Dzisiaj Agi była okropnie nerwowa. Ponieważ wczoraj przysiedziałam
trochę przy kompie (mam trochę pracy do nadrobienia), rano wstałam
dopiero koło 11! Masakra! Co dziwne Moja Agi spała jeszcze dłużej.
Obudziła się troszkę wcześniej ode mnie i tata do niej poszedł. Później
marudził, ze mógł poczekać na mnie. W pamperchu czekała na niego
niespodzianka! Do tego Agi głodna. Dostała jeść lekarstwo i usnęła.
Spała do 13. To jej rekord chyba! Jak się obudziła, ciągle musieliśmy ją
tulić, bo strasznie się spinała. Arek twierdzi, że przestała widzieć i
dlatego się zdenerwowała. Ja nie jestem tego taka pewna. Jeżeli ona
cokolwiek widzi to jakieś cienie i blaski. Niestety. Coraz częściej
zaczyna nas zastanawiać ta seria nieszczęść związanych ściśle z naszą
Agunią. Najpierw urodziła się z wadą genetyczną. Nauczyliśmy się z tym
żyć, a co najważniejsze, Agi nauczyła się świetnie sobie radzić. Stale
walczyliśmy z jej niską wagą, ciągłym katarem i częstymi
przeziębieniami. Agunia notorycznie trafiała na mało profesjonalnych
lekarzy. Jedna pani doktor pobiła wszystkich o głowę. Próbowała Aguni
podciąć języczek. Na żywca. Ja myślałam ze ona będzie go tylko oglądać.
Dzielna Agi nie pozwoliła sobie, w końcu zrezygnowała, bo groziło to
złamaniem szczęki.
Inny pan doktor na sam jej widok, postanowił
zrobić jej natychmiast gastroskopię. Stwierdził, ze dziecko jest
wybitnie niedożywione i jak tak dalej pójdzie to za miesiąc przyjdę do
niego żeby założył jej gastrostomię. Nie pofatygował się nawet, żeby
poobserwować dziecko, co je, jak je. A Agi spalała wszystko co zjadała.
Była stale w ruchu.
Jedna z lekarek stwierdziła, ze konieczne jest
EEG. Poleciła nam zrobić je w szpitalu na Przybyszewskiego. Hmmm… Nawet
nie chcę do tego wracać. W skrócie, ze łzami w oczach, przerażonym
dzieckiem na ręku, po 3 godzinach męczarni poszłam i zrezygnowałam.
Jedyny
dobry lekarz na którego udało nam się trafić jest nasza Pani Beatka!
Anielska cierpliwość i wielkie serce. Nie dam złego słowa o niej
powiedzieć. Nam tylko pomaga i to sama z siebie. Wystarczy sms czy
telefon i zaraz do nas przyjeżdża.
Agunia nie zdążyła skończyć 17
miesięcy i wydarza się nieszczęście. Z pełnego życia i wesołego dziecka,
zamienia się w Śpiącą Królewnę, która nie chce się obudzić. Zaczyna się
kolejna walka z wiatrakami. Po odłączeniu jej od respiratora,
natychmiast przekazana zostaje do naszego szpitala. Tutaj 1 stycznia
prawie ponownie traci życie. Nawet boję się pomyśleć, ze gdyby mnie tam
nie było… Krótko później zaraża się jelitówką i do tego stopnia jest
chora, że wymiotuje krwią, robią się jej odleżyny na główce. Znowu
trudne dwa tygodnie. Antybiotyki, które dostała w ciągu tych 3 miesięcy
rozwaliły jej wątrobę.
Dzięki Pani Beatce, Agnieszka podbija serduszko wspaniałej rehabilitantki, która podejmuje się jej rehabilitacji.
Udaje
nam się dostać do hospicjum domowego. Jednak, któryś z pracowników nie
wykonuje swoich czynności należycie i nasza Agi ma założoną złą rurkę.
Krtań krwawi, Agi jest obolała i trudno jej się oddycha. Dzięki
zaradności naszego miejscowego anestezjologa, Agi ma zapasową rurkę,
którą nam wymienia. W niedługim czasie sytuacja powtarza się, tylko, że
tym razem ja na czas wykrywam źle dobrany wymiar rurki. Od tej pory
osoba za to odpowiedzialna już do nas nie przyszła. Pani anestezjolog
przychodzi najczęściej sama.
Wkrótce okazuje się że Agunia ma
zwichnięte bioderka, ale to się często zdarza przy spastyce. Do tego Agi
niemal traci prawe oczko! Trafiamy do cudownego okulisty, który jednak
stale nie może przeżyć, ze nie przyjechaliśmy wcześniej… Nie zdaje sobie
sprawy, że ja też nie mogę tego sobie wybaczyć.
I znowu po serii
nieszczęść trafiamy na cudowną osobę na swojej drodze. Jest nią nasza
Dana ze swoimi skarbami. Danuś pomaga mi jakoś przetrwać ciężkie dni.
Wystarczy, ze sobie porozmawiamy. A psinka wspaniale działa na Agi.
W
lipcu pojawia się pierwszy atak padaczki, który wystawia Aguni boleśnie
bioderka. Teraz znowu jakieś kłopoty z układem pokarmowym. Sama nie
wiem czy robić dalsze badania, czy nie.
Nie wiem, czy zakładać PEG-a
czy też wystarczą te sondy silikonowe. A jeżeli zakładać, to gdzie to
najlepiej zrobią i najprofesjonalniej do tego podejdą?
A na
zakończenie serii nieszczęść wczoraj zepsół się dysk twardy, na którym
były wszystkie zdjęcia Aguni z 2007 i 2008. Wszystkie filmiki. Tego
chyba się nie da odzyskać. Nie zdążyliśmy zgrać tych zdjęć. Arek akurat
je posegregował i poukładał w katalogi. Dobrze, że udało się odzyskać
trochę zdjęć z kompa mojego brata no i część jest tutaj na blogu.
A
może teraz czeka nas coś dobrego? Uświadomiłam sobie bowiem, pisząc to
wszystko, że po czarnej serii, przychodzi dla nas jakiś prezent, jakieś
światełko w tunelu.Mam taką nadzieję, bo zaczynam wierzyć, ze ktoś nas
przeklął, albo zły urok na nas rzucił! Agi jest jednak przekorna i na
złość tej osobie sobie poradzi i jeszcze będzie wesoło biegać i bawić
się z mamusią! Prawda??
Agi, Ty moje małe słoneczko!
~tolka11
OdpowiedzUsuń1 września 2008 o 11:01
Nam tez padł twardy dysk i sracilismy zdjęcia z 3 lat. Oddalismy do serwisu, dali nowy, a ze starego wszystko odzyskali bez trudu i zgrali na nowy. Tak więc chyba nie wszystko starcone:)
~Dana
1 września 2008 o 15:15
Aniu, myślę, że nie wszystko stracone. Dobry informatyk znający odpowiednie „zaklęcia”, da sobie z tym radę. Bądż dobrej myśli…..A tak nawiązując do Twojej wypowiedzi, że czas na niespodziankę i prezent, to już mam dwie: jedna dla Ciebie i druga dla Agi. Myśle, ze obie te rzeczy bardzo Ci się przydadzą:-))) Jutro się zobaczymy…Pozdrawiam cieplutko
~czarnyaniol
2 września 2008 o 13:37
Będzie biegać z mamusią uwierz w to i nie trać nadzieji. Jest mi ogromnie przykro, że akurat trafiacie na na takich bezdusznych lekarzy, malutka przez takich ( ……hm nie będe tu brzydko pisać ale by się należało niektórym) niepotrzebnie cierpi. Trzymam za Was kciuki.
~czarnyaniol
2 września 2008 o 22:54
nadziei – tak ma być, człowiek z wrażenia nawet z błędami pisze. To ze wzruszenia :-))