Pierwszego dnia, czyli w środę, poznaliśmy Panią doktor, która będzie
nas prowadziła. Okazało się, że leczyć naszą Agnieszkę będzie Pani
Agnieszka! Przyznam szczerze, ze byłam zaskoczona tak dużą ilością
młodych lekarzy. Osobiście uważam, że to dobrze. Młodzi lekarze, mają w
sobie jeszcze ten zapał, który niektórzy tracą niestety. (Dobrze, że
naszej Pani doktor Beatce pozostał :))))
Pani doktor ma spore plany
co do naszej Agusi. Mam nadzieję, że wszystkie wyjdą. Jedyną opinię,
jaką usłyszałam od rodziców i pielęgniarek, na temat naszej Doktor
Agnieszki, ze jest przesympatyczna i kompetentna. Faktycznie, podczas
badania zadawała dosyć wnikliwe pytania i wysłuchiwała moich odpowiedzi,
co nie udało mi się z niektórymi lekarzami. Kazała nam walczyć o
pionizator, bo warto. A poza tym stwierdziła, że Agiś nie jest w
śpiączce, bo reaguje. Jej stan określiła w epikryzie mianem porażenia
czterokończynowego po niedotlenieniu. Ciekawe. Nawet neurolog tak tego
nie określiła. Zobaczymy co powie Pani neurolog w Pile. Jednak wracając
do kompetencji poprzedniej neurolog, to akurat nic dziwnego, że nie
podała nam nazwy schorzenia.
W czwartek od rana Agiś miała być
na czczo. Od rana podklejona woreczkiem w celu pobrania moczu. Jednak,
udało się go pobrać po ładnych paru godzinach, przy szóstym podejściu!
Do badania poproszono nas dopiero po 11!!! Tak jak się spodziewałam, a
Agiś nadal głodna! Asia będzie miała sporo pracy, bo na pewno Królewna
sobie coś wystawiła.
Pasaż przewodu pokarmowego, miał na celu
sprawdzić, czy Agi nie ma refluksu i jej trawienie. Jak to wygląda? Ano
tak, że wiezie się dziecko na RTG, a tam podają jej do sondy (albo
doustnie) kontrast (baryt-biała paciaja). Robią jej wtedy zdjęcia na
wznak i na boczku. Musieliśmy potem odczekać pół godziny i ponownie na
zdjęcie RTG. Okazało się, że Aguś jeszcze musi odczekać z 20 minut i
ponownie zabrali nas na zdjęcie. Przy tym wszystkim ja dostałam super
ekstra fartuszek rzeźnicki w kolorze yellow! Letko sztywny był i ciężki
do tego. Koniec końców Aguś jedzonko dostała dopiero koło 13. Ładnie
jednak strawiła i było oki.
Następnego dnia miałyśmy się przygotować
na scyntografię żołądka. Przygotowanie polegało na tym, ze Agiś znowu
musiała być głodna. Podobno miałyśmy być pierwsze. Tym razem już o 8
rano wpadła pielęgniarka, że mam z Agi przyjść na włożenie sondy
silikonowej świecącej, którą podadzą Agi izotopy. Zabrać musiałam
mleczko i wio, w podróż po centrum, a właściwie jego podziemiach.
Najpierw
pojechaliśmy na RTG, gdzie potwierdzili, ze sonda jest w żołądku.
Stamtąd z powrotem do piwnic i znowu na pięterko, tylko inną windą!
Mówię wam, to istny labrynt! Siostrzyczki dostarczyły nas i poszły na
oddział. A my do sali z tomografem. Bardzo sympatyczna Pani pielęgniarka
przygotowała Ago do badania. Podała Agi izotopy i mleczko, po czym
wyciągnęla sondę. Aguś ułożyłam na wózku tomografu i musiałam jej
pilnować przez pół godzinki, odsysając Agi prawie po omacku, po
praktycznie cała była w tomografie. Po badaniu przejechałyśmy na pół
godzinki do innego pokoju, gdzie czekałyśmy na decyzję, czy badanie
trzeba powtórzyć. No i faktycznie rozległo się wkrótce w korytarzu:
„Angelika Jarczyńska proszę do pokoju 016″, zabrałam Angelę i
pojechałyśmy! :))) W pokoju przejęta pani przepraszała nas za błąd i
przechrzczenie Aguli. Tylko, że my się nie gniewałyśmy… Zrobili jeszcze
jedno zdjęcie i koniec. Pozostało nam czekać na pomoc w powrocie na
oddział.
W zasadzie wyczerpaliśmy zasób planowanych badań. Możemy jechać do domu!
Cdn…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz