poniedziałek, 10 stycznia 2011

Spacerujemy /10 stycznia 2011/

Pogoda na szczęście nam sprzyja, więc korzystamy ze spacerków. W niedzielę byliśmy, planowaliśmy jakąś małą godzinkę a wyszły dwie. Agi była tak szczęśliwa, że prawie nie oddychała. Leżała rozwalona w wózku i tylko odwracała delikatnie głowę czasami. Dzisiaj też poszłyśmy z godzinki zrobiło się 1,5. Jednak tak nam dobrze było. Agusia taka szczęśliwa jest na dworze. W sumie mi też było całkiem fajnie. Chociaż w niektórych miejscach nieciekawie się pchało wózek. Dałyśmy jednak radę.
Dzisiaj w końcu wymieniłam Agi rurkę. Miała ją w kiepskim stanie już. Nawet sprawnie poszło. Jednak muszę przyznać, nadal kosztuje mnie to masę nerwów. Jak tylko jakoś kiepsko mi wchodzi, zaraz się denerwuję. Na szczęście dzisiaj Agi nawet nie blokowała wkładania rurki. Jednak musiałam ją gdzieś podhaczyć, bo bidulka płakała przed chwilą. Obudziła się, żebym ją odessała i tak bardzo się krzywiła, musiało ją coś tam boleć. Mój mały skarb… A ja staram się to zawsze zrobić szybko i w miarę sprawnie. Żeby tylko jej nie skaleczyć. No ale skoro po założeniu przez laryngologa, czy anestezjologa Agi krwawiła… Czy ja mam prawo od siebie wymagać większej dokładności? Na szczęście do tej pory krwi nie było. I mam nadzieję, że tak zostanie. Myślę, że za rok będzie trzeba zrobić direktoskopię. Trzeba będzie sprawdzić, czy rurka nadal pasuje. W końcu Agi ma od 3 lat taką samą rurkę. Teraz nie widzę, żeby stwarzała jej jakieś problemy. Rok temu miała ostatnią narkozę, więc poczekam jeszcze.
Zapomniałam Wam napisać, że dzwoniłam do CZD. Zrezygnowałam z założenia grzybka u Agusi. Doszliśmy do wniosku, że jest on może i praktyczny u dzieci, które sobie same ciągną za wężyk i stale wyciągają go. Wiem, że ma być balonikowy, jak foley, a nie parasolkowy, jak ten co miała Agi poprzednio, i który tak fantastycznie wypchnęła po 2 tygodniach od założenia. Jednak podróż w takiej pogodzie, do tego tak daleko, po to, żeby Agi rozwaliła mi balonik po 2 tygodniach… Hmmm, chyba mija się z celem. Nad foleyem jakoś udaje mi się panować. Umiem go wymieniać i niespecjalnie nam przeszkadza wężyk. Przy grzybku jest ta niedogodność, że wężyk się zdejmuje po karmieniu. No i żeby nakarmić dziecko, trzeba je rozebrać. Trzeba ze sobą zawsze wozić te rurki i do tego pokarm musi być praktycznie zupełnie płynny. Rurki przy grzybku są cieńsze niż przy foleyu i praktycznie od razu się zatykają. Muszę jeszcze tylko zadzwonić i umówić się na kolejną wizytę do poradni.
Zapisałam się w końcu też do naszej Pani neurolog. Mieliśmy stawić się na początku roku, a tu okazuje się, że na koniec kwietnia dopiero wizyta. Masakra!!! No ale na szczęście z Agi nic się nie dzieje, więc nie ma potrzeby przyspieszać wizyty. Oby tak zostało.
Do Piły jeszcze nie dojechałam, żeby podbić zlecenia. Mam nadzieję, że w środę mi się uda pojechać. Jutro mamy w planach kolejny spacerek, chociaż ból głowy przepowiada raczej jakieś opady… Oby nie!!
~~~~~~~~~~
Żebrosiu, fakt, nie zauważyłam, już uzupełniam.
4. Roztrzepanie i chaotyczność – pasuje idealnie!!!
Pozdrawiam wszystkich cieplutko :))

1 komentarz:

  1. ~Żebrosia =)
    10 stycznia 2011 o 23:18

    =)Proszę uważać na siebie w czasie tych spacerków – ja się dzisiaj mocno potłukłam po niby niewielkim upadku na lodzie… Pozdrawiam =) Marta

    OdpowiedzUsuń