sobota, 29 listopada 2008

Tułaczka… /29 listopada 2008/

Kochani, jesteśmy już z powrotem! Warszawa na razie została za nami. Tyle nerwów i stresu, a nie było tak strasznie. Jednak zawsze niewiadoma jest w jakiś sposób denerwująca. Z drugiej strony nie możemy wszystkiego wiedzieć, bo to byłoby bez sensu! Ech, tak źle i tak niedobrze. Wiem jedno, druga wizyta, po Nowym Roku, będzie dla nas bardziej stresująca i pewnie bolesna dla Aguni. Ale po kolei…
Zanim doszło do wyjazdu poćwiczyłam sobie trochę kaskaderki.  Przyszły kartony z mlekiem dla Aguni, ciężkie baaardzo. Pan ustawił je w korytarzu, a ja nie rozpakowałam, bo nie bardzo wiem gdzie. Poprzednie jeszcze nie zużyłam  i mam szafy pełne. Dosyć szybko wyszłam z pokoju, potknęłam się o pierwszy karton, a na drugi runęłam przelatując przez niego głową prosto w kafelki! Nie ma jak to powrót do przewrotnych lat młodości!!! Najpierw sprawdziłam, czy są całe okulary (później się okazało, że powyginały się do tego stopnia, że muszę zmienić na nowe!!!). Później dotknęłam obolałej skroni, a tam krew! Cóż będzie blizna! Na wybory miss nie mam co liczyć, więc mała strata. Jednak mroczki przed oczami miałam niezłe. Pocieszył mnie tylko fakt, że podczas upadku nie było głuchego odgłosu, więc myślę, że coś mi w głowie zostało, a i z dziury nie sypały się trociny, tylko lała się krew! To chyba dobrze…
Z pomocą siostry zrobiłam zakupy i jak wróciłam do 12 się spakowałam. Wstać musiałam ok 3, bo karetka miała być tak koło 5, a ostatnio byli wcześniej. Panowie podjechali po 5. Arek zszedł z torbami, a ja z Agi. No i pojechaliśmy. Aguś dzielnie zniosła podróż. Praktycznie 4 z 6 godzin przespała. Dojechaliśmy tak koło 11. Kolejny raz potwierdził się fakt, że przejazd z Panami z karetki ułatwia dostanie się na oddział. Pan bez kolejki i protestów pozostałych pacjentów wprowadził nas na izbę i tak rozstaliśmy się. Zostawili mi bagaże, a ja przerażona jak się z tym wszystkim zabiorę… Później jednak szybko pozbyłam się wrażenia, że mam za dużo bagażu!
Na izbie Pani doktor przebadała Agi, spisała wywiad i kazała czekać na karetkę. Po chwili przyszli Pan i Pani. Zabrali bagaże i wsadzili nas do karetki. Dowieźli na oddział pediatrii i żywienia tam nas wypakowali i zostawili. Niestety u pielęgniarek spędziłyśmy ponad dwie godziny. Trwał obchód i nie wiadomo było gdzie nas położyć, bo sporo dzieci jest chorych. Panie pielęgniarki ubrały pościel i przygotowały łóżko dla Aginka, więc mogłam ją położyć, i w ostateczności spać pod czujnym okiem personelu! ;))
Wkrótce jednak pokój się dla nas znalazł i do tego z Martynką, która już była się z Aginkiem przywitać. Po rozmowie z mamą Martynki okazało się, że mała urodziła się 23 czerwca, a Agi 28, czyli dosłownie rówieśnice. Przecudna dziewczynka o śmiechu jak z reklamy kaszki! Skrabała się mi na kolana i dotykała Agi. Dawała jej gumową kaczuszkę i przyklejała naklejki na rączki i spodenki Agnieszce, była przy tym bardzo szczęśliwa!!! Wkrótce jednak okazało się, że nasi współlokatorzy dostali dwie godziny na spakowanie się i do domu! Mama w pełni szczęścia, bo siedzieli tu już trzy tygodnie. Praktyka czyni mistrza, w niespełna godzinę byli spakowani! Centrum, to ich drugi dom.
I tak zostaliśmy sami. Nie na długo, po godzinie wjechał wózek z chłopcem i wieszak z pompą żywieniową. Za nimi po chwili wtoczył się przeładowany „pociąg”. Włączyła się bowiem zabawka małego Przemka i jadące łóżko wydawało odgłosy jak ciuchcia! Za chwilę wjechała pełna szafka i łóżko polowe. Okazało się, że to nowi lokatorzy, bo ich towarzysz się rozchorował i tyle. Wszystko to jednak nie wyszło Agi na dobre, bo Przemuś okazał się już też przeziębiony. Tym sposobem na następny dzień my się przeprowadzałyśmy! Przemuś niespełna dwuletni chłopiec, to też stały bywalec CZD. Praktycznie stąd nie wychodzi.
I tak nasza podróż zakończyła się na pokoju nr 6, gdzie poznałam super mamę, która ma roczne bliźniaczki. Na oddziale była akurat z Nikolą. Słodka maluda i zakochana w niej mama. Też czekali na wyjście a byli tutaj na kilka dni. W rezultacie jednak zostaliśmy w pokoju sami.
Spanko, tak jak zapowiedziała mi Madzia, we własnym zakresie, jedzenie dla mamy też. Ze spaniem nie było tak źle, bo zostałam wyposażona przez jedną z mam w dodatkowy materac i czajnik. Lodówka też dostępna, łazienka w pokoju, więc nie było tak straszno!
Cdn…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz