czwartek, 23 października 2008

Iskierka nadziei. /23 października 2008/

Czas płynie w tak zastraszającym tempie, że jestem przerażona. Niedługo rok, jak Agi jest w śpiączce. A tu nic się nie zmienia. Nie na tyle, aby można powiedzieć, że wybudzenie nastąpi.A tu nic z tego. Życie jest brutalne. Trochę chyba za bardzo.
Wczoraj byłyśmy u naszej Pani Danuty. Muszę nauczyć się jak ona usuwa czkawkę u Aguni w kilka chwil. Byłam w szoku! A ja się męczę i kombinuję! A ona tylko dotknęła dłońmi głowy i po czkawce. Jeszcze lekceważąco machnęła ręką, że to bardzo proste… Hmmm, jak dla kogo! Chciałabym, żeby się nie myliła ta nasza Pani. Tak jak w pierwszym dniu pozbawiła mnie nadziei, tak teraz ta iskierka zaczyna świecić trochę jaśniej.
Jak wróciłam przyjechała Asia z ciachami! Wyczytała w moich myślach, że miałam apetyt na coś kalorycznego. Mniami! Wkrótce dołączyła do nas Dagmara. Bidula jak zawsze zabiegana. Dzisiaj jednak zdążyła kawę wypić i odrobinkę porozmawiałyśmy sobie. Fajnie nie ma jak to babska kawka. Cztery całkiem sympatyczne kobietki. Tylko jedna z nich mało gadatliwa! I tak jest zawsze. Wszyscy zejdą się od razu a potem sama siedzę. Ja tak się nie bawię.
I tak zostałyśmy same. Podałam Agutkowi obiadek i po chwili zaczęła jakoś dziwnie się pocić. Dostała wypieki na buzi… Zmierzyłam temperaturę, ale tylko 37,4, a Agi poci się niemiłosiernie. Zgłupiałam. Zadzwoniłam do Pani doktor, ale nie odbierała. Położyłam Agi sobie na kolanach i tak siedziałyśmy i czekałyśmy na rozwój wydarzeń. Wcześniej podałam jej Ibum. I co chwila mierzyłam jej temperaturkę. Wkrótce spadła całkowicie, a Agi i tak się pociła. Dopiero po dobrej godzinie zeszły wypieki i Agutek przestała się pocić. Po chwili padła wykończona i zasnęła twardo jak kamień. I praktycznie spała tak do rana. Siedziałam do wpół drugiej, żeby sprawdzić, czy temperatura nie najdzie jej znowu, ale nie. To była całkiem spokojna nocka.
Rano Agusia całkiem spokojna była. Dopiero później zaczęła się stresować i spinać. Tak do końca nie wiem na ile było to wywołane jej niepokojem a na ile szantażowaniem mnie. Jak się spinała to chodziłyśmy obydwie. Znaczy Agi na moich rękach. Nie powiem, była całkiem zadowolona. Jednak natura panikary dała za wygraną. Agunię tak często odsysałam, że w końcu umówiłam się z Panią Beatą, że koło pierwszej podjadę do przychodni. No i pojechałyśmy. Jak zazwyczaj (na szczęście), okazało się, że matka panikara. Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. ja antybiotyk dostałam, a tylko wspomniałam, że coś mnie drapie w gardle. Arek się śmieje, że Agi gorączkuje a ja choruję. Bardzo chętnie za ciebie skarbeńku pochoruję, łącznie z tą temperaturą.
Zanim pojechałam do przychodni przyjechała Pani Irenka z opieki. Niestety za długo sobie nie porozmawiałyśmy. A szkoda, jakoś ostatnio nie mogę się nagadać. Do Dagmary też się umówiłam, że pójdę, może kochane dzieciaczki pozwolą nam troszkę porozmawiać. Jak jestem u niej, to przynajmniej nigdzie się nie spieszy.
Aguś, nie pozwól aby iskierka zgasła!

1 komentarz:

  1. ~kasia819
    23 października 2008 o 23:12

    Aniu a moze zębole jakieś Aguni idą? stad napięta i stan podgorączkowy? dobrze ze trzymasz reke na pulsie a ty kochana sie kuruj i zaopatrz wreszcie w jakies wspomagacze odpornosci:)buziole:) Agi rozpalaj, wzniecaj ogien bo iskierka na pewno nie zgaśnie:)

    ~Magdulenka
    24 października 2008 o 20:18

    kochana Aniu Dużo zdrówka dla Ciebie ! A może te poty i te spojrzenia to może oznaki przebudzenia ależ bym bardzo tego chciała och bardzo !Aguniu czas wstawać perełko czas wylegiwania się może tak już byś się uśmiechnęła do mamci co ? Cioteczka tak ładnie prosi ! Aniu wierzę że iskierka cały czas się mocno świeci i że Agi w końcu się obudzi !zdrówka dziewczyny !

    OdpowiedzUsuń