Po wymianie rurki trwało dobrze tydzień, jak Agnieszce zagoiły
się rany i przestała krwawić. 11 marca przyjechała do nas Pani doktor z
hospicjum na wymianę rurki. Ponieważ najczęściej to ja asystuję podczas
wymiany rurki, zwróciłam uwagę, że coś nie tak z rurką. Po pierwsze:
pudełko nie było zielone tylko niebieskie, po drugie nie NEO tylko PED,
po trzecie: podczas wkładania rurki wydała mi się optycznie dłuższa, po
czwarte: Agnieszka wygięła się boleśnie. Zaczęłam dyskutować z lekarką
na temat moich wątpliwości, ale po ostatniej wymianie, była bardziej
wyrozumiała. Pozwoliła mi sprawdzić i porównać kartoniki. Okazało się,
że NEO, którą powinna mieć agi to noworodkowa i ma długość 36mm, a PED
to pediatryczna i ma długość 42mm. Jednym słowem jest jeszcze dłuższa od
tej poprzedniej. Ponieważ Pani doktor stała cały czas z wyjętą rurką w
jednej ręce a drugą przytrzymywała tą nową włożoną Agnieszce,
zadecydowałyśmy, żeby dokonać zamiany i zostawić starą rurkę.
Na początku mi się dostało, ponieważ Pani doktor stwierdziła, że ja
źle zamówiłam. Wyśmiałam ją, po ostatniej historii było to niemożliwe. W
środku nocy wyrwana ze snu podam wymiary prawidłowej rurki. Wtedy się
wkurzyła nie na żarty, na osobę odpowiedzialną za zamawianie rurek. Ta
siostra już więcej u nas się nie pojawiła.
Na następny dzień Pani Beata załatwiła nam wizytę u ortopedy, w
związku z tymi bioderkami. Udało nam się wejść jako pierwsi, pomimo
tego, ze pani w recepcji nie do końca wierzyła, ze Agi jest w śpiączce. W
pewnym momencie podeszła do wózka i pochyliła się tak głęboko, że byłam
przekonana, ze pstryknie jej palcami przed nosem! A, że nie było
reakcji na jej buźkę, wtedy trochę stonowała i mogliśmy wejść. Okazało
się, że Agi ma zwichnięte obydwa bioderka!! Lekarz dał nam skierowanie
do szpitala w Poznaniu i namiary do profesora ortopedy, który jest jednym
z najlepszych specjalistów w Poznaniu. Kazał tylko zrobić rentgen
bioder. Natychmiast umówiłam się z Panią doktor na to, żeby wypisała mi
skierowanie. Pomimo godzin popołudniowych zgodziła się bez problemów.
Następnego dnia pojechałam od rana zrobić jej RTG. Zabrałam zdjęcie i
poszłam do chirurgów do szpitala, żeby mi powiedzieli, czy jest
zwichnięcie czy nie. Na szczęście był ordynator (to on uratował Agi), i
nasz anestezjolog. Chirurg nie mógł dojść czemu tak małe dziecko ma taką
kontuzję. Wtedy przypomniał mu anestezjolog, że to ta dziewczynka którą
ratował. Spojrzał się tylko na mnie, nic już nie powiedział.
Potwierdził tylko zwichnięcie. Generalnie kości biodrowe Agi mala
„wystawione” na miednicę. Nie były w ogóle umieszczone w panewkach
stawowych.
Zadzwoniłam do profesora i umówiłam się z nim jeszcze tego samego
dnia (13.03) prywatnie w jego gabinecie. Moja siostra standardowo była
kierowcą. Akurat jak weszliśmy profesor zaczął przyjmować i nas przyjął
bez kolejki. Obejrzał Agi i kazał kupić uprząż Pawlika. Jak będziemy
mieli mamy do niego przyjechać to ją założy.
Szelki zamówiłam w naszym sklepie medycznym. W poniedziałek
(17.03) były już do odbioru. Zadzwoniłam do Pani Joasi z prośbą, żeby
pomogła założyć mi szelki. Sama się bałam. Okazało się, że nie miała
jeszcze z tym do czynienia, ale jakoś sobie poradziła. Na czwartek
umówiłam się do profesora żeby sprawdził. Wtedy też weszliśmy bez
kolejki. Profesor podciągnął szelki, tak, że kolana Agi miała niemal pod
brodą. W domu poluzowaliśmy szelki. Ważne, że nóżki były w rozwarciu a
bioderka na miejscu. Następna rzecz której trzeba było się nauczyć i
pokonać kolejny lęk przed robieniem bólu własnemu dziecku.
Ale to nie koniec!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz