środa, 27 lutego 2019

Botulina i małe zmiany

Witajcie!
Agnieszka już po zabiegu ostrzyknięcia toksyną botulinową. Dzielne to moje dziecko, pisałam to wielokrotnie, ale tak jest. Miała podawane dawki w mięśnie przy kręgosłupie, w okolicy lędźwiowej. Łącznie dostała 150 jednostek. 100 z prawej strony, 50 z lewej. Czytałam, że jest to bolesne, tym bardziej, że lekarz musi się wkłuć w mięsień. Profesor głośno myślał i rozważał, czy Agnieszka faktycznie ma tak ponapinane te mięśnie. Cóż, kiedy miał problem z wbiciem igły, przyznał mi racje, że faktycznie jest spięta. Właśnie w tym miejscu Agnieszkę trochę wygięło. Jednak nawet nie zapłakała. Rozmawiałam z profesorem, o jeszcze jednym miejscu do ewentualnego ostrzykiwania. Myślimy o prawym mięśniu piersiowym. Agnieszka ciągnie prawe ramię do góry, a za tym idzie szyja i kręgosłup w odcinku szyjnym itd, itp... Profesor przyjął informację, obejrzał to miejsce, i obiecał przemyśleć. Musimy tylko sprawdzić, czy i jaki efekt przyniesie zabieg zrobiony wczoraj. Na szczęście nie zostawili nas na oddziale, a kilka mam mi mówiło, że musiały przy pierwszym podaniu zostać dobę na obserwacji.
Za trzy miesiące mamy się stawić na wizytę u niego, a wtedy podejmie decyzję, co dalej z tym fantem zrobić.
Na dzień dzisiejszy, mam wrażenie, że nogi są luźniejsze. Znaczy się, nogi w stawać biodrowych. Agnieszka nie skręca się i nie napina tak mocno. Jednak nie będę teraz się cieszyła. Zobaczymy za kilka dni i tygodni. Będziemy obserwowali, i na szczęście, mamy rehabilitantów, którzy ocenią efekt obiektywnie.
Zauważyłam, że nie wszyscy rozumieją na czym polega sam zabieg podania toksyny botulinowej. Większość kojarzy to z powiększaniem ust (botox) ;) Toksyną botulinową ostrzykuje się ponapinane spastyką mięśnie, które w skutek napięcia powodują zwyrodnienie stawów, a nawet i wystawianie ich. Po podaniu toksyny, w zależności od miejsca podania, lekarze czasami zakładają gips na krótko, w celu rozciągnięcia mięśni, a potem intensywna rehabilitacja. W miejscach takich, jak u Agnieszki, gips nie wchodzi w grę. Niewiele też pomoże rehabilitacja, ale pewnie jakieś formy rozciągania i prawidłowego układania ciała, są ważne. Dzięki regularnemu ostrzykiwaniu, wiele osób uratowało się przed skoliozą, operacją bioder, czy stóp. Niestety, nie jest to złoty środek. Efekt rozluźnienia utrzymuje się zaledwie kilka tygodni i jeżeli przynosi oczekiwane rezultaty, trzeba powtarzać co kilka miesięcy.
Niestety, wcześniejsze ostrzykiwanie Agnieszki niewiele by dało. Ona miała tak skutecznie wystawione bioderka, że nic by to nie pomogło. Mieliśmy z biodrami przyjechać, jak będzie bolało. Tak też zrobiliśmy. Ze skoliozą jest ten problem, że potrafi rozwinąć się w stosunkowo krótkim czasie. Jasne, że zastanawiam się, co zrobiłam nie tak. Tylko nie pomoże mi to w niczym. Musimy iść dalej i starać się pomóc mojej panience.
Czeka nas jeszcze wizyta w poradni stomatologicznej w przyszłym tygodniu. I tutaj nastąpiła spora zmiana. Już po zapisaniu nas do Warszawy, przemyślałam sprawę i doszłam do wniosku, że spróbuję najpierw w innym szpitalu, trochę bliżej. Okazało się, że w Kaliszu (150 km)  jest jedyny w Wielkopolsce oddział Chirurgii Czaszkowo Twarzowej, gdzie zajmują się też ząbkami takich dzieciaczków jak Agnieszka. Na razie słyszałam dwie opinie, jedynie dobre. Tak więc do CZD nie jedziemy, jedziemy do Kalisza 7 marca. Trzymajcie kciuki!
A termin do profesora 15 maja. To będzie bardzo lekarski rok. Znowu...
Życzę Wam samych dobrych chwil!!!!! <3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Prosimy, przekaż swój 1% Agnieszce!!!!!!!!!!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz