piątek, 17 października 2008

I wykrakałam sobie. /17 października 2008/

Moje dziecko postanowiło sobie pooglądać świat nocą. Pół nocki nie spałam, bo moja królewna ślepka szeroko otwarte i patrzy się w sufit i rozgląda na boki. Jak tylko się położyłam, ta zaczyna charkać. Złośnica mała.W końcu położyłam się koło niej, ale jak tylko mnie trochę zmorzyło, zaraz mnie obudziła. Odessałam ją i poszłam na swoje wyrko. Włączyłam jej wcześniej pozytywkę. Wtedy dopiero usnęła. Rano musiałam jej podgrzać to mleczko, bo ono musi mieć temp pokojową, czyli wstawiam do gorącej wody i muszę czekać, aż się podgrzeje.
Mama przyjechała tak koło 10, a ja czekałam na to aż moja królewna postanowi nasiusiać do woreczka. Na szczęście nie trwało to długo i udało się zawieźć próbkę na badania do laboratorium. Małe zakupy w drodze powrotnej i do domku. Asia przyjechała o 12 i zabrała się za przygotowywanie małej do pionizatorka. Troszkę Agi walczyła z łuskami, ale Asia ma praktykę i dała radę. Moja Agunia wpięta w pionizator trzymała tym razem głowę odchyloną do tyłu. Nie było mocnych, żebym jej odgięła ją do przodu. Pojeździłyśmy sobie po mieszkaniu, pościgałyśmy się, dokładnie tak jak Agi to robiła na własnych nóżkach jeszcze rok temu… Podobało jej się, nie nadążała oczkami wszystkiego oglądać. Wjechałyśmy też do kuchni pod lodówkę, gdzie pozawieszane są magnesiki z dannonków Aguni. Bardzo była poruszona! Po jakichś 20 minutach wypięłam ją z pionizatorka i nakarmiłam. Łuski zostały jeszcze na godzinkę. Jak i z łusek ją uwolniłam, zasnęła. Ja też. Wieczorem wykąpałam Agi i skoczyłam jeszcze do mamy po blaszki i na zakupy, bo miałam troszkę do upieczenia na piątek.
I tak z szybkiego wypadu zrobiły się prawie dwie godziny. W Biedronce spotkałam bowiem Panią Irenkę z opieki. Chyba z godzinkę rozmawiałyśmy. Pani Irenka przeziębiona i dlatego nie była, a pomimo czytania bloga, miała wiele pytań o maludę. A tak na marginesie, to po prostu świetnie się rozmawia z naszą Panią. A jakoś jestem wciąż nienagadana. Zawsze mam dużo do powiedzenia. Czasem aż mi głupio, bo plotę takie banialuki, że szok! Umówiłyśmy się, że jak będzie w naszej okolicy to wstąpi do nas na momencik. Już się cieszę.
Dzisiejszą nockę Agi spał trochę lepiej. Z tym, że dosyć często mnie budziła w sprawie wydzielinki w gardełku. Taki los matek… Rano oczywiście zaspałam. Obudziła mnie Agi godzinę później. Tym sposobem jedzonko dostała spóźnione o godzinkę. Najgorsze jest jednak to, że od wczoraj rozkłada mnie tak konkretnie przeziębienie. Moje ulubione migdały i węzły chłonne. Do tego ogólne osłabienie i zimne poty. A co tam, jakoś przeżyję. Zadzwoniłam jeszcze do  Justyny, żeby uważała na Zośkę. Mam nadzieję, ze jej nie zaraziłam. Nie darowałabym sobie. Ale Justynka mówi, że na razie jest oki. Oby tak dalej!
W tak zwanym międzyczasie upiekłam drożdżowy dla Dany. Obiecałam jej we wtorek. Agi próbowała wtedy usnąć. Na chwilkę wjechali Marcin z mamą, przywieźli mi suszarkę dla Justynki, i chusteczki dla Agi. Aginek wtedy smacznie spała a ja skręciłam ser na sernik. Jak pojechali, została mi godzina do przyjścia Asi i Dany. Zdążyłam ukręcić sernik i nakarmiłam Agnieszkę. Jak skończyłam przyjechała Asia. i zabrała się do pracy.
Agunia miała znowu wystawione bioderko i obydwa ramionka. Wspólnie z Danką, która wkrótce z Mają nadciągnęła, znalazły miejsce, gdzie Agi miała uszkodzone barki. Troszeczkę pocierpiała, ale dzięki ich rzetelnej pracy, moje dziecko już nie boli. I tak kobietki pojechały w swoją stronę, a my zostaliśmy w domku. Podczas zakładania sondy Agi mocno zwymiotowała i trzeba było ją szybko wykąpać. Wykąpałam ją i zrobiłam jeszcze spód do mazurka i snikersa. Niestety, śmietana się kwasi i góra od ciasta będzie dopiero jutro.
Przyszło odpowiedź z następnej fundacji. Niestety, znowu nie mogą nam pomóc. Będą jednak o nas pamiętać. To miło. Może jestem naiwna, ale miło, że chociaż odsyłają nam odpowiedzi. Przynajmniej wiem, że doszło.
Jutro kolejny dzień, znowu wszystko od początku. Jakoś tak monotonnie się zrobiło. Nawet pieczenie, które swojego czasu przynosiło mi odprężenie nie pomogło dzisiaj. Chyba jestem po prostu trochę chora i stąd ten marny nastrój.
Wstań Aguś, to mama już zawsze będzie w dobrym nastroju!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz