poniedziałek, 29 września 2025

Tak w skrócie...

 Od ostatniego wpisu minęło bardzo dużo czasu. Teoretycznie, bo dla mnie to tylko chwila. Nie odnotowałam wiosny, lata, a mówią kalendarze, radia i telewizory, że jesień już trwa... Taka kolej rzeczy, bez względu na to co się dzieje, bez względu na nasze samopoczucie, czas leci nieubłaganie. Jednak interesuje Was Agnieszka i jej zdrowie, więc postaram się coś sensownego napisać.

Agnieszka od czerwca zaliczyła już dwa wezwania karetki. Dwa pobyty na SOR, z czego jeden zakończony dłuższym, na oddziale wewnętrznym naszego szpitala. 

Pierwsze wezwanie, 12 czerwca wczesnym rankiem, było spowodowane bardzo niskim tętnem, 38 uderzeń na minutę i tym, że była przy tym całkowicie nieprzytomna. Panowie z karetki założyli wenflon i zabrali ją do szpitala. EKG było w normie, z resztą tętno podskoczyło do przyzwoitego poziomu, powyżej 42. Zrobiono podstawowe badania i wysłali nas do domu. Diagnoza? Serce słabe, za dużo przeszło przez ostatnie tygodnie, miesiące, lata.

Do drugiego wezwania karetki, Agnieszka zdążyła przejść kolejne zapalenie płuc w domu. Kolejna seria antybiotyków, sterydów, inhalacji, rehabilitacji oddechowej. Dała radę, znowu.

Nawet kilka razy wyszliśmy z nią na dwór. Kilka razy miała siłę popatrzeć na swoje ukochane rośliny. Niestety ilość przyjmowanych leków i osłabienie ogólne, powoduje, że Agnieszka większą część doby przesypia. Może to i lepiej? Choć ból i tak się przebija przez tę mgłę w mózgu. Łzy cierpienia płyną i kolejne leki trzeba podawać. Kolejne dawki zwiększać, choć mówią, że więcej dla takiej małej istoty, to za dużo. A jednak, okazuje się, że te dawki sprzed miesiąca były niewielkie.

Ostatnie 112 wykonałam 20 sierpnia. Agnieszki saturacja zaczęła sobie spadać jak sekundnik, do 83 i mimo wysokiego tlenu, nie chciała się podnieść. Panowie szybciutko dotarli, kolejna bardzo sympatyczna załoga. Dziękuję wszystkim załogom karetek! Jesteście najlepsi!

Trochę niefajnie było usłyszeć, znowu ona, po przyjeździe na SOR, ale ogólnie nie było źle. Tym razem nie pozwoliłam się wyprosić. Zostałam z nią przeze cały czas. Trzeba zrozumieć, że Agnieszka jest niepełnosprawna i my jesteśmy jej prawnymi opiekunami, wg decyzji Sądu Rodzinnego. Po kilku godzinach udało się pobrać krew i wyszło podwyższone CRP, a TK pokazało zapalenie płuc. Jak to lekarz na internie później określił, masywne zmiany zapalne i zajęte oskrzela. Niestety, nie byli w stanie powiedzieć, jak duża część płuc jest zniszczona i nie funkcjonuje. Osłuchowo ponad połowa jest uszkodzona.

Oddział bardzo sympatyczny. Dostałyśmy z Agą swój pokój, ja łóżko. Pierwsze dni Agnieszka potrzebowała wysokiego tlenu, nawet 8 litrów. Niestety, długo trzeba było czekać na lekarza anestezjologii, bo trzeba było założyć wejście centralne. Lekarze mają ewidentnie za dużo pracy i taki zabieg, choć trwał 15 minut, to uboczne zajęcie. W tym trzecim dniu wypadł wenflon i nie było już jak leków podać. Dobrze, że była pani doktor, która przyjmowała Agi na IOM. Dziękuję jeszcze raz, jest pani najlepsza! 29 wyszliśmy ze szpitala. Tego dnia zakończyli też pracę cudowni lekarze z interny, którzy prowadzili ten oddział. Dziękuję państwu za cudowną opiekę nad Agnieszką! Panie pielęgniarki bardzo dbały o Agnieszkę, to miłe. Dziękuję.

8 września Agnieszka miała już kolejne zapalenie płuc. Kolejna antybiotyki, sterydy, inhalacje. Przetrwała, choć z dnia na dzień jest słabsza. 22 skończyliśmy leczenie. Jutro ma przyjechać pani doktor, bo jest nieciekawie. Pewnie kolejne zapalenie... Tylko ja tak bardzo nie chcę trafić z nią znowu do szpitala... Tak bardzo tego nie chcę... Zobaczymy co jutro się okaże. Żeby można było założyć wenflon i podać leki dożylnie... A u Agnieszki nie da się nawet krwi pobrać, co dopiero marzyć o porządnym wenflonie. Siniaki po ostatnich próbach jeszcze nie zeszły, naliczyłam ponad 40 dziurek.

Zrobimy co będzie trzeba, byle dojechała pani doktor. Będziemy wtedy myśleć co dalej.

W ostatni gorący weekend spędziliśmy z Agnieszką dużo czasu na świeżym powietrzu. W minioną sobotę nie byłam już w stanie jej przełożyć do wózka. Za słaba, za wiotka, za bardzo zmęczona. 

W poprzednim tygodniu zepsuł się koncentrator przenośny i musiałam odesłać go na gwarancji do naprawy. Zmuszeni byliśmy wypożyczyć na ten czas taki sam model, żebyśmy byli zabezpieczeni. Jednocześnie dokupiłam koncentrator stacjonarny, odnowiony, na gwarancji. Mamy teraz dwa stacjonarne i czuję się w tym momencie bezpieczniej, bo Agnieszka bez tlenu nie jest w stanie funkcjonować. Po kilku minutach bez tlenu, saturacja drastycznie spada. Wystarczy przeniesienie jej do sypialni, czy na stół rehabilitacyjny.

Dziękuję wszystkim za wsparcie i ciepłe słowa! Życzę Wam dużo zdrowia, dbajcie o siebie!