niedziela, 14 listopada 2010

Bolący brzuszek /14 listopada 2010/

Anginka chyba została już za nami. Antybiotyk jednak poczynił niezłe spustoszenie w organizmie Aguni. Biedactwo ma problemy z brzuszkiem. W końcu musiałam jej dać smecte. Biedna ma wzdęty brzuszek, ciągle idą pierdzioszki i ze trzy razy na dobę kupka. Już dwa razy dostała smectę, mam nadzieję, że jutro będzie lepiej już. Niestety rurka też się często przytyka. Kilka razy w nocy muszę walczyć z wyczyszczeniem zalegań. Jak skończymy antybiotyk będzie trzeba zmienić rurkę. Jest już cała oblepiona i szybciej dzięki tej infekcji się przytyka.
Problemy z brzuszkiem mogą być też skutkiem braku rehabilitacji i ruchu. Jednak Agulek był tak bardzo chory, że nie miałam serca jej ćwiczyć. Wychodzi na to, że wyświadczyłam jej tym niedźwiedzią przysługę. Co zrobić, mówi się trudno. Jutro delikatnie poćwiczymy. Mam nadzieję, że moja mróweczka wkrótce wróci do normalności.
W tym tygodniu oddali nam ssak. Już myślałam, że ten, co dostarczyli nam do Mielna zostanie na stałe. Jednak Pan z magazynu czekał na nowe baterie i dopiero teraz doszły. Mam nadzieję, że już nie będzie problemu z jego funkcjonowaniem. Pan mnie bardzo przepraszał, ale zapomniał o nas i narzekał, ze nie zadzwoniłam przypominając mu o awarii naszego ssaka. W sumie to przejęta wyjazdem chyba sama zapomniałam. No ale, na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Pamiętałam nawet o oddaniu kabla do samochodu, który został u mnie, przez zamieszanie z kurierem.
Coraz więcej rzeczy znajduje już swoje miejsce w naszym mini mieszkanku. To sukces, ale znalazły się nawet miksery, których już od miesiąca poszukuję. Dziwnym trafem moja siostrunia udaje, że nic o nich nie wiedziała. A nalezienie ich w worku z książkami i zeszytami to czysty przypadek… Hmmmm… Niech jej będzie.
Największy problem mam z zabawkami, którymi bawiła się jeszcze Agniesia. Moja koleżanka jeszcze latem urodziła, dawałam jej ciuszki po Agi. Z tym jakoś udało mi się przejść do porządku dziennego. Jednak jej zabawki… Nie mogę… Ściska mnie w dołku, oczy robią się mokre i muszę szybko zmykać, żeby się nie rozpłakać. Chyba jeszcze się z tym wszystkim nie uporałam, a za trzy dni mijają trzy lata jak straciłam mojego skowronka. Został mi tylko mój śpioszek kochany. Śpioszek, który udaje, że śpi. 
Ach, wiem, znowu narzekam. Przepraszam, ale jakoś ten listopad nastraja mnie sentymentalnie. Muszę sobie jakoś z tym poradzić. Najlepiej znaleźć jakieś zajęcie. Mam coś w planach i zacznę od jutra. Dzisiaj przed chwilką skończyłam mycie klatki, bo przez ten wolny dzień, tydzień za szybko mi się skończył. W środę myłam klatkę, a to mój tydzień i jakoś tak mi się zapomniało. Jeszcze tylko antybiotyk muszę dać córci i mogę mykać do wyrka. Zobaczymy co przyniesie nowy dzień. Miłej niedzieli życzę wszystkim!!!

1 komentarz:

  1. ~Sasecik
    21 listopada 2010 o 22:30

    Nie martw się klatką tylko dzieckiem. Mieszkańcy muszą zrozumieć że ty też masz obowiązki. Ja też mam czas ograniczony… czasem go marnuje a czasem wykorzystuje

    OdpowiedzUsuń