poniedziałek, 20 września 2010

Jesiennie… /20 września 2010/

Już piszę, piszę… 
Miniony tydzień upłynął nam pod znakiem choroby Agniesi i załatwiania dokumentów, no i dalszego meblowania się. A jakże by inaczej!
Najważniejsze, czyli zdrowie mojej małej królewny. Otóż okazuje się, że Agunia jeszcze dzisiaj dostała temperaturę 37,5, w trakcie, a właściwie pod koniec rehabilitacji. W niedzielę, nie miała gorączki, byłyśmy nawet na spacerku, a tu taka niespodzianka… Sama już nie wiem co mam robić. Niby nic więcej jej nie jest, ma tylko taki brzydki, ropny katar. Gardło czyste, osłuchowo też. Już w piątek dzwoniłam do Pani doktor, ale usłyszałam zamiast „dzień dobry” „antybiotyku nie będzie”! A ja chciałam się tylko zapytać jak długo ten ibum mogę podawać… Sama nie wiem, czy nie wolałabym, żeby Agi się porządnie rozchorowała, przynajmniej wiadomo co to i można zadziałać. Ech, a tak, raz jest stan podgorączkowy, raz nie ma, to znów temperatura do 38 wzrasta… No ale czemu?? Nie mam pojęcia. Dzisiaj od tygodnia mieliśmy pierwszy masaż z rehabilitacją. Asia mówiła mi, że bardzo dużo miała nastawiania. Ja przyjechałam na końcówkę zajęć, bo kończyłam załatwianie spraw papierkowych. Najpiękniej Agi zareagowała, jak przekazywałam mamie w pośpiechu, że na 13 będzie Mirek na masarz, a na 13.30 Asia na rehabilitację. Agulek leżała na sofie, odwróciła w moją stronę głowę, zrobiła wielkie oczy i wydała z siebie bardzo niezadowolone „fuuuu!!!” Miała przy tym bardzo niezadowoloną minkę. Oj ubawiłam się setnie!! I niech mi ktoś powie, że ona nic nie rozumie.
Wracając jednak do gorączki, to Asia stwierdziła, że to może być od kręgosłupa. Faktycznie, temperatura szybko zeszła, a Agniesia się uspokoiła. Dostała Ibum i coś na przeziębienie. Jutro jedziemy do Piły na rezonans stochastyczny i do Pani neurolog. A właśnie musze poszukać jej ksiażeczkę zdrowia. Chociaż chyba wiem gdzie jest. Uroki przeprowadzki. Dzisiaj też próbowałam posortować faktury do fundacji, ale sama widzę, że brakuje mi przynajmniej jednej. Jeszcze muszę z piwnicy przynieść, bo tam też jakieś dokumenty były.
Oj, tak jak na początku pakowanie miało jakiś logiczny sens, to na końcu, pakowaliśmy jak popadnie. No i teraz ponoszę tego konsekwencje. No ale okna umyłam w sobotę, niestety efekt nie jest tak spektakularny jak się spodziewałam. Sąsiadka miała rację. Okna są kiepskiej jakości i smugi straszne. No ale jaśniej się zrobiło i jak tylko słońce nie świeci, to nic nie widać. Po raz kolejny zrobiliśmy przemeblowanie, rozwinęliśmy mały dywanik przy Agi łóżku, bo w nocy, zawsze na bosaka przy niej siedzę, zrobiło się przytulniej. W czwartek dowieźli też sofę. W pokoju zrobiło się jaśniej. Dzisiaj zawiozłam w końcu do prania dywan z prośbą o cudowne czyszczenie. Niestety, to są uroki chodzenia w butach po dywanie. Mam nadzieję, że dopiorą, bo moje próby okazały się żałosne w skutkach.
No i w końcu załatwiłam zameldowanie, zasiłki rodzinne i złożyłam wniosek o dodatek mieszkaniowy. Byłam też w gazowni, żeby rozwiązać umowę na poprzednie mieszkanie. Całe szczęście, że pojechałam, a nie pozwoliłam załatwić tego właścicielowi. Muszę zrobić to samo z energetyką. Okazało się, że ten Pan nie przepisuje liczników na siebie, po rozwiązaniu umowy, a przed przekazaniem następnym lokatorom. Pani chciała nam dać miesięczny okres wypowiedzenia. Oznacza to, że przez miesiąc płaciłabym jeszcze za gaz w tym mieszkaniu. Pomimo tego, że stan licznika był spisany! Niestety wody nie jestem w stanie przypilnować, bo mamy ją rozliczaną w fakturach za czynsz. Zobaczę jeszcze, poproszę najwyżej o pokazanie poprzedniego stanu licznika z ostatniej faktury. Tak w sumie to dzisiaj całkiem sporo załatwiłam. Została mi jeszcze wymiana dokumentów i zmuszenie Arka do udania się do banku, żeby zmienił adres.
Muszę Wam się przyznać, że chyba dopada mnie jesień. Ciągły brak słońca, mało ruchu na świerzym powietrzu. Ostatnio uciekam, jak Arek wraca i wychodzę kupić choćby chleb, czy pójść do drogerii, albo bankomatu. Dzisiaj znalazłam skrót do naszego domu. Później trochę żałowałam, bo zaoszczędziłam sobie jakieś 10 minut przyjemnego spacerku. Na domiar wszystkiego bateria przy ssaku znowu jest do niczego. Tym razem poproszę o przysłanie nowej baterii. Dzisiaj zapomniałam dzwonić. Jak wróciłam do domu, było już po 14, a chyba do 15 pracują.
Ostatnio ciągle mam łzy w oczach jak patrzę na moją Agniesię. Ciężko mi ją odsysać, widząc, że sprawiam jej ból. Ja wiem, że to jej pomaga. Bez tego udusiłaby się, nie mogłaby oddychać. Dzisiaj, Agniesia starała się podnieść głowę. Posadziłam ją bez tzymania, walczyła dzielnie, zeby trzymać główkę, jednak albo do tyłu, albo do przodu w końcu jej opadała. Moje serce sypie się na coraz mniejsze kawałki jak to widzę. Ostatnio Agniesia robi wrażenia, jakby więcej rozumiała. Jak przychodzi Nadia na wymianę zabawek, Agulek się denerwuje. Tak jakby chciała się z nią pobawić, zobaczyć ją. Czasem Agusia jeszcze leży w łóżku jak przyjdzie Nadula i jej zwyczjnie nie widzi, tylko słyszy. Jak ją widzi, jest ok. W sobotę Agniesia dostała książki do czytania od Nadii. O Kubusiu Puchatku i Andersena.
W czasie przeprowadzki najtrudniejsze było pakowanie Agniesinych rzeczy. Danusia wyjęła taka podartą koszulkę z szafy, body 68. Białe z granatowymi lamówkami… rozcięte, żeby łatwiej było zdjąć. Najpierw zadrwiła sobie ze mnie, co ja trzymam w szafie, a ja tylko spojrzałam na nią i dodałam, że jakoś nie mogę tego wyrzucić. Wtedy skojarzyła, co to jest, przeprosiła. A ja sie przecież nie gniewam, skąd mogła wiedzieć.
Agniesi zabawki. Takie, którymi się bawiła. Cały tapczan jej wypchany po brzegi. Pieski, które sobie wybrała w Kauflandzie, miała wziąć jednego, spojrzała i pogłaskała najpierw jednego, potem drugiego. Dostała obydwa. Grzechotki, samochodziki, buciki z pieskami, takie różowe, adidaski, które nosiła… Pewnie jakieś dziecko ucieszyłoby się z tego wszystkiego…jednak nie mogę. Nie potrafię. Łzy napływają, w gardle klucha. Może właśnie dlatego popadam ostatnio w taki melancholijny nastrój? Nie wiem, trudno to określić, ale wyjątkowo ciężko mi jest. Jednak nic nie zrobię, muszę podnieść czoło i przeć do przodu. Dla Agnieszki.
Kochanie, wszystko co robię, nawet jak boli, to tylko dla Twojego dobra. Wzięłabym ten ból dla siebie, ale nie potrafię. Nie umiem Ci pomóc. Tak bardzo za Tobą tęsknię i tak bardzo Cię kocham!!!

1 komentarz:

  1. ~Siostrzyczka
    21 września 2010 o 08:28

    Każdy w swoim życiu tak ma że zamyka jeden okres w swoim życiu a zaczyna drugi. Tak miało być z Wami. Przeprowadzka miała Wam pomóc. Nie tylko dlatego że jest na niższym piętrze, ale że w starym mieszkaniu jest za dużo wspomnień. Przeprowadzka się udała, ale widzę że samopoczucie nie. Głowa do góry. Nie poddawaj się jesiennej chandrze. Nie rozmyślaj o tym co było. Patrz na to co jest. Faktycznie Aginek rozumie coraz lepiej. Nawet ja to widzę!!! Z taką wielką gracją podnosi główkę i ją odwraca żeby zobaczyć kto przyszedł, albo kto stoi w jej pokoju i mówi jakieś tam bzdury :-). A w Wągrowcu w ogóle panuje jakiś dziwny wirus. Wiem, ze te gorączki osłabiają,ale jak Pani Doktor mówi, że będzie dobrze to będzie. I tego się trzymamy. Buziaki.P.S. Naprawdę przepraszam za koszulkę. Kocham Was.

    kingulinka7@buziaczek.pl
    21 września 2010 o 11:33

    KochanieJesteś najwspanialszą mama dla swej małej księżniczki .Dzielna kobietą , która w życiu dużo przeszła a mimo to tak pięknie się uśmiecha.Agunia ma ogromne szczęście że ma taką mamusię jak TY.OBIE JESTEŚCIE DZIELNE .Nie raz płaczę czytając waszego bloga i wtedy dociera do mnie ze czasem zbyt wiele mamy szczęścia a wciąż chcemy go więcej nie zauważając że mamy je tuż pod nosem , bo czy może być większe szczęście niż zdrowe dziecko? Modlę się za Was i wieżę że Was tez spotka to szczęście , że Agunia będzie zdrowa.Trzymajcie się dziewczynki cieplutko dagulek

    ~Longina
    22 września 2010 o 12:17

    To chyba ta pogoda tak na nas ostatnio działa. W głowie milion myśli, przemyśleń. Tak bardzo bardzo chciałabym Wam pomóc i strasznie mi źle że oprócz rozmowy nic nie mogę zrobić. Bardzo Was kocham moje dziewczyny i nigdy bym nie pomyślała że można znaleźć tak cudownych ludzi poprzez bloga. Trzymajcie się dzielnie. Anusiu wiesz w razie czego gdzie mnie szukać. Zawsze możemy pogadać, chociaż zazwyczaj to kończy się tak że ty słuchasz a ja się żale. buziaki moje słonka. Trzymajcie się dzielnie.

    ~Ciocia Asia
    26 września 2010 o 21:52

    Dziewczynki! jaki nastój jesienny- ja w końcu w waszym domu zobaczyłam okna, drzewa słońce z boku domu- to nowy rozdział dla Ciebie Aniu- teraz możesz leżeć na łokciach w oknie i podglądać wszystkich co zmierzają do Ciebie- widzisz kiedy jedzie somit! Tu duży plus tej zmiany!!! Pakowanie – no cóż wiem, że było dla Ciebie trudne( tzn. mogę sobie tylko wyobrazić) ale jednak te okna na świat- to bije wszystko i tym na razie się ciesz!!! Buźka do jutra bo Karolcia chora i ja przyjadę!!! papa

    OdpowiedzUsuń