„Martwicze zapalenie powięzi (ang. necrotizing fasciitis, NF) – rodzaj rzadko spotykanego, ostrego zakażenia podskórnej tkanki łącznej, które szerzy się wzdłuż powięzi okrywających grupy mięśni tułowia i kończyn. Chociaż w większym stopniu chorobą są zagrożone osoby z niedoborami odporności, cukrzycą, przyjmujące dożylnie narkotyki itp., może ona rozwinąć się również u całkowicie zdrowych, młodych ludzi.
W przeciwieństwie do zgorzeli gazowej (martwicy mięśni spowodowanej przez Clostridium spp., ang. clostridial myonecrosis) infekcja ma charakter mieszany i we wczesnym etapie nie uszkadza tkanki mięśniowej. Od zwykłego zakażenia tkanki łącznej odróżnia ją gwałtowny przebieg, ciężki stan ogólny pacjenta oraz (w późniejszym okresie) objawy wstrząsu septycznego; zmiany zlokalizowane głębiej mogą nie być dostrzegalne poprzez skórę.”
To definicja skopiowana z Wikipedii. Brzmi przerażająco (w każdym razie dla mnie), jeszcze gorzej wygląda (na zdjęciu). Otóż, mały, granatowy wylew w miejscu ropnia, lekarz w wągrowieckim szpitalu ocenił jako podejrzenie owej martwicy, która szybko się rozprzestrzenia. Kazał interniście wypisać nam zlecenie na Poznań i pożegnał się z problemem. Wystraszeni, wsiedliśmy w samochód, z domu zabraliśmy jakieś jedzenie i leki dla Agnieszki, coś do przebrania i w drogę. Wyruszaliśmy w okolicach wpół do siódmej wieczorem. Na miejscu byliśmy koło ósmej. Poczekalnia pełna, czułam się jak przy pierwszych przymrozkach. Dzieciaki połamane, z rozbitymi głowami, bolesne upadki na twarz…. Pani doktor przyjęła nas tak koło 23, obejrzała Agnieszki pupcię, wysłuchała mnie i niemal zjechała pod leżankę, jak usłyszała diagnozę. A mi było z jednej strony głupio, bo były poważniejsze przypadki, a z drugiej narastała we mnie wściekłość. Lekarz nas nastraszył. Zdawaliśmy sobie sprawę, że pozbył się problemu, wymyślając coś, co może w jakimś sensie mieć uzasadnienie, a poza tym, nie jest dziecięcym chirurgiem wiec nawet skargi nie mogę złożyć. Za to lekarze z poznańskiego szpitala, znowu wywarli na mnie dobre wrażenie. Dziękuję Pani doktor za cierpliwość i wyrozumiałość!
Pani doktor w Poznaniu, była jednak, pomimo potwornego zmęczenia, bardzo dla nas wyrozumiała. Stwierdziła, że to tylko krwiaczek i nie chce go nacinać, żeby nie doszło do zakażenia. Powinien samoczynnie się wchłonąć.Troszkę ją to może jeszcze poboleć. Pani doktor była zadowolona ze stanu tego nieszczęsnego ropnia. Uważa, że jest ładnie wypielęgnowany i to już koniec naszych mąk. Jednak, skoro już tyle się naczekaliśmy, skierowała nas jeszcze na usg. Tam Pani doktor, też niemal strzeliła baranka w biurko, słysząc „martwica Fourniera”. Jednak badanie wykazało, że ropy nie ma już wcale, a jedynie trochę krwi w skórze właściwej i odrobina płynów, ale wszystko jest na powierzchni. Szczęśliwi, w okolicach północy opuściliśmy parking pamiętnego dla nas szpitala i wyruszyliśmy w poszukiwaniu drogi do domu. Tak po ciemku, z objazdami, nawet nieźle nam poszło. Fakt, zajechałam nawet do Ikei, ale co tam, zorientowałam się w porę, żeby zjechać z szosy i udało się pięknie dojechać do domu. Wróciliśmy przed 2.
A ja chciałam tylko, żeby ktoś mądry to obejrzał u ocenił, czy trzeba to naciąć, żeby ta „zła krew” znalazła ujście, i żeby przyniosło jej to ulgę!!!!
Karolcia wczoraj naprawiła Agnieszce kręgosłup, we wtorek będzie to robiła ponownie, po kilkugodzinnym wegetowaniu w Maklarenie. Na ciotkę zawsze można liczyć. Dzień wcześniej Arek stwierdził, że trzeba by było wymienić foleya, no i jak to bywa, ciotka załatwiła sprawę. Usłyszałam standardowe „o-o” i tyle by było jeśli chodzi o PEG-a Każdy ma jakieś hobby…
Mam nadzieję, że wraz z końcem czerwca skończą się nasze przygody z ropniami, anginami i innymi ustrojstwami, które nie chcą się od Agnieszki odczepić. Ja jestem już zmęczona. Nie chce mi się jeść, śmiać, mam dosyć tej niepewności, co się dzisiaj wydarzy… Czas się wziąć w garść! Niech tylko nam pogoda dopisze, dzisiaj musimy choć na trochę się przewietrzyć!!!
Przytulam Was serdecznie i mocno!!!!
W przeciwieństwie do zgorzeli gazowej (martwicy mięśni spowodowanej przez Clostridium spp., ang. clostridial myonecrosis) infekcja ma charakter mieszany i we wczesnym etapie nie uszkadza tkanki mięśniowej. Od zwykłego zakażenia tkanki łącznej odróżnia ją gwałtowny przebieg, ciężki stan ogólny pacjenta oraz (w późniejszym okresie) objawy wstrząsu septycznego; zmiany zlokalizowane głębiej mogą nie być dostrzegalne poprzez skórę.”
To definicja skopiowana z Wikipedii. Brzmi przerażająco (w każdym razie dla mnie), jeszcze gorzej wygląda (na zdjęciu). Otóż, mały, granatowy wylew w miejscu ropnia, lekarz w wągrowieckim szpitalu ocenił jako podejrzenie owej martwicy, która szybko się rozprzestrzenia. Kazał interniście wypisać nam zlecenie na Poznań i pożegnał się z problemem. Wystraszeni, wsiedliśmy w samochód, z domu zabraliśmy jakieś jedzenie i leki dla Agnieszki, coś do przebrania i w drogę. Wyruszaliśmy w okolicach wpół do siódmej wieczorem. Na miejscu byliśmy koło ósmej. Poczekalnia pełna, czułam się jak przy pierwszych przymrozkach. Dzieciaki połamane, z rozbitymi głowami, bolesne upadki na twarz…. Pani doktor przyjęła nas tak koło 23, obejrzała Agnieszki pupcię, wysłuchała mnie i niemal zjechała pod leżankę, jak usłyszała diagnozę. A mi było z jednej strony głupio, bo były poważniejsze przypadki, a z drugiej narastała we mnie wściekłość. Lekarz nas nastraszył. Zdawaliśmy sobie sprawę, że pozbył się problemu, wymyślając coś, co może w jakimś sensie mieć uzasadnienie, a poza tym, nie jest dziecięcym chirurgiem wiec nawet skargi nie mogę złożyć. Za to lekarze z poznańskiego szpitala, znowu wywarli na mnie dobre wrażenie. Dziękuję Pani doktor za cierpliwość i wyrozumiałość!
Pani doktor w Poznaniu, była jednak, pomimo potwornego zmęczenia, bardzo dla nas wyrozumiała. Stwierdziła, że to tylko krwiaczek i nie chce go nacinać, żeby nie doszło do zakażenia. Powinien samoczynnie się wchłonąć.Troszkę ją to może jeszcze poboleć. Pani doktor była zadowolona ze stanu tego nieszczęsnego ropnia. Uważa, że jest ładnie wypielęgnowany i to już koniec naszych mąk. Jednak, skoro już tyle się naczekaliśmy, skierowała nas jeszcze na usg. Tam Pani doktor, też niemal strzeliła baranka w biurko, słysząc „martwica Fourniera”. Jednak badanie wykazało, że ropy nie ma już wcale, a jedynie trochę krwi w skórze właściwej i odrobina płynów, ale wszystko jest na powierzchni. Szczęśliwi, w okolicach północy opuściliśmy parking pamiętnego dla nas szpitala i wyruszyliśmy w poszukiwaniu drogi do domu. Tak po ciemku, z objazdami, nawet nieźle nam poszło. Fakt, zajechałam nawet do Ikei, ale co tam, zorientowałam się w porę, żeby zjechać z szosy i udało się pięknie dojechać do domu. Wróciliśmy przed 2.
A ja chciałam tylko, żeby ktoś mądry to obejrzał u ocenił, czy trzeba to naciąć, żeby ta „zła krew” znalazła ujście, i żeby przyniosło jej to ulgę!!!!
Karolcia wczoraj naprawiła Agnieszce kręgosłup, we wtorek będzie to robiła ponownie, po kilkugodzinnym wegetowaniu w Maklarenie. Na ciotkę zawsze można liczyć. Dzień wcześniej Arek stwierdził, że trzeba by było wymienić foleya, no i jak to bywa, ciotka załatwiła sprawę. Usłyszałam standardowe „o-o” i tyle by było jeśli chodzi o PEG-a Każdy ma jakieś hobby…
Mam nadzieję, że wraz z końcem czerwca skończą się nasze przygody z ropniami, anginami i innymi ustrojstwami, które nie chcą się od Agnieszki odczepić. Ja jestem już zmęczona. Nie chce mi się jeść, śmiać, mam dosyć tej niepewności, co się dzisiaj wydarzy… Czas się wziąć w garść! Niech tylko nam pogoda dopisze, dzisiaj musimy choć na trochę się przewietrzyć!!!
Przytulam Was serdecznie i mocno!!!!
~hanka
OdpowiedzUsuń28 czerwca 2014 o 17:21
ale przygody nocne niepotrzebne..coś mi się wydaje, że ten lekarz to jakiś hobbysta, co lubi o rzadkich przypadkach czytać, już mu się zdawało, że jakiś „ustrzelił” a tu takie rozczarowanie – krwiaczek :D a tak serio – cieszę się, że to nic poważnego, martwi, że ciągnie się za Agą już tak długo.
Życzę Wam, żeby wakacje bez żadnych przygód czy to nocnych czy dziennych, żeby ten czas Wam spokojnie, relaksacyjnie (obok ciężkiej pracy oczywiście:)) upłynął.
Ściskam obie Panie!
AnkaJ
28 czerwca 2014 o 19:10
Jestem przekonana, że to taka mała zemsta. Dokładnie ten lekarz, jakiś czas temu zaliczył przez nas reprymendę od ordynatora, bo nie raczył do nas zejść, żeby PEG-a wymienić ;) No ale, co nas nie zabije, to nas wzmocni :)
Dziękuję serdecznie za życzenia i dla Ciebie wspaniałych wakacji, a przygód, tylko tych wspaniałych, dla których warto żyć :)
Pozdrawiam gorąco!!!
~Longina
1 lipca 2014 o 12:10
Zaczęłam czytać i się poryczałam. Całe szczęście, że to nie to. Boszeeeeeeeeee jakbym dorwała tego lekarza! Wszystko na odwal się!
AnkaJ
1 lipca 2014 o 12:47
Później Ci opowiem, co się tam działo. Nigdy nie zapomnę tego wieczoru. Kotek, najważniejsze, że nic takiego u Agniesi nie znaleźli, a przy okazji sprawdzili, że ropień już się goi i cała ropa wypłynęła.
Buziaczki!!!