Wiosna, słońce, spacerki…zrobiło się tak miło i przyjemnie, że
przesiadywanie przed kompem wydaje się mało atrakcyjnym zajęciem. Dużo
czasu z Agnieszką spędzamy na świeżym powietrzu. Spacerek nie zawsze,
ale mamy na szczęście balkon osłonięty, od południowej strony, więc
słonko jest naszym stałym gościem. Agulek dużo przesiaduje ostatnio w
foteliku od Kimby, a nawet od piątku na leżaku, który wyjęłam po zimie.
Maluda wysmarowana oczywiście kremem z filtrem, bo piegi pojawiają się
jak te grzyby po deszczu. Mój słodki piegusek z blond lokami :)))
Muszę się pochwalić, że od czasu rwy nie było żadnych bolesnych incydentów. Jakieś tylko drobne kontuzje jedynie. Nie muszę ostatnio codziennie nastawiać Agnieszce kręgosłupa, a to dla mnie już dużo. Może w końcu przestała rosnąć?
Wczoraj byliśmy w końcu w stolicy. Panowie z pogotowia przyjechali godzinę wcześniej. Jednak nie byliśmy jeszcze gotowi, musieli poczekać 20 minut. Dwa razy dzwoniłam do dyżurnej i dwa razy mówiłam 5, a nie 4 rano, no cóż…widać to miał być taki żarcik…
Dzięki temu jednak zajechaliśmy wcześniej, byliśmy po 9. To jednak niewiele znaczy, bo w Centrum wszystko toczy się swoim trybem i trzeba uzbroić się w cierpliwość. W końcu tam jest tak wielu pacjentów, małych pacjentów…tyle razy tam już byliśmy, a ja nadal jestem w szoku widząc tych ludzi pod każdym z gabinetów.
Wracając jednak do naszych badań. Pierwsze co musieliśmy zrobić, to pobrać krew, a że tata blednie, mama musiała być ta niedobra. Bidulka 4 probówki miała do pobrania. Oj dzielne to moje dziecko, dzielne, nawet jednej łezki nie uroniła, ale zła była nielicho!
Drugi etap podróży po zawiłych korytarzach szpitala to poradnia żywienia. Tam rozmowa wstępna z dietetyczką i menu dzienne naszej gwiazdy. Mleczko rano, „kanapeczka” na drugie, obiadek – zupka mięsna z jarzynami, deserek – jogurcik, owoc no i kolacja „kanapeczka”. Dlaczego tak mało mleczka? Bo Agi za bardzo na nim przybierała na wadze.
Chwila oddechu i kolejna podróż, tym razem na antropologię. Trzeba zrobić porządne pomiary. Na drzwiach kartka, bez odzieży wierzchniej i znowu ojciec się wykpił…cwana gapa! Tam Panie niespecjalnie rozmowne i nie chciały mnie słuchać, skutkiem tego wzrost niedokładnie zmierzony, a to okazało się powodem dalszych błędnych pomiarów. Agniesia waży 21,6 kg, czyli przytyła jakieś 2 kg od ostatniej wizyty w grudniu, wówczas jednak nikt nas nie mierzył. Wzrost zaledwie 94,6 cm, znaczy kilka cm gdzieś uciekło. Agnieszka była napięta, więc wygięła się w pałąk, wisiała nad stołem na głowie, nie zrobiło to jednak Paniom różnicy, skupione były na pomiarze. A ja, głupia nie pomyślałam, że to będzie ważne dla potrzeb BMI.
No i powrót na poradnię. Tutaj jakaś godzinka oczekiwania na lekarza i morfologię. W końcu się udało! No i pojawiły się problemy Pani dietetyk. Agnieszka przyjmuje jakieś 700 ckal dziennie, a to znacznie za mało jak dla dzieci w jej wieku. Jednak waga i wzrost wskazują, że jest przekarmiona, znaczy ma nadwagę. Myślę, że jakby wzrost był prawidłowo podany, nie byłoby takiego problemu. Za każdą wizytą jest problem z jej żywieniem. Kalorii za mało a wygląda dobrze, nie wiedzą co myśleć i jak to ugryźć. Wniosek jeden nie ma dla wszystkich jednej miary! No ale, co do Pani dietetyk i jej zaleceń. Zamiast jednej „kanapki”, mam podawać jej jabłko z naturalnym jogurtem. Toż jak ja to zrobię to ona mi pega znowu zje!!! No ale spróbujemy. Żadnych cukrów, słodzonych jogurtów, żadnych tłuszczów, jedynym to chyba był ser żółty raz na dwa tygodnie, jak mi się szynka skończyła.
Tylko jak to jest, jeżeli Agnieszka rośnie, a nóżki i rączki nie nadążają za wzrostem tułowia. W końcu ma uszkodzone stawy, kości nie rosną prawidłowo, ale tkanki narastają i dlatego mamy pulchne nóżki i rączki. Boję się, że tego nie da się zmienić. Tylko w jaki sposób jest to brane pod uwagę przy badaniu kaloryczności posiłków takich dzieci, obliczania wzrostu itd. Musze porozmawiać o tym przy następnej wizycie. Kolejny wyjazd: 3 lipca. Będzie już po Euro, więc jest szansa na łatwiejszy dojazd!
Nie mam jeszcze wyników z morfologii, umówiłam się, że zadzwonię i prześlą mi meilem jak ostatnio, ale nie dało rady się dzisiaj dodzwonić. Wiem tylko, że większość badań jest w najlepszym porządku.
Dzisiaj z Agnieszką próbujemy dojść do siebie po spędzeniu w karetce 11 godzin. Ojciec nie miał tak dobrze i musiał na 7 do pracy iść. Troszkę się uszkodziłyśmy. Agnieszka miała zbity kręgosłup i lekko przestawione bioderko. A mi wyskoczył kręg w odcinku piersiowym. Agnieszka została naprawiona przez ciotki na zajęciach,a ja przerobiłam dwie sesje na wałku i usłyszałam w końcu to zbawienne kliknięcie!!! Jaka to ulga, trudno określić. Dobrze, że mi nie zblokowało się całkowicie, jak rok temu, bo byłoby ciężko, i bez rehabilitacji by się nie obyło. No ale dzielna jestem i dałam radę!!! Obie jesteśmy dzielne dziewczynki
Kochani wiosna zapowiedziała pierwszy kryzys pogodowy na najbliższe dni. Nie dajcie się zjeść chandrze!!! Powodzenia :))))
Muszę się pochwalić, że od czasu rwy nie było żadnych bolesnych incydentów. Jakieś tylko drobne kontuzje jedynie. Nie muszę ostatnio codziennie nastawiać Agnieszce kręgosłupa, a to dla mnie już dużo. Może w końcu przestała rosnąć?
Wczoraj byliśmy w końcu w stolicy. Panowie z pogotowia przyjechali godzinę wcześniej. Jednak nie byliśmy jeszcze gotowi, musieli poczekać 20 minut. Dwa razy dzwoniłam do dyżurnej i dwa razy mówiłam 5, a nie 4 rano, no cóż…widać to miał być taki żarcik…
Dzięki temu jednak zajechaliśmy wcześniej, byliśmy po 9. To jednak niewiele znaczy, bo w Centrum wszystko toczy się swoim trybem i trzeba uzbroić się w cierpliwość. W końcu tam jest tak wielu pacjentów, małych pacjentów…tyle razy tam już byliśmy, a ja nadal jestem w szoku widząc tych ludzi pod każdym z gabinetów.
Wracając jednak do naszych badań. Pierwsze co musieliśmy zrobić, to pobrać krew, a że tata blednie, mama musiała być ta niedobra. Bidulka 4 probówki miała do pobrania. Oj dzielne to moje dziecko, dzielne, nawet jednej łezki nie uroniła, ale zła była nielicho!
Drugi etap podróży po zawiłych korytarzach szpitala to poradnia żywienia. Tam rozmowa wstępna z dietetyczką i menu dzienne naszej gwiazdy. Mleczko rano, „kanapeczka” na drugie, obiadek – zupka mięsna z jarzynami, deserek – jogurcik, owoc no i kolacja „kanapeczka”. Dlaczego tak mało mleczka? Bo Agi za bardzo na nim przybierała na wadze.
Chwila oddechu i kolejna podróż, tym razem na antropologię. Trzeba zrobić porządne pomiary. Na drzwiach kartka, bez odzieży wierzchniej i znowu ojciec się wykpił…cwana gapa! Tam Panie niespecjalnie rozmowne i nie chciały mnie słuchać, skutkiem tego wzrost niedokładnie zmierzony, a to okazało się powodem dalszych błędnych pomiarów. Agniesia waży 21,6 kg, czyli przytyła jakieś 2 kg od ostatniej wizyty w grudniu, wówczas jednak nikt nas nie mierzył. Wzrost zaledwie 94,6 cm, znaczy kilka cm gdzieś uciekło. Agnieszka była napięta, więc wygięła się w pałąk, wisiała nad stołem na głowie, nie zrobiło to jednak Paniom różnicy, skupione były na pomiarze. A ja, głupia nie pomyślałam, że to będzie ważne dla potrzeb BMI.
No i powrót na poradnię. Tutaj jakaś godzinka oczekiwania na lekarza i morfologię. W końcu się udało! No i pojawiły się problemy Pani dietetyk. Agnieszka przyjmuje jakieś 700 ckal dziennie, a to znacznie za mało jak dla dzieci w jej wieku. Jednak waga i wzrost wskazują, że jest przekarmiona, znaczy ma nadwagę. Myślę, że jakby wzrost był prawidłowo podany, nie byłoby takiego problemu. Za każdą wizytą jest problem z jej żywieniem. Kalorii za mało a wygląda dobrze, nie wiedzą co myśleć i jak to ugryźć. Wniosek jeden nie ma dla wszystkich jednej miary! No ale, co do Pani dietetyk i jej zaleceń. Zamiast jednej „kanapki”, mam podawać jej jabłko z naturalnym jogurtem. Toż jak ja to zrobię to ona mi pega znowu zje!!! No ale spróbujemy. Żadnych cukrów, słodzonych jogurtów, żadnych tłuszczów, jedynym to chyba był ser żółty raz na dwa tygodnie, jak mi się szynka skończyła.
Tylko jak to jest, jeżeli Agnieszka rośnie, a nóżki i rączki nie nadążają za wzrostem tułowia. W końcu ma uszkodzone stawy, kości nie rosną prawidłowo, ale tkanki narastają i dlatego mamy pulchne nóżki i rączki. Boję się, że tego nie da się zmienić. Tylko w jaki sposób jest to brane pod uwagę przy badaniu kaloryczności posiłków takich dzieci, obliczania wzrostu itd. Musze porozmawiać o tym przy następnej wizycie. Kolejny wyjazd: 3 lipca. Będzie już po Euro, więc jest szansa na łatwiejszy dojazd!
Nie mam jeszcze wyników z morfologii, umówiłam się, że zadzwonię i prześlą mi meilem jak ostatnio, ale nie dało rady się dzisiaj dodzwonić. Wiem tylko, że większość badań jest w najlepszym porządku.
Dzisiaj z Agnieszką próbujemy dojść do siebie po spędzeniu w karetce 11 godzin. Ojciec nie miał tak dobrze i musiał na 7 do pracy iść. Troszkę się uszkodziłyśmy. Agnieszka miała zbity kręgosłup i lekko przestawione bioderko. A mi wyskoczył kręg w odcinku piersiowym. Agnieszka została naprawiona przez ciotki na zajęciach,a ja przerobiłam dwie sesje na wałku i usłyszałam w końcu to zbawienne kliknięcie!!! Jaka to ulga, trudno określić. Dobrze, że mi nie zblokowało się całkowicie, jak rok temu, bo byłoby ciężko, i bez rehabilitacji by się nie obyło. No ale dzielna jestem i dałam radę!!! Obie jesteśmy dzielne dziewczynki
Kochani wiosna zapowiedziała pierwszy kryzys pogodowy na najbliższe dni. Nie dajcie się zjeść chandrze!!! Powodzenia :))))