sobota, 26 stycznia 2013

Skręcone kręgi i ból. Znowu. /26 stycznia 2013/

No i po feriach… Zaliczyłyśmy z Agnieszką jeden ciężki, dla mamy oczywiście, spacer i tyle byłoby jeśli chodzi o śnieg i świeże powietrze. Agnieszka w tym tygodniu nacierpiała się biedna bardzo. W poniedziałek nie mieliśmy rehabilitacji, przełożona była na wtorek. We wtorek nie przyszła zapowiedziana ciocia Asia, a Mirek. Niestety Mirek nie potrafi tak dobrze nastawiać Agniesinych plecków jak rąbią to ciotki. Do tego Agi nadal miała te swoje 37-37,2. Wiecie, to o tyle niebezpieczne, bo ona ma zazwyczaj 36. Mam nadzieję, że może to jednak te nieszczęśne zęby, które nie chcą się wybić.
Wracając jednak do Aginkowych plecków. Karolina przyszła w środę i okazało się, że Agnieszka skręcone, nietylko wystawione, miała kręgi poniżej odcinka piersiowego. Ciotka bezradnie stwierdziła, że pierwszy raz nie potrafi Agnieszce pomóc w jednym zabiegu.  Skończyło się zaklejeniem strategicznego miejsca tejpem, Karola zrobiła jej gwiazdkę. Trzeba było zabezpieczyć, żeby do piątku nic więcej się nie narobiło. Agnieszka przez ten ból skręca się bardziej, zaczęły pojawiać się pierwsze oznaki rwy. Lewa nóżka sztywna, stopa maksymalnie skręcona do środka pod kątem prostym… Serce mnie boli, bo nie mogę jej w takim stanie pomóc, za mało umiem!!! W piątek, dopiero po półgodzinnych zabiegach Karolina nastawiła felerne kręgi. Agniesia dostała Ibumu, bo płakała już z bólu. Ciocia nastawiła jeszcze spojenie łonowe, żeby rwa nam się nie powiększyła i jakoś przetrwaliśmy. Dzisiaj Agnieszka jest znowu płaczliwa. Nie wiem dlaczego, ale nie chce leżeć na wznak. Będę musiała w poniedziałek prosić o konsultację ciotki ponownie. Zobaczymy jeszcze w niedzielę.
Wczoraj miałam jechać do apteki, medycznego, MOPS-u… Mama przyjechała, to skoczyłam szybko odkopać autko, bo ze dwa dni nie odpalałam i trochę je zawiało, szyby pomarzły… Niespodzianka, akumulator nie dotrwał do soboty!!! Wiedziałam, że jest słaby, bo w tygodniu już kiepsko odpalał, ale stwierdziłam, że w sobotę zabiorę auto i podjadę do mamy, tam kochani kuzyni po sąsiedzku zaopiekują się moim akumulatorem i będzie w szystko dobrze… Niestety, nie zdąrzyłam. Arek wrócił z pracy, to jakoś dostaliśmy się do akumulatora i Danusia go zabrała. Trzeba było opracować, jak ten fotel się podnosi. Diagnoza: był całkowicie wypompowany z energii, ależ mi nowina… Teraz moje auto stoi zabezpieczone przed kradzieżą, jak w latach 80-tych. Dzisiaj Danusia została z Agnieszką a ja rozbijałam się jej bryką po mieście. Tylko ten wsteczny u niej do przodu, u mnie do tyłu gałka skrzyni biegów… Niewiele brakowało, a z „6″ w drzebo bym śmignęła, zamiast wyjechać z parkingu w tył
Agnieszce kupiłam kocyk elektryczny i nastawiony na najniższą temperaturę podgrzewa ją całą noc. W końcu przestała się budzić zmarznięta w nocy. Jakby nawet lepiej jej się spało.
Papiery w NFZ na karetkę oczywiście zaginęły. Trzeba było półgodzinnych poszukiwań moich meili, zanim Pani sekretarka je znalazła. Teraz trwa załatwianie zgody. Za to wczoraj koło wpół ósmej wieczorem zadzwoniła do mnie zbulwersowana Pani z pogotowia, że nie dostarczyłam zgody z NFZ, że mam to zrobić, bo nie dostanę transportu itd… Ze spokojem Pani wytłumaczyłam, że ja nic nie muszę, a zgodę dostaną faksem, a później pocztą z NFZ, a nie ode mnie. Do tego jeżdżę już do CZD karetką ponad 4 lata i nigdy nie było takich telefonów, więc Pani jeszcze tylko upewniła się, czy zawsze dostajemy zgodę, pogroziła mi jeszcze, że jak nie będzie zgody to i karetki nie będzie i się rozłączyła. Właściwie logiczne, ale co tak właściwie chodziło, nie wiem. Oni tam co chwilka szukają jakichś dokumentów, najczęściej u mnie w domu. Ciekawe dlaczego, skoro to NFZ wydaje zgodę, nie ja… Ja tylko dzwonię i umawiam karetkę.
Pizza na kolację się upiekła, a jutro na obiadek kurczak na butelce z piwem. Ciekawe jak będzie smakował! Pozdrawiam wszystkich i miłego wieczoru a także cudnej niedzieli

1 komentarz:

  1. ~Liv
    27 stycznia 2013 o 20:31

    Kiedy czytam/słyszę: ‚ZUS’ dostaję wszystkiego… Pamiętam taką jedną moją uroczą panią orzeczniczkę, która nie miała mojej dokumentacji medycznej z mijającego roku. Miała kartę ciąży /szkoda, że tylko tej jednej, mam nadzieję, że to był odpis, ja takowej do ZUS nie woziłam, została w szpitalu/ miała wszystko, tylko nie to, co najważniejsze. To, co najważniejsze znalazło się na oknie trzy pokoje dalej u innej pani. Zresztą, co ja Ci będę pisała, Ty to przerobiłaś o wiele dokładniej niż ja.
    Mam nadzieję, że Aginkowi pomogą masaże. Biedulka mała. Buziaczki, Dziewczynki, trzymajcie się jakoś:)

    AnkaJ
    29 stycznia 2013 o 10:10

    Tak właściwie to ja załatwiam w NFZ, nie w ZUS, ale generalnie instytucje podobnego pokroju :) Na szczęście NFZ w Pile już nas zna i nie mam problemu z zalatwieniem transportu, mam nadzieję, że i tym razem tak będzie. W innym wypadku będę miała problem z dotarciem do centrum. No ale zobaczymy :)
    Z Agutkiem już jest znacznie lepiej. Walczy teraz z Panią, bo chyba nie specjalnie chce jej się pracować. Wymusza charkolenie i tym samym odsysanie. Cwaniara mała ;)
    Buziaki kochana Liv!!

    ~ca-lineczka
    28 stycznia 2013 o 09:14

    Biedna! Mam nadzieję, że już troszkę lepiej się czuje…

    A kurczak na butelce pyszny, mój mąż często robi. :)

    AnkaJ
    29 stycznia 2013 o 10:01

    Tak kochana, jest już znacznie lepiej. Niestety Agnieszk asprawia sobie ból sama i niewiele mogę na to poradzić. Najtrudniejsze są momenty kiedy rośnie. Wówczas wszystkie stawy są bardzo oslabione.
    A kurczaczek niczego sobie, na pewno zrobię jeszcze nie raz :)
    Buziaki!!

    ~Krzysztof
    28 stycznia 2013 o 09:17

    Świetnie to wszystko wiążecie. Tylko podpatrywać i się uczyć. Pozdrawiam, dobrego tygodnia. :)

    AnkaJ
    29 stycznia 2013 o 09:45

    Dziękuję Krzysiu! Jasne, że dajemy radę!! Nie ma innej opcji :)
    Miłego tygodnia!!!

    OdpowiedzUsuń