czwartek, 11 września 2008

Ale mi się zebrało! /11 września 2008/

Kochani, dzisiaj Agi nas zaskoczyła podczas rehabilitacji. Z początku była troszkę spięta i nerwowa, ale to tylko na początku. W trakcie, rozluźniła się i było oki. Jednak, zaskoczyła nas utrzymaniem główki!! Przez dosyć długi czas, kiedy to siedziała po turecku, nie „więdła”, czyli nie opuszczała wiotko głowy do przodu. Przez cały czas, nawet jeżeli pojawiał się moment zmęczenia, pozwalała sobie jedynie na opuszczenie główki w kierunku ramienia, jednak po chwili ją podnosiła. Obydwie z Asią byłyśmy mile zaskoczone i dumne z naszej małej kruszynki!! Do tego jak miała wyciągnięte nóżki, to kolanka układała na zewnątrz a prawą nóżkę miała nawet lekko ugiętą. Lewa przez chwilkę też zaczęła się uginać. Może powiecie, że to nic nadzwyczajnego. Jednak dla nas, którzy widzimy Agi na co dzień to jest malutki sukces. Nie ma ich dużo i tymi drobiazgami postanowiłam się cieszyć. Żeby dopełnić całości, Agunia na polecenie, aby spojrzała się na mamę, po chwili poszukiwań, zrobiła to!!!!!!!!!!!
Dzisiaj zadzwoniła do mnie mama Patryka. W ulubionych, jest link do jego bloga. Beatka, tak właśnie ma na imię mama Patryka, to bardzo sympatyczna kobieta o strasznie smutnym głosie. Generalnie, obydwie mamy małe dzieci w śpiączce po niedotlenieniu i do tego prawie tak samo długo. Różnica 3 miesięcy. Beata, podobnie jak wszystkie mamy, które dotknęła tragedia chorego dziecka, nie godzi się z tym faktem i trudno jej z tym żyć. Dużo wody upłynie, zanim nauczymy się z tym żyć. Jedno, czego nauczyła mnie bioenergoterapeutka to, to, że nie możemy się obwiniać. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć przyszłości. W jaki bowiem sposób, mogliśmy zapobiec tym tragediom, jakie nam się wydarzyły. To nic nie zmieni, że będę płakać nocami i wyrywać sobie włosy z głowy. Pogorszy się tylko mój stan psychiczny, i tak nie najlepszy, a zaszkodzę tylko dziecku.
Myślę, że takie wydarzenia mają jakiś cel. Mają nas czegoś nauczyć. Ewa Błaszczyk, jako, ta najgłośniejsza matka  dziecka w śpiączce, staje na głowie żeby uratować swoje dziecko. Dzięki niej właśnie wiemy, że coś takiego się zdarza, że prowadzone są badania w Moskwie, są ośrodki rehabilitacyjne dla dzieci w śpiączce, że jest taki lek nasenny, który wypróbowali Anglicy, a który pomógł się wybudzić niektórych. Wiemy, że matka ma niespożyte pokłady siły i energii, aby pomóc swojemu dziecku. Zaprzeda duszę diabłu, byle tylko odzyskać swoją małą miłość! Wypadek Olki spowodował, że założyła fundację dla takich dzieci i rozpoczęła budowę kliniki. Chylę przed Panią Ewą czoło!!!
My niestety nie mamy takich możliwości, jednak musimy zagłębić się w swój własny świat i otoczenie. Może jest coś, co nasze dziecko chce nam powiedzieć, tylko tego nie słyszymy. Może musimy coś zrozumieć, jest to olbrzymia cena za naukę, ale czasami i taką ofiarę trzeba ponieść. Widać ktoś tak właśnie skonstruował ten nasz dziwny świat. Są ludzie, którzy zaznają w swoim życiu jedynie szczęścia, ale są tacy, którzy mają życie ułożone znacznie inaczej. Wiem, bo sama czasem tak mam, zazdrość chwyta nas za serce. Czasem jest to ta zła zazdrość, taka złorzecząca, przeklinająca dzień naszych urodzin i dzień wypadku naszego dziecka. Czasem jest to zazdrość, taka zwykła, normalna, która płynie z naszych marzeń o spokojnym, radosnym dniu z naszym ukochanym zdrowym dzieckiem. Jesteśmy jednak tylko ludźmi, słabymi, ciągle się uczącymi i popełniającymi stale jakieś błędy. Cały czas sobie wmawiam, ze muszę się wziąć w garść, być silną i radosną. Wszystko dla Agnieszki. Ona jest tego warta. Czasem tylko brakuje sił, energii i wiary. Przeraża mnie wtedy wszystko. Wydaje mi się, ze nie dam rady pokonać niektórych spraw. Zdobyć pieniędzy aby kupić mojemu dziecku taki wózek, aby było jej najwygodniej. Zdobyć pieniądze na pionizator. Zapisać Agunię na przyszły rok na turnus rehabilitacyjny. Jest tyle rzeczy, których wydaje mi się, ze nie dam rady zrobić. Wiem jednak, ze nie mam wyjścia. Nikt tego za mnie nie zrobi i dzień, dwa dni później zaczynam coś robić.Może nie tak intensywnie jak bym chciała, ale jednak.
Nawiązując do mojego poprzedniego postu. Wpisując wzmiankę o tym że do niczego się nie nadaję broń Boże ie chciałam wymusić waszej reakcji. Jednak wywołała ona uśmiech na mojej twarzy i radość w sercu. Chyba jestem bardziej próżna niż myślałam. Głupio mi trochę. Dziękuję wam jednak serdecznie!!! Wasze słowa podnoszą mnie na duchu. Jesteście nadal wspaniali i kochani!
Agunia, zrób to co tata powiedział! Obudź się jutro myszko!!!

1 komentarz:

  1. ~czarnyaniol
    12 września 2008 o 11:20

    No to cieszę się że złe myśli wyparowały z głowy a Agulka tak wspaniale uczestniczy w ćwiczeniach, aż lżej na sercu jak o tym słyszę.pozdrawiam Was

    ~Elwi
    12 września 2008 o 12:10

    Nie ma ludzi, którzy są TYLKO szczęśliwi, każdy ma jakiś swój przysłowiowy krzyż i go dźwiga, choć tego po nim nie widać. Często takie osoby ukrywają swoje cierpienie pod maską tupetu czy udawanej pogody ducha, ale kiedy uderzy się w tę najczulszą ich strunę pękają. A nawet jeśli są osoby którym jakoś tak „wszystko się układa” to nigdy nie wiadomo jaka tragedia ich może jeszcze spotkać w przyszłości. Znałam kilka takich osób i im zazdrościłam, a potem kiedy wydarzyło się coś złego było mi strasznie, ale to strasznie głupio. I jeszcze jedno – tak naprawdę to nie chcielibyśmy się z nikim zamienić na miejsca. Bo może te nasze ciapki są porozrywane, pobrudzone, szare i smutne, ale to jednak nasze ciapki i czyjeś inne nigdy tak nie będą leżały. Pozdrawiam Was i życzę żeby przyjechał królewicz, który jednym pocałunkiem obudzi Twoją Agusię. Znam takiego jednego, który może to zrobić – Jezus Chrystus. TYLKO ON!

    OdpowiedzUsuń