Wyjazd do Warszawy już za nami. Jak zawsze wieźli nas wspaniali Panowie.
Ponieważ widok przez Wisłę z Pałacem Kultury i Nauki w tle jest cudny, a
do tego po drugiej stronie stoi już okazały stadion piłkarski,
przejechaliśmy przez most dwa razy. Ubawiłam się tym faktem, bo każda
ekipa karetki ma inne pomysły. Jedna z ekip, która nas wiozła robiła
zdjęcia stolicy komórką przez przednią szybę w czasie jazdy, inna
zahaczyła o Sochaczew, żeby sobie obejrzeć widniejący w dali pałacyk.
Zajmuje to kilka minut więcej, a nam jest wesoło. Pierwszy raz się
zdarzyło, żebyśmy tak szybko wrócili, w domu byliśmy koło 17.
Wyjechaliśmy jednak przynajmniej godzinę wcześniej, bo karetka
podjechała już przed 4 rano. Na miejscu byliśmy przed 9. Poszliśmy na
oddział i po jakiejś pół godzinie w końcu wymieniono Agi foleja na
G-tube jak to się fachowo nazywa, a popularnie nazwane jest grzybkiem.
Nie jestem zadowolona, bo prosiłam o założenie zwykłego flocare. Wydaje
mi się jednak, że dzieci z programu żywieniowego, posiadające
garstrostomię mają zakładane G-tube z marszu. Już jak byliśmy we
wrześniu, wszyscy byli kierowani do poradni. Teraz było dokładnie to
samo. Niestety gastrostomia tego typu nie jest najszczęśliwiej zrobiona.
Wężyk na zewnątrz jest sztywny i króciutki. Nie pozwala to na jego
swobodne ułożenie pod ubraniem. Jutro zobaczymy jak będzie się
zachowywał w czasie rehabilitacji i czy nie będzie Agniesi uwierał jak
położą ją na brzuszku. W ostateczności, będę musiała dokupić małą
poduszeczkę ze styropianem i dziurką w środku. To są chyba przeciw
odleżynom na stopach. Musze się przyzwyczaić do nowego „urządzenia” w
brzuszku. Praktyczne to, to raczej nie jest. Następna wizyta w poradni
żywienia 16 sierpnia. Mamy 2 miesiące spokoju.
W piątek odebrałyśmy z
Agi moje autko. Zrobili mi te wahacze, były z jednej strony wyrwane,
więc trzeba było. Po drodze weszłyśmy do warsztatu zapytać się o nabicie
klimy. Okazało się, że mogę mieć nieszczelną, skoro mi tak kiepsko
chłodzi. To już jednak zrobię chyba po wypłacie. W końcu wczoraj umyłam
tego mojego brudasa, bo wstyd było jeździć. A dzisiaj starałam się po
południu doprowadzić ogródek do ładnego wyglądu. Agniesia leżała sobie
na leżaczku pod parasolem, a mama dopieszczała nasz zielony azyl. Tata
zamontował w końcu jakiś wąż, poskładany z resztek znalezionych u mojej
mamy i teraz podlewanie jest łatwiejsze. Moje pomidorki pięknie rosną,
kwiatki sprawiają, że jest kolorowo. Róże przepięknie zakwitły, muszę
tylko jutro jeszcze na mszyce znowu popryskać. Mrówki skutecznie sobie
je hodują, a same są odporne na wszystko. Mam w ogródku piękną jukę.
Wypuściła wielką łodygę z kwiatem, niestety mrówki zaczęły ją podjadać i
wypijać sok. Serce się kroi.
Agniesia, zgodnie z zaleceniem Pani
doktor jest cały czas inhalowana. Paznokieć jeszcze nie zrósł, ale w
jednym miejscu niemal się znowu wrósł. Muszę co drugi dzień podważać go i
sprawdzać, czy nie ma podrażnień. Mój skarb jest dzielny, ale paluszek
zabiera mi jak tylko chwytam za nóżkę. W tym tygodniu musimy wymienić
rurę tracheo, już czwarty tydzień idzie. Tak bardzo nie mogłam doczekać
się ciepłych dni, a boję się, że znowu przelecą, nim zdążę się
nacieszyć.
Kochani uciekam do spania. kolejny długo tydzień przed nami. Życzę spokoju i życzliwości :)))
~zlebek
OdpowiedzUsuń6 czerwca 2011 o 07:39
Kochane-życze by nowy „grzybek” nie był udręka dnia codziennego i by upały dały miłe ogródkowe odpoczywanie a nie zmeczenie-buziaki na dłuugi tydzień :-)
~gosia
6 czerwca 2011 o 08:38
a na mrówki polecam posypać ziemię proszkiem do pieczenia – moja mama mówi, że działa :)
~AnkaJ
6 czerwca 2011 o 09:09
Już próbowałam kochanie, „moje” mrówki są odporne!!! Kupiłam nawet środek, który podobno niszczy królową i nic!!! :(Dziękuję za radę, pozdrawiam!
~roxanna1336
6 czerwca 2011 o 08:42
Czytam Was i kibicuje :)pozdrawiam Roxanna1336