środa, 9 lipca 2008

Dogoterapia :-) /9 lipca 2008/

Przez cały czas bioderka Agnieszki strzelały, na szczęście nie były bolesne. Postanowiłam umówić się z ortopedą, który przepisał Agi szelki Pawlilka. On ma USG i jeżeli uzna to za konieczne sam zrobi to prześwietlenie. A poza tym, bez sensu jeździć gdzieś i robić coś za co muszę zapłacić, jak mogę zapłacić od razu osobie, która już zna Aguchy przypadek. No niestety Profesor jest na urlopie a pani asystentka nie umie nam powiedzieć kiedy i czy profesor się z nami umówi. Mam czekać do 1-2 lipca. No dobra, poczekam.
25 czerwca umówiłam się z dogoterapeutką z Murowanej Gośliny. Na całe szczęście i ku mojemu zaskoczeniu, przyjechała do nas. Zaskoczenie moje było jeszcze większe, gdy okazało się, że w progu stanęła bardzo miła Pani z pieskiem na smyczy. Golden retriver – po prostu Maja. Ja zakochałam się w Mai od progu. Agi, chybaby zaniemówiła z wrażenia, gdyby tylko nie śpiączka…
Pani oznajmiła widząc moje zdziwienie „to moje narzędzie pracy”. Pierwsze spotkanie trwało około 2,5 godziny. Dawno nie widziałam Agi w takim stanie. Na widok kciuka, który przez spastykę jest obkurczony w środku dłoni, który Agi prostowała sama, żeby dotknąć sierści pieska, obydwie ukradkiem ocierałyśmy oczy. Szczerze mówiąc Nawet Danka nie spodziewała się takiej reakcji za pierwszym razem. Jest to niesamowicie sympatyczna i skromna osoba. Ona uważa, ze to wszystko co zdziałała do tej pory to zasługa Mai. Ja uważam, że jej praca przy dziecku jest nieoceniona. Ona jest równie ważna jak piesek. Swoim ciepłym i miłym głosem tak delikatnie przemawia do mojej córci, że nawet na chwilę nie jest przy niej spięta. Do tego wszystkiego Danka ma super podejście do nas, matek w depresji, z wyrzutami sumienia. Niewiele jest osób, z którymi tak doskonale mi się rozmawia! Umówiłyśmy się na następny tydzień na wtorek.
Po wizycie Danki z Mają, byłam tak nakręcona, że trudno uwierzyć. Zadzwoniłam chyba do wszystkich. Pani Beata stwierdziła, że zrobimy zrzutę i kupimy Agi na Gwiazdkę pieska!
Pomyślałam również o koleżance, która ma synka z porażeniem mózgowym. Dagmara jest jedną z tych osób, które mi pomogły w najcięższych chwilach i są w stanie zrozumieć to co czułam i czuję. Ponieważ Dagmara wiedziała o umówionym spotkaniu,też była ciekawa efektów. Zaprosiłam ją na następne zajęcia, żeby obejrzała naocznie jak to wszystko wygląda. Myślałam właśnie, że może spróbowałaby tego typu rehabilitacji z synkiem. W tym temacie byłyśmy jednomyślne, gdyż zamierzała mi to samo zaproponować. 

1 komentarz:

  1. Aniu, Czytam Twojego bloga z przyjemnością. Kręcą mi się łzy na końcach rzęs i jednocześnie w głos się śmieję. Może to wszystko poplątane trochę, ale piszesz w taki sposób, że serce „ruszasz”. Poznałam Waszą Śpiącą królewne i po trosze roumiem Twój świat.Jestem wdzięczna losowi, że pozwolił nam się spotkać!! Pisz dalej :-)Buziaki Dana
    ~Dana

    OdpowiedzUsuń