poniedziałek, 7 września 2009

Był sobie PEG… /7 września 2009/

Wiecie, chyba się ostatnio troszkę pogubiłam. Ten stres związany z brakiem Agniesinych psot, doprowadza mnie regularnie do coraz głębszej depresji. Nadal czekamy na cud. Cały czas wierzymy, że Agi wróci do pełni sił i będzie sama broić. Jednak czasem ciężko, bardzo ciężko w to wierzyć. Do tego pogoda nie sprzyja dobremu nastrojowi.
Dzisiaj moja córcia postanowiła popsuć coś, co przetrzymało już ponad 3 miesiące. Tak, dokładnie, Agi pęknęła balonik od PEG-a!!! Rano nakarmiłam Agi i było jeszcze ok. Koło 9 chciałam ją zabrać do ubrania, a mój kochany skarbek, miał mokrą piżamkę na brzuszku. Zrobiło mi się gorąco! Pusto w głowie, jak sprawdzić, czy ten PEG jest faktycznie pęknięty? A jak nie jest i tylko porozrywam Agi przy wyjmowaniu? Znowu do szpitala? Zaczęłam szykować wszystko do wymiany i nadeszło olśnienie! Przecież wystarczy sprawdzić ile wody jest w baloniku. Tak zrobiłam, no i okazało się, że były tylko 2 ml wody, czyli tyle ile mieści się w rurce, powinno być koło 8 ml. Innymi słowy, trzeba wymieniać na foleya. Wiecie, bardziej się denerwowałam niż przy pierwszej samodzielnej wymianie. Byłam zupełnie sama, jak zawsze. Nauczyłam się liczyć głównie na siebie i to zdaje najlepiej egzamin. Nie powiem, bo mam do kogo zadzwonić po prośbie, w awaryjnych sytuacjach, ale najlepiej jak zrobię coś samodzielnie.
PEG-a udało mi się wyciągnąć. Moja córcia nawet się nie zestresowała. Mamusia za to trzęsła się jeszcze jakieś pół dnia. No i przy pierwszej zupce wydało się dlaczego lepszy był PEG. Jak zupka zaczęła mi wychodzić bokami przy przelotce do strzykawki, przypomniało mi się, że tak właśnie się działo i trzeba było kombinować z uszczelnianiem. Chciałoby się powiedzieć, a było tak piknie!!!!
No nic, po 13 przyszedł Paweł na masaż i skupił się na nóżkach, bo Agi miała przykurczoną prawą nogę w kolanie od wczoraj. Męczyłam się i nie mogłam jej wyprostować, pomimo ćwiczeń. Wujkowi się to udało. Troszkę się namęczył, ale udało się. Danuś z Mają przyjechały i nóżki wylądowały na piesku, a ciocia pracowała z rączkami. Agiś tak się rozluźniła, że pod koniec zajęć przysypiała. Już nawet nie reagowała na język Majeczki, który zlizywał okład kawiorowy z dłoni. No i faktycznie jak zasnęła, to obudziła się dopiero koło 19! Ciekawe czy w nocy będzie spała. Na razie się nie zanosi, do tego jakoś tak Agunia ma bardzo dużo wydzielinki. Troszkę za często trzeba ją odsysać. Arek już panikuje, że pewnie będzie chora! Ja mu zaraz pokraczę! Przyjmijmy, że to skutek tych ząbków z prawej strony, które starają się wyjść od kilku tygodni. Do tego moja córcia ma ochotę ciągle się przytulać. Nawet nie chciała wczoraj wieczorem głupkować z tatą, tylko się chciała tulić. Dzisiaj to samo. Moje dziecko widocznie ostatnio bardziej potrzebuje miłości i przytulańców, ale dla Ciebie Aguniu wszystko!!!
Tak, to był świetny początek tygodnia. Nie ma jak to adrenalina na wysokim poziomie od rana w poniedziałek. Mam nadzieję, ze reszta tygodnia będzie już normalniejsza!!!
Agniesiu, nie stresuj mamusi! Mamusia czeka na Twoje psoty, ale niekoniecznie takie! A wiesz co? Kocham Cię jak wariat!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz