W końcu mogę napisać jak zakończyła się sprawa z mieszkaniem. Niestety
ten tydzień był bardzo długi i trudny. Zakończył się jednak małym
sukcesem. Tak więc po kolei…
We wtorek rano Pani wynajmująca nam
mieszkanie, przyniosła mi odręcznie napisane pismo, w którym powołuje
się na art Kodeksu Cywilnego, oznajmiając, że nie zamierza przystać na
nasze wypowiedzenie i w związku z tym, czynsz mamy regulować do końca
umowy. Oczywiście, wyprowadzić się możemy w każdej chwili. Podjęłam
próbę negocjacji, jednak bezskutecznie. Dowiedziałam się, że zasłaniam
się dzieckiem, że awanturuję się o takie bzdety jak sypiący się popiół z
sadzą z komina, spadające dachówki z rusztowania na głowę, zasypany w
piwnicy wózek czy w końcu pleśń, która zakwitła w naszym mieszkaniu
razem z wiosną. Oprócz tego dowiedziałam się, że pleśń jest przez to, że
suszyłam pranie w mieszkaniu, bo nie chciało mi się chodzić na strych.
Pierwszy raz wtedy usłyszałam o czymś takim w tej kamienicy.
Cała w
nerwach zadzwoniłam do jednej z kancelarii prawnych w naszym mieście i
umówiłam się na konsultację. Mogłam iść dopiero wieczorem.
Bardzo
miła Pani dokładnie wytłumaczyła mi jakie prawa mam w związku z
podpisaną umową. Umowy zawiera się na czas określony, właśnie dlatego,
żeby zbyt wcześnie ich nie rozwiązywać. Jednak, w naszej umowie jest
punkt, który stanowi o możliwości miesięcznego wypowiedzenia tej umowy.
Dotyczy to każdej ze stron. W tym wypadku nie ma tutaj mowy o wyrażaniu
czyjejkolwiek zgody na opuszczenie lokalu. Innymi słowy prawo stoi po
naszej stronie. Pani adwokat zaleciła mi zapłacić czynsz za miesiąc
kwiecień i nie robić nic więcej. Ewentualnie poinformować Wynajmującą o
swoim stanowisku ustnie, bądź pisemnie.
Wróciłam z kancelarii, a mój
mąż postanowił podjąć ostatnią próbę spokojnego rozwiązania umowy.
Niestety bezskutecznie. Skorzystałam z okazji i poinformowałam Panią o
naszych prawach, kazała mi iść do adwokata. Jak dowiedziała się, że od
niego wracam, była zaskoczona i już z nami nie rozmawiała więcej.
Tego
dnia byliśmy też umówieni na podpisanie umowy w nowym mieszkaniu.
Jednak i do tego nie doszło. Okazało się bowiem, że właściciele dali
jednocześnie ogłoszenie o sprzedaży jak i wynajmie. We wtorkowe
popołudnie zgłosiła się Pani, zapewniając, że w piątek wpłaci 20 tys
zadatku na zakup mieszkania. Byliśmy bliscy załamania. Właścicielowi
zrobiło się głupio, jak się dowiedział, że my i tak musimy już teraz
opuścić tamto mieszkanie. Umówiliśmy się, że jak do końca tygodnia nie
zapłaci ta Pani tych pieniędzy, to mieszkanie jest zostawione dla nas i
podpisujemy umowę. Nie mieliśmy wyboru. Pojawił się tylko problem, bo do
czwartku musieliśmy opróżnić mieszkanie. Co było robić, trzeba znów
było wykorzystać moją mamę i rodzeństwo, sprawdzić ich cierpliwość i
wyrozumiałość.
W środę zaczęła się akcja przeprowadzka. Rano
zjechała mama, zaczęłyśmy pakowanie, ja nosiłam walizki do auta i
jeździłam wywozić i wypakowywać, a mama siedziała z Agi. Koło 17
zajechało pierwsze auto do przewozu mebli. W życiu tylu ludzi w tym
mieszkaniu nie było. Jak wróciłam po odwiezieniu Agi, w mieszkaniu było 7
panów i już tylko 2 panie. Przewoziły nas 2 samochody dostawcze. Poszło
nadzwyczaj szybko. Do 20 w mieszkaniu nie było już nawet lamp. Zostały
drobiazgi i dziury do pozaklejania. No i sprzątanie, ale to na czwartek
sobie zostawiłam.
Najlepsze było upchnięcie tego wszystkiego. Meble
kuchenne stoją pod altaną, przykryte plandeką. Lodówka, pralka i
kuchenka, u sąsiadów w garażu. A pozostałe rzeczy się rozpierzchły.
Ciągle czegoś szukamy, potykamy się o coś, a koty stale włażą do jakiejś
torby. Chociaż moja siostra dochodzi do wprawy w poszukiwaniach.
W
czwartek Agniesia została z babcią, a ja pojechałam sprzątać i kleić
dziury gipsem. Wyrobiłam się w jakieś 3-4 godziny. Wracałam akurat jak
Aginek obiadek miała dostać. Arek wrócił z pracy i oznajmił, że dzwonił
właściciel mieszkania i na 98% w sobotę podpiszemy umowę. Pozostało nam
czekać. Na ten dzień mieliśmy jeszcze trochę emocji do przeżycia. Trzeba
było rozwiązać umowę i pospisywać liczniki. Nie wiedzieliśmy jak to
pójdzie. Przyjechaliśmy koło 18 do mieszkania, zadzwoniłam po Panią i o
dziwo przyszła. Spisała liczniki, obejrzała mieszkanie i podpisała
pismo, które wcześniej przygotowałam. W piśmie tym odnotowałam, że płacę
czynsz za miesiąc kwiecień i nie mam już żadnych zobowiązań wobec tej
Pani. Napisałam też w jakim stanie jest mieszkanie. Nie malowaliśmy, bo
wpłacaliśmy pieniądze na jego odmalowanie. Pani słowem prawie się do nas
nie odezwała, była bardzo obrażona i niezadowolona z takiego obrotu
sprawy. Obydwoje jednak się ucieszyliśmy, że tak to się zakończyło.
Pozostał tylko problem, tego gdzie mamy mieszkać.
W piątek pojechałam
do wodociągów i gazowni, żeby zakończyć umowy. Pozostała mi energetyka,
jednak do Chodzieży nie miałam szansy dojechać. No i rozwiązanie umowy z
TP SA. Te pisma pójdą w poniedziałek. Arek otrzymał od właściciela
mieszkania umowę, że czeka do wieczora, ale raczej w sobotę podpiszemy
umowę. Co było robić, musieliśmy dalej czekać.
Jeszcze jedna sprawa.
Wiemy jeż dlaczego Pani, wynajmująca nam mieszkanie była tak bardzo zła.
Otóż w środę koło 15 przyszli do mnie sąsiedzi, którzy wyprowadzali się
niedawno. W sumie mieszkali bardzo krótko, bo jakieś 2 miesiące.
Okazało się, że otrzymali takie pismo jak ja, tyle że z kancelarii
adwokackiej. Przyjechali porozmawiać z Panią, ale jej nie było. Przyszli
do mnie, bo widzieli, że się wyprowadzamy i chcieli się dowiedzieć, czy
też mamy problemy. Cóż, mieliśmy… Przekazałam im zdobyte informacje i
poprosiłam, że jeżeli zamierzają iść do kancelarii po poradę, to
najlepiej jakiejś innej. Zrobili tak, umówili się na czwartek rano. Parę
godzin później zahaczyła mnie kolejna sąsiadka, która mieszkała dwa
piętra nad nami. Miała dokładnie ten sam problem co Państwo, którzy
przyszli wcześniej. Przekazałam swoje informacje i Pani również chciała
porozmawiać z radcą prawnym. Teraz byłam w domu!!! Pani wynajmująca nam
mieszkania była święcie przekonana, że byliśmy w zmowie. Jednak jedno od
drugiego było niezależne. Fakt, że zwolniły się jednocześnie 3
mieszkania, a jeszcze 3 miała puste na sprzedaż, średnio mnie
interesuje. Może zabrzmi to brutalnie, ale takie jest prawo rynku. Raz
hossa, raz bessa. Trzeba przetrzymać. Przykro mi, że ma słabszy okres,
ale czas pomyśleć dlaczego. Tylko dlaczego my jesteśmy obrażani?
Dowiedziałam się, że zazdrościmy jej (znaczy właścicielce kamienicy)
pieniędzy. Wypominamy klinkier kładziony na kominie, co zobaczyłam
dopiero po otrzymaniu tej informacji, że zazdrościmy samochodu.
Specjalnie nie ma czego zazdrościć. Teraz paliwo drogie, a ta bryka 20
łyka na setkę. Do tego, co mnie najbardziej zabolało, że trzymam Agi,
żeby się nią zasłaniać i poprawiać sobie życie!!!! Ta kobieta nie jest
zdrowa psychicznie!!!! Chciałam zrobić badanie w sanepidzie pleśni ze
ściany, ale kosztuje to naprawdę majątek, nie stać mnie. Na szczęście
nie było to już potrzebne, mamy to za sobą i nigdy więcej nie chcę
spotkać takich ludzi!!! Pozostała nam za to wspaniała znajomość, którą
mam nadzieję będziemy podtrzymywać. Pozdrowienia kochane dziewczynki
spod 19 :)))
Dzisiaj w końcu wszystko zakończyło się powodzeniem!
Arek zadzwonił do Właściciela od którego staraliśmy się wynająć
mieszkanie i umówiliśmy się na 14. Mamy już podpisaną umowę, klucze do
mieszkania! Problem mały jednak jest. Arek jedzie tym razem z nami na
turnus. Jedziemy jutro przed południem. Wszystkie nasze rzeczy zostaną u
mamy i będą musieli jakoś z tym sobie poradzić. Strasznie mi głupio,
ale jak mam jutro prowadzić 4 godziny samochód, nie mogę dzisiejszej
nocy przewozić ciuchów i nosić do mieszkania. Poza tym trzeba tam
posprzątać i odmalować. Poprzedni lokatorzy zostawili po sobie mały
sajgon, jakby uciekali w popłochu. No a teraz staram się spakować w
miarę rozsądnie.
A Agniesia? Agniesia przeżyła to chyba najbardziej.
Każdy mój stres odczuwała i denerwowała się ze mną. Rehabilitację miała
cały tydzień. W czwartek i piątek przyjechały nasze Somitki na
Berdychowo, do mamy. Codziennie rano nasza psina, Sonia czeka żeby
przywitać się z Agnieszką. Wtula w nią swój wielki słodki pysk i
delikatnie obwąchuje liżąc Agulka. Jaka ona jest wtedy słodka. Dzisiaj
Agniesia popluskała się w wannie. Taka zrelaksowana była po kąpieli. Do
tego wszystkiego w końcu udało mi się wyciąć cały narosły jej paznokieć
przy nóżce. Chyba rok już jak nam doskwiera. Teraz jednak musi być już z
górki. Czuję się starsza o kilka lat. Jednak nauczyło mnie to czegoś.
Nowe doświadczenie. Jednak jak stwierdziła moja siostra, wolałabym chyba
być młoda i głupia
Kochani, chciałam podziękować za pomoc w przeprowadzce wszystkim uczestnikom-pomocnikom!!!
~Maarta
OdpowiedzUsuń3 kwietnia 2011 o 15:54
Wiesz nie znam Waszej sytuacji ale nie lepiej by było gdybyście coś kupili jednak? Przecież wynajmując mieszkanie też musicie płacić właścicielowi plus czynsz, liczniki itd. Może warto by było przemyślec tą kwestię bo ja też wynajmowałam mieszkanie ale tylko pół roku i jak przeliczyłam ile kasy idzie w błoto (do kieszeni właściciela) to się za głowę złapałam- 800 zł miesięcznie dawało rocznie ponad 9 tysięcy a w ciągu np 10 lat to przecież prawie 100 tys!! No i jaki to kłopot a poza tym prawda jest taka, że nie ma się jednak własnego tylko jest u kogoś, a w mieszkanie też się kasę pompuje jednak, jakieś malowanie czy coś i wychodzi że dla kogoś się to robi. Wiem, że zakup własnego mieszkania w tych czasach to marzenie, jest to bardzo kosztowne ale wiem też z własnego doświadczenia że można coś upolować, np mieszkanie nieco zadłużone czy od kogoś kto się chce szybko pozbyć bo mieszka za granica itp. Ja mieszkam w Łodzi i udało mi się upolować fajne mieszkanko za 110 tysięcy, a co do kasy to też nie miałam ale częściowo się pożyczyło od rodziców, a na 70 tys wzięliśmy kredyt, jakoś nam go dali mimo że nie zarabiamy bardzo dużo. No i jestem na swoim teraz.
~Ania zz Szczecina
3 kwietnia 2011 o 17:29
No masz rację Maarta ,tylko czy dasz kasę?Warto się zastanowić nim coś się ,,na skrobie,,1
~lady Bond
4 kwietnia 2011 o 15:42
No ale żeby wynajmowac mieszkanie to też trzeba mieć kasę… bo jakoś nie bardzo widzę wynajmowania czegoś jak się zarabia np poniżej średniej krajowej, a dużo ludzi ma 1300 netto wypłaty a nawet mniej i nawet jeżeli pracują dwie osoby to ich nie stać.No to też zależy od opłat, w większych miastach kawalerki są za minimum 8 stów z opłatami ale np w złym stanie czy w jakiejs ruinie. Zyjemy w takim panstwie że nas na nic nie stać, są elity i są ludzie niezamożni i ci stanowią z 90%. No i częśc rodzin nie ma pieniędzy na mieszkanie, a że niestety większośc ludzi nie jest oszczędna i co ma to wydaje i do tego sobie funduje jakieś auta i plazmy na kredyt to jest jak jest. Ze świecą szukać takiego który nie ma długu w banku. I z 80% tych zadłuzonych to ludzie którzy kredyt biorą na pierdoły, Taka polska rzeczywistośc.Dopiero jak się ktoś staje niewypłacalny i starci pracę to wtedy się płacz zaczyna.
~Ania
OdpowiedzUsuń3 kwietnia 2011 o 17:54
no nic innego ale kochają ten ,,sport,, a te przeprowadzki i ta adrenalina ,tylko żyć i nie umierac!!Kobieto co ty wypisujesz za brednie?No daj kasę i nie będą wynajmować żadnej ,,chaty,,!Masz trochę grosza?Bo jak nie masz to swoje ,,cenne,,uwagi zostaw dla swoich dzieci ..już im współczuję..
~Maarta
4 kwietnia 2011 o 16:09
A czemu ja mam niby dawac kasę innym? Nie rozumiem. Ja zapracowałam na swoje mieszkanie. I proszę mi nie wypominać,że rodzice dali częśc pieniędzy. Tak,dali ale to jest pożyczka rodzinna i rodzice te pieniądze ciułali latami dla nas, nie szastając na prawo i lewo i odmawiając sobie chociażby dłuższych wakacji czy lepszego samochodu. Z dobrego serca, sami zaproponowali pożyczkę, ja nawet słowem się nie odezwałam, nie prosiłam o to, jestem bardzo wdzięczna za to bo ktoś inny by swoje oszczędności wydał na coś innego, taka jest prawda. Ja ze swojej strony mogłam postarać się o kredyt i zacisnąć mocno pasa, żeby go spłacić jak najszybciej. Zyję oszczędnie ale nie chodzę głodna ani brudna. Mąż także. Możemy się przemęczyć i jeździć starym autem, ja nie muszę latać jak niektóre panie do fryzjera i kosmetyczki, nie muszę mieć nowoczesnego telewizora i wystarczy mi stary laptop. I mogę poświęcić trochę czasu i wysiłku żeby kupować rzeczy taniej np na Allegro, cały czas mając na uwagę to, żeby oszczędzać. Na wszystko co mam zapracowałam właściwie sama, mąż także, męcząc się na studiach, a potem tyrając za grosze na stażu, opłacając sobie kursy, studia podyplomowe i szukając lepszej pracy. Nie szastając na prawo i lewo, oszczędzania byliśmy nauczeni od zawsze. Nie musiałam mieć wielkiego i drogiego wesela,czy sukienki za 5 tysięcy którą zakłada się raz. Więc nie wiem czemu miałabym dawać komuś pieniądze skoro większość ludzi nie zna słowa „oszczędzanie”, skoro wpadli w wir konsumpcjonizmu i żyją ponad stan a potem jęczą że ich na nich nie stać? Albo ludziom którzy nie raczyli się uczyć, którym nie zależało na niczym i przez brak wykształcenia nie mogą znaleźć w ogóle pracy? Każdy jest kowalem własnego losu. Rozumiem, że sytuacja wygląda inaczej gdy ma się chore dziecko ale czasami nawet wtedy można próbować i starać się coś zmienić. Ja własnych dzieci nie mam i raczej nie będę mieć z kilku powodów, najważniejszy jest taki że według mnie decyzja o dziecku powinna być przemyślana i podjęta wtedy gdy nas na nie stać, w perspektywie całego życia i ewentualnej choroby dziecka. Gdy ma się całkowicie stabilną pracę, gdy zarabia się wystarczająco dużo, gdy samemu nie ma się problemów zdrowotnych i gdy czuje się na siłach poradzić sobie z wychowywaniem dziecka w tym okropnym świecie gdzie 99% osób to materialiści, gdzie większośc dzieci jest wychowywana bezstresowo (czy raczej hodowana jak zwierzątko ) i gdzie niebawem będziemy mieć drugą UK, bo tam się to „wspaniałe” wychowywanie zemściło na rodzicach i nie tylko na nich zresztą… No ale nie będę się zagłębiać w temat bo nie pora i miejsce na to. Jak dla mnie przejawem skrajnego egoizmu jest płodzenie dziecka („bo ja muszę prziecież mieć dziecko” ) i potem go traktowanie jak zabawkę lub powietrze (Jasiu, rób co chcesz…”). Albo co gorsza brak zastanowienia i skazywanie dziecka np na biedę czy wyrzeczenia.
~Beata
OdpowiedzUsuń3 kwietnia 2011 o 18:23
Życzę Wam, aby to mieszkanie było lepsze niż ostatnie. Teraz czeka Was dużo pracy na turnusie, ale też odpocznijcie. Mam nadzieję, że ta piękna wiosna utrzyma tę pogodę, doda Wam skrzydeł i po powrocie urządzicie sobie z radością nowe gniazdko. Serdeczne pozdrowienia z Gryfina :)
~Izis.
3 kwietnia 2011 o 22:19
Ach, Bolesław Prus się kłania…Ta właścicielka to wypisz, wymaluj baronowa Krzeszowska i jej kamienica z „Lalki”…czytam Was od dawna, jestem pełna podziwu i uznania dla Waszej pięknej Rodzinki. Życzę zdrowia i małej, i dużym.
~Maarta
4 kwietnia 2011 o 13:29
Napisałam tylko, że czasami można się postarać o kredyt i można też znaleźc dobrą ofertę. Ja mam znajomych którzy wynajmowali mieszkanie płacąc w sumie 1300 zł z czynszem i w pewnym momencie dotarło do nich, że może warto jednak pomyślec o czymś własnym a nie pakować kasy w coś co jest czyjeś i z czego mogą ich wywalić praktycznie z dnia na dzień.I jakoś ci ludzie, których dochody są raczej niskie(w sumie jakieś 4,5 tys) kupili małe mieszkanko okazyjnie i dostali kredyt i chyba lepiej płacić 1400 raty kredytu i zacisnąć pasa ale płacić za własne mieszkanie, które się potem zostawi dziecku a w każdym razie ma się coś dla siebie na starośc a nie wiecznie przenosi z manatkami po różnych miejscach. Ja też jakoś nie zarabiam majątku ale kilka miesięcy szukałam ofert,kombinowałam, chodziłam po spółdzielniach i udało się znaleźć mieszkanko które normalnie kosztuje 180 tys za 110 i dostałam też z mężem kredyt na 70 tysięcy i wiem po prostu że gdy go spłacimy to będzie nasze mieszkanie i nikt nas nie wygodni z niego i mogę w nim zrobić co mi się podoba. Poza tym jeszcze 5 lat temu mieszkania były znacznie tańsze niż teraz. Ja kupowałam rok temu. Po prostu nie rozumiem niektórych ludzi i tyle, ale jak ktoś lubi całe życie mieszkać u kogoś to jego sprawa. A tak naprawdę wielu ludzi stać na coś własnego, kupowanego tak jak ja kupowałam,na rynku wtórnym i okazyjnie, a banki tez nie są takie że w ogóle nie dadzą kredytu nikomu, bo ja jakoś dostałam ten kredyt mimo zarobków poniżej średniej. Tyle że my w tej chwili nie szastamy i liczymy się z groszem. Zresztą ja nie pisałam o osobach które mają bardzo niskie dochody bo takie osoby nie dostaną kredytu. Tyle że nawet jeżeli się wynajmuje coś baaardzo okazyjnie to policzcie sobie sami ile kasy oddacie obcej osobie w ciągu 10-20 lat. To są sumy rzędu nawet kilkuset(!!!) tysięcy.
~Ania ze Szczecina
OdpowiedzUsuń4 kwietnia 2011 o 17:44
Bardzo Ciebie Maarta przepraszam ,że tak się uniosłam!Przepraszam i wiem,że intencje masz dobre i generalnie masz rację!!!Ale kiedy człowiek boryka sięz różnymi problemami to nie wiadomo co ważna jest.A codziennie trzeba się zmagać no niby z prostymi sprawami ale….jakie trudne.Jeszcze raz Ciebie przepraszam,to co może jakieś ciacho i kawka na zgodę?Zapraszam do Szczecina.Jesteśmy na tym blogu aby Ani i Agnieszce moralnie i duchowa pomagać i tak ma być!Maarta masz rację i sorry.