poniedziałek, 5 września 2011

Nauczyciel /5 września 2011/

Zakończyliśmy pierwszą kurację Ismigenem. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, Agnieszka pięknie połykała podawaną jej przeze mnie dawkę leku. Rozkruszałam w strzykawce tabletkę, naciągałam jakieś 5 ml wody i podawałam jej po mililitrze do buzi. Spokojnie czekałam aż zdecyduje się połknąć. Pomagałam jej masując palcem krtań. Zdarzało się, że nawet nie musiałam jej pomagać. Fakt, czasem i wypluła z taką siłą, że mamusię opluła. Moja zdolniacha mała!!!
Muszę pochwalić moją dziewczynkę, bo przez ostatnie 2 tygodnie (odpukać), nie mieliśmy większych problemów z kręgosłupem. Jednego dnia, bodajże w czwartek coś ją bolało. Mirek w czasie czaszkowo – krzyżowej, odblokował jej lekko bioderko i się uspokoiła. Pozwoliła sobie ponadto wymasować buzię. W piętek Sonia, w czasie ćwiczeń, jeszcze raz ustawiła to biodro, tak do końca. Jednak tego dnia Agulek była taka zmęczona, że przerwałam zajęcia i podziękowałam ciotce. Niestety, nie było sensu dalej pracować. Agucha leciała przez ręce, do tego ślinotok na potęgę. Coś się działo. W sobotę planowaliśmy jechać do Piły na weekend, a tu Agi robi nam numery.
Pięknie przespała noc i więc pojechaliśmy do kuzyna. Okazało się jednak, że moja kluska dostała biegunki wieczorem i przez całą niedzielę ją trzymało. Niestety, nie miałam smecty, podałam jej węgiel. Zadziałał. Jeszcze w nocy z niedzieli na poniedziałek coś się zadziało, dostała węgiel i od tej pory spokój. Dzisiejszą rehabilitację jej podarowałam. Była tak osłabiona, że nie miałam serca dodawać Agniesi wysiłku. Nawet na spacer nie wyszliśmy, bo wiatr był za silny. Dopiero przed kąpielą na 20 minut, na balkonie posiedziałyśmy. Wiatr się uspokoił i zrobiło się naprawdę przyjemnie.
Wracając teraz do naszego nauczania. W piątek zadzwoniłam do Pani dyrektor. Niestety chaotycznie wytłumaczyła mi, że nie ma nauczyciela dla Agnieszki. Powiedziała, że zadzwoni w poniedziałek z i przekaże mi jakiekolwiek wieści. Zbaraniałam… Jak to możliwe, że szkoła odmawia uczenia dziecka? Wpadłam w charakterystyczną dla mnie panikę, jednak powiedziałam sobie, że poczekam do poniedziałku. I jak ta Scarlet, postanowiłam się nie martwić na zapas. Na szczęście Koło 14 Pani dyrektor zadzwoniła, podała mi nazwisko nauczycielki i że mam czekać na telefon od Pani Hanny. Pod wieczór doczekałam się i tego telefonu. Umówiłyśmy się na jutro, na 9 rano. Porozmawiamy i umówimy się co do godzin, w których Agi będzie miała zajęcia. Po raz kolejny wszystko dobrze się skończyło. Mam nadzieję, że Pani Hanna będzie osobą, jakiej oczekuję. To jednak okaże się pewnie dopiero za parę tygodni. Najważniejsze, że jest ktoś, a wiem, że o 13 (dzwoniłam) Pani dyrektor jeszcze nie miała nauczyciela dla Agi, kto chce podjąć się nauczania Agnieszki. Dlaczego tak trudno dla Agnieszki znaleźć nauczyciela? Pojęcia nie mam… No nic, trzymajcie kciuki, żeby wszystko poszło po naszej myśli.
Miłego tygodnia dla wszystkich!!!

7 komentarzy:

  1. ~Zofia
    6 września 2011 o 11:47

    Szczerze mówiąc to nie bardzo wiem na czym ta nauka ma polegać- przecież właściwie to nie będzie nauka bo raczej Agnieszka nie jest w stanie nauczyć się pisać, czytać itd? Więc to nawet nie powinno się nazywać nauką (w sensie nauki szkolnej) według mnie, to raczej coś w rodzaju stymulacji, prostych ćwiczeń logopedycznych i tyle w zasadzie. Co innego gdy nauczyciel przychodzi do dziecka chorego (np. leżącego) ale sprawnego (choćby cześciowo) intelektualnie, które jest w stanie przyswoić pewien materiał tak jak inne zdrowe dzieci. U Agnieszki to na pewno tak nie będzie wyglądać. Mam znajomą której urodziło się upośledzone umysłowo dziecko, dziecko ma 7 lat nie chodzi, nie mówi i właściwie nie nawiązuje kontaktu, do tego non stop jest chore i w szpitalu ale się mimo to „uczy”. Nauka polega na tym, że nauczyciel sam czyta literki i niby to dziecko ma próbowac powtórzyć (jest nierealne…). nauka cyferek polega na tym, że nauczyciel bierze rękę dziecka i rysuje cyfrę. Ćwiczenia są powtarzane w nieskończonośc a dziecko i tak nie ma pojęcia o co w tym chodzi i nie jest w stanie ani wypowiedzieć choćby jednej głoski ani samodzielnie chocby spróbować narysować cokolwiek. Ostatnio widiałam u koleżanki obrazek- który niby narysowała córka- a w rzeczywistości nauczyciel wodził łapką dziecka po kartonie i tylko w ten sposób wyszyły te „bochomazy”. Nie wiem jak można mówić o jakiejkolwiek samodzielności czy o tym, że dziecko się nauczyło rysować, że potrafi samo trzymać kredkę i świadomie coś zrobić:/ Koleżanka wmawia sobie, że córka się rozwija, że się uczy- tymczasem wszyscy inni widzą doskonale, że to nieprawda i nic się nie zmienia i raczej nie zmieni i dziecko nie będzie choćby w minimalnym stopniu samodzielne.

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Zofia
    cdJest to przykre- oszukiwanie samej siebie i zycie w świecie własnych fantazji. Rzeczywistość jest taka, że dzięki medycynie i rehabilitacji można wiele osiągnąc ale nie da się zrobić zdrowego dorosłego z upośledzonego umysłowo dziecka. Dla mnie to jest dramat, jest coraz więcej upośledzonych dzieci, coraz więcej rozpaczy rodziców. KIedyś w większości przypadków dziecko ciężko chore po prostu umierało, teraz medycyna ratuje te dzieci ale jednocześnie doprowadza do tragedii ich rodziców którzy często poświęcają swoje życie, marzenia i szczęście by opiekowac się chorym, upośledzonym dzieckiem, niezdolnym do samodzielności. NIe pozostaje to bez wpływu na psychikę rodziców- widać często jak zmieniają się na niekorzysc rodzice np. zajmujący się dziećmi ciepriącymi na zespół Downa, wystarczy popatrzeć nawet w autobusach że niektórzy z nic patrzą się już inaczej, zachowują inaczej…. Tego się głosno nie mówi, ale to widać bardzo często. NIe wiem nawet jak to nazwać- tą nieobecność, smutek, otępienie? Ale wracając do „nauki” to dzieci chore i tak są skutecznie izolowane od normalnych rówieśników bo przeważnie nie uczestniczą w życiu szkoły, nie mają nawet jakichkolwiek szans na nawiązanie znajomości z innymi dziecmi, żyją niejako w zapomnieniu otoczone jedynie rodzicami, lekarzami i rehabilitantami. I tak przez X lat.O ile dziecko chore nie ma świadomości tego że mogłoby żyć inaczej i że jego los jest po prostu tragiczny to rodzice raczej to widza, chyba że żyją swoją fantazją o tym, że dziecko odzyska świadomośc. Drobna czynnośc chorego dziecka jest postrzegana jako coś nadzwyczajnego. To, że dziecko przełknęło łyżeczkę wody to powód do radości. To, że popluło matkę to osiągnięcie tygodnia. W nieszczęściu można dopatrzeć się nieraz czegoś optymistycznego ale jak musi cierpieć dziecko wiecznie chore? Z bloga wynika, że Agnieszka non stop choruje, że trzeba ją co rusz nastawiać, że nie może normalnie jeść, że nie może siedzieć, mówić itd itd. Dziecko musi się bardzo nacierpieć i niestety najprawdopodobniej całe jej życie będzie tak wyglądało. Rozumiem, że Mama Agnieszki cieszy się nawet z tego że córka ją popluła ale dla osób które na to patrzą z boku może to się wydawać wręcz tragiczne, bo jeżeli to jedyne co potrafi dziecko, to co to za życie, jaka jest jego wartość? z punktu widzenia Agnieszki przecież mneijsza niż gdyby byłą zdrowsza i miała choćby szansę, szansę na w miarę normalne życie, na przyjaźń, normalną naukę, jako taką samodzielnośc, byc może również własny dom czy miłość. A niestety tak nie jest bo będzie zawsze wymagała opieki i nie odzyska pełnej świadomości.

    OdpowiedzUsuń
  3. ~siosrzyczka
    7 września 2011 o 17:47

    Droga Pani Zofio. Z Pani postu wynika, że należałoby takie dzieci zabić, pozwolić umrzeć, wtedy będzie mniej smutku i nieszczęść na świecie?Będzie Pani mogła spokojnie siedzieć w autobusie i patrzeć na wszystkie uśmiechnięte osoby? Nie rodzice chorych dzieci wymyślili obowiązkową naukę. Nauka to nie tylko czytanie i pisanie. To także stymulacja bodźców, wyuczenie pewnych reakcji. Należało by spędzić jeden dzień z niepełnosprawnym dzieckiem, żeby poznać je dokładnie. One czują. Rodzice tych dzieci mają inny punkt radości niż rodzice zdrowych dzieci. Rodzice zdrowych dzieci cieszą się, że ich dziecko przyniosło 5 ze szkoły. Natomiast rodzice dzieci niepełnosprawnych dzieci cieszą się choćby najmniejszą reakcją dziecka, choćby i opluciem. To są dwa światy. Nauczyciele którzy mają uczyć dzieci niepełnosprawne są wysyłani na konkretne szkolenia żeby wiedzieli jak z nimi postępować. Z nimi się nie prowadzi zajęć tak jak ze zdrowymi dziećmi. Pisze Pani o dziecku swojej koleżanki, że cieszą się z „bohomazów” swojego dziecka. A zdaje Pani sobie sprawę że rysowanie stymuluje mózg tego dziecka? Nawet prowadzone ręką nauczyciela. Mózg jest niezbadany. Więc tak do końca nie wiemy jak funkcjonuje. Dziecko może patrzeć się w dal, nie robić żadnych min oznaczających zainteresowanie. A mimo to mózg może pracować. Każdy lekarz twierdzi że należy pracować nad rozwojem intelektualnym. Dla jednych może to być czytanie, a dla innych bodźce świetlne, czuciowe itp. Dlatego dzieci niepełnosprawne mają indywidualny tok nauczania. Narzucony odgórnie. To nie prawda że te dzieci są izolowane. Czasami po prostu omija się zgromadzenia w których dziecko wzbudzałoby sensację. Byłam świadkiem jak rodzina w Mc Donalds przesiadła się do innego stolika w drugim końcu sali ponieważ obok nich usiadła rodzina z dzieckiem niepełnosprawnym. A to boli zwłaszcza rodziców. Więc poniekąd są izolowani ale przez „zdrowe” społeczeństwo. Tak więc staram się tylko uświadomić wszystkim, że jeżeli nauka jest obowiązkowa to należy ją przeprowadzać indywidualnie dla potrzeb dziecka. Może Agnieszka nie nauczy się czytać czy pisać, ale takie nauczanie zwiększa jej szanse na większą pracę mózgu, który jest niesamowicie potrzebny. :-) Więc nie gańmy rodziców chorych dzieci, że starają się dla swoich pociech zrobić wszystko co najlepsze i czy z uśmiechem na twarzy czy bez, to nie ma znaczenia. Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  4. ~lucyna
    7 września 2011 o 18:22

    Pani jest okropną egoistką pisząc takie rzeczy…

    ~julia
    11 września 2011 o 19:14

    mam znajomą,której syn zginął w wypadku samochodowym.Ta znajoma ciągle powtarza,że chciałaby ,żeby żył,nawet gdyby był kaleką,tak bardzo tęskni.ja rozumiem radość Pani Ani.


    ~tarranko
    7 września 2011 o 19:17

    Jestem nauczycielem, pracuję akurat z takimi dziećmi jak Agniesia. To takie przykre słyszeć, że jak nie uczysz czytać i pisać to już tego nie można nazwać nauką. Pani Zofio, nie ma pani pojęcia jak bardzo wiele rzeczy można robić z niepełnosprawnymi dziećmi, jak cieszy każdy sukces i nawet drobne osiągnięcia. Wymaga to wiele pracy i wysiłku zarowno ze strony nauczyciela ale przede wszystkim dziecka. I proszę pamiętać, że te dzieciaczki mają do tego prawo! Prawo do rozwoju i osiągania sukcesów na miarę swoich możliwości. Bardzo płytkie jest pani myslenie, pani Zofio.

    ~Ania
    8 września 2011 o 00:08

    Mam nadzieję Aniu,że nie będziesz brała do siebie tego ataku kobiety ,która nie tylko ma płytkie myślenie ale też i proste.Tacy ludzie niczego nigdy nie nauczą się,i cudów nie oczkujmy!Ale od Agi jak najbardziej!Całuski.Ania ze Szczecina

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Zofia
    8 września 2011 o 08:28

    Osoby komentujące mają widoczne problemy z czytaniem ze zrozumieniem, jest to dość dziwne gdyż nie są zapewne „wykwitem” późnych lat 90-tych dla których zrozumienie tekstu pisanego stanowi nie lada problem… Nie napisałam nic o tym, że jednostki chore (czyli de facto upośledzone intelektualnie czy fizycznie) powinny być ze społeczeństwa eliminowane. Napisałam, że dawniej ,gdy człowiek żył bliżej natury i zgodniej z nią, osoby chore, niezdolne do samodzielnego i świadomego istnienia (egzystencji….) umierały najczęściej, bo medycyna nie byłą na tyle rozwinięta by je uratować. Te dzieci nie musiały cierpieć, nie musiały czuć bólu, a ich rodzice nie byli skazani na stałe opiekowanie się nimi i nie musieli martwić się co będzie z dzieckiem gdy ich już zabraknie. W tej chwili medycyna potrafi wiele- dzieci niezdolne do normalnego życia są ratowane, a sztab lekarzy, rodzice i rehabilitanci czynią ogromny wysiłek żeby w ogóle dziecko pozostawało na tym poziomie na którym jest, a nie następował regres. W świecie przyrody (de facto to i nasz świat, bo nie jesteśmy niczym innym jak pewnym „wytworem” ewolucji i pochodzimy wszyscy od organizmów peirwotnych, jednokomórkowych) jednostka najsłabsza, niezdolna do życia ginie. Taka jest prawda. NIe chodzi mi o to, że człowiek który nie może sam funkcjonować powinien umrzeć. Zauważmy jednak, że człowiek który nie potrafi ani jeśc ani pić, który nie ma świadomości bycia człowiekiem i który nie jest w stanie choćby w minimalnym stopniu zadbać o siebie i który nie kontroluje niczego (ani pęcherza, ani mowy, ani świadomych odruchów) jest zdany tylko na inną osobę, która zrobi to wszystko za niego (nakarmi- wleje papkę pokarmu do żołądka, zmieni pieluchę, umyje, położy, posadzi na wózek itd itd) i taki człowiek nie może być ani postrzegany jako normalny ( z def- normalność- to co dana grupa społeczna, w danym czasie i w danym miejscu uważa za normalne czyli normalny jest człowiek który potrafi choćby w niewielkim stopniu zadbać o siebie). Prawda jest smutna- coraz więcej chorych, cierpiących dzieci będzie żyć…. i cierpieć. Czy Agnieszka jest szczęśliwa? Może i jest na swój sposób, ale nikt mi nie wmówi że nie cierpi. WIdać wyraźnie po wpisach że co rusz albo jej coś wypada w kręgosłupie, albo choruje. Poza tym stałe napięcie mięśni też sprawia ogromny ból. To dziecko chce żyć, to widać, ale nie jest to świadome dążenie. Każdy organizm zrobi wszstko żeby przetrwać, choćby miał to czynić kosztem innych.

    OdpowiedzUsuń
  6. ~basik71
    8 września 2011 o 11:30

    Zofio życzę Ci byś nigdy nie dostała wylewu, udaru itp co w każdej chwili grozi zdrowym dorosłym, by nigdy nikt nie musiał strać się przywrócić Cie do sprawności, nie musiał uczyć ruszać językiem, nie musiał karmić, nie musiał zmieniać pieluch…..abyś Ty w ten sposób nie cierpiała, jakie widzisz wyjście z sytuacji, nie podawać leków, uśmiercić, zagłodzić, nie pytać nawet o twoje potrzeby bo potencjalnie dla środowiska nie rozumiesz niczego…..Przykre jest to co piszesz dla Rodziców o tyle, że szeregujesz, chore znaczy gorsze, skąd Ty wiesz, że do dziecka nie docierają informacje przekazywane przez otoczenie. KAŻDY USTAWOWO (KONSTYTUCYJNIE) MA PRAWO DO NAUKIA nauka to nie tylko edukacja (literki, cyferki)…..


    ~Zofia
    8 września 2011 o 12:23

    Konstytucja gwarantuje mi również prawo do swobodnej wypowiedzi i wyrażenia własnego zdania. Podobne zdanie zresztą ma wiele osób, ale znaczna ich część nie przyznaje się do tego (ze strachu przed atakiem innych, z niechęci do ujawnienia własnych opinii itp.). Ponieważ autorka bloga nie opatrzyła go hasłem- jest zatem dostepny dla każdego, publiczny – tym samym wszyscy mogą czytać napisane posty oraz je komentować, wyrażając własne zdanie, niekoniecznie identyczne ze zdaniem innych czytających. Historią Agnieszki zainteresowałam się z dwóch powodów- pierwszy to właśnie kontakt z chorym dzieckiem koleżanki, który uzmysłowił mi jak ciężkie jest życie dziecka i rodzica, jak wielkie ponoszą oni koszty psychiczne, emocjonalne i finansowe. Ponieważ obecnie jestem po wypadku i nie ruszam się chwilowo z domu- sama wiem co nieco o tym, jak to jest być osobą „unieruchomioną” i zdaną na innych. Współczuję rodzicom dzieci niepełnosprawnych bo mają ogromnego pecha i nie mogą się cieszyć tak jak inni rodzice a ich dzieci są i będą zawsze „inne”, mniej lub bardziej obciązone, wzbudzające mieszane emocje otoczenia. Mam szczerą nadzieję, że w przyszłości nie będę zdana na łaskę innych, bo w takiej sytuacji wolałabym odejść godnie, niż być niepełnosprawną rośliną. Medycyna posunęła się już do tego, że ratuje się osoby niemal martwe, podłącza do masy urządzeń i… zostawia. Jest rodzina, rehabilitanci i człowiek- warzywo, mający lub niemający przebłysków świadomości. Czasami taka osoba „żyje” latami, nie ukrywajmy się- męcząc się, być może odczuwając ogromny ból. A co z dziećmi w takim stanie? Przecież cuda się raczej nie zdarzają i dziecko ciężko chore, upośledzone nie będzie w pełni sprawne i normalne, często w ogóle nie odzyska jakiejkolwiek sprawności. Życie Agnieszki i setek podobnych dzieci jest straszne, życie ich rodziców również. Jaki ma sens egzystowanie na poziomie minimalnej świadomości lub jej braku? Ciało, organizm działa, utrzymywane sa czynności życiowe (praca serca, trawienie itd itd) ale nie ma tak naprawdę człowieka a jest tylko ciało, pusta skorupa.

    OdpowiedzUsuń
  7. ~aga
    15 września 2011 o 17:39

    To co napisała Zofia jest straszne ale niestety prawdziwe. Nie atakowała nikogo tylko odważnie wyraziła swoja opinię. Uszanujmy i tą wypowiedź
    Odpowiedz

    ~ela82
    9 września 2011 o 18:43

    Moze ostroznie z tym watosciowaniem zycia? Czyje zycie jest wiecej warte – chorego dziecka czy zdrowego mordercy-psychopaty? To nic, ze morderca, przeciez zdrowy, prawda? Wylala tu pani swoje gorzkie zale – po co? Cuda sie raczej nie zdarzaja – ale czasem sie jednak zdarzaja. Jest pani okrutnym, zlym czlowiekiem. Ja sie tez ciesze, ze Agi opula Anie i jak dla mnie moze Ani nawet do oka napluc – to dopiero bedzie radosc! Bo kazdy nawet malutki, maciupenki krok do przodu jest powodem do radosci. I jestem calym sercem za szkola. im wiecej bodzcow Agi odbierze tym lepiej dla niej.

    OdpowiedzUsuń