piątek, 1 lutego 2013

Dłuuuuuga podróż do Warszawy /1 lutego 2013/

Warszawa nas ostatnio wykańcza fizycznie! Poważnie. Podróż trwała łącznie jakieś 16 godzin, z czego 4 spędziliśmy w szpitalu. Jak zapowiadałam wcześniej, poprosiliśmy o podróż A2 w obie strony, zadeklarowałam pokrycie opłat za bramki. Do Warszawy dotarliśmy w 3 godziny, bramki otwierali nieodpłatnie. Błądzenie po Warszawie zajęło kolejne 2 godziny. Sumując jednak, pięciogodzinna podróż jest całkiem znośna, zwłaszcza rano, kiedy udaje nam się trochę przespać w tych ekstremalnych warunkach. Do laboratorium trafiliśmy od ręki, za to w piwnicy znowu poszliśmy w przeciwnym kierunku. Musiałam kierować się swoją intuicją, bo niestety jeden z kierunków był źle ustawiony, w przeciwną stronę, na pasaż.
Teraz, jak minął zachwyt nowym budynkiem odkryliśmy sporo jego wad. Może to też skutek tak długiego oczekiwania na badania. Najbardziej bezmyślnie jest urządzony pokój pielęgnacyjny. Jest on owszem duży i obrzerny, jednak przystosowany tylko do przewijania dzieci małych. Zastanawialiśmy się jak radza sobie rodzice z chłopcem o wzroście 160 cm… Przebierali go na wózku. Zwróciłam uwagę na to lekarzowi, ten zaskoczony, bo nigdy nie był w tym pokoju. Obiecał przestawić jakąś nieużywaną kozetkę do tego pokoju. Zobaczymy w kwietniu, czy dotrzymał słowa. Drzwi są olbrzymie i strasznie ciężkie. Mama z dzieckiem, dużym wózkiem nie przejedzie samodzielnie. Znaczy prejedzie, ale to niemal karkołomne zmagania z wózkiem i ciężkimi drzwiami z szybą zbrojoną. Powinny otwierać sie na czujkę, albo na jakiś przycisk. Zapomniano o tym, że spora część dzieci jednak jest niepełnosprawna w stopniu ciężkim. Do tego brak wentylacji i niestety jest tam strasznie duszno, okna nie można otworzyć, bo są tak duże jak drzwi. Wiecie, czepiam się, bo poszło na to naprawdę dużo pieniędzy i można to było wszystko lepiej dopracować.
Wracając jednak do wizyty w poradni. Pani dietetyczka po raz pierwszy rozmawiała ze mną spokojnie i uznała, ze Agnieszka karmiona jest prawidłowo. Zwyczajnie zbaraniałam! Antropologia zmierzyła, zważyla Agnieszkę i zmierzyła fałdy tłuszczu na ramieniu, brzuchu i łopatce. Okazało się, że Agi nie przybrała na wadze, ma nadal 23,5 kg, ale za to urosła o 2 cm. Mam nawet wrażenie, ze schudła mi dziewczynka o jakieś pół kilo, no ale to może moje wrażenie. Lekarz, kolejny, który jeszcze nogdy nie badał Agnieszki, zaczą podpytywać się delikatnie o diagnozę u Agnieszki, wymownie patrząc się na jej buzię. Obydwoje z Arkiem nie załapaliśmy, że trzymając w ręku kartotekę dziecka, lekarz nie doczytał, że dziecko jest po zadławieniu i zaczęliśmy tłumaczyć choroby genetyczne podejrzewane u Agi, znaczy Treachera – Collinsa i połowiczny niedorozwój twarzy, który wydaje nam się bardziej prawdopodobny. Dopiero jak zaczął dopytywać się o jej spastyczne rączki, załapaliśmy. Lekarz się załamał usłyszawszy naszą historię. Koniec końców, Agnieszka zdrowa, kolejna wizyta 30 kwietnia.
Podczas podróży dotarliśmy do wypadku w Koninie. Z tego co widziałam jakaś stłuczka 3 samochodów. Kierowcy trąbili na nas pokazując wypadek. Sanitariusz otworzył okno i stwierdził, że oni nie są stąd, a karetka została pewnie już wezwana. Zatkało mnie na dłuższą chwilę, już miałam ich nawracać do udzielenia pomocy, ale na szczęście zajechała karetka z Konina. Rozumiecie to? Nie udzielą pomocy bo nie są stąd!!!!!! Zaskoczona byłam głównie dlatego, że już się zdarzyło, że najechaliśmy na jakąś kolizję i zwyczajnie się chłopaki zatrzymywali i pytali czy można jakoś pomóc. Tak mi tez tłumaczyli, że sanitariusz jedzie z kierowcą, bo jako karetka mają obowiązek udzielić pierwszej pomocy. Ja nie wiem, jestem już tyle lat na tym świecie, a nadal się dziwię tylu rzeczom.
Co do powrotu, to wracaliśmy 2, ale krajową! Nie A2!!!! Otóż trzeba najpierw trafić na autostradę w drodze powrotnej z Międzylesia. Tak sobie myślę, że jakby była konieczność szybkiego dowiezienia nas do szpitala, to pomarlibyśmy  prędzej, niż Ci panowie znaleźli do niego drogę. Dzień wcześniej wydrukowałam im plan dojazdu z A2 do CZD, z tymi kartkami w dłoni pytali się kilka razy czy dobrze jadą. Nie wydrukowałam planu drogi powrotnej… Ja bym pojechała drogami od końca, moze to było za trudne? Wichura była tak wielka, że zwyczajnie wyrwało mi wózek z ręki jak prowadziłam go do karetki! To był lekki Maclaren, ale byłam w szoku! Szłam, walczyłam z wózkiem, wiatrem i się śmiałam. Sanitariusz z karetki zobaczył moje zmagania i podbiegł mi na pomoc. Na szczęście
Kochani wybaczcie mi mój sarkazm i pełen niezadowolenia post, ale jestem tak wykończona po tej podróży, że najchętniej nic bym nie robiła. Do tego Agnieszka dostała biegunki. Już od środy coś się zaczęło dziać, ale myślałam, że to jogurt, który dostała dzień wcześniej, owocowy. Zawsze dostaje naturalny, ale nie miałam i dostała truskawkowy. Niestety, nadal ma biegunkę. Rehabilitacja na dzisiaj i poniedziałek odwołana.
Od dzisiaj lekcje mamy w wymiarze 60 minut, nie 45, dlaczego? To już obszerniej napiszę w następnym poscie.
Kochani, życzę Wam spokojnego weekendu i miłego odpoczynku! Ja pękam ze śmiechu przy książce „Każdy szczyt ma swój Czubaszek”, polecam!!!

2 komentarze:

  1. ~Krzysztof
    1 lutego 2013 o 12:28

    Przygody rzeczywiście szalone i ciężkie. Teraz odpoczywajcie, tyle, ile sie da. Wszelkiego dobra i siły Wam życzę.

    AnkaJ
    2 lutego 2013 o 13:13

    Dziękuję, ale z tą wyprawą do stolicy zawsze coś nam wyjdzie zabawnego/niezabawnego. Ważne, że już jesteśmy po i teraz jeszcze 3 miesiące do następnej wizyty. Na szczęście lekarze się nie zmienili i nadal zachęca to do pomęczenia się te kilkanaście godzin w podróży.
    Pozdrawiam :)

    ~Liv
    1 lutego 2013 o 18:41

    Wiesz co, to ja jeszcze starsza i też głupia… Też bym się zdziwiła, że sanitariusz nie biegnie na pomoc. Łaska Boska, że Tobie z wózkiem pomógł, bo może był już po pracy?
    Wcale się nie dziwię Twojemu sarkazmowi, a powiem Ci jedno: u nas nic nie może być normalnie. Nic. To a propos remontu w klinice. Czy tam, właśnie tam, tak trudno się zorientować, że nie tylko niemowlaki noszą pampersy?
    Taka bezmyślność, takie ‚remonty ułatwiające’ za nasze podatki to woła o pomstę do nieba.
    Ważne, że to już za Tobą, za Wami. Może Agi odchorowuje stres i stąd ta biegunka? Całuję mocno i czekam na post o lekcjach:)***

    AnkaJ
    2 lutego 2013 o 13:11

    Niestety, biegunka okazała się jelitówką. Panuje coś takiego bez gorączki ostatnio. Wczoraj Agnieszka była sino-blada. Dzisiaj juz trochę lepiej się prezentuje. Pani doktor nas pocieszyła, ze możemy się załapać od Agnieszki na wirusa, wiec siedzimy teraz w domu, pomimo imprezy imieninowej teściowej, ale nie będziemy nikogo narażać :)
    Pozdrawiam kochana!!

    ~Liv
    6 lutego 2013 o 18:02

    Nastka właśnie ma ferie o tydzień dłuższe… Z tegoż powodu:( Pół klasy załapało tę przypadłość…
    Więc wszystko przed nami:) MMŻ jest odporny, a Nastka lekko to przechodzi, ale co będzie ze mną, zobaczymy… A też w niedzielę mamy na imieniny Siostry jechać… Zobaczymy, może się uda..
    Zdrowiej, Aguś, a Wy się nie zaraźcie:)

    ~Dominika
    3 lutego 2013 o 12:42

    Pani Aniu czy słyszała Pani o tej inicjatywie ? Być może zakwalifikujecie się Państwo z Agniesią ? http://www.spes.org.pl/?module=tresc&id=555

    AnkaJ
    4 lutego 2013 o 11:00

    Dziękuję za link, właśnie przejrzałam stronę i spróbujemy :)
    Pozdrawiam :)

    ~ca-lineczka
    4 lutego 2013 o 08:58

    Co za lekarz!! Ale my też ostatnio bylismy u genetyczki, która najpierw wzięła od nas historie choroby Calineczki i powiedziala ze mamy jej dac pol godziny, zeby to przeczytala i potem wezwie nas na kontrole. Po czym weszliśmy po tej pol godzinie, a ta kompletnie nic nie wiedziala, jakby nawet do kartki nie zajrzala… Brak mi po prostu slow nie raz!!

    AnkaJ
    4 lutego 2013 o 10:59

    U nas jest tak ca-lineczko za każdym razem, no chyba, że już się trafi Pani dr Popińska, zna przypadek Agnieszki nie musimy przerabiać wszystkiego od początku. Tego lekarza spotkaliśmy pierwszy raz w poradni. W CZD jest cala masa lekarzy i na poradni zawsze jest ktoś inny :) Da sie przezyć, tylko czasem nie chce się od początku i po raz kolejny wszystkiego tłumaczyć. Czasem zwyczajnie to boli.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    ~Longina
    6 lutego 2013 o 00:50

    No patrz a ja się kilka dni temu zastanawiałam dlaczego takie ciężkie drzwi u nas w przychodni. Ja ledwo ledwo otworzę ale taka starusza jedna z drugą to szans nie ma!
    Wszystko jakieś takie nie przemyślane a jakby nie patrzeć to i z naszych podatków!

    AnkaJ
    6 lutego 2013 o 11:13

    Może promocja na takie drzwi była ;) Kto wie, kto wie…
    Buziaki Loniu :)

    OdpowiedzUsuń

  2. ~hanusia
    6 lutego 2013 o 09:45

    Pracownik pogotowia taki jak sanitariusz czy ratownik powinien udzielić pomocy bez żadnego tłumaczenia, to Jego obowiązek, pod którym podpisał się podejmując zawodu… no ale bywa u nas i tak :)
    Aniu bardzo się cieszę, że wygrałaś z lekcjami, fajnie, że mogłaś liczyć na potwierdzenie naszego dyrektora, naprawdę dobry z Niego człowiek. U Niego uczniowie są na pierwszym miejscu i wiem to od nauczycieli.
    Uwielbiam Panią Czubaszek, muszę sobie sprawić tę książkę :D
    Ps. Aniu z tym nastawianiem Agniesi, miałam się pytać Ciebie już jakiś czas temu. Czy wiesz o tym (może wiesz a nie mieliście wyjścia), że jak się zacznie nastawianie, to już nie można zaprzestać, że kręgi się luzuja, przyzwyczajają i nastawiać trzeba cały czas? Pytam, bo pytałam kiedyś masażystkę i rehabilitantów na turnusie, wszyscy odradzają to.
    Trzymajcie się dzielnie!
    Pozdrawiam -kajtusiowa mama

    AnkaJ
    6 lutego 2013 o 11:12

    Teoretycznie powinien wykonać swoje obowiązki, ale jak widać to nie dla każdego takie oczywiste.
    Dziękuję za pomoc Aniu. Pozostałe sprawy są w trakcie załatwiania i sprawdzania przepisów. Jak się uda, będę bardzo szczęśliwa :)
    Polecam, pożycz, kup… Warto się pośmiać i rozerwać przy tej lekturze. Do tego kilka tekstów z kabretów wplecionych w treść książki. Już od dawna chciałam ją przeczytać, ale zawsze żal pieniędzy. Mogłam wymienić punkty Payback w Empiku to i skorzystałam :)
    Co do nastawiania, masz oczywiście rację Aniu. Ja jestem tego w pełni świadoma. Jednak źle prowadzona rehabilitacja w pierwszych tygodniach na IOM-ie, już osłabiła Agnieszki stawy. Kręgosłup zaczął wysiadać jak zaczęła nadganiać swój wzrost. Dlatego też tejpujemy tak często, żeby kręgi się trochę zrosły. Najbardziej lubię mobilizację Karoliny, bo ona robi to najmniej inwazyjnie, hiropraktyką (uciskami w odpowienich miejscach). Agnieszka potrafi tak się wygiąć, że sama sobie robi krzywdę i nie mogę nic na ro poradzić. Moze pomyślę o zakupie kolejnego Therra Togsa, bo z tego wyrosła już dawno. Nawet dr Masgutowa nastawiała na turnusia Agnieszce kręgosłup osobiście, jak widzisz nie jest to bezmyślne działanie naszych rehabilitantów. Dzięki temu, że mamy problemy z kręgosłupem, nie jest prowadzona prawidłowa rehabilitacja. No ale coś, za coś.
    Serdecznie pozdrawiam :)

    ~hanusia
    6 lutego 2013 o 22:10

    Ok, rozumiem, najważniejsze, żeby Adze było dobrze, żeby nie cierpiała z bólu.
    Mi nie dziękuj, przekazałam tylko informacje, o jakich było mi wiadomo. Z siebie bądź dumna, że zawalczyłaś. Ze skutkiem :D
    -kajtusiowa mama

    AnkaJ
    7 lutego 2013 o 09:18

    To prawda, najważniejsze, żeby jej pomóc. A podziękowania Ci się należą, bo nie każdy chce się dzielić informacjami, a nuż inne dziecko będzie miało lepiej ;)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń