czwartek, 8 września 2011

Krótkie wyjaśnienie /8 września 2011/

Pani Zofio, szanuję prawo każdego człowieka do wypowiedzi. Oczywiście, blog jest publiczny i nie są zablokowane komentarze. Jednak jeżeli Pani napisała słowa, które zdenerwowały innych czytelników, proszę nie mieć do nich pretensji, że również wyrażają swoją opinię. Tak jak Pani, mają takie prawo. Usuwam jedynie komentarze bezsensowne (dziwne linki) i obraźliwe.
Chciałam jednak odnieść się do Pani wypowiedzi. Zarzuca Pani brak zrozumienia w czytaniu tego, co Pani napisała. Wydaje mi się jednak, że wspominając czasy, kiedy to medycyna nie stała na tak wysokim poziomie, odbywała się tzw „selekcja naturalna”. Wyraźnie widać w tych słowach tęsknotę do tych czasów. Jasne, wtedy może i było prościej, łatwiej… A poznała Pani kiedyś matkę, która straciła swoje dziecko? Jedno, czy też więcej dzieciątek umiera tuż po porodzie, myśli Pani, że to dla nich lepsza sytuacja? Takie kobiety nierzadko potrzebują więcej pomocy niż my, mamy dzieci z problemami zdrowotnymi. Każda, podkreślam, każda tragedia rodzinna jest innego rodzaju. Każda osoba ma inny charakter i inny pogląd na świat Nie wolno nam wrzucać wszystkich do jednego worka. Najprościej jest oceniać.
Moje dziecko zostało uratowane już dwa razy. Pierwszy raz po porodzie. Dwa tygodnie była karmiona sondą. Dopiero po tym czasie nauczyła się jeść normalnie. Gdyby nie pomoc lekarzy zmarłaby też na dwukrotne wówczas zapalenie płuc. Drugi raz uratował ją dr Bociański w naszym szpitalu. Nikt nie zna granicy reanimacji. Żaden lekarz nie wie, czy po sześciominutowej reanimacji doszło do uszkodzeń mózgu i jak znaczne to obrażenia. Owszem, Agnieszka choruje, ostatnio dużo, jednak znam masę pełnosprawnych dzieci, które w wieku Aginkowym są ciągle na antybiotyku, inhalacjach i różnych innych zabiegach. Choroby Agi nie są związane z jej niepełnosprawnością. To skutek osłabienia organizmu przez pałeczkę ropy błękitnej.
Kręgosłup owszem, zgadzam się, to skutek spastyki i jednocześnie zwiotczenia mięśni grzbietowych. Jednak rehabilitacja i wszelkie ćwiczenia mają na celu pomóc Agnieszce i zmniejszyć jej ból.
Tak, ma Pani rację, jest mi ciężko. Ciężko jest każdej rodzinie, które zostało obdarzone takim mało sprawnym skarbem. Staramy się jednak ze wszystkich sił walczyć i zmniejszyć cierpienie naszych dzieciaczków. Troski zaprzątające nasze głowy, a dotyczące przyszłości dzieci, będą zawsze. Mówi Pani cuda się nie zdarzają… Ja widziałam cuda. Dziewczynka z wiotkością, po 1,5 tygodnia na turnusie zaczęła samodzielnie stawiać swoje pierwsze kroki, podtrzymywana przez rodziców za ręce. Lekarze posadzili ją na wózku, mówiąc, że nigdy chodzić nie będzie. Chłopiec z autyzmem, na pierwszym turnusie nie okazywał żadnego kontaktu, walił głową w ścianę. Trzeci turnus i co? Chłopiec mówi pełnymi zdaniami, coraz rzadziej się rozprasza, pozwala się tulić, co więcej sam tuli rodzeństwo i rodziców!
Zauważyłam ostatnio, że postanowiliście nas uświadamiać, jak to źle się stało, że nasze dzieci dostały kolejną szanse od losu. Uświadamiacie nas, że jesteśmy smutnymi ludźmi, którzy nie potrafią się cieszyć z błahostek. Zaniedbują siebie, swoją rodzinę i zmieniają się w wegetujące istoty. Tutaj muszę Panią rozczarować. Właśnie rodzice dzieci niepełnosprawnych częściej cieszą się z małych rzeczy, niż z tych ogromnych. Każdy człowiek ma inne priorytety, dla jednego to kariera, dla innego piękny dom, wygodny i luksusowy samochód, wycieczka na Kajmany… Dla nas ważne jest żeby Agnieszka mając rurkę tracheo potrafiła oddychać buzią, a dowodem tego jest właśnie to wyplucie ślinki, które Panią tak poruszyło. Ostatnia piosenka Sylwii Grzeszczak pięknie ujmuje właśnie to z czego powinniśmy się najbardziej cieszyć.
No i wspomniała Pani o izolowaniu dzieci niepełnosprawnych. Agnieszka nie jest izolowana. Często wędruje i podróżuje z nami. Agnieszka, ku mojemu zdziwieniu wzbudza wiele pozytywnych emocji. Zarówno u dzieci jak i dorosłych. Nie wstydzę się swojego dziecka, nigdy się nie wstydziłam!!! Jeżeli jej gdzieś nie zabieram, to z innych powodów, jej bezpieczeństwo, zdrowie i wygoda.
Co do nauki, jasne, ja też kpiłam z tego, że Agnieszka nie nauczy się czytać i pisać. Jednak Pani Halinka, która przyszła do nas, przedstawiła mi zupełnie inną wizję zajęć z Agnieszką. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli i Pani Halinka zrealizuje swoje plany. Do tego wszystkiego liczę na współpracę Agnieszki. To też proszę Pani jest nauka. Nauka słuchania, reakcji na ciepłe, zimne, szorstkie, miękkie, nauka równowagi, trzymania głowy… Jasne, prace wykonane ręką nauczyciela nie można do końca uznać za zrobione samodzielnie. Chodzi jednak o wzbudzenie zainteresowania dziecka. Zabawa w mokrej farbie, nauka trzymania pędzla i ten zaskoczony wzrok dziecka, kiedy ruszając ręką powstaje kolorowy maziajec. To wszystko jest bardzo proste, a zarazem skomplikowane. Stąd nasza walka o wykwalifikowanych oligofrenopedagogów z praktyką.
Pozdrawiam serdecznie Panią i wszystkich komentujących.

15 komentarzy:

  1. ~Liv
    8 września 2011 o 13:58

    Anka, kurczę, mam łzy w oczach… Czytam Cię od dawna, trafiłam tu przez Kajtusia, mam Was w linkach, ale nigdy nie komentowałam. Wiele lat byłam nauczycielką. I zgadzam się, że nauka nie może się ograniczać do czytania i pisania. Nie do przyjęcia jest dla mnie argument, że skoro dziecko nie uczy się czytać i pisać, to niczego się nie uczy. Nie tędy droga, nawet w najbardziej tradycyjnym nauczaniu. I zgadzam się, że Agi może się nauczyć wielu rzeczy, Kajtuś przecież wiele się nauczył:)Wzrusza mnie Twoja miłość do Agi, Twoja walka o Nią.Może nie do końca ‚pasują’ mi komentarze życzące komuś choroby, czy kalectwa – ale zdaję sobie sprawę, jak się działa w silnych emocjch.Pozdrawiam Ciebie i Agi bardzo mocno. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciw temu, że mam Was w linkach? Sporo osób przewija się przez mój blog, więc to taka najprostsza droga do Was /http://liv-hanna.blogspot.com – masz prawo wiedzieć, gdzie jest link do Twego bloga/Serdeczności.

    ~AnkaJ
    8 września 2011 o 14:24

    Droga Liv, dziękuję za link. Pozwól, że Ty również dołączysz do grona moich blogowych przyjaciół :)Pozdrawiam serdecznie!


    ~Liv
    8 września 2011 o 14:43

    Będzie mi więcej, niż miło:)


    ~ania
    8 września 2011 o 14:38

    Ja też czytam Twojego bloga, dotąd nie komentowałam. Chciałam wcześniej spytać, do jakiej szkoły pójdzie pięcioletnia dziewuszka, teraz już wiem, o jaki rodzaj nauki chodzi. Buziaczki dla Was, pozdrawiam serdecznie. Ania

    ~Tolka
    8 września 2011 o 16:48

    Przyroda, zwierzęta eliminują jednostki słabe i chore. To prawda. Ale nas od otaczającego swiata różni człowieczeństwo. A może CZŁOWIECZENSTWO? I w tym apekcie trzeba widziec niepełnosprawność innych.Może pani Zofia (rocznik umiejący czytać ze zrozumieniem) nie wie, że zyje się nie tylko po to, aby było przyjemnie? Mo że pani Zofia nie wie, ze wartościowe to nie znaczy zdrowe, normalne i nie odstające?Pani Zofio ma pani konstytucyjne prawo do wolnosci słowa, ale warto mówić ze znastwem o tym na czym się człowiek zna i czego zanał. Posłucham pani wypowiedzi pod warunkiem, że przepracuje pani z niepełnosprawnymi dziećmi pół roku. Wtedy możemy dyskutować. Inaczej to nie ma sensu.Zarąbiście szczęśliwa mama zarąbiscie szczęsliwego niepełnosprawnego chłopca. Do tego oligofrenopedagog i nauczyciel.Pozdrawiam autorkę bloga i jej córę. Owocnej nauki:)

    ~Jola
    8 września 2011 o 17:11

    Do Zofii: A jaki jest cel Pani wypowiedzi? Bo ja go nie widze. Chyba tylko nuda i skorzystanie z konstytucyjnego prawa do swobodnej wypowiedzi. Mama Agnieszki i mamy innych chorych dzieci piszą blogi nie po to, żeby wysłuchiwać takich rzeczy, bo one to wszystko doskonale wiedzą i zdają sobie sprawe, jak być może bedzie wyglądało życie ich dziecka, ale po to, żeby się czasami wygadać, pozalić, podzielić radością, ale przede wszystkim uzyskać wsparcie i zrozumienie, zwyklą ludzką życzliwość, dobre słowo. Jeśli ma Pani nieodpartą chęć dzielenia się swoimi opiniami to proszę zalożyć własnego bloga. Aniu, nie tlumacz się, bo to nie ma sensu i tak nikogo nie przekonasz, a takie osoby bedą się zawsze pojawiać. Niestety, często żeby coś zrozumieć, trzeba samemu przez to przejść… Mój synek jest tylko kilka miesięcy starszy od Agi i też niedawno zaczął naukę w szkole. Czekamy na diagnozowanie w kierunku spektrum autystycznego. Trzymajcie sie cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Patrykowa
    9 września 2011 o 16:46

    podpiszę się pod tą wypowiedzią. ja też nie rozumiem celu wypowiedzi Zofii.Otóż co z niej wynika – Zofia ma znajomą z chorym dzieckiem, spotkał ją wypadek i naszły ją filozoficzne refleksje i natchnienie, aby podzielić się ze światem swoimi wywodami, że ludzie bywają zdrowi i bardzo chorzy…. a ci chorzy cierpią, a medycyna tak poszła do przodu, że ratuje ludzi, którzy później są pustymi skorupami, jak to określiła…. no cóż medal za spostrzegawczość i życiowa mądrość! Zofia postanowiła podzielić się swoimi myślami, do których ma prawo konstytucyjne i może je również wyrazić, co nie omieszkała przypomnieć:)I z tego nagłego natchnienia i refleksji życiowych autora dowiadujemy się… że ci chorzy mają smutne miny, ich życie nie ma większego sensu, same cierpienie i ból ich opiekunów i ich smutne miny w autobusach….i ta szumnie zwana nauka! No co to za życie, do kitu. Nic tylko smutek, ból i tragedia…..i wszystkie te życiowe mądrości Zofia postanowiła ogłosić światu na blogu małej, chorej dziewczynki.Zofio, więcej pokory wobec życia, taktu i wyczucia!Ten sam postęp medycyny dał leki na nieuleczalne dotąd choroby, ale i utrzymuje przy życiu ludzi, którzy cierpią w swej chorobie i tak będzie do końca ich drogi. Jest to przedmiotem rozważań i dyskusji lekarzy, teologów, prawników i wielu ludzi. Ameryki nie odkryłaś. Rozumiem więc, że jedyną potrzebą Twojej szumnej wypowiedzi był cel zadania bólu drugiemu człowiekowi.Może trochę więcej po wypadku ponudzisz się w domu, to i refleksje na życie będą ciekawsze. Załóż może swojego bloga.


    ~Monika
    8 września 2011 o 17:43

    Pani Zofia z pewnoscia ma prawo do indywidualnych mysli i wypowiedzi! Nie ulega jednak watpliwosci, ze decydujac sie przelac te wszystkie mysli i wnioski na ekran komputera, na blogu matki chorego dziecka a wiec do niej kierujac te slowa okazala sie osoba zimna, pozbawiona jakichkolwiek uczuc i egoistka!!! Bardzo latwo, Pani Zofio, wypowiadac takie slowa kiedy sie ma zdrowe dzieci/dziecko, gorzej jak by to wlasnie pania dotknelo wlasnie takie nieszczescie!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. ~BS mama Julci
    8 września 2011 o 23:30

    Ania nie przejmuj się, rób swoje, ciesz się z każdego dnia spędzonego razem z Agi i mężem. Wszystkie te „mądre” wywody p. Zofi nie biorą pod uwagę jednego czynnika wg mnie kluczowego i najważniejszego – MIŁOŚCI.Ktoś kto kocha nie będzie zadawał pytań: jaki sens ratować życie człowieka, który do końca będzie niepełnosprawny?Ktoś kto kocha nie powie nigdy o chorym człowieku „skorupa”.Może właśnie p. Zofia jest zazdrosna o tę miłość, którą widzi w Waszej rodzinie?Aniu nie tłumacz się przed całym światem, bo to jest życie Twoje, Twojego męża i Waszej córki i nikt nie ma prawa włazić w nie butami i zakłócać spokój – to też gwarantuje nam Konstytucja ;)Pozdrawiam Was cieplutko, róbcie swoje.

    ~iwona
    9 września 2011 o 01:44

    Ze tez Ci sie chcialo posac do osob pokroju pani Zofii. Nie jestem pewna, a moze wlasnie jestem pewna, malo co trafi do ich mozgu. Podziwiam za cieplo, cierpliwosc, i szacunek dla ignorantow. A Agniesi zycze owocnej nauki!!! Sciskam wojowniczki zycia :))

    ~syla
    9 września 2011 o 08:04

    Jednego sobie życzę nie spotkać pani Zofii na swojej drodze życia. Poraża mnie bezwzględność wypowiedzi i zupełny brak empatii. Kto pani dał prawo do decydowania kto jest szczęśliwy a kto nie, kto ma prawo życia a kto powinien umrzeć. To człowiek czyni życie wartościowe a nie okoliczności. Człowiek żyje dopóki nie umrze, dopóki nie ustaną jego wszystkie procesy życiowe, a celem lekarzy jest ratować życie i je usprawniać na tyle na ile jest to możliwe. Kiedyś dzieci umierały na zapalenie ucha, płuc, anginę, tak piękna perspektywa powrót do tamtych czasów gdzie dzieci umierały z błahych powodów. Jakże pani mierzy swoją miarą i upraszcza rzeczy, których uprościć nie w sposób. I jeszcze jedna rzecz, ludzie ciężko chorzy, umierający wręcz, bardzo chcą żyć, mimo bólu, mimo cierpienia, mimo braku perspektyw, bardzo, bardzo chcą żyć. To jest naturalne w każdym człowieku, że chce żyć mimo okoliczności. Kiedy człowiek chce umrzeć, oznacza to, że jest jakieś zaburzenie na poziomie psychiki, depresja,myśli samobójcze nie są normą, normą jest naturalna, ogromna chęć do życia i walka o każdy oddech. Pozdrawiam Agnieszkę i Ciebie mamo, i trzymam kciuki za każdy sukces, za każdy przejaw, za każdą nić porozumienia, choćby najcieńszą

    ~Monia
    9 września 2011 o 13:29

    Przepięknie napisałaś. Pozdrawiam. Stała czytelniczka.

    OdpowiedzUsuń
  4. ~i tyle
    9 września 2011 o 14:31

    komentarze… komentarze… gdyby wszyscy wszystko rozumieli … taki jest ten świat – po prostu -
    Odpowiedz
    ~Ania
    9 września 2011 o 20:09

    A tak szczerze powiem,że nie wiem o co chodzi w postach p.Zofii?Chyba jestem głupia i ,,nie umie czytać ze zrozumieniem,, .No na pewno jestem głupia.Ja nie wiem o co chodzi p.Zofii.? W jakim celu takie brednie się pisze.No co udowodnić,że Aga to nie wielbłąd?My i rodzice Agi to wiemy!Pani Zofio a może tak wizyta u psychologa?Zawsze coś pomoże!I proszę o założenie własnego blogu a my .zgodnie z Prawem będziemy Panią ,,wspierać,, tak jak P.wsparła Mamę Agi. Kobieto jak masz za dużo czasu a wiemy tak jest to posprzątaj dom ,wszyscy będą zadowoleni ,i nie pisz głupot więcej!!!
    Odpowiedz

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Zofia
    10 września 2011 o 12:13

    Droga pani Aniu, nie dla każdego to co piszę to brednie. Jeżeli zresztą pani tak uważa, to nie musi czytać pani moich komentarzy, może je sobie pani darować. Proszę też brać pod uwagę, że może to co pisze pani- to są brednie dla wielu osób. Co do sprzątania mieszkania- to gdy tylko stanę na nogi, z radością się za to sprzątanie zabiorę- w tej chwili niestety nie jest to możliwe z powodu mojej choroby, czy też procesu ozdrowieńczego jak nazywam ów stan. Dysponując wolnym czasem czytam różne blogi, artykuły- pisane zarówno przez tzw. obrońców życia, idealistów, jak i skrajnie inne blogi- których autorami są osoby wręcz negujące życie jako najwyższą wartość i piszące o osobach chorych jako o „czymś” wynaturzonym, co należałoby najlepiej pogrzebać.Nigdy nie byłam skrajną zwolenniczką tzw. „życia na siłę”,ani też zwolenniczką eutanazji dokonywanej ręką kata- lekarza na wszystkich jednostkach chorych i upośledzonych. Moje poglądy można zaklasyfikować jako „coś pomiędzy”. Uważam, że osoby ciężko chore, które de facto umarły (Brak czynności serca i brak widocznych oznak zycia w badaniu EEG) nie powinny być reanimowane i przywracane do życia na siłę. Rzecz jasna gdy ktoś straci przytomność nagle, np. w domu to nie ma możliwości wykonania badania czynności elektrofizjologicznej mózgu, brak tętna i oddechu skutkuje podjęciem czynności reanimacyjnych ale… wszystko powinno mieć jakiś umiar. Jeżeli reanimacja nie jest skuteczna a trwa już długo to nie powinno się jej przedłużać, nie powinno się ingerować w śmierć, nie powinno się przywracać kogoś do życia, skazując często na cierpienie albo wegetację. Zastanawiam się, czy którakolwiek z was chciałaby leżeć bez ruchu w łóżku, podłączona do przewodów, żywiona papką przez otwór w brzuchu, ze wpomaganym oddechem i niekiedy- nie mogąc nawiązac jakiegokolwiek kontaktu z otoczeniem. Moja babcia ma znajomą, dobrą przyjaciółkę, która od 3 lat jest w takim stanie. Przywrócono ją do życia i co z tego- leży, nie je, nie pije, nie mówi, nie słyszy, mózg został tak bardzo uszkodzony, że nie jest w ogóle świadoma tego co się dzieje- ma niby otworzone oczy- ale NIE patrzy- rozumiecie o co chodzi? Nie rejestruje niczego, nikogo nie jest w stanie poznać, nie ma szans na poprawę. Jest to ogromny dramat rodziny- ktoś musi stale przy niej być bo nawet za przeproszeniem… nie jest w stanie się normalnie wypróżnić, potrzebne są lewatywy i inne „cudowne” wynalazki. Jest to cień dawnej osoby- której już nie ma, zostało ciało. Ciało, które leży, które jest wspomagane tlenem, preparatami, odżywkami. Ciało jeszcze żyje, mózg kontroluje pracę serca, choć już np. nerki wysiadają, płuca także. Nie wiadomo jednak ile jeszcze ta kobieta będzie tak leżeć i jak długo jeszcze rodzina będzie przeżywać tą tragedię. TA kobieta- kiedyś żwawa, inteligentna osoba, doktor uniwersytecki, mentorka licznych studentów, organizatorka konferencji jest teraz kimś zupełnie obcym, jest kimś kto przeraża, kogo widok doprowadza do łez. Rodzina nie ma już siły- psychicznej i fizycznej także, życie jej córki jest koszmarem- nie może ani pracować, ani pomyśleć o sobie, nie może nawet wyjść na dłużej, wyjechac i odpocząć emocjonalnie, nie może założyć własnej rodziny czy mieć swojego domu. Jest zmuszona przez los do opiekowania się matką- to jej obowiązek ale jak gorzki i ciężki. Czy nie powinno się pozwolić odejśc godnie powszechnie sznaowanej osobie która miała bardzo dobre życie? Czemu ta końcówka musi być tak okropna? Czy trzeba było koniecznie na siłę reanimować starszą kobietę po rozległym wylewie przez godzinę, gdy serce nie chciało podjąc pracy i ta kobieta nie żyła? NIe pozwala się umrzeć w sposób naturalny, nie daje się wyboru. Ktoś napisze, że widocznie ta kobieta chciała żyć- to jest bzdura, nie miała jakiejkolwiek świadomości, po prostu serce było jeszcze na tyle sprawne że podjęło pracę, wykąpane w morzu adrenaliny i innych leków. Piszę to celowo- o starszej kobiecie a nie o dziecku.

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Zofia
    cd W przypadku dzieci większy sens ma dłuższa reanimacja bo i większe są szanse na przeżycie i w miarę normalne życie. Ale czasami to życie, przedłużone na siłę, jest tzw. „drogą przez mękę”. Gdy schorowane dziecko umiera- jest to ogromna strata dla rodziców, niewyobrażalny ból- ale po jakimś czasie można iść do przodu- o tym dziecku się pamięta, pozostaje najważniejszym wspomnieniem ale… rodzice mogą rozpocząć nowy etap, odzywać wolność, mogą również spróbować walczyć o szczęście i mieć inne dziecko- zdrowe, normalne i szczęśliwe, które wychowają i które dorośnie i będzie mogło żyć tak jak inni. Śmierć jednego chorego dziecka może być początkiem czegoś nowego, również nowego życia. Pytałam się mailowo kilku lekarzy, którzy odpowiadali mi, że medycyna MOŻE, ma środki do ratowania dzieci ciężko chorych, ale NIE zawsze POWINNA ingerować w naturalny proces ich śmierci., Ci ludzie baliby się to powiedzieć np. do kamery- społeczeństwo by ich niemalże ukamienowało. Ale oni tak myślą, myślę tak i ja i wiele innych osób.JA potrafiłabym się przyznać do swojej opinii odnoście reanimacji i podtrzymywania życia publicznie, pomimo że mam dość wysoką pozycję w swoim świecie i na pewno nie pomogłoby mi to w karierze. Ale już moi koledzy- fizycy, chemicy, biolodzy- niekoniecznie, mimo że część z nich również nie jest za tym, by bawić się w Stwórcę i przywracać ludzi do życia (wegetacji…). Zbyt mało wiemy i zbyt mali jesteśmy, żeby to czynić. Nie powinnyście się oburzać, bo nie jesteście jeszcze Bogami, żeby decydować o życiu. Kierujmy się rozsądkiem- jeżeli reanimacja np. 20- minutowa nie przynosi rezultatu to zaniechajmy tego działania, uszanujmy śmierć, godnie pochowajmy człowieka,a nie róbmy z niego cierpiącej nieświadomej istoty, która będzie umierać- wegetować latami. A jeszcze jedna sprawa- coś co mnie nie dziwi, co podkreslają polscy lekarze. Większośc rodziców NIE potrafi podjąć reanimacji własnego dziecka!! Gdy dziecko się zakrztusi, zadławi, gdy coś mu się stanie to rodzic nie umie mu pomóc! I często nie robi nic, tylko czeka na pogotowie (minuty lecą, dochodzi do uszkodzenia mózgu…)albo bezładnie ściska, uciska dziecko, nie pamiętając za bardzo jak wykonać sztuczne oddychanie czy masaż serca albo- najczęściej- czyniąc to na j… pies, kompletnie nieumiejętnie i nieskutecznie!! Często odbywa się to w ten sposób, że oszalała matka krzyczy, miota się, szarpie dziecko, potrząsa nim, lekko uderza nawet, lamentuje, płacze ale.. nie sprawdza pulsu ani oddechu! Czasami dziecko nie jest reanimowane przez minuty- czasami aż do przyjazdu karetki! Efekt jest potem jaki jest. I teraz pytanie na które nie ma odpowiedzi- Ile dzieci udałoby się uratować gdyby rodzice potrafili podjąć od razu prawidłową reanimację i robili to skutecznie??? Ile żyjących, upośledzonych dzieci mogłoby być w miarę normalnych i w miarę zdrowych?? Ile dzieci miałoby szansę gdyby rodzice umieli wykonać masaż serca a nie czekało kilkanaście minut na karetkę???? Nad tym warto się zastanowić. W każdym razie- bardzo się rozpisałam i pewnie znowu parę osób będzie oburzonych. Cóż, mimo wszystko życzę wszystkim aby zachowali odrobinę zdrowego rozsądku. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Tolka
    10 września 2011 o 13:10

    Na szczęście pani rozsądek nijak sie ma do rzeczywistości. I niestety niewielka jest pani wiedza na temat nauki dziecka niepełnosprawnego. Dla pani nauka to czytanie i pisanie, przyswajanie konkretnej, bardzo często niepotrzebnej, wiedzy. A nauka to po prostu pobudzanie mózgu do pracy, stymulacja zmysłów. Zreszta cóż ja będę tu tłumaczyć. Więcej rozumieją moi nastoletni (w ogromnej większości doskonale czytający ze zrozumieniem) uczniowie. I jesli zycie polegałoby tylko na tym, zeby być szczęśliwym, mieć NORMALNE dziecko i iść do przodu to ja dziękuję za takie życie. Ja jednak wolę, aby było wartościowe, nawet jesli wymaga ode mnie poświęcenia i cierpienia.I proszę swój czas spozytkować bardziej konstruktywnie: ot chocby pomagając tym wielu znajomym, ktorzy podjeli się trudu opieki nad osobą niepelnosprawną. Ja nie kwestionuję, że zycie z niepełnosprawną osobą bywa ciężkie, ale kwestionuję pani prawo do pisania na tym blogu, do krytykowania i przemądrzałych wniosków nie opartych na własnym doswiadczeniu. Jesli pani ma choć trochę przyzwoitości to proszę zmilczeć. Chyba, ze chodzi pani tylko o to, by w anonimowym necie mocno zranić?

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Zofia
    10 września 2011 o 16:58

    Proszę wrócić do mojego pierwszego komentarza, jeżeli nie potrafi pani czytać to napiszę raz jeszcze i innymi słowami- Primo- znam definicję nauki, Secondo- Nauka w sensie nauki szkolnej prowadzonej przez nauczyciela to nie jest nauka w sensie stymulacji, zwiększania wrażliwości dziecka na bodźce i na otoczenie. Chyba, że czasy się zmieniły i teraz dzieci w szkole zamiast uczyć się liczenia, czytania, pisania, konwersacji w języka obcych itd itd są poddawane stymulacji identycznej jak dzieci niepełnosprawne? Kurcze, może tak i jest- nie wiem tego bo jak już napisałam dziecko przyjaciółki do szkoły nie chodzi i trudno mi powiedzieć co się z dziećmi wyrabia teraz, ale biorąc pod uwagę gigantyczne plecaki targane przez uczniów, można odnieść wrażenie, że te dzieci raczej uczą się tego, co i my wszyscy kiedyś z podręczników i „wykładu” nauczyciela (o ile to jest wykład). Wiem natomiast jak wygląda nauka dziecka koleżanki i nie jest to nauka w sensie szkolnym, gdyż takowa nie ma najmniejszego sensu, po prostu dąży się do tego by dziecko się choćby czymś zainteresowało świadomie i nawiązało jakiś tam kontakt. w przypadku dziecka koleżanki takiego kontaktu nie ma, choć z dzieckiem pracują i nauczyciel i rodzice i prywatna opiekunka i dziadek- pedagog. Wiele godzin idzie niestety na marne, a rodzice płaczą po nocach- taka jest prawda, NIe mam chorego dziecka i nie chciałabym mieć takiego,bo nikt przy zdrowych zmysłach nie marzy o posiadaniu dziecka chorego, upośledzonego, kalekiego. Ale co innego mieć dziecko niepełnosprawne ruchowo, a sprawne intelektualnie, a co innego mieć dziecko uposledzone i fizycznie i umysłowo, które nie ma raczej szans na normalny rozwój intelektualny. Jednostka niepełnosprawna w sensie ruchowym może być geniuszem nauki, może i chce pracować, może założyć rodzinę i rozumie to,co rozumie każdy normalny zdrowy człowiek (że jest człowiekiem, ma świadomość swego istnienia, wie że nie jest zwierzęciem, rozumie pojęcie śmierci itd itd itd). Dziecko upośledzone intelektualnie wyrośnie na dorosłego, który nie jest dorosłym . Nie będzie prowadziło sensownych rozmów, nie będzie wiedziało co je odróżnia od innych, nie będzie umiało planować, marzyć i … wspominać. Wielu ludzi uważa, że ktoś taki jest gorszy i nietrudno się dziwić takiej opinii. Ja nie wyrażam tutaj swojej, chociaż osoby które nie potrafią czytać i tak uznają, że dla mnie dziecko czy dorosły upośledzony intelektualnie jest gorszy. W każdym razie każdy zasługuje na godne życie. Zasługuje też na szacunek. Szanuję autorkę bloga, jej córkę, szanuję i komentatorki. Ale mam wlasne poglądy na temat życia, godnej śmierci, sensu istnienia, tragedii rodzin w których dziecko jest chore i nierokujące poprawy.

    OdpowiedzUsuń
  9. ~Tolka
    10 września 2011 o 18:06

    Mam nadzieję, że potrafi się pani tymi poglądami dzielić w realu patrząc w oczy rodzicom dziecka niepełnosprawnego czy koleżance, ktora opiekuje się osobą po wylewie. Mam nadzieję, że nie anonimowo w necie, ale w życiu rzeczywistym wyraża pani te poglądy tak odważnie jak tu, na blogu niepełnosprawnego dziecka. W sumie, gdyby posiadała pani minimum empatii i zrozumienia to pani komentarze nie znalazłyby sie tutaj, bo niczego nie wnoszą, a ranią. Zdaje pani sobie sprawę z tego?Pracuję w szkole, gdzie w klasach z uczniami zdrowymi (bo dla mnie nie istnieje podzial na normalne i nienormalne) są uczniowie niepełnosprawni: ruchowo, intelektualnie. Na różne sposoby i z różnymi sprzężeniami. I widzę i wiem jak wiele ta zdrowa młodzież uczy się przebywając z niepełnosprawnymi. jak zmienia się ich optyka widzenia świata, jak doceniają to, co mają, jak wiele empatii widać w ich postawie.Oni, jestem tego pewna, nie wrzuciliby tego typu komentarzy na blogu o takiej specyfice. I wiedzieliby dlaczego takich rzeczy sie nie robi, mimo tzw. wolności słowa.
    ~Liv
    10 września 2011 o 20:18

    Tolka, masz rację. Moja Córa uczy się w /świetnej/ podstawówce z oddziałami integracyjnymi. W klasie nie, ale w szkole ma styczność z dziećmi na wózkach, o kulach… Dla Niej jest rzeczą normalną, że są dzieci niepełnosprawne. Na szkolnej dyskotece tańczy z Dziećmi na wózkach /a jak tańczą, aż miło patrzeć:)/ Na wycieczki szkolne jeździ z dziećmi niepełnosprawnymi – jedno zdjęcie mnie powaliło – moja Kobietka pomaga pchać wózek Koleżanki, a Koleżanka trzyma dwa plecaki na kolanach – swój i Jej:)Dla nas być może lekki szok. Dla Nich – najzwyklejsza sytuacja pod słońcem. Jak dobrze, że najzwyklejsza…:)

    OdpowiedzUsuń
  10. ~Zofia
    11 września 2011 o 12:50

    I po raz kolejny ktoś czyta wybiórczo i bez zrozumienia. Jeżeli chce Pani coś komentować to wypada przeczytać w ten sposób, żeby dotarło. To są niby drobnostki, ale… Moja koleżanka ma chore DZIECKO, które bynajmniej nie miało wylewu, lecz cierpi na chorobę genetyczną, a koleżanka mojej babci opiekuje się swoją leżącą matką po wylewie. Tak napisałam,ale widac, że niektóre osoby mają problemy ze zrozumieniem treści pisanej- co innego do nich dociera…

    ~ina
    12 września 2011 o 13:01

    Pani Zosiu, ja rozumiem pani tok myślenia, jest logiczny i stosunkowo spójny, ale ma kilka poważnych luk. Czy potrafiłaby Pani wskazać tę chwilę podczas reanimacji, od której wiadomo bedzie, że dziecko będzie w śpiączce, a mózg ulegnie uszkodzeniu? Czy byłaby Pani w stanie podjąć ryzyko nie-uratowania życia według jakieś statystyki przeżyć? Jeżeli zaistnieje cień szansy, czy nie wykorzystałaby go Pani, aby ocalić dziecko? Czy ad hoc założyłaby Pani, że lepiej się nie wysilić, bo dzieciątko może poźniej być chore? Proszę odpowiedzieć na te pytania. Zakładamy: jest Pani lekarzem, bierze Pani to na siebie. Da Pani dziecku umrzeć, bez walki? 20 minut Pani reanimuje… i z zegarkiem na ręku wyłącza akcje? Bo statystycznie rzecz biorąc teraz może już być chore.. i co pani powie rodzicom? „Zrezygnowałam, zeby nie narażać was na życie z kaleką”… czy tak? To ciąg pytań do pierwszej z luk…

    OdpowiedzUsuń
  11. ~Patrykowa
    10 września 2011 o 23:26

    A propo pani „secundo”…..widać, że nie zapoznała się Pani z tematem. Owszem, nauka w systemie szkolnym dziecka niepełnosprawnego intelektualnie to stymulacja, bodźcowanie i wypracowanie ścieżek kontaktu i komunikacji na poziomie dostosowanym dla dziecka. A to, ze Pani nie uważa tej formy za naukę….. no cóż, ma Pani prawo, tak myśleć. Gdyby miała Pani dziecko w podobnym stanie jak Agi i nie rozpoczęła edukacji swojego dziecka, spotkałyby Panią restrykcje karne.Jaki ma cel ogłaszanie Pani wywodów na blogu dot. małej, chorej dziewczynki, która właśnie rozpoczęła naukę w szkole? Skoro tak Pani szanuje autorkę i jej córkę, dlaczego zdecydowała się Pani ogłosić tutaj swoje raniące refleksje? Czy chce Pani przekazać informację rodzicom Agi i innym rodzicom w podobnej sytuacji, że rozpoczęcie edukacji, tak właśnie edukacji przez ich chore dzieci to walka z wiatrakami, z góry skazana na niepowodzenie? Nigdy nie wiadomo, powtórzę nigdy, gdy idziemy w nieznane rejony, co spotka nas na mecie drogi, którą właśnie idziemy, co czeka nas za zakrętem? Ustawodawca dał prawo do nauki każdemu niepełnosprawnemu i szansę na rozwój na miarę jego możliwości, co podkreślam, a Pani tak łatwo bazując na podstawie kilku znanych sobie bliżej przypadków wszystko neguje i skazuje pracę z chorym intelektualnie dzieckiem na niepowodzenie. Analogicznie, jakby wszystkie osoby chore na raka przekreślić i nawet nie dawać im szansy podjęcia leczenia, bo przecież rak jest bardzo często śmiertelną chorobą, więc po co podejmować trud i starania…… Zgodnie z ustawą o systemie oświaty oraz rozporządzeniem ministra „niepełnosprawne dziecko ma prawo do pobierania nauki we wszystkich typach szkół dostosowania treści, metod i organizacji nauczania do jego możliwości psychofizycznych oraz do pomocy psychologiczno-pedagogicznej.Kształcenie i wychowanie dzieci niepełnosprawnych powinno umożliwiać naukę w dostępnym dla nich zakresie, usprawniać zaburzone funkcje, rewalidację i resocjalizację oraz zapewniać specjalistyczna pomoc i opiekę”Skoro szanuje tak Pani autorkę, jej dziecko, dlaczego zdecydowała się na ogłoszenie swoich wywodów na blogu dot. małej, chorej dziewczynki? Jaki jest cel tej wypowiedzi?

    OdpowiedzUsuń
  12. ~Liv
    11 września 2011 o 19:16

    I musi pani tymi poglądami dzielić się akurat na tym blogu, prawda? Lepszego miejsca w sieci nie ma? Skąd pani pewność, że Agi nie obudzi się pewnego dnia i nie stanie znowu „sprawna intelektualnie”?Nikt nie neguje pani prawa do swoich poglądów i ich wyrażania, ale miejsce, które sobie pani wybrała na swoje wypowiedzi… nie, dam spokój.Proszę nie ranić Ani i innych Rodziców chorych dzieci… I niejako ‚przy okazji’ nas, wierzących w cud powrotu Agi do naszego świata.

    ~human
    10 września 2011 o 14:03

    OKRUTNE … ALE PRAWDZIWE …

    ~siostrzyczka
    10 września 2011 o 15:34

    Jakie to proste. Że też wy rodzice chorych dzieci na to nie wpadliście. Po co reanimować chorych? Po co dawać im jakiekolwiek szanse. Przecież życie polega na wygodnictwie!!! Każdy MUSI się zająć sobą. W razie tragedii ma układać sobie nowe życie i patrzeć żeby było lepsze. Pani Zofia patrzy na matki chorych dzieci jako reproduktory kolejnych dzieci. Te niedobre wyrzucić i płodzić następne. A po tamtych pociechach pozostawić sobie np zdjęcie na lodówce??? Pani Zofia widać żyje w luksusach i na pewno nie schyli się aby podać pomocną dłoń potrzebującym, chorym. Bo poświęcać się można ale tak żeby było wygodnie. A idąc tokiem myślenia owej Pani: jakiś czas temu każdy słyszał o amerykańskiej kongresmence Gabrielle Giffords postrzelonej w głowę. Więc po co ją lekarze reanimowali??? Przecież postrzelono ją w głowę. Więc na bank będzie roślinką, którą ktoś na pewno będzie się musiał opiekować i „zmarnuje” przez to najlepsze lata swojego życia. A tu niespodzianka. Pani senator przeżyła. I co najważniejsze NIE JEST ROŚLINKĄ, nie wegetuje. Chodzi, mówi. I po co w związku z tym ją reanimowali droga Zofio? Dobrze by było gdyby zabrała się Pani do jakiejś pożytecznej pracy, nie myślącej, bo jak wszyscy tu widzimy myślenie Pani szkodzi. A skoro jest Pani jak to mówi unieruchomiona i musi polegać na innych to dlaczego marnuje Pani ich czas? Przecież mogą w tym czasie robić dużo innych weselszych rzeczy niż skakać koło Pani. Mogą się zająć przecież SOBĄ!!!

    OdpowiedzUsuń
  13. ~M.
    11 września 2011 o 18:24

    Cześć Aniu :) A post jest do Pani Zofii co narobiła sporo zamieszania ale zrobiła niechcący ogromną przysługę. I właśnie dla Agi ją zrobiła.Pytano tu jaki Zofia ma cel – cóż, Zofia nie radzi sobie ze wspomnieniami, sponiewieraniem, chorobą. Nikt jej nie wsparł a siły życiowe uciekają, prawda Zofia?Tak po prostu – kieruje nią zazdrość i musiała się odreagować tam gdzie dziecko ma miłość i wsparcie. Na zasadzie: nie mogę mieć to podepczę a jak się uda to zniszczę.Pani Zofio – źle Pani zrobiła. Pamięta Pani? „Co dajesz to zbierasz”. I teraz Pani to zbierze.Proszę sobie wyobrazić – to tylko sytuacja hipotetyczna – że przyjdzie do Pani wyproszony anioł i w sytuacji krytycznej powie tak: „Nie znam cię kobieto, ja jestem aniołem miłosierdzia a ty innym życzyłaś anioła śmierci”.To tylko opowiastka, chociaż życie mnie nauczyło że takie rzeczy również się zdarzają.Pozdr.M.

    ~kate
    17 września 2011 o 01:36

    Kobieto, mądrzy ludzie mówią: gdyby człowiek wiedział, że sięprzewróci, to by się położył. Gdyby wszyscy ludzie umieli wykonywać masaż serca, sztuczne oddychanie, tamować krwotoki, ratować tonących, gasić pożary… W dzieciństwie mówiło się: gdyby babcia miałą wąsy byłaby dziadkiem.Tutaj pani Ania dzieli się blaskami i cieniami opieki nad dzieckiem niepełnosprawnym. Dopisywanie obelżywych wpisów na jej prywatnym blogu, jak również sugerowanie, że sama jest sobie winna, jest przejawem – mówiąc bardzo dyplomatycznie – całkowitego braku kultury.Jeśli chodzi o to, jak swoje życie oceniają osoby niepełnosprawne, literatura jest ogromna – że wymienię tylko niedawne badanie osób z zanikiem mięśni (http://dx.doi.org/10.1016/j.ejpn.2010.07.003). W każdym razie pani wyobrażenie o osobach niepełnosprawnych musi być bardzo wąskie, i to mimo Pani niepełnosprawności.Na koniec rada: jeśli nie ma Pani nic pomocnego do napisania, sugeruję wywnętrzać się gdzie indziej. Może być do psychoterapeuty.

    OdpowiedzUsuń
  14. ~Liv
    10 września 2011 o 18:46

    Strasznie Was wszystkich przepraszam za drastyczne słowa, ale ja już skądś znam wywody o jakości życia… Tak – z idei nazistów. Zdrowi, silni, koniecznie o blond włosach…Jeszcze raz proszę o wybaczenie za drastyczność porównania. I jeszcze jedno, jeszcze bardziej Was przepraszam… Czy Ania ma zabić Agi? Czy moja bliska Koleżanka ma zabić autystycznego Synka? Przecież Agi nie jest uporczywie utrzymywana przy życiu! O co tu chodzi, o dokopanie Ani? Boję się, że napiszę za dużo, emocje mną szarpią, więc skończę…

    ~BS mama Julci
    11 września 2011 o 00:43

    Pani Zofio bardzo proszę niech Pani zaprzestanie. Włożyła Pani całą rękę w niezagojoną ranę i dłubie Pani, dłubie z zaciętością jakby Ania i jej rodzina miała za mało bólu na codzień. To nie jest miejsce dla takich komentarzy, może jakieś forum dla myślących podobnie jak Pani. Pani Zofio moja 3 letnia córeczka zmarła 4 lata temu, byłam przy jej reanimacji i oddałabym wtedy wszystko, żeby tylko przeżyła, nawet w formie „roślinki”. W chwili ogromnego napięcia, w stanie bezpośredniego zagrożenia życia – to życie się ratuje i nikt nie może określić momentu kiedy przerwać reanimację. A gdybym zażądała w pewnym momencie od lekarza żeby zaprzestał, żyłabym z poczuciem winy nie do udźwignięcia. Łatwo jest wyrażać zdecydowane opinie w tej kwesti siedząc przed komputerem i rozstrzygać co należało zrobić, obwiniając Ankę najpierw o to, że nie potrafiła uratować samodzielnie swojego dziecka, a potem o to, że nie pozwoliła umrzeć swojemu dziecku. Żadna matka nie pozwoli odejść swojemu dziecku bez walki, dopóki jest choćby cień nadziei na przeżycie. Ale to potrafi zrozumieć tylko matka…….Mam nadzieję, że w końcu zrozumie Pani swój nietakt w swoich komentarzachPS. Pisząc słowa o osieroconych rodzicach widać, że nie ma Pani zielonego pojęcia w tym temacie

    ~Ania ze Szczecina
    11 września 2011 o 19:30

    Wielka szkoda ,że Pani dysponuje wolnym czasem ,bo niestety brednie Pani pisz okrutne!Trzema kciuki o szybkie ,, powrót do zdrowia,, fizycznego i powodzenia w sprzątaniu!Obu tego była duuuuuuuuuuuuużo!Ania

    OdpowiedzUsuń
  15. ~zlebek
    11 września 2011 o 20:52

    Aniu-wszystkie moje „maluchy” mają nauczanie idnywidualne właśnie takie jak będzie mieć Agusia-super programy m.innymi „poranny krąg”,dają super możliwości rozwoju maluchów!!!pozdrawiam serdecznie Was obie !!!miłego tygodnia

    ~monika
    12 września 2011 o 09:53

    Zofio! To bardzo trudny temat i należy podejść do niego w dużo bardziej taktowny sposób niż ty. Nie wolno ranić innych ludzi, nie wolno odbierać im nadziei, nawet bezsensownej i nieuzasadnionej, bo być może ta nadzieja to jedyne co im pozostało. A pani próbuje właśnie to zrobić. Ciekawe jak pani by się czuła podczas swojego procesu ozdrowieńczego gdyby ktoś pani napisał, że wogóle to bezsensu to leczenie bo i tak nie stanie pani na nogi??? Ponadto, żyjemy w społeczeństwie, tzn że jesteśmy za siebie nawzajem odpowiedzialni. I ta odpowiedzialność powinna powodować że pomagamy sobie nawzajem. Kiedyś w czasach gdy byłam jeszcze młoda i głupia naprawdę uważałam podobnie jak pani, ale dziś po latach jestem mądrzejsza…z tego co przeczytałam pani młoda nie jest…. Ja znam rodzinę w której córka po wypadku na nartach była w stanie śpiączki, lekarze powiedzieli rodzicom, że ma stłuczony pień mózgu, że na życie nie ma szans. Kiedyś w rozmowach w toku był odcinek o tej dziewczynie, przyszła na łasnych nogach, rozmawiała, mówiła o życiu, o tym co było w śpiączce, co słyszała i czuła. Moja ciotka miała mamę, która w ciągu kilku dni przeszła kilka wylewów do mózgu, była nieprzytomna. Szpital zaropponowł rodzinie albo oddanie jej do domu starców (czyli w naszym mieście znanej umieralni) albo wzięcie do domu… I no i w domu była wiele tygodni nieprzytomna, były problemy z jelitami (tak jak ty to opisujesz) i ogólnie ze wszystkim. Ciotka przypominała cień człowieka, ale na kilka godzin przed smiercią jej matka odzyskała przytomność – pewnie nie mogłaby usłyszeć i poczuć że jest kochana i żeby się nie bała ,że wszystko będzie dobrze, gdyby została w domu starców, albo gdyby nie podtrzymywano jej na siłę przy życiu…W historii medycyny jest opisany przypadek młodego człowieka, po kilku rodzajach studiów, bardzo dobrego inteligentnego i powszechnie szanowanego, który wpadł pod samochód, śmierć na miejscu. I lekarz po sekcji zwłok mówi do ojca: przykro mi że syn nie żyje ale przecież tak dla niego lepiej bo już nie cierpi, no i dla państwa to wybawienie bo przecież był rośliną. A ojciec w szoku tłumaczy że syn nie cierpiał na nic, nawet na infekcje rzadko chorował, że był niesamowicie bystry, że pracował i skończył kilka fakultetów…Lekarz im na to powiedział, że to niemożliwe bo syn miał zaledwie szczątki mózgu, nierozwinęły się w życiu płodowym….To są fakty – więc kobieto zastanów się co robisz odbierając komuś wiarę i nadzieję….A Tobie Aniu życzę dużo miłości, cierpliwości i baaardzo dużo grubej skóry na takie słodkie istotki jak zofia. Może kiedyś usłyszysz od Agi słówko MAmusia???! Miej nadzieję pomimo wszystko….

    OdpowiedzUsuń