi, musiały wkłuwać się drugi raz, ale na szczęście druga żyła była drożna i cała, olbrzymia probówka szybciutko napełniła się. Agnieszka wyglądała, jakby jej to w ogóle nie dotyczyło. Zauważyła sufit i lampy, oglądała je z wielkim zainteresowaniem. Dobry sposób na niezauważenie bólu! Morfologia jest wyszła dobrze, czekamy na wyniki witamin.
A teraz najtrudniejsza część naszego wyjazdu. DENTYSTA! Pani stomatolog usadziła tatę na fotelu, Agnieszkę na nim i zabrała się do pracy. Ja, jak ta szalona, za ssakiem biegałam dookoła, po kilku minutach poddałam się i go wyłączyłam, wystarczył ten stomatologiczny. Zabieg usuwania kamienia trwał kilka minut, Agnieszka miała wielkie oczy, ale nie spinała się specjalnie mocno. Borowanie górnej jedynki, też nie zrobiło specjalnego wrażenia na Agnieszce. Trochę bardziej zdenerwowało ją wyrównywanie dziurki, przed położeniem plomby. Wszystko to trwało może 5 minut. Rewelacja.
Pani doktor pierwotnie nie chciała robić jednego i drugiego za jednym razem, ale jak powiedziałam jej, że możemy nie dostać karetki za 3 miesiące, zaśmiała się tylko i zrobiła wszystko od razu. Przyznała się, że jak ma się takie zaplecze medyczne jak oni, to można śmiało pracować z takim dzieckiem jak Agnieszka. Co fakt, to fakt, tylko gdzie ja teraz znajdę dentystę, który bez problemów zrobi dziecku kamień i nie będzie chciał go usypiać do tego zabiegu? No nic, nie będę się martwiła teraz. Najważniejsze, że żółta plama na ząbku Agnieszki zniknęła i wszystkie są białe, bez kamienia!!
Pomiary na antropologii z niespodzianką. Położyłam Agnieszkę na stole do mierzenia, a tutaj PEG na wierzchu! Co robić, Pani musiała poczekać, a my wymieniliśmy rurkę w brzuszku. Z tego wszystkiego Agnieszka tak się zestresowała, że balonik pękł. A może to tata tak mocno za brzuszek trzymał swoją ukochaną córunię?
Agniesia nam trochę urosła, 109,6 cm i schudła, waży 25 kg. Pozostałych pomiarów nie pamiętam, szczerze mówiąc. U Pana doktora Agusia grzecznie leżała, pozwoliła obejrzeć sobie gardło, było już czysto, choć przyznam, że jeszcze do czwartku antybiotyk Agnieszka dostanie. Nie mogłam pozwolić, żeby ją tam przewiało i zacząć znowu od początku leczenie! Doktor obejrzał też ranę na pupie, nadal sączy, dwa dni temu jeszcze jakaś ropa się pojawiła, mam nadzieję, że teraz już zacznie się goić. Czas ją w końcu porządnie wykąpać. Pan doktor mile mnie zaskoczył, wcale nie było mu obojętne to, że chcemy, a właściwie musimy, zmienić poradnię. Poprzednim razem Pani doktor niespecjalnie chciała nam pomóc. Nie odpisała też Pani stomatolog na zapytanie pisemne dotyczące dziecka i ewentualnego podania antybiotyku po zabiegu. Pani doktor, bardzo się zdenerwowała, na szczęście, antybiotyk Agnieszka już brała, więc nie było problemu. Takie szczęście w nieszczęściu
Agniesia dzisiaj nie chciała siedzieć w foteliku na lekcji, trochę się później uspokoiła, ale cały czas nerwowa była. Najwyraźniej fotel dentystyczny jakieś wspomnienia zostawił. Dzisiaj ciocia Małgosia buzi nie masowała. Na koniec trochę wygłaskała, ale buzi w środku nie ruszyła. Agniesia musi się trochę wyciszyć, zobaczymy jak będą wyglądały zajęcia z wujem Robertem dzisiaj, a jutro z Mirkiem.
Agusia teraz sobie śpi, odsypia wczorajszą trzynastogodzinną podróż. Przyznam, że była bardzo spokojna w czasie podróży. Cały czas spała, nie spinała się, najtrudniej ją właśnie uspokoić jak spina mi się na tym łóżku karetkowym, a ja na zakrętach próbuję ją uspokoić.
Kochani, miłego dnia i słonecznej pogody Pozdrawiam ciepło


czwartek, 8 maja 2014

Zabajkowo :) /8 maja 2014/

Pozwólcie, że opiszę Wam turnus w Zabajce. Jak wiecie, panicznie bałam się kolejnego aktywnego turnusu, ale chciałam jeszcze sprawdzić, to jedno miejsce. Przyznam, że nie słyszałam jeszcze nic złego na temat tutejszych terapii. Faktycznie, bardzo dużo uczestników turnusu, było w ciężkim stanie i nie potrzebowali aktywnych ćwiczeń. Podobnie jak moja córcia.
Nikt nie dopytywał się, no może prawie nikt, o jej wadę twarzy, głównie interesowano się jej obecnym stanem, możliwościami i w jaki sposób doszło do niedotlenienia. To wszystko jest naturalne. Pytania były tylko raz, niezbyt natarczywe. Każdy zainteresowany przejrzał sobie epikryzy i to wystarczyło. Mam zwyczajnie chwile, kiedy nie chcę o tym rozmawiać. Nie mam ochoty wracać do tych trudnych w naszym życiu chwil.
Podczas ustalania zajęć poprosiłam o hydroterapię, chciałam spróbować. Konie, nie wchodziły w grę, tak mi się zdawało, ze względu na stan bioder Agnieszki.
Masaż. Gusia trochę się buntowała przy masażu pierwszego dnia, ale ciotka wymasowała ją w jej ulubionej pozycji i przetrwałyśmy jakoś. Masowane byly na zmianę rączki i nóżki, a dwa dni, zamiast hydro miałyśmy też masaż limfatyczny nóg. W planach miałyśmy założenie tejpów, które miały sprowokować zgięcie nóżek w kolanach, no ale niestety… Wszystko się nam rozjechało.
Chiropraktyka. Pan od chiropraktyki wytrząsł Agnieszkę pierwszego dnia całkiem nieźle, ale nie wystraszył dziecka. Później skorygował stawy krzyżowo – biodrowe, kręgosłup i postrzelał palcami po buzi, co się małej damie nie podobało. Kto to widział, żeby facet po buzi bił
Terapia zajęciowa była świetnie prowadzona. Agnieszka miała zajęcia na sali doświadczenia świata. Ciotka wzięła pod uwagę Agnieszki ataki padaczki i stymulację prowadziła delikatnie. Nie wszystko od razu. Podobała się Agnieszce przepiękna wiosenna łąka na ścianie, pływające światła, ale kwiaty najbardziej. W końcu to kobieta i ją rozumiem, ja też kocham kwiaty Łóżko wodne najpierw się Agnieszce podobało, ale jak za bardzo zaczęło się pod nią ruszać pojawił się odruch strachu i trzeba było zmienić miejsce. Ciocia usiadła z Agulą przy tubie z bąbelkami. O tak, to już jej się znacznie bardziej podobało W czasie zabawy ciocia regularnie stymulowała wzrok, masowała różnymi fakturami rączki i prowokowała odruch chwytny u Agniesi. Dłonie pięknie jej się rozluźniły.
Hydromasaż. Miałam potężne obawy co do tej kąpieli, ale wiem, jak bardzo może to pomóc Agnieszce. Pierwszego dnia było potworne zamieszanie. Nikt nie wziął pod uwagę tego, że Agnieszka nie siedzi samodzielnie i trzeba ją trzymać w wannie. Pomoc jednej z mam była bezcenna Znalazła ona nadmuchiwany kapok zapinany na klamerkę w klatce piersiowej i Agnieszce musiałam trzymać tylko głowę. Następnego dnia włożyliśmy Agniesię już w hamak na podnośniku. Pływała sobie, mama pilnowała i było cudownie. Agniesia dostała swój pierwszy strój kąpielowy i cudowny szlafroczek. Jak dorosła dziewczynka Jak wiecie już, w poniedziałek z hydro musieliśmy zrezygnować, ze względu na ropień. Wielka strata, ważniejsze jednak zdrowie Agnieszki.
Fizykoterapia. Agnieszka miała zapisany viofor codziennie i naświetlania bioptronem co drugi dzień. Viofor to takie pole magnetyczne, które ma działać przeciwbólowo, przeciwzapalnie, regeneracyjnie, odpornościowo i relaksacyjnie. Agnieszka owego relaksu nie zawsze doznawała w czasie zabiegu Światło lampy, wiadomo, goi, regenruje, rozluźnia, działa przeciwbólowo, przeciwzapalnie. Aguś miała naświetlany splot słoneczny, nadgarstki i stopy.
Żelki, czyli rozgrzewanie stawów i mięśni przed zajęciami z kinezyterapii. Spędzaliśmy tam miło czas słuchając wierszyków i bajek opowiadanych przez wujka Kacpra. Jednego dnia sama skorzystałam z dobrodziejstwa żelowych okładów. Mój odcinek lędźwiowo – krzyżowy kręgosłupa dał o sobie znać. Dzień wcześniej była awaria windy i trzeba było sobie radzić.
Kinezyterapia. To ćwiczenia trwające najdłużej i codziennie. Na tych zajęciach terapeuci usprawniali motorykę naszych dzieciaczków. Wszystko w zależności od potrzeb, Zdarzyło się tutaj, że Agnieszka dla świętego spokoju przełożyła wujowi Adamowi i rękę, i nogę, a nawet głowę. Wszystko, żeby na nią nie krzyczał Chociaż, te okrzyki zagrzewające Agnieszkę do pracy bardzo ją bawiły. Z wujem Agniesia miała ćwiczenia tylko 3 dni. Od poniedziałku do zakończenia turnusu przyjechała Madzia i ciocia nie miała już takich względów… Co ja zrobię, że Agnieszka woli mężczyzn Ciotka miała trochę utrudnione zadanie, bo przez pierwsze dwa dni musiałyśmy ostrożnie ćwiczyć. Wszystko, żeby nie podrażnić rany na pupce.
Terapia ręki. Ciocia nie wzbudziła zaufania Agnieszki. Nie uwierzycie… Jak zdjęła okulary Agnieszka się uspokoiła i zaczęła współpracować. Nie da się jednak ukryć, że to Agnieszka rządziła na zajęciach. Wałek, jaki wałek! Ćwiczymy na boku, albo wcale
Terapia integracji sensorycznej, czyli SI. To chyba najbardziej ulubione zajęcia Agnieszki. Wiadomo huśtawka przez całe zajęcia. Chociaż moja mała gwiazda napędziła ciotce strachu. Otóż postanowiła zrobić nagły wyrzut ciała na lewą stronę. Ciotka zbladła, nie wiedziała czy uda jej się ją złapać Udało się, żeby nie było
Logopeda. Niestety zajęć z logopedą było bardzo mało. Pierwsze, właściwie całe przegadane, bo Pani starała się dowiedzieć jak najwięcej o Agnieszce. Popracować z Agnieszką udało się zaledwie dwa razy, bo z kolejnych zajęć musieliśmy zrezygnować. Wracaliśmy do domu.
Dogoterapia i fenyloterapia. Otóż tak, były i pieski i olbrzymi kot. Agnieszka była tym razem z okładem pasztetowym, a zwierzaki lizały i stymulowały swoimi języczkami receptory na skórze. Kot, nie mieścił się na kolanach Agniesi. Za pierwszym razem miał focha i nie chciał pracować. Za drugim razem było znacznie lepiej.Agusia przyzwyczajona do pracy z psiakami, które uwielbia, była zachwycona. Szorstki język kota zrobił na niej większe wrażenie, choć i nasza Ferris starała się zlizać jak najwięcej oliwki, kiedy masowałam Agnieszkę
Hipoterapia. Tak, to dosyć nieoczekiwane zajęcia. Najpierw poszliśmy na fragment wykładu o koniach i hipo. Pani poproszona o podejście do nas, nawet się nie zorientowała kiedy Sunami mlasnęła Agnieszkę w buzię. To było niesamowite. Agusię, podobnie jak mamę zatkało. Okazało się, że to jest też forma hipoterapii. Szkoda tylko, że nie jest rozpowszechniona tak bardzo. Rozumiem jednak, że do takich zajęć musi być specjalnie wytresowany koń, który nie zawiedzie. Sunami przejrzała Agnieszce rączki i sprawdziła, czy pod kocem nie ma jakiegoś smakołyku. Ostatniego dnia udało nam się posadzić Agnieszkę na koniu. Hipoterapeuci starali się posadzić ją tak, żeby biodra nie odczuły kołyszącego ruchu konia. Pan siedzący za Agnieszką trzymał jej główkę i bardzo się denerwował, kiedy zaczęła nią kręcić. Moja córcia podziwiała sufit, otoczenie, podobało jej się tam Pan kolanami przytrzymywał Agniesię, żeby się nie zsunęła i żeby nóżki się nie rozjechały, co nie byłoby wskazane. Pana Piotrka asekurowała Pani Beata idąc przy koniu i obejmując go. Madzia prowadziła konia, a Pan Adam przyglądał się i sprawdzał, czy wszystko w porządku. Na koniec sprawdziliśmy, czy koń nie boi się odgłosu ssaka. Agnieszka oczywiście siedziała już w wózku. Faktycznie, brzęczący dźwięk urządzenia spłoszył odrobinę naszego przyjaciela. Trzeba go przyzwyczaić do tego odgłosu i nauczyć, że to nic groźnego. Przyznam Wam się, że ta jazda na tym koniu bardzo mnie stresowała. W takim samym stopniu bałam się tego, jak i chciałam spróbować. Kiedy było już po wszystkim, byłam szczęśliwa i podekscytowana, że się udało. Agnieszka się rozluźniła. Nie spinała się, nie bała! To swojego rodzaju sukces! Taki stan euforii trzymał mnie cały dzień.
Olbrzymim problemem jest zbyt często psująca się winda. Ku mojemu zdziwieniu, nie działało to na mnie aż tak destrukcyjnie. Mam wrażenie, że rekompensatą były świetnie prowadzone zajęcia, niezła organizacja, smaczne posiłki i czystość w ośrodku. Potrzebowałyśmy czegokolwiek, szybko to otrzymywałyśmy. Tak jakoś to powinno funkcjonować. Chociaż nie powiem, przydałyby się pokoje, w których są lodówki. Może nie we wszystkich, jednak my jedzenie dla Agusi mamy za sobą i fajnie byłoby mieć gdzie je włożyć, żeby się nic nie popsuło. Dałyśmy radę, nie powiem, ale kilka słoików mi się popsuło i musiałam dokupić obiadki w słoiczkach.
Zdjęcia staram się cały czas wrzucić na blog, ale znowu coś się blokuje i nie mogę nic zrobić. Zwyczajnie się przeniosę na google, jak tak dalej będzie szło!!
Pozdrawiam wszystkich gorąco i dziękuję Wam za ciepłe słowa

poniedziałek, 5 maja 2014

Nieoczekiwane zakończenie turnusu /5 maja 2014/

Turnus w Zabajce dobiegł końca, w każdym razie dla nas. Pupcia Agnieszki pięknie się goi i sprawia Agnieszce coraz mniej bólu. Rana się zasklepia i mam nadzieję, że wkrótce nie będzie po niej śladu i będzie tylko niemiłym wspomnieniem. Od środy zajęcia prowadzimy regularnie, poza hydroterapią. Jedyną przeszkodą, jaka się pojawiała, była awaria windy, i jeszcze raz trzy Panie na moja prośbę, odwiedziły nas w pokoju. Agniesia nie była zadowolona, że znaleźli ją w pokoju
Ciężko było przetrwać do końca tygodnia. Te 6 dni ciężkiej pracy bardzo się dłużyło i z dnia na dzień, obydwie odczuwałyśmy zmęczenie. Kąpanie Agnieszki nie było wskazane. Nie chciałam moczyć rany. Opracowałyśmy więc z ciotką Elą plan kąpieli. Agnieszka zwisała głową z tapczanu, ja trzymałam, Ela polewała i myła włosy. Na koniec obmycie Agusi myjką. Jak się zagoi, wykąpiemy maludę ze spokojem w wannie, ale już w domku.
Ku mojemu niezmiernemu zdziwieniu, Agnieszka, bez najmniejszej kontuzji, przetrwała turnus. Terapeuci, co mi się na turnusie pierwszy raz zdarzyło, pomagali mi, wyciągać i wkładać Agusię z i do wózka. Odciążyło to mój kręgosłup dosyć znacznie. Chociaż jednego dnia, w sobotę, razem z jedną Panią, skorzystałyśmy z żelków rozgrzewających nasze dzieci i same grzałyśmy krzyże, trochę nam dały się we znaki. Pomogło
W niedzielną noc Agniesia obudziła mnie, swoim ciężkim oddechem. Moja córcia osiągnęła poziom 39,6 stopnia gorączki, było pewnie i więcej, ale nie czekałam, podałam jej lekarstwo, nałożyłam zimny kompres i zabrałam się za masaż limfatyczny. Na początku ciężko szło, bo Agniesia nie chciała leżeć na wznak, tylko na boku. Po godzinie temperatura zaczęła spadać. Co robić, rano napisałam w sprawie transportu do domu i zostało mi odwołać wszystkie zajęcia, powiadomić sekretariat i tyle. Smutno było żegnać się z tymi wspaniałymi ludźmi, mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy.
Madzia, nasza Pani od kinezy załatwiła nam próbną jazdę na koniu. Właśnie na dzisiaj. Co robić? Podjęłam szybką decyzję, jeżeli Agnieszka nie będzie miała gorączki, spróbujemy posadzić małą na koniku. Wiecie co? Udało się!!! Złapałam moment, że temperatura nachodziła, podałam w porę lek, i jak był czas szykować się do wyjścia gorączka ustąpiła. Ubrałam Agnieszkę cieplutko, owinęłam kocykiem i pojechaliśmy. Po drodze spotkałam Pana Adama, który pierwszy załatwił nam jazdę, ale ze względu na ropień, musiałam odwołać. Pan zabrał się z nami, doszła też Madzia i tym sposobem, Agnieszka siedziała na koniu z Panem Piotrkiem, Pani Beata asekurowała ich, Madzia prowadziła konia, a Pan Adam kontrolował Obstawa jak dla królowej! A moje dziecko szczęśliwe! Pod kolankami ułożony kocyk, zwinięty w wałek, wysoko usadzona, żeby bioderka jak najmniej odczuły ruchy konia. Nóżki się rozluźniły. Pozostało uodpornić konia na ssak. Obiecali to zrobić i na następny turnus taki koń będzie właśnie dla Agnieszki Jak nic, musimy jechać jeszcze raz. Wpisani jesteśmy na wrzesień, jak zwolni się miejsce, pojedziemy
Jutro rano będę dzwoniła do Pani doktor i musimy jechać. Agiś dostała znowu 39,6, angina bez niczego. Ja straciłam głos, pewnie jakieś zapalenie krtani. W pokoju było bardzo sucho, do tego te zmiany temperatur, przeciągi… Też będę musiała odwiedzić swojego Pana doktora, to już drugi raz w tym roku! Skandal!!
Przepraszam, trochę to wszystko chaotycznie opisałam, ale jestem zmęczona. Ten turnus był tak pogmatwany, że trudno to opisać. Postaram się w następnym poście. Zdjęcia wkrótce Pozdrawiam gorąco!!!