Dzisiaj się poużalam nad swoim biednym niewyspanym losem. Poszłam spać
koło 2, i ledwo usnęłam Agi rozpoczęła testowanie mamusi. Regularnie co
pół godzinki. Ekstra, kochana dziewuszka. Całkiem jak kiedyś! W końcu
koło 6 rano poszłam zrobić jej kaszki i nawet nie zdążyłam dać jej
jednej strzykawki, a Agi tak się spięła, ze nie mogłam sobie z nią
poradzić. Szybko podałam jej sirdalud, żeby ją trochę rozluźnić i na
kolana.Ulubiona pozycja mojej córci. Głowa w dół i wygięta w pałąk.
Wtedy Agi się uspokaja. Tylko, że w takiej pozycji jedzenia jeszcze jej
nie podawałam. A skoro było już uszykowane i łudziłam się, że te nerwy z
powodu głodu. Skończyłam ją karmić, a ona nadal spięta. Z prędkością
supermena przewinęłam ja i przebrałam i z powrotem na kolana. I tak do
wpół siódmej. W końcu tabletka zaczęła działać i uspokoiła się. Jednak
zanim zasnęła zdążyła zwymiotować. Nie wiem, czy to ból brzucha,
kręgosłupa, czy jakieś inne bodźce, np.: przebłysk świadomości.
Chciałabym.
Skutek
tak cudownej nocy, było wyłączenie dzwoniącego telefonu. Byłam
przekonana, ze to budzik, a to nasza Pani Joasia. Normalnie gamoń ze
mnie! Budzik wyłączyłam wcześniej i przyłożyłam tylko głowę do poduszki…
A
dzień dzisiaj zapowiadał się burzliwie! Najpierw przygotowania do
pobrania krwi. Byłam umówiona, że podjadę po Arka, ale standardowo nie
mógł. Zadzwoniłam po mamę. Sama nie byłam w stanie się dotachać z Agi i
ssakiem do szpitala na 4 piętro, pomimo windy.
Pobranie krwi znowu
wywołało u pań laborantek dreszczyk emocji! Ja trzymałam Agi na
kolanach, a one we trzy wkłuwały jej igłę i trzymały za rękę. Skutek
tego był taki, ze Pani niemal zawału dostała, jak Agi poderwała się po
wbiciu igły! Nadmienię jeszcze, że trafiliśmy dokładnie na tą samą Panią
co poprzednio. Ja nie wiem czego one się boją, w końcu większe
doświadczenie powinny mieć panie laborantki, zwłaszcza w szpitalu, niż
ja… Ech, brak słów.
Podskoczyłam jeszcze do przychodni. Zostawiłam
papiery na pielęgnacyjne i odebrałam mleko i znowu prawie 200 zł, a
jeszcze 60 jutro zapłacę. Fajowsko! Dobrze, że mam zasiłek! Żenada.
Jak
wjechałam na podwórko, okazało się, ze stoi samochód hospicjum.
Przyjechała pediatra i psycholog. Dobrze, ze dzwonią! Przynajmniej Panie
przeszły się po schodach na drugie piętro! Dwa razy! Brak mi słów.
Psycholog przyjeżdża, mówi w kółko to samo i siedzi u mnie 2-3 minuty.
Po co ona przyjeżdża? Nie wiem, naprawdę, nie mam pojęcia!
Koło 16
przyszła Pani Asia, powyduszała i ponaciągała naszą Agi na wszystkie
strony. A ta w podziękowaniu zaśliniła ją całą. Z buzi leciało jak z
kranu. W nocy muszę ją przebierać, a podłożona pieluszka jest do
wykręcenia, tak się ślini. Umówiłyśmy się na piątek na dogo.
Poleciałam
na pocztę żeby wysłać krew do Centrum Genetyki i wstąpiłam jeszcze do
Madzi. Loteria w piątek oczywiście nie doszła do skutku z powodu pogody.
Może i dobrze. Niewiele by z niej było dochodu, a czasem trzeba
odpocząć. Myślę, że przydało się to rodzinie Maciusia. Ach,
zapomniałabym, Maciuś dzisiaj na dzień dobry podał mi rękę!!
Agi, tak bardzo chciałabym mieć rację!
~www.kacperekzielinski.bloog.pl
OdpowiedzUsuń18 sierpnia 2008 o 23:34
Ach Aniu,jestes super kobietką,mimo tych chwilowych dołków,trzymasz się tak dzielnie i tak trzeba,bo nie sztuka usiaść i płakać,ale sztuką jest twardo stąpać po tym nierównym gruncie,a TY nie dość ze stoisz twardo na ziemi mając własny problem,to jeszcze potrzymujesz Moja kochaną Madziulkę.Ona też jest silną kobietą,tylko za mało wierzy w siebie.Dziekuje że jesteś przy niej w tych ciężkich chwilach,mimo swoich zmartwień.Wielki cłusek w przepiekny nosek małego Kryształka.
~Ania i Zuzia
19 sierpnia 2008 o 08:16
Aniu, tyle osób gorliwie modli sie o Agi, że nie ma mocnych musi obudzić się! Nie ma takiej chwili, żebym nie myslała o Was i nie polecała Najwyższemu. Nie przestam dopóki mnie nie Wysłucha… A Agi jest przekochana….Trzymajcie się cieplutko…Zdrówka dla Agusi!
~gosia
19 sierpnia 2008 o 23:34
Twój upór, wytrawłośc i wiara spowoduje że spełni sie to o czym marzysz zobaczysz, pozdrawiam i trzymam kciuki za Was
Odpowiedz