Czas płynie w tak zastraszającym tempie, że jestem przerażona. Niedługo
rok, jak Agi jest w śpiączce. A tu nic się nie zmienia. Nie na tyle, aby
można powiedzieć, że wybudzenie nastąpi.A tu nic z tego. Życie jest
brutalne. Trochę chyba za bardzo.
Wczoraj byłyśmy u naszej Pani
Danuty. Muszę nauczyć się jak ona usuwa czkawkę u Aguni w kilka chwil.
Byłam w szoku! A ja się męczę i kombinuję! A ona tylko dotknęła dłońmi
głowy i po czkawce. Jeszcze lekceważąco machnęła ręką, że to bardzo
proste… Hmmm, jak dla kogo! Chciałabym, żeby się nie myliła ta nasza
Pani. Tak jak w pierwszym dniu pozbawiła mnie nadziei, tak teraz ta
iskierka zaczyna świecić trochę jaśniej.
Jak wróciłam przyjechała
Asia z ciachami! Wyczytała w moich myślach, że miałam apetyt na coś
kalorycznego. Mniami! Wkrótce dołączyła do nas Dagmara. Bidula jak
zawsze zabiegana. Dzisiaj jednak zdążyła kawę wypić i odrobinkę
porozmawiałyśmy sobie. Fajnie nie ma jak to babska kawka. Cztery całkiem
sympatyczne kobietki. Tylko jedna z nich mało gadatliwa! I tak jest
zawsze. Wszyscy zejdą się od razu a potem sama siedzę. Ja tak się nie
bawię.
I tak zostałyśmy same. Podałam Agutkowi obiadek i po chwili
zaczęła jakoś dziwnie się pocić. Dostała wypieki na buzi… Zmierzyłam
temperaturę, ale tylko 37,4, a Agi poci się niemiłosiernie. Zgłupiałam.
Zadzwoniłam do Pani doktor, ale nie odbierała. Położyłam Agi sobie na
kolanach i tak siedziałyśmy i czekałyśmy na rozwój wydarzeń. Wcześniej
podałam jej Ibum. I co chwila mierzyłam jej temperaturkę. Wkrótce spadła
całkowicie, a Agi i tak się pociła. Dopiero po dobrej godzinie zeszły
wypieki i Agutek przestała się pocić. Po chwili padła wykończona i
zasnęła twardo jak kamień. I praktycznie spała tak do rana. Siedziałam
do wpół drugiej, żeby sprawdzić, czy temperatura nie najdzie jej znowu,
ale nie. To była całkiem spokojna nocka.
Rano Agusia całkiem spokojna
była. Dopiero później zaczęła się stresować i spinać. Tak do końca nie
wiem na ile było to wywołane jej niepokojem a na ile szantażowaniem
mnie. Jak się spinała to chodziłyśmy obydwie. Znaczy Agi na moich
rękach. Nie powiem, była całkiem zadowolona. Jednak natura panikary dała
za wygraną. Agunię tak często odsysałam, że w końcu umówiłam się z
Panią Beatą, że koło pierwszej podjadę do przychodni. No i pojechałyśmy.
Jak zazwyczaj (na szczęście), okazało się, że matka panikara. Jednak
nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. ja antybiotyk dostałam, a
tylko wspomniałam, że coś mnie drapie w gardle. Arek się śmieje, że Agi
gorączkuje a ja choruję. Bardzo chętnie za ciebie skarbeńku pochoruję,
łącznie z tą temperaturą.
Zanim pojechałam do przychodni przyjechała
Pani Irenka z opieki. Niestety za długo sobie nie porozmawiałyśmy. A
szkoda, jakoś ostatnio nie mogę się nagadać. Do Dagmary też się
umówiłam, że pójdę, może kochane dzieciaczki pozwolą nam troszkę
porozmawiać. Jak jestem u niej, to przynajmniej nigdzie się nie spieszy.
Aguś, nie pozwól aby iskierka zgasła!
~kasia819
OdpowiedzUsuń23 października 2008 o 23:12
Aniu a moze zębole jakieś Aguni idą? stad napięta i stan podgorączkowy? dobrze ze trzymasz reke na pulsie a ty kochana sie kuruj i zaopatrz wreszcie w jakies wspomagacze odpornosci:)buziole:) Agi rozpalaj, wzniecaj ogien bo iskierka na pewno nie zgaśnie:)
~Magdulenka
24 października 2008 o 20:18
kochana Aniu Dużo zdrówka dla Ciebie ! A może te poty i te spojrzenia to może oznaki przebudzenia ależ bym bardzo tego chciała och bardzo !Aguniu czas wstawać perełko czas wylegiwania się może tak już byś się uśmiechnęła do mamci co ? Cioteczka tak ładnie prosi ! Aniu wierzę że iskierka cały czas się mocno świeci i że Agi w końcu się obudzi !zdrówka dziewczyny !