Tak, już po wszystkim. Wróciliśmy ze szpitala. Nie obyło się bez
przygód, nerwów, łez no i oczywiście nowych znajomości. W poniedziałek
dojechałyśmy przed 10 na oddział, bo niestety pogoda nie ułatwiała nam
podróży. Miałam swoje łóżko i nie musiałam warować na krzesełku, albo
karimacie. Także cywilizacja. Od pierwszego badania wynikły problemy.
Moja wina, bo zapomniałam zabrać historii choroby Agnieszki. Pani doktor
miała poważny problem, bo nie wiedziała jakie były wyniki TK z
Krysiewicza. Generalnie nie wiem co to miało do rzeczy, ale taki wymóg.
Na całe szczęście udało mi się załatwić przefaksowanie dokumentów.
Wielkie dzięki za pomoc!!!
Drugi problem to oczywiście nieszczęsna
infekcja z jaką przyjechałyśmy u Agniesi. Moje tłumaczenia, że dzwoniłam
się pytać i kazano mi przyjechać, nie zrobiły na Pani doktor wielkiego
wrażenia. Doszli do wniosku, że zrobią konsultację laryngologiczną i
jutro porozmawiamy z anestezjolog. Strasznie byli podekscytowani
znieczuleniem jakie miała dostać Agniesia następnego dnia. Każdy z
przychodzących, czy to lekarz, czy pielęgniarka, straszyli mnie tym
znieczuleniem. Inaczej nie umiem tego określić. Jedna z lekarek przyszła
mi tłumaczyć, że podczas MR nie będzie respiratora. Tylko po co
respirator? Zapytałam się tylko czy anestezjolog będzie – będzie – no to
chyba bezpieczna będzie – no oczywiście, że będzie – to w czym jest
problem? – no zobaczymy jutro Pani anestezjolog zdecyduje. I więcej tej
Pani doktor nie widziałam.
W poniedziałek postanowili nam jeszcze
zrobić EEG. Pani próbowała się dowiedzieć kiedy Agi zaśnie. Niebardzo
jej pasowało, że dopiero wieczorem. Pani doktor, która nas prowadziła
zaleciła zrobić w czuwaniu badanie i bez snu, no chyba, że… Prawie
godzinę trwało badanie i Agnieszka nie spała, była dzielna. Oczka jej
leciały, ale walczyła jak lwica. W końcu po naradzie stwierdziłyśmy z
Panią technik, że jeżeli nie skończymy, to nas będzie trzeba budzić, bo
że Agi zaśnie jakoś trudno było uwierzyć.
Wracam z EEG, a
pielęgniarka każe mi ubierać dziecko i ganiać do laryngologa.
Zbuntowałam się i powiedziałam, że nie pójdę, bo Agi na mokre włosy,
jest zgrzana i śpiąca. Okazało się, że Pan doktor bez problemów
przyszedł do Agniesi. Obejrzał Agniesi uszko i stwierdził, że jest
„prawie” dobrze. Jak wiemy „prawie” robi wielką różnicę ;))) Pan założył
sączek do uszka i kazał zakończyć antybiotyk. Wrócił jeszcze na chwilę
poinformować mnie, że na jego oddziale robią implanty przewodzenia
kostnego. Jakbyśmy kiedyś zdecydowali się Aguni robić rekonstrukcję
uszka. Jednak sam zna realia i wie, że w obecnym stanie nikt Agniesi
tego nie zrobi. Mimo wszystko wielkie podziękowania za informacje.
Agucha
włosy miała takie poklejone od żelu, że jeszcze w środę jej
wydłubywałam do z włosków. Teraz jest już wykąpana, czyściutka i
spokojnie śpi. W końcu w swoim wyrku, ze swoimi misiami.
Od rana we
wtorek oczywiście Agniesia na czczo. Najpierw hałaśliwa robota
pielęgniarek. Znaczy od 7 kłucie, pobieranie krwi, wenflony, mocz i
ogólnie pojęte zamieszanie. Panie mnie nie zawiodły. Jak zwykle na widok
Agniesi, podłamały się i ciężko myślały jak się wkłują. Nie było tak
źle – jak zwykle. Wkuły się za pierwszym razem w nóżkę i nawet Agi
specjalnie się nie zdenerwowała. Równocześnie jak kazali mi trzymać
nogę, druga Pani zakrapiała oczka, bo została umówiona konsultacja
okulistyczna. Zabrałam się za skończenie ubierania Agniesi, a tu już
mnie gonią do okulisty, bo czeka. Pani nie była najmilsza. Stwierdziła u
Agi blade tarcze nerwu wzrokowego spowodowane bardzo dużym
niedotlenieniem. Nie umiała mi tylko wyjaśnić jak to się ma do jej
widzenia. Zaleciła sztuczne łzy i tyle.
Wjechałam na oddział, a tu że
mamy na rezonans jechać. No i tu już zaczęły się nerwy, bo jakoś nie
miałam czasu od rana na takie uczucie. Agniesia wchodziła pierwsza. Pani
astezjolog ją znieczuliła, a ja ją odniosłam i położyłam na rezonansie.
Jak niosłam ją taką zwiotczałą…coś we mnie pękło. Łzy zaczęły się
kulać, gula w gardle. Oj dużo mnie kosztowało, żeby się nie rozpłakać.
Moja wyobraźnia jest chyba za daleko posunięta. Badanie trwało jakieś 20
minut. Kamień z serca mi spadł, jak kazali mi ją zabrać. Badania na tym
się skończyły. Jeszcze tylko Pani psycholog zaproponowała mi psychologa
dla Agnieszki. Stwierdziła, że musi się dowiedzieć, czy lekarka która
się zajmuje dziećmi w takim ciężkim stanie ma jakichś studentów w naszej
okolicy, bo ja określiłam się, że do Poznania jeździć nie będę.
No i
to najtrudniejsze w dzisiejszym poście. Wyniki. EEG wyszło całkiem
przyzwoite. Są zmiany, ale niewielkie, a poziom leku we krwi wykazał za
niską dawkę leku podawaną Agi. Także musimy podnieść do 450 depakine.
Co
do MR… Nie jest tak jak miało być. Agniesi ma duże zaniki, duże obszary
wodogłowia i zanikowy pień mózgu. Jak to usłyszałam, kolana mi się
ugięły… Nie potrafiła mi Pani doktor powiedzieć, czy ten zanik jest
postępujący czy nie. Oglądając zdjęcia z rezonansu, nie było widać
żadnych zaników w pniu mózgu, więc jedyne to płyta może nam coś ujawnić.
Teraz już nikt nie miał wątpliwości, co do tego, że zrobienie MR
było zasadne. Co więcej, zalecają jego powtórzenie za rok, może półtora.
Jedno co wynikło z rozmowy z Panią doktor, to że Agi z takim
uszkodzeniem nie powinna się nauczyć tego, co zdołaliśmy ją nauczyć.
Przyznała, że mózg kryje dla nas wiele niezbadanych obszarów i nikt nie
jest w stanie zawyrokować w 100% co będzie się działo dalej przy takim
uszkodzeniu. Tak więc w zaleceniach oprócz leków jest głównie
rehabilitacja…
Nie będę pisała o moich uczuciach, bo są w
nienajlepszym stanie teraz. Tak bardzo bałam się tego badanie, właściwie
jego wyniku. Teraz wiem, ale czy jest mi lżej… Ech… Pozostało nam dalej
pracować nad Agniesią. Dalej prowadzić rehabilitację i stymulować.
Agniesiu…przepraszam…kocham Cię!
~Ola K.
OdpowiedzUsuń13 stycznia 2010 o 23:44
Aniu, mam ogromną nadzieję, że płyta ujawni, że nie jest tak źle – w końcu rzeczywiście Agunia uczy się i zmienia, będę czekała z niecierpliwością na opis płyty. Jesteś wspaniałą mamą i masz wspaniałą córeczkę, w którą bardzo mocno wierzysz i Ty, i ja, i mnóstwo innych osób. Mocno mocno Was przytulam!!!!
~Ola Daukszewicz
14 stycznia 2010 o 01:12
Skarby – nie poddawajcie się!!! Musicie wiedzieć, że po pochmurnym dniu ZAWSZE WYCHODZI SŁOŃCE!!! Ja wierzę w Was!!! I wierzę, że będzie dobrze!!! Musi być!!!
~inanna - aga
14 stycznia 2010 o 12:18
Aniu, przytulam was obie… kochane, nie smućcie się, nadzieja jest zawsze, a mózg ludzki – faktycznie, to wciąż tajemnica. Ważne, że Agulek robi postępy. Cierpliwości, siły i wiary życzę!
~Guga
14 stycznia 2010 o 12:41
Ale z Ciebie twarda babka! Ty to umiesz walczyć o swoje! Mimo nienajlepszych wyników nadal jesteś jej mamą a ona niewątpliwie nadal Cię kocha :) Czyli nic się nie zmieniło! :)
~Edyta S.
14 stycznia 2010 o 15:51
Aniu,czytam twojego bloga regularnie.Z niecierpliwoscia czekam na nowy post ,na nowa wiadomosc.Dajesz mi duzo sily-wiesz?,to w jaki sposob piszesz o Agi…..Ja wierze ze bedzie wszystko dobrze………to zdanie ze ludzki mozg jest nieprzewidywalny to wszystko daje i mi nadzieje.Musi byc dobrze.Pozdrawiam was dziewczyny :0Ps.Agi trzymam kciuki spioszku.edyta mama Krystianka chorego na autyzm :)
~Edyta S.
14 stycznia 2010 o 15:54
ps.Aniu syn mojej kolezanki 12 letni autysta,owiniety pepowina przy porodzie,niedotleniony.Ma zmiany w mozgu jak okreslaja lekarze odpowiadajace 90 letniemu staruszkowi.Chodzi,mowi nawet ja nie moglam uwierzyc ze ma autyzm ,ze jest chory–To daje nadzieje:)Edyta
~longina
14 stycznia 2010 o 16:00
Moje kochane dzielne dziewczynki. Jesteście najcudowniejszymi kobietkami jakie znam. A Ty kochana Anulko jesteś dla mnie wzorem. KOCHAM WAS BARDZO BARDZO MOCNO. buźka
~magdulenka
14 stycznia 2010 o 19:24
Aniu wszystko będzie dobrze przytulam was moocno do serducha !!!! Wielkie buziaczki dla Agniesi !!jestem z wami cały czas ! a co do wyniku ja wierze ze może nie wszystko ale da sie odbudować MÓZG jest nieobliczalny i niezbadany do końca !! Takze trzeba wierzyć a ja WIERZĘ !!!!!!!! buziaczki dla was :)
~Sasecia
14 stycznia 2010 o 22:27
jak może mówić że „nie mogła się tego nauczyć przy takich zanikach” to jest właśnie polska służba zdrowia. Wkurzające nie martwcie się tylko pracuje z Agi i tyle. Mnie mówiono że z ledźwowym kręgosłupem to mogę ale na stół iść i co a ja się poruszam mimo że 2,5 roku chodziłam w gorsecie :) a co przeszłam to moje ale się nie poddałam i wy też.
~hanusia
OdpowiedzUsuń14 stycznia 2010 o 22:35
Kochanie respirator po to, bo nasze dzieciaczki miały zatrzymanie akcji serca i każda narkoza, jest dla Nich bardziej ryzykowna. Jak doszłoby do jakiś komplikacji przy narkozie, do zatrzymania nie daj Boże, to anestezjolog bez wspomagacza mało by mógł… (Przykład- Patryk zdrowy chłopiec, komplikacje po narkozie).Aneczko a po co Wam był potrzebny rezonans? Chodzi mi o to czy był konieczny? Chciałam Ci powiedzieć, że ja dlatego nie robię Kajtusiowi rezonansów ani tk głowy i nie zrobię, może nigdy już, chyba, że będzie wymagane do jakiś badań, w celu, które miałoby Mu pomóc, lub będzie zagrożenie życia. Badanie nic nie zmieni, jeśli wyszłoby super i tak byś rehabilitowała, stymulowała Agę prawda? Wyszło brzydkie (i ja się tego u mojego Kajtusia zawsze spodziewałam, bo widzę swoje dziecko…) zdołowałaś się i dalej będziesz robić wszystko, żeby Aga wracała do Was. Kiedyś leżąc w Bydgoszczy, był taki dwunastoletni chłopiec, który topił się na basenie, wybudzony, siedział na wózku, porozumiewał się z tatą, zaczynał wypowiadać pojedyncze słowa, cudo. Jego tata się uparł, żeby zrobiono Mu w klinice świeży rezonans, klatka po klatce chciał widzieć syna mózg, lekarze Mu odradzali, twierdząc, że badanie w niczym nie pomoże (bo taka prawda), że po co, najważniejsze jest to co widz gołym okiem u dziecka i, że badania różnie wychodzą etc. Ale tata chciał, zrobiono. Na rezonansie praktycznie nie było nic, leukomalacja ogromna, wynik rezonansu wyglądał jak pacjenta, który nie powinien już żyć, a On się wybudził kilka miesięcy wcześniej i co dało to tacie? Nasza kochana lekarka prowadząca w Bydgoszczy poradziła mi kiedyś, żebyśmy nigdy z ciekawości nie prześwietlali Kajtusia, bo nie leczymy zdjęcia, obserwujemy dziecko i to jest ważne co On robi a nie co widać na zdjęciach, tym bardziej, że często są mylne, czasem jest ładne a człowiek leży i leży. Dlatego ja się tego trzymam, szkoda mi zdrowia Kajtusia, kto wie czy prześwietlenia nie spowodowały nie prawidłowej pracy tarczycy, że w efekcie wolniej rośnie. Ostatni rezonans Kajtuś miał niecałe dwa lata temu, wymagane do Moskwy i bardzo to przeżyliśmy, żadnych więcej! Już lepiej zrobić eeg dwa razy w roku, bo to nie zaszkodzi, a może jakieś nowe fale zauważymy. Aniu, a wodogłowie…jeśli u Agi dochodzi do leukomalacji, a pisałaś, że tak, to musi coś wypełniać puste miejsca, nie może nie być nic i właśnie te miejsca wypełniane są płynem mózgowym tzw. wodą stąd wodogłowie. Aniu nie smutaj się, olej te zdjęcia, naprawdę, zobacz ile u Agi, czy Kajtusia pozytywów, a zdjęcie też brzydkie i będą brzydkie nawet kiedy do nas wrócą, ale czy one będą wówczas ważne?! Przepraszam, że się tak rozpisałam, ale chciałam przekazać Ci tak, jak ja lubię wiedzieć o każdym szczególe :)Ucałowania dla Agi, trzymajcie się -kajtusiowa mama