Koło 11 nakarmiłam Aginka i poszłam dowiedzieć się o nasz dalszy los. Po
chwili przyszła do nas Pani doktor, która nas przyjmowała na oddział i
poinformowała, że nasza Pani doktor będzie za jakieś 1,5 godziny.
Faktycznie wkrótce przyszła Pani doktor. Poinformowała nas, że
generalnie możemy jechać do domu, bo założenie PEG-a ma odbyć się
dopiero w styczniu. 11 stycznia mamy stawić się na oddział, a dzień
później ma być założona gastrostomia metodą endoskopową. Już się boję!!!
Pozostało nam czekać na załatwienie dla nas powrotu. Niestety, na
ten sam dzień nie było możliwości, a na rano w sobotę, jedynie pojazd
służby medycznej, do przewozu osób. Samochodem tym często przewożone są
organy do przeszczepu. Pana kierowcę poznałam wcześniej, bo zabierał on
ze sobą Martynkę z mamą. Tak więc ustaliłyśmy, że jedziemy następnego
ranka. Porozmawiałam sobie jeszcze chwilkę z Panią doktor i obiecała
uszykować pełną epikryzę na rano (miała dyżur nocny).
Wieczór
upłynął nam spokojnie. Aguś niestety po badaniu trochę wymiotowała.
Jednak wieczornego mleczka nie cofnęła. Dostała je na dwie raty. Nocka
była dosyć dłuuuga. Aguś miała sporo wydzielinki. Rano po podaniu
tabletki Agiś już nie zasnęła. Za to mleczko zwróciła całe i to z
impetem! Wymyłam ją, przebrałam i zabrałam się za pakowanie. Pan
samochodem, był praktycznie o 8. Pani doktor chwilę wcześniej przyniosła
epikryzę i z żalem się pożegnałyśmy. Zobaczymy się jednak w styczniu.
Kolejną dobrą osobę przyciągnęła do siebie Aguś! Pani doktor obiecała
rozejrzeć się za sondą silikonową dla Agiś. Jeżeli uda jej się coś
znaleźć przyśle nam.
Podróż przebiegła nam w sennej, aczkolwiek
bardzo przyjemnej atmosferze. Obydwoje byliśmy pod wpływem coraz
bardziej chmurnej pogody. Ulice jednak niezakorkowane w sobotni poranek
pozwoliły bardzo szybko przejechać trasę. Aguś dostała raz jeść i
przypięta pasami leżała na rozłożonym fotelu po środku. Ssak przypięty
do fotela obok, a z drugiej strony mama. Świetna była ta podróż. Szkoda,
że nie może po nas przyjechać w styczniu! Jednak trochę wygodniej niż
karetką…
Jak wchodziłam z Agi do domu, już na klatce otworzyła
szeroko oczy. A w tych oczkach samo szczęście! Chwilę później u taty w
ramionach, szczęście powróciło. Dostała jedzonko i leżała rozluźniona u
taty. Teraz znowu się tulą… Tata obawia się, że Agiś znienawidzi
buziaki! Myślę, że nie tak szybko… Chyba jednak ten tata tęsknił za
Aginkiem. Za mamą mniej. Musiałam się upomnieć! Cóż takie życie mamy!
Aguś, to jak jesteś w tej śpiączce czy nie?
~Ania www.dlamaluszkow.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuń30 listopada 2008 o 09:01
Witajcie w domu!!!Cieszę się, że z transportem wszystko się udało. Że bólu było jak najmniej i lekarz prowadzący taki udany :)A co do określenia stanu Agulki, to powiedz mi, co by to oznaczało dla Agi? Szczerze mówiąc, ja jeszcze nie mam aż takiego rozeznania. Pozdrawiam Was serdecznie i trzymam kciuki :)
~nieprzysiadalna.bloog.pl
30 listopada 2008 o 10:04
Bardzo się cieszę…już samo to że stanu Agnieszki specjaliści nie określają jednomyślnie, to bardzo dobrze. Otwiera to drogę do poszukiwań i próby innej diagnozy, nowej nadziei dla Mamy, i być może ten wyjazd za jakiś czas można będzie okreslić jako pewien moment przełomowy :-) Bardzo Wam mocno tego życzę, trzymam kciuki i śledzę na bieżąco jak tam Królewna sobie radzi… :-)
~polaczka
1 grudnia 2008 o 10:42
Wszędzie dobrze ale w domu najlepiej.
~Aleksandra Daukszewicz.
1 grudnia 2008 o 16:55
Przepraszam, że dopiero komentuje ale wcześniej nie mialam takiej mozliwości. Kocham Was i cieszę się, że jesteście takie dzielne.
~czarnyaniol
2 grudnia 2008 o 13:46
Cieszę się ze wszystko przebiegło bezproblemowo i Agulka nie cierpiała a i TY Aniu jak zwykle pokazałaś jak wspaniałą i opiekuńczą mamą jesteś. Aniu zawsze będe stawiała Ciebie za wzór. Ściskam Was mocno dziewczynki ps dla tatusia który tęsknił oczywiście też wielkie słowa uznania