Kochani, czas ostatnio ucieka jak szalony. Cieplutkie dni pozwalają
nam spacerować i cieszyć się ze słoneczka! Agunia uwielbia nasze wypady
na miasto, a moje zakwasy w stawach już zaczynają przemijać. No i muszę
powiedzieć, że dzisiaj rano pierwszy raz mogłam się (prawie) bezboleśnie
przeciągnąć!!! Ekstra! A te zakwasy, to niestety nabytek po zimie.
Najczęściej jazda samochodem, a jak pieszo to biegiem i to niedaleko.
Teraz jest cieplutko, no i jesteśmy mobilne. Najfajniejsze jest jak
znoszę Agunię do wózka. Maluda nie jest pewna czy jedziemy autem, czy
też pędzimy do samochodu! Dopiero jak wkładam ją do wózka uspokaja się. W
sobotę było tak pięknie, że nawet czapeczkę mogliśmy zdjąć z główki i
rozpiąć kurteczkę, a kocykiem to tylko nóżki owinęłam. W końcu moja
maleńka księżniczka jest mało ruchliwa. A tak się rozglądała na
wszystkie strony, tak w oczy mi się patrzyła jak tylko się nad nią
pochyliłam… aż chwyta za serce. Ściska człowieka w dołku, że ona nie
może wyjść z tego wózka i nakarmić tych pięknych łabędzi nad jeziorkiem.
Tego uczucia nie pozbędę się nigdy, no chyba, że stanie się cud…
Piątek
dosyć stresujący miał tatuś Aguni. Zostawiłam pieszczochy razem, a ja
pojechałam na zakupy, ale najpierw wskoczyłam do firmy, do siostry.
Nawet nie zdążyłyśmy sobie dobrze pogadać, a tu telefon, że Aguni
zatkała się rurka tracheo i Arek nie może jej odessać. Dobrze, że
policji nie było, bo 80 pędziłam przez miasto. Brama jak na złość
zamknięta i biegiem na górę. Zajęło mi to może 2-3 minuty, ale dzielny
tata poradził sobie. Akurat chwilkę przed moim wpadnięciem wyciągnął
zaschniętą wydzielinę! Po drodze tylko zadzwoniłam i wydałam szybką
instrukcję co ma robić. Na szczęście sam na to wpadł. Chyba z 2 ml soli
jej nalał do rurki! Ale na szczęście udało się! No i jak ja mam Aginka
na dłużej z kimkolwiek zostawić? Żeby jeszcze ona buzią czy noskiem
potrafiła powietrze wciągnąć. Wypuścić potrafi, wychodzi z tego takie
rzężenie, gulgotanie. ale nauczyła się. Praca (a tak z boku patrząc
znęcanie się) taty nad córeczką. Jednak tylko tak można wyćwiczyć odruch
oddychania. A chcielibyśmy pozbyć się rurki kiedyś.
W czwartek
mieliśmy dogoterapię. Była troszkę inna od pozostałych, bo tym razem
pieski pracowały fizycznie. Podejrzewam, że ta ich praca była dla nich
nie tylko przyjemna, ale i smaczna! Agunie odwiedziły dwa psiaki:
Montana i Maja. Agunia leżała na kocyku, a psiaki pracowały…jęzorkami!!
Agiś poddawana była bodźcom, najpierw zimny pasztet na skórę, a potem
ciepły, łaskoczący języczek (albo jęzor).
Maja zajmowała się stópkami, a Tanula rączkami, chociaż nietylko. Tana
to taki pieszczoch, że lizała Agi jak tylko miała dostęp i Pani nie
zauważyła. Tak się cieszyła z przyjazdu do Agi, że piszcząc pędziła do
nas po schodach przed Majunią! Wrzucam Wam kilka fotek, a film będzie
może później. Jest nakręcony, tylko trzeba go rozpracować. A jest na co
popatrzeć, nawet nagrałam pożegnanie z pieskami, czyli szczekanie i
całus od całuśnej Tany.
Mała Tana wylizywała rączki
Duża Majka obgryzała paznokcie od nóg
No a Pani musiała na końcu rozgonić towarzycho, bo i bez obkładu by Aginka zjadły!
Aguś, fajna ta zabawa z pieskami, ale kiedy to Ty im pokażesz kto tu rządzi? Kocham Cię Skarbeńku!!!
~Dana
OdpowiedzUsuń6 kwietnia 2009 o 08:14
;-)))
~hanusia
6 kwietnia 2009 o 08:21
Aniu znam to uczucie ściskania w dołku i rozumiem Cię bardzo… Kochana jak Aga nauczyła się już wydmuchiwać powietrze, to i nauczy się wciągnąć, musicie być tylko cierpliwi i oczywiście niech tata nadal ćwiczy ;)U nas też cieplutko, to najlepsza pogoda dla naszych dzieci, w końcu wygrzeją się na słoneczku.Czekamy na filmik z dogoterapii!Buziaki wiosenne -kajtusie
~http://dorisw.bloog.pl/
7 kwietnia 2009 o 22:06
Och ta wiosna ściskanie w dołku nadzieja że za rok może moje dziecko też już tak będzie biegało ….Dogoterapia – Weronika nie miała okazji mieć takiej terapii choć jak była u cioci Moniki to tam miała szaleństwo z psem tyle tylko ze nie z tak wytresowanym ale i tak było pełne szaleństwo.Pozdrawiam was cieplutko i ściskam mocno. Oby jutrzejszy dzień był lepszy.