sobota, 6 grudnia 2008

Dzień trudny i przewrotny. /6 grudnia 2008/

Dawno nic nie pisałam. To był okropny tydzień. Stres zjadł mnie z butami. Niby nic a jednak pochłonęła mnie depresja w całości. W zasadzie nie wiem dlaczego tak się stało. Pewnie rezultat warszawski, zbliżające się święta i nienajlepsze wspomnienia z zeszłego roku. Do tego wszystkiego dochodzi zmęczenie i niewyspanie. A nade wszystko zakup nowych okularów, bo niestety stare nie przeżyły upadku. Pomimo usilnych prób, pani w sklepie nie udało się ich naprawić. Jedynie polepszyć komfort patrzenia przez nie. To bardzo poważne nadszarpnięcie domowego budżetu, i nie mogę sobie darować swojej niezdarności (kosztownej niezdarności)!! To taka moja domorosła analiza mojego marnego samopoczucia. Na szczęście przyjaciele nie opuścili mnie i jakoś mi przeszło, może nie do końca, ale już da się żyć. Do tego dzisiaj dzień jak zimny prysznic.
We wtorek jak pisałam miałam bardzo sympatycznych gości. Przyszli do mnie reporterzy z naszej lokalnej gazety. Generalnie zostali zaproszeni za moją zgodą przez Panią Irenkę z opieki. Ja jakoś o tym nie pomyślałam, ciągle mi się wydaje, że to nie dla nas. Poza tym pozostaje we mnie lęk, że coś zostanie opacznie zrozumiane i przekazane. Nie chcę być odebrana jako osoba, która stale użala się nad swoim biednym losem. Zdarza się, ze tak jest, ale staram się robić to po cichu. Sprawiłoby mi ogromną radość, jeżeli zyskalibyśmy dzięki temu artykułowi sympatię i jakąś pomoc z naszego miasta. Jednak wiem, jak wszystkim jest ciężko i nie będę miała żalu jeżeli się nie uda. Poza tym, mieszkańcy Wągrowca bardzo licznie wpłacili 1% na subkonto Aguni. I w tym momencie należy się nasza wdzięczność.
Artykuł ma małe niedociągnięcia, ale kto czyta bloga wie, że Agi ma Treachera-Collinsa, bo to choroba genetyczna, a że leżała na prawym boku lekarz nie widział deformacji na USG. Aguś odłączona od respiratora była w Boże Narodzenie, 25 grudnia zaczęła nowe życie. No i Agi nie jest na antybiotykach. Dostaje leki, ale nie antybiotyki na szczęście. Może Pani myślała, że zabrzmi to dramatyczniej :)) Uważam jednak, że ten artykuł był całkiem sympatyczny i nie muszę się go wstydzić.
Sporo osób miało żal, że nic nie powiedziałam. Ja jednak sama nie byłam pewna czy to pójdzie, a jeżeli tak, to kiedy. To Dagmara do mnie dzwoniła z informacją, że jesteśmy z Agi na pierwszej stronie! Sama się zdziwiłam.
Generalnie w tym tygodniu albo płakałam, albo kłóciłam się z Arkiem. Chyba obydwoje mieliśmy kiepski tydzień. Pewnie przez tą wiadomość z Warszawy, że Agi musi mieć narkozę do założenie PEG-a. Zwróciłam Pani doktor uwagę na fakt, że Agunia będąc w śpiączce nie powinna być poddawana narkozie. Teraz mam poważny problem. Scyntografia wykazała bowiem jakąś wadę żołądka, którą mogą usunąć podczas zakładania gastromii. Przez tą wadę Agi tak słabo trawi. Niestety nie pamiętam jak się nazywa to schorzenie.
Aguś mi jakoś tak często w tym tygodniu wymiotuje. Tak jej zostało od Warszawy. Muszę jej dawać jedzonko ostrożnie, a śniadanko dzielę jej na dwie porcje. Najgorzej właśnie jest z tym mlekiem, Nutrini. Może za tłuste, za ciężko jej się trawi? Licho wie!
Dzisiaj Agi już od rana jakaś taka dziwaczna. Ciągle senna i lejąca.
Na Naszej Klasie żałoba po maleńkiej Hani Wesołowskiej. To mała dziewczynka, która była w wieku Agusi. Zmarła na białaczkę po długiej walce. Cały ranek tuliłam Agi i łzy płynęły mi po policzkach. To takie niesprawiedliwe. Co muszą czuć rodzice Hani? Nie chce mi się nawet myśleć! Pomódlcie się za jej duszyczkę.
Niedługo po tym jak otrzymałam tą smutną wiadomość o Hani, przyjechała moja siostra ze smutną miną. Okazało się, że w nocy mój Gobuś, piesek który budził mnie jeszcze do szkoły też sobie umarł. On miał 17 lat! To członek rodziny. Niestety i na niego przyszedł czas. Aguś tak fajnie go „przepychała” jak jej stawał na drodze! Nie zdążyła się z nim pobawić…
Na dokładkę udowodniłam swoją głupotę w pełnej mierze! Jak zawsze czyściłam Aguni rurkę. Tym razem Agnieszka jednak gwałtownie wciągnęła powietrze i zassała wacik!!!! Wyobrażacie sobie moją reakcję? Zamarłam z przerażenia! Arek próbował wyciągnąć wacik ssakiem, a ja już szykowałam drugą rurkę. Danusia przerażona dała mi żel do ręki. Zdążyłam tylko ubrać jedną rękawiczkę i krzyknąć Arkowi, żeby odciął tasiemkę i wyjął rurkę! Szybko włożyłam rurkę i opadłam z sił!
Powiedzcie skąd w człowieku bierze się tak szybka reakcja? Danusia mówi, ze mnie podziwia, bo wiedziałam co robić i miałam to opanowanie żeby to zrobić. Ona by nie potrafiła. Arek nawet nie pamiętał, ze mamy rurki, nie mówiąc już o tym gdzie one są!
Szkoda, że na przykładzie swojego dziecka uczę się jakich głupot nie robić! Nie powielajcie moich błędów!!!! Przyznałam się, chociaż mi strasznie wstyd! Dostałam jednak porządną nauczkę!
Sami widzicie, że trochę się zadziało. Ja jednak zaczynam odzyskiwać równowagę. Zaczęłam analizować pewne fakty związane z zeszłorocznymi świętami.
21 grudnia Agnieszka otworzyła oczy i spojrzała na mnie i rozejrzała się po pokoju. To było pierwszy raz od wypadku. 25 grudnia zaczęła samodzielnie oddychać. Zaczęłam wartościować tamte wydarzenia. W święta Agi zaczęła do nas wracać. Trwa to do dzisiaj, ten jej powrót, ale my poczekamy! Choinkę ubierzemy, bo Agi lubi kolorowe i świecące przedmioty. Właśnie dla niej. We trójkę ją ubierzemy!!! To będą takie nasze święta rodzinne!
A jakbyś się obudziła Agi, to sama ubrałabyś choinkę!

1 komentarz:

  1. ~Irena.J.
    7 grudnia 2008 o 13:52

    Przeczytałam artykuł z zainteresowaniem , nie ukrywam wzruszyłam się kolejny raz i liczę na oddźwięk. Wągrowieec jest niewielki ale wierzę w ludzi i na pewno Ci którzy mogą wspomogą finansowo tak szczytny cel. Pozdrawiam

    ~nieprzysiadalna.bloog.pl
    7 grudnia 2008 o 21:44

    Faktycznie, za dużo tego wszystkiego się uzbierało w ostanich dniach, każdego by powaliło na kolana, ale potrafisz sama to z dystansem już ocenic, po prostu tak już jest, czasem zdarzają się kumulacje i wtedy depresja murowana. Ja również dzisiaj cały czas jestem myślami przy dzielnej Hani, smutny dzień… Podziwiam dzielną mamę, konkretnie w kontekście tego nieszczęśliwego wacika. Oby tydzień następny był proporcjonalnie lepszy…Pozdrawiam.

    polaczka34@tlen.pl
    8 grudnia 2008 o 10:49

    Aniu każdy ma chwile zwątpienia i słabości.Myślę że nikt nie myśli że się użalasz .Każda z nas potrzebuje wylać wiadro łez czasami.W sprawie z rurką zachowałaś się jak zimnokrwisty anestezjolog.

    ~Magdulenka
    8 grudnia 2008 o 21:28

    oj tak Aniu z tą rurką to wielki szacunek za opanowanie !!!!!!! Jak widać zawsze trzeba mieć wszystko na oku w dzień i w nocy taki juz nas los Matek !!!Aniu dużo zdrówka dla Ciebie i Aguni :)))Ciągle was czytam i kibicuje Agi w przebudzeniu się …………(*)(*)dla Hanulki ……………..to takie niesprawiedliwe………………

    ~Ania C.
    8 grudnia 2008 o 22:54

    Dlaczego te małe niewinne istotki musza tak cierpieć???Dlaczego nie mozemy im pomóc ? Dlaczego ……Przeczytałam bloga Hani i nie moge tego pojąc te niewinne oczka … pełne chęci życia….Aniu wy musicie walczyc musicie starac się życ na tyle normalnie na ile się da , wychodzcie z Aginką jak najcześniej jak tylko mozecie pokazujcie jej jaki piękny jest świat aby ona poczuła chęć jego poznawania na własnych nóżkach o własnych siłach.UDA SIĘ!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń