No i po feriach… Zaliczyłyśmy z Agnieszką jeden ciężki, dla mamy
oczywiście, spacer i tyle byłoby jeśli chodzi o śnieg i świeże
powietrze. Agnieszka w tym tygodniu nacierpiała się biedna bardzo. W
poniedziałek nie mieliśmy rehabilitacji, przełożona była na wtorek. We
wtorek nie przyszła zapowiedziana ciocia Asia, a Mirek. Niestety Mirek
nie potrafi tak dobrze nastawiać Agniesinych plecków jak rąbią to
ciotki. Do tego Agi nadal miała te swoje 37-37,2. Wiecie, to o tyle
niebezpieczne, bo ona ma zazwyczaj 36. Mam nadzieję, że może to jednak
te nieszczęśne zęby, które nie chcą się wybić.
Wracając jednak do Aginkowych plecków. Karolina przyszła w środę i
okazało się, że Agnieszka skręcone, nietylko wystawione, miała kręgi
poniżej odcinka piersiowego. Ciotka bezradnie stwierdziła, że pierwszy
raz nie potrafi Agnieszce pomóc w jednym zabiegu. Skończyło się
zaklejeniem strategicznego miejsca tejpem, Karola zrobiła jej gwiazdkę.
Trzeba było zabezpieczyć, żeby do piątku nic więcej się nie narobiło.
Agnieszka przez ten ból skręca się bardziej, zaczęły pojawiać się
pierwsze oznaki rwy. Lewa nóżka sztywna, stopa maksymalnie skręcona do
środka pod kątem prostym… Serce mnie boli, bo nie mogę jej w takim
stanie pomóc, za mało umiem!!! W piątek, dopiero po półgodzinnych
zabiegach Karolina nastawiła felerne kręgi. Agniesia dostała Ibumu, bo
płakała już z bólu. Ciocia nastawiła jeszcze spojenie łonowe, żeby rwa
nam się nie powiększyła i jakoś przetrwaliśmy. Dzisiaj Agnieszka jest
znowu płaczliwa. Nie wiem dlaczego, ale nie chce leżeć na wznak. Będę
musiała w poniedziałek prosić o konsultację ciotki ponownie. Zobaczymy
jeszcze w niedzielę.
Wczoraj miałam jechać do apteki, medycznego, MOPS-u… Mama
przyjechała, to skoczyłam szybko odkopać autko, bo ze dwa dni nie
odpalałam i trochę je zawiało, szyby pomarzły… Niespodzianka, akumulator
nie dotrwał do soboty!!! Wiedziałam, że jest słaby, bo w tygodniu już
kiepsko odpalał, ale stwierdziłam, że w sobotę zabiorę auto i podjadę do
mamy, tam kochani kuzyni po sąsiedzku zaopiekują się moim akumulatorem i
będzie w szystko dobrze… Niestety, nie zdąrzyłam. Arek wrócił z pracy,
to jakoś dostaliśmy się do akumulatora i Danusia go zabrała. Trzeba było
opracować, jak ten fotel się podnosi. Diagnoza: był całkowicie
wypompowany z energii, ależ mi nowina… Teraz moje auto stoi
zabezpieczone przed kradzieżą, jak w latach 80-tych. Dzisiaj Danusia
została z Agnieszką a ja rozbijałam się jej bryką po mieście. Tylko ten
wsteczny u niej do przodu, u mnie do tyłu gałka skrzyni biegów… Niewiele
brakowało, a z „6″ w drzebo bym śmignęła, zamiast wyjechać z parkingu w
tył
Agnieszce kupiłam kocyk elektryczny i nastawiony na najniższą
temperaturę podgrzewa ją całą noc. W końcu przestała się budzić
zmarznięta w nocy. Jakby nawet lepiej jej się spało.
Papiery w NFZ na karetkę oczywiście zaginęły. Trzeba było
półgodzinnych poszukiwań moich meili, zanim Pani sekretarka je znalazła.
Teraz trwa załatwianie zgody. Za to wczoraj koło wpół ósmej wieczorem
zadzwoniła do mnie zbulwersowana Pani z pogotowia, że nie dostarczyłam
zgody z NFZ, że mam to zrobić, bo nie dostanę transportu itd… Ze
spokojem Pani wytłumaczyłam, że ja nic nie muszę, a zgodę dostaną
faksem, a później pocztą z NFZ, a nie ode mnie. Do tego jeżdżę już do
CZD karetką ponad 4 lata i nigdy nie było takich telefonów, więc Pani
jeszcze tylko upewniła się, czy zawsze dostajemy zgodę, pogroziła mi
jeszcze, że jak nie będzie zgody to i karetki nie będzie i się
rozłączyła. Właściwie logiczne, ale co tak właściwie chodziło, nie wiem.
Oni tam co chwilka szukają jakichś dokumentów, najczęściej u mnie w
domu. Ciekawe dlaczego, skoro to NFZ wydaje zgodę, nie ja… Ja tylko
dzwonię i umawiam karetkę.
Pizza na kolację się upiekła, a jutro na obiadek kurczak na butelce z
piwem. Ciekawe jak będzie smakował! Pozdrawiam wszystkich i miłego
wieczoru a także cudnej niedzieli
~Liv
OdpowiedzUsuń27 stycznia 2013 o 20:31
Kiedy czytam/słyszę: ‚ZUS’ dostaję wszystkiego… Pamiętam taką jedną moją uroczą panią orzeczniczkę, która nie miała mojej dokumentacji medycznej z mijającego roku. Miała kartę ciąży /szkoda, że tylko tej jednej, mam nadzieję, że to był odpis, ja takowej do ZUS nie woziłam, została w szpitalu/ miała wszystko, tylko nie to, co najważniejsze. To, co najważniejsze znalazło się na oknie trzy pokoje dalej u innej pani. Zresztą, co ja Ci będę pisała, Ty to przerobiłaś o wiele dokładniej niż ja.
Mam nadzieję, że Aginkowi pomogą masaże. Biedulka mała. Buziaczki, Dziewczynki, trzymajcie się jakoś:)
AnkaJ
29 stycznia 2013 o 10:10
Tak właściwie to ja załatwiam w NFZ, nie w ZUS, ale generalnie instytucje podobnego pokroju :) Na szczęście NFZ w Pile już nas zna i nie mam problemu z zalatwieniem transportu, mam nadzieję, że i tym razem tak będzie. W innym wypadku będę miała problem z dotarciem do centrum. No ale zobaczymy :)
Z Agutkiem już jest znacznie lepiej. Walczy teraz z Panią, bo chyba nie specjalnie chce jej się pracować. Wymusza charkolenie i tym samym odsysanie. Cwaniara mała ;)
Buziaki kochana Liv!!
~ca-lineczka
28 stycznia 2013 o 09:14
Biedna! Mam nadzieję, że już troszkę lepiej się czuje…
A kurczak na butelce pyszny, mój mąż często robi. :)
AnkaJ
29 stycznia 2013 o 10:01
Tak kochana, jest już znacznie lepiej. Niestety Agnieszk asprawia sobie ból sama i niewiele mogę na to poradzić. Najtrudniejsze są momenty kiedy rośnie. Wówczas wszystkie stawy są bardzo oslabione.
A kurczaczek niczego sobie, na pewno zrobię jeszcze nie raz :)
Buziaki!!
~Krzysztof
28 stycznia 2013 o 09:17
Świetnie to wszystko wiążecie. Tylko podpatrywać i się uczyć. Pozdrawiam, dobrego tygodnia. :)
AnkaJ
29 stycznia 2013 o 09:45
Dziękuję Krzysiu! Jasne, że dajemy radę!! Nie ma innej opcji :)
Miłego tygodnia!!!