poniedziałek, 16 stycznia 2012

Kolęda i trochę o nas /16 stycznia 2012/

Przyznam, że mnie ostatnio wzięło, i to ostro. Nie mogłam sobie poradzić z nerwami. Jakoś jednak teraz, powolutku, pomalutku, dochodzę do siebie. Wasze piękne słowa, jak zawsze dodały mi otuchy. Właśnie chyba po to pisze ten blog, żeby usłyszeć od kogoś, że nie jest tak źle, że nie jestem aż tak beznadziejna w tym co robię.
W piątek mięliśmy kolędę. Przyznam, szczerze byłam zaskoczona zachowaniem księdza, który nas odwiedził. Już od progu, wyciągnęłam rękę na przywitanie, a tu cmok w rękę, jak prawdziwy staropolski mężczyzna Modlitwa, mówiona spontanicznie – nie regółka, półgłosem, bo ksiądz, przekonany był, córeczka nam zasnęła. Nie chciał jej budzić. Dopiero po chwili rozmowy wyjaśniliśmy, że mała śpi już jakieś 4 lata Wówczas ksiądz zjechał do parteru i całą kolędę kucał przy Agniesi. Głaskał ją, całował w policzek, czoło i mówił do niej „Agniesia paróweczka”. W jego ustach brzmiało to tak pieszczotliwie. Rozmawiając z nami, nie spuszczał wzroku z Agniesi. Musze przyznać, że był to pierwszy ksiądz na naszej drodze, który zainteresował się naszym życiem. Dopytywał o to, czy dajemy sobie radę, jak sobie dajemy radę. Nie oceniał nas. Podziękował za świadectwo miłości jakie mu przedstawiliśmy. Choć, nie uważam, abyśmy mówili o naszym życiu coś wyjątkowego. Jakoś nie rozczulamy się zbyt często nad sobą ostatnio. Jeżeli mi się to zdarza, robię to często w samotności, w poduszkę. Wiem jednak, że to i tak nic nie zmieni.
Dopytujecie o mojego męża. Nie wiem dlaczego jesteście tak bardzo ciekawi naszego związku. Słyszeliście pewnie o niejednej rodzinie, w której narodziny dziecka niepełnosprawnego doprowadziły do jej rozpadu. Jesteśmy ze sobą już 15 lat, 13 po ślubie. Znamy się całkiem nieźle. Kiedy przyszła na świat Agnieszka, nie było nam łatwo. Jednak jak nie pokochać takiej kruszyny? Wypadek nas zabił, po to, aby ocucić silniejszymi. Abyśmy mogli walczyć o każdy oddech dziecka, które jest częścią nas samych. Nieszczęścia połączyły nasz związek. Owszem, kłócimy się czasem o banalne sprawy. Wkurzam się na Arka częściej niż on na mnie. On jednak chodzi do pracy. Wychodzi do ludzi i może w ten sposób, odstresować się odrobinkę. Ja siedząc w domu nie mam tej możliwości. Opiekuję się moją gwiazdą. Agnieszka nas połączyła swoim istnieniem. Żadne z nas nie ma odwagi jej odebrać tego drugiego. Córcia czeka na tatę każdego popołudnia. Domaga się zabaw i przytulasów z tatą. W sobotę, kiedy nie idzie do pracy, robi wielkie oczy, że to tata do niej zagląda, nie mama. Nie jesteśmy rodziną idealną. Nie znam takiej. Jak się kłócimy, to czasem aż iskrzy, ale śmiać się też potrafimy. Arek zajmuje się Agnieszką. Z rozpisaną ze szczegółami kartką, zostanie z nią cały dzień i na pewno nie grozi nic Agnieszce. Będzie przebrana, nakarmiona i na pewno zmęczona. A jak wrócę, będą leżeć wtuleni oglądając jakiś film, albo Discowery. Jesteśmy nudną, przeciętną rodziną z niezwykłą córką. Przykro mi, że Was rozczarowałam. Może nasze małżeństwo nie przetrwa próby czasu, może się w końcu nie dogadamy…ale mamy Agnieszkę. Ona powoduje, że musimy znaleźć ten kompromis. Kochamy się, czasem nienawidzimy a to chyba jest najważniejsze, bo to uczucia – znaczy, że jeszcze są.
Życzę Wam miłego tygodnia. U nas zrobiło się zimowo, aż miło.

2 komentarze:

  1. Liv___
    17 stycznia 2012 o 07:22

    1. Aniu, Wy nie musicie nic mówić. Wasze życie jest najwspanialszym świadectwem miłości i pewnie to ksiądz miał na myśli.2. Księża nie są od oceniania nas, tylko ewentualnie naszych czynów – kiedy ich o to prosimy, np. przez spowiedź. A tak ogólnie są od wysłuchania, pomocy, pobycia i modlitwy z nami i fantastycznie, że taki właśnie Was odwiedził’3. Gdyby Wasze małżeństwo miało nie przetrwać, to już byście nie byli razem. Też nie rozumiem tego zainteresowania Waszym związkiem – wystarczy poczytać, żeby wiedzieć, że jest Wam w trójkę dobrze. Twój Mąż pracuje, Ty jesteś w domu z Aginkiem – jak słusznie napisałaś – zwykła rodzina z niezwykłą Agniesią. 4. Kochana, jak wychodzisz na prostą? Mnie ta nerwica wykończy, nie mogę spać, kłucie w sercu, drżenie rąk, oblewanie się zimnym potem, napady lęku – już nie daję rady:( Nawet mojemu cudownemu Panu Doktorowi kończą się pomysły, bo jestem cudownie ‚odporna’ na leki…Buziaczki***


    ~AnkaJ
    17 stycznia 2012 o 09:31

    Wiesz Liv, my do tej pory nie mieliśmy szczęścia do księży na kolędach. Ten, jako pierwszy zauważył, że nasze życie nie jest tak standardowe jak u pozostałych sąsiadów. Nie pouczał, nie moralizował, słuchał. Obydwoje z Arkiem byliśmy w szoku. Wychodząc stwierdził, że musimy się jeszcze spotkać. Wychodzenie z depresji to nie leki. One tylko pomagają uciszyć ból i drżenie rąk. To Ty musisz sobie powiedzieć „Jestem potrzebna córci i nie mogę sobie pozwolić na słabości”. To chyba cały sekret. Starać się nie myśleć. Widzisz, Ty masz swoje filiżanki, ja robótki ręczne (biżuteria), bądź pieczenie chleba. A poza tym, jeszcze zbyt mało wody upłynęło, żeby nie bolało kochana :)Przytulam i głowa do góry :)))

    Liv___
    17 stycznia 2012 o 15:34

    Depresja jakoś powoli przestaje byś moim problemem nr 1. Nastąpiła drobna zamiana ról i teraz panuje nade mną nerwica, paradoksalnie w moim wypadku trudniejsza do opanowania. Stany smutku i przygnębienia /depresja/ jestem prawie zawsze w stanie prędzej czy później, z pomocą leków lub terapii opanować. Wobec napadów lęku jestem niestety zupełnie bezradna:(Wiem, że księża są różni,.. U nas zwykle biega Proboszcz… MMŻ kiedyś mruknął, że stanie przy furtce i poda kopertę, bo szkoda go fatygować. Czas na jedną wizytę duszpasterską: 2 minuty. Niecałe;/W tym roku odwiedził nas nowy Wikary, jak wiesz, mój były Uczeń, więc czas na wizytę duszpasterską wyniósł u nas ponad 4 godziny /z kolacją;P/Ale to inna bajka, bo role nam się trochę odwróciły:) Nie ksiądz – parafianie, tylko była nauczycielka, były uczeń:P


    ~Kasia
    17 stycznia 2012 o 08:42

    Aniu, jestem w tym temacie zupełnym laikiem i nie chcę być niegrzeczna, ale jak właściwie wyglada „bycie w śpiączce”? Na zdjęciach Agnieszka ma otwarte oczy, więc czy to raczej chodzi o „uśpioną świadomość”?Pozdrawiam :)


    ~AnkaJ
    17 stycznia 2012 o 09:20

    Dobrze to ujęłaś Kasiu „uśpiona świadomość”. Ja to określam tak, że jakaś część Agi mózgu śpi, dlatego nie może ona zachowywać się tak jak zdrowe dziecko. Śpiączka, niesłusznie, kojarzy się z byciem w stanie snu. Kojarzy się z tym, że człowiek przez cały czas śpi, ma zamknięte oczy i nie reaguje na nic. Agnieszka ze stanu głębokiej śpiączki wyszła już dawno. Teraz jej stan określa się jako śpiączka czuwająca. Agnieszka widzi, słyszy, czuje, nawet rozumie. Nie potrafi jednak zareagować tak, jakbyśmy tego oczekiwali. Nie potrafi zapanować nas swoim ciałem. To, że podnosi rączki do góry to siła spastyki, która jej pomaga tego dokonać. Rozluźnionych rąk nie podniesie.Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. ~inanna
    17 stycznia 2012 o 11:21

    no cóż… nie ma sensacji, po prostu normalni jesteście:))) Post pozytywny, ciepły … depresja minęła ze śnieżkiem. Sanki odkurzone?


    ~AnkaJ
    17 stycznia 2012 o 12:10

    Jeszcze nie, ale jak do weekendu śnieg poleży, to odkurzymy i sanki :)


    ~babcia gosia
    18 stycznia 2012 o 20:34

    Śnieg pewnie na chwilkę zakrył dziwny , szary świat, zrobiło się jasno, czysto…i jakby psychika inna. Dobrze, że HIPER STRES odchodzi….i niech nie wraca ! Świadectwo Miłości – piękny przekaz. Bez wątpienia Rodzice dzieci chorych w swoim bezustannym dawaniu siebie 24 godziny na dobę nie tylko kochają, ale też oddają się bezgranicznie w tej trudnej walce o dziecko. Każdy Rodzic bardzo, bardzo kocha , w zamian dostaje to coś…zwyczajny uśmiech dziecka. Agusia też się uśmiecha zmysłem , który nie eksponuje radości…Czekajmy na ten grymas uśmiechu już po przebudzeniu dziecinki..Przytulam bardzo, bardzo mocno ..buziaczki dla Agusi

    ~marzena
    10 listopada 2013 o 22:54

    ja tez przezywam cos podobnego.moj brat artur od 3 tygodni jest w spiaczce(reanimacja,niedotlenienie mozgu).wczoraj dowiedzialam sie od lekarza ze to spiaczka czuwajaca.jestem z bratem bardzo blisko,bylam kiedy go reanimowano.jechalam za karetka gdy na sygnale wieziono go do szpitala.byla kolo niego gdy odwozono go na oddzial oiomu i jestem teraz.kto nie przezyl i nie uczestniczyl w czyms takim nie ma prawa sie wypowiadac.jak bardzo ucieszyl mnie brat gdy otworzyl oczy,moja radosc nie miala granic.a dzisiaj ruszyl lekko reka.niby nic wielkiego a dla to cud


    AnkaJ
    11 listopada 2013 o 11:28

    A co się stało Twojemu bratu? W jakim jest wieku? Kochana, jeżeli chcesz, możesz napisać do mnie meila jarczyk@onet.eu
    Chętnie Cię wysłucham i jeżeli zajdzie taka potrzeba, doradzę. Czasami brakuje kogoś, kto zrozumie Twój problem. Trzymam kciuki za Twojego brata i mam nadzieję, że wkrótce do Was wróci!
    Pozdrawiam i przytulam!

    OdpowiedzUsuń