sobota, 11 sierpnia 2012

Po urlopie /11 sierpnia 2012/

No i zleciało. Arek już w zasadzie po urlopie. Z kilku dni na Berdychowie zrobiło się 1,5 tygodnia. Małe przedszkole pod opieką i ciągłu harmider. Wygłodniałe dzieci biegające i pytające, co robimy. Niby przyjechała dwójka na tydzień wakacji, a zrobiło się ich cztery sztuki. 3 chłopaków i dziewczyna. Agusia na zmianę pod opieką babci, mamy, cioci. Pogoda nam dopisała i było naprawdę przyjemnie. Agniesię zawoziliśmy z Arkiem na rehabilitację do domu. W sumie tylko dwa razy, bo piątkową znowu odwołałam. A niech ma trochę odpoczynku dziewczyna. Troszkę mama ją pogimnastykowała i nie jest najgorzej. Raz tylko mieliśmy problem z pleckami, no i w środę Karolka założyła tejpy na prawy łokieć. Za to co stymulacji zaliczyła, to jej. Hałasy, śpiewy, lizanie na dziń dobry przez Sonię. Tylko koty wiały i chowały się gdzie tylko było możliwe. Przychodziły jedynie na posiłki.
Dzieci zabrałyśmy do Silverado City. To westernowe miasteczko jakieś 40 km od Wągrowca. Niby nic wielkiego, ale załapaliśmy się na pokaz łapania na lasso i pokaz napadu na bank. Było strzelanie, wybuchy, spadanie z koni. Oczywiście chłopcy byli zachwyceni. Postrzelali na strzelnicy i dostali pochwałę od panów obsługujących. Oczywiście pamiątka…karabin…
W czwartek byliśmy jeszcze w Biskupinie. Niestety na kolejkę wąskotorową się spóźniliśmy, a do następnej trzeba było godzinę czekać. Odrobimy przy okazji. Pojedziemy specjalnie do Żnina i przejedziemy się w dwie strony. Wata cukrowa zrekompensowała skutecznie żal dzieci W Biskupinie już miałyśmy tylko dwójkę dzieciaczków.
Najlepszą zabawę zapewnił im Arek. Cały dzień nie było ich widać. Znosił stare sprzęty ze strychu i dzieci rozkręcały je odzyskując śrubki. A to komputery, a to budziki, lampki i różne dziwne sprzęty. Na stary zegar załapał się czterolatek. Nie rozbierał go, bo to zegar z drewna, jeszcze po moich dziadkach. Radzio uradowany odkrył klapkę z tyłu w zegarze. Ciekawość jego zaspokoił mój szanowny mąż, wmawiając dziecku, że tam była kukułka i sobie poleciała. Dziecko chwilkę pomyślało, zabrało zegar i poszło. Po kilku minutach wraca szczęśliwy z zegarem na rękach i mówi: „Kukułka nie, kaczuszka” Okazało się, że Radek poleciał do swojej babci, złapał małą kaczuszkę i biedną wepchnął do zegara!!!!! Moja mama uratowała kaczuszkę i nagadała dziecku Leżeliśmy ze śmiechu, jednocześnie podziwiając sryt i logikę myślenia dziecka. To jednak nie koniec, bo kilka godzin później, dzieciaki wyleciały z piwnicy (co one tam robiły????) z okrzykiem, że leży nieżywy ptaszek. Któryś kot niestety dopadł biedne zwierzątko. Trójka dziewięciolatków opowiadała mi z przejęciem o swoim znalezisku, a Radek pobiegł po zegar i pędem do piwnicy…po kukułkę!!!!! Udało mi się go zawrócić, okazało się jednak, że później poleciał tam znowu. Skończyło się pogrzebem ptaszka w piaskownicy.
Takich sytuacji była cała masa. Ciotki poruszały się na świeżym powietrzu. Zaskoczone dzieci zobaczyły, że umiemy kopać piłkę i grać w badminktona. Znaczy, nie jest z nami tak źle. Agusia wykończona już od wczorajszego wieczoru w domku. Przysnęła na tapczanie i obudziła się wystraszona. Myślę, że nie wiedziała gdzie jest. Trudno się jej dziwić. Na dworze miała uszykowane miejsce do leżenia, trochę czytania, śpiewania, przytulania. Nie podróżowała z nami moja dziewczynka. Serce boli, ale to zbyt męczące dla niej. Zaczynam już realnie patrzeć na nią, jej stan i nasze możliwości. Czasami lepiej zostawić dziecko pod dobrą i czułą opieką, niż narażać na stres i ból. Agulka zostawała z tatą i babcią.
Znowu się rozpadało. Dzisiejszy dzień za bardzo przypomina jesień. Niestety, lato już zwija swoje bagaże i dobiega końca. Ech, smutno się zrobiło… Humor poprawić powinno nam wczorajsze srebro!!!!! To już dziesiąty medal!!!
Dla Was wszytkich miłego weekendu i dobrego humoru!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz