niedziela, 4 października 2009

Zosia w domu! /4 października 2009/

Od kilku dni mam potworne kłopoty z netem. A wiecie co jest najgorsze? To chyba już nałóg!!! No bo nie muszę siedzieć przed kompem. Ważna jest świadomość, że internet działa i zawsze mogę z niego skorzystać! Żałosna jestem, wiem… Tym bardziej męczące to jest dzieją się tak ważne rzeczy. Mianowicie, nasze dziewczyny wróciły z długiej, bo blisko miesięcznej podróży do Monachium! Obecnie obydwie Panie dochodzą do siebie po przebytym stresie. Zosia pilnuje, żeby mama nie oddalała się za daleko, no i kiedy śpi pilnuje mamy jak oka w głowie. Mała, smutna dziewczynka. Już pierwsze zajawki uśmiechu się pojawiają, ale pewnie trochę potrwa zanim zobaczymy pełną spontaniczność w jej radości. Justyna wróciła lżejsza o przynajmniej 10 kg (na oko).
Dzisiaj w wyniku tego, że potrzebują tłumaczenia leczenia z Niemiec, a ja mam znajomego tłumacza przysięgłego, udało się spotkać nam z dziewczynami. Generalnie wczoraj wróciły, a że mam troszkę ludzkich uczuć, chciałam dać im dojść do siebie. Sytuacja jednak wymagała szybkiego działania. Umówiłam się z kolegą, że podrzucę dzisiaj te dokumenty. Problem polegał jednak na tym, że Justyna musiała mieć je z powrotem. W związku z tym nie pozostało nam nic innego, jak lecieć do Budzynia, skopiować dokumenty, i oddać Justynie. Wszystko pięknie, tylko jak tłumacz zobaczył dokumenty, natychmiast określił termin…1-1,5 miesiąca + cena 100% więcej. To są dokumenty medyczne. Jest to ściśle specjalistyczny język i tłumaczenie jest trudne. Do tego wszystkiego, musi to skonsultować z lekarzami, żeby nie było błędu w terminologii. No, a że się znamy od ładnych paru lat, dostałam listę adresów i telefonów i wskazówki, gdzie szukać. Byłoby to prostsze, gdyby to był tylko wypis ze szpitala. Niestety, tam jest cała historia choroby, leczenie w obydwu szpitalach, opis bronchoskopii. W sumie kilkanaście kartek. Później jak rozmawiałyśmy, okazało się, że obydwie miałyśmy wątpliwości, czy da radę to tak zrobić szybciutko i bez problemów. No cóż, przynajmniej wiemy jak to wygląda! No i nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło…wyściskałam Justynkę z radości!!! Zosi nie, bo jest jeszcze zbyt wystraszona. Chwytała nas (siostrę i mnie), tylko za palce i dawała cześć, no i oczywiście, ściąganie okularów! Nie płakała jednak na nasz widok, to i dobrze!!!
Jak to Justyna pięknie określiła „witaj polska wiocho”. Na dzień dobry, wyłączyli im prąd. Jak pytała się pana czy długo nie będzie, stwierdził że kilka godzin i wiaderku jej nie przyniesie… Ich ssak nie odpalił i odsysała ustnie. Zabrałam Aginkowy ssak i pojechałam. Na szczęście zanim dojechałam, prąd już był.
Ta podróż nauczyła mnie jednego. Jak jadę z moją siostrą, a ja prowadzę, ona siedzi najbliżej na tylnym siedzeniu!!!! Brzyyyydal!!!! Później wajcha od zmiany biegów wypada!! Ja nawet nie wiedziałam, że tak można!
Agusia dzisiaj znowu tęskniła za mamusią. Co jednak robić, czasem tak trzeba. Jutro cały dzień spędzimy razem. Mamusia będzie z tobą koteczku. Dzisiaj znowu walczyłam z rurką po kąpaniu, bo jakiś gwizdek zawadzał. Po wielu próbach udało się go usunąć. Po wysuszeniu włosków, Agunia tak pięknie się do mnie przytula. To jest tak przyjemne i cudowne uczucie. Czasami zerka w bok, czy aby mama sobie nie poszła. Dopiero jak zacznie odpływać Arek odkłada ją do łóżka.
Będziemy musieli chyba zrobić przemeblowanie, bo Agi, tam gdzie jej łóżko, ma trochę chłodno. Budzi się rano i jest cała zmarznięta, trzęsie się. Tak nie było w zeszłym roku. Ona nawet więcej się pociła niż marzła. Nie wiem dlaczego tak się dzieje. A łóżko stoi w tym samym miejscu i przykryta jest znacznie cieplej. Trzeba pokombinować. Może przestawimy swój tapczan na jej miejsce, a Agi na nasze… Musze jutro to pomierzyć.
Tata przeszedł przeziębienie i Agusia jakoś, odpukać, przetrzymała. Mam nadzieję, że już jej nie chwyci. Może jutro nie będzie wiatru, to wyjdziemy na spacerek. Przy jej wrażliwych oczkach i rurce tracheo, muszę uważać. Tym bardziej, że jakaś wrażliwa się ostatnio stała. Jutro zaczynamy kolejny tydzień pracy z Agniesią. Mam nadzieję, że ten tydzień będzie spokojniejszy i mniej bolesny dla Aguni! Jej reakcja na rehabilitantów jest prawidłowa, jak zdrowego dziecka. Oni potrafią sprawić ból, muszą, ale to chyba dobrze, ze Agi reaguje na konkretne osoby. Znaczy, że coś tam do niej dociera. Coś tam się dzieje w tej małej główce. Oby tak dalej.
Kochanie, mamusia cały czas czeka na uśmiech mojego skarba!!! Kocham Cię jak wariat!!!!!!!!!

1 komentarz:

  1. ~Longina Jędryczka
    5 października 2009 o 13:14

    Cudowna wiadomość. Nasze kochane dziewczyny już w domu. Tak bardzo się ciesze. Nadal bedę się modlić o zdrówko naszej Zosieńki, kochanej Aguni i ich wspaniałych mamuś. Jesteście przewspaniałę. Buźka

    ~siostrzyczka
    5 października 2009 o 17:30

    Droga siostrzyczko. Ja tej gałki od skrzyni biegów nie ruszałam!!! A poza tym może tak od razu w bagażnik? Podobno duży masz!!! A poza tym wszystko przez wiatr i brak radia. Radio w samochodzie to podstawa, a nie żebym musiała robić za RMF FM. Ale i tak Was kocham.

    ~Ciocia Asia
    5 października 2009 o 20:55

    Wiele osób mocno wierzyło, że Zosieńce się uda no i udało! Żeby tylko szybko wyrzuciła te wspomnienia na tyły pamięci i poczuła bezpiecznie. Ty Aniu i Agniesia która bardzo reagowała na rozmowy o kłopotach i strachu Zosi wiele zrobiłyście. Znowu trzeba to docenić bo bardzo to przeżywałyście i to bez „maski” ;) Ja się cieszę, że Agiś prawidłowo na mnie reaguje i dlatego jestem za tym botoksem lub czymkolwiek innym, choć jestem przeciwniczką ingerencji tam gdzie jej niepotrzeba – by odjąć Agince bólu i móc ją pionizować bo tak ona cierpi, kręgosłup się psuje, stawy nie dociążają i nie pracują, kości słabną. Jesli trzeba to niech piszą osoby które mają jakieś pomysły i doświadczenia z botoksem ,botuliną, pompą baklofenową i innymi sposobami „oszukania” tego napięcia. Przecież Aginek ma intensywną rehabilitację, masaż i dogoterapię, pracują nad nią też inni specjaliści od rozluźniania i poprawy jej życia. Jak dla mnie to Agi może mnie niecierpieć i fukać ile się da ale czy naprawdę nic nie możemy zrobić dla tej małej dziewczynki i znaleść coś co jej pomoże a Mamy nie doprowadzi do zawału ze strachu o jej życie. Liczę na Was byście się wypowiedzieli. Pozdrawiam wszystkie księżniczki – te śpiące i te obudzone :)))

    ~Magdulenka
    6 października 2009 o 22:45

    super super że dziewczynki w domciu to jest teraz najlepsze co może sie im przydarzyć po tak ciężkim okresie czasu !!! Buziaczki dla Aginka !! i dla Ciebie Aniu usciski ! Pozdrawiam was mocnooooo

    ~Magdulenka
    6 października 2009 o 22:46

    super super że dziewczynki w domciu to jest teraz najlepsze co może sie im przydarzyć po tak ciężkim okresie czasu !!! Buziaczki dla Aginka !! i dla Ciebie Aniu usciski ! Pozdrawiam was mocnooooo

    ~polaczka
    9 października 2009 o 20:27

    Aniu ciepło o Was myślę niestety brak okazji do napisania czegoś mądrego ale siada mi komp a nowego na razie brak.Ciepło o Was jednak myślę.Trzymaj się mocno i siły,siły dużo życzę.

    OdpowiedzUsuń