Myślałam, że ta data, ten pamiętny dzień, nie zrobi już na mnie tego
roku wrażenia… A jednak, serce nadal boli tak samo mocno. Tak samo nie
potrafię wytłumaczyć sobie dlaczego tak się stało a nie inaczej. Jak ja
mam z tym wszystkim sobie poradzić? Głupio gadam. W końcu radzę sobie z
tą całą sytuacją już dwa lata. Czasem mam dzień, gdzie nie chce mi się z
łóżka wyjść. Czasem da się żyć, nawet całkiem normalnie. Tylko czy ja
jestem normalna? Raczej nie i to się już nie zmieni. Coraz bardziej
zdaję sobie sprawę z pewnych rzeczy i dzięki temu staję się gdzieś tam w
głębi silniejsza. Czasem zdaje mi się, że tak naprawdę nie mam z kim
pogadać, nie mam komu się wypłakać. Tylko jak tak patrzę na to wszystko z
perspektywy tego przez co przeszliśmy, czy faktycznie jest nad czym
płakać? Stale użalać się nad swoim biednym losem?
W ciągu jednej
chwili, 16 listopada 2007 roku straciliśmy nasze dziecko. Tego samego
dnia narodziło się ponownie. Zastanawiam się dlaczego tak się stało.
Może Agnieszka ma nauczyć nas pokory do życia? Miłości do ludzi, jak
twierdzi Pani bioterapeutka? Wielu z nas nie potrafi docenić tego co ma.
Zawsze jet niedosyt, bo sąsiad ma lepsze auto, bo koleżanka ma
ładniejszą fryzurę, bo kolega wybudował sobie duży dom, a tamten ma
lepszą pracę, dzieci sąsiadki się lepiej uczą… A tak naprawdę co nas to
wszystko obchodzi? Przecież każdy żyje tak jak mu życie pozwala. Jedni
mają ambicje bardziej rozwiniętą i siłę, żeby przebijać się łokciami i
realizować marzenia, plany. Inni kończą na planach i marzeniach.
Zazdrość nie jest tutaj dobra. Zawiść to bardzo złe uczucie.
Bo tak
naprawdę, co mi to da, że ja będę zazdrościć sąsiadce zdrowych pociech?
Jak się rozchorują, wcale lepiej się nie poczuję. Znam parę mam, które
nie mogą patrzeć z uśmiechem na biegające maluchy. Maluje im się na
twarzy wyraz bólu, zawiści… Nie pojmuję tego. Nie powiem, mnie też boli,
jak patrzę jak taka trzylatka kłóci się z mamą, biega, śmieje się… Ale
to boli w środku, a z tą maludą to sobie jeszcze porozmawiam, jak się
uda! Nie chcę rozpamiętywać tego wszystkiego w kółko od początku. Musi
dla mnie jeszcze trochę czasu upłynąć. Może w przyszłym roku 16 listopad
to tylko data w kalendarzu dla mnie będzie. Kolejna. A może zdarzy się
cud i Agi już będzie potrafiła dużo więcej niż teraz? W końcu
osiągnęliśmy tak wiele! Przez ten rok, będziemy walczyć z nóżkami,
rączkami i przesunięciem szczęki do przodu. Musimy jakoś pozbyć się tej
rurki. To ją bardzo stresuje. Lekarze twierdzą, że tak jest
bezpieczniej. Ja jakoś nie czuję się bezpiecznie z tą rurką u Agi. Już
nie raz nie mogłam jej odessać i męczyła się bidulka. Już nie raz rurka
przytkała się tak, że Agi nie mogła naciągnąć powietrza. Przy dziecku
niepełnosprawnym nie ma bezpiecznej metody przy oddychaniu. A brak rurki
spowoduje, że Agi będzie mogła wydawać dźwięki. Będę wtedy wiedziała,
że coś się dzieje. A tak, niestety, musze liczyć na swoją intuicję i
czujny słuch.
W sobotę zajechało kuzynostwo w odwiedziny. Dzięki temu mogliśmy się
spotkać. Trochę nam się po uszach dostało, bo mieliśmy przyjechać. Nie
pomogły tłumaczenia, że neurolog odwołała… Za trzy tygodnie dojedziemy!
Agniesia jak zawsze w siódmym niebie. Uwielbia gwar, zamieszanie,
biegające i śmiejące się dzieci. No i oczywiście…Sonia! Nosek jej
wylizała. W zasadzie tym dużym jęzorem to całą buzię. Wystarczyło na
chwilkę spuścić ją z oczu. Ja nie przyzwyczajona jestem, bo od lizania
to jest Tanula a nie Maja. Maja liże Aginkowi tylko rączki i nóżki,
ewentualnie delikatnie uszko, na dzień dobry. Sonia jest bardziej
wylewna. Tak wyraża swoją miłość i wdzięczność. Wspaniale bawi się z
dzieciakami. Mogą ją tulić, a ona nic.
Agniesine łuski zostały
całkowicie ukończone. Tak więc od soboty ma codziennie zakładane.
Obserwuję ją jak długo wytrzymuje, jak widzę, ze się denerwuje, to
zdejmuję jej z nóżek. W sobotę wytrzymała ponad godzinę, w niedzielę już
ponad dwie godzinki. Dzielna dziewczynka. Teraz jeszcze musimy zrobić
na rączki i będzie komplet. Moje dziecko jak w pancerzu będzie
wyglądało!!! Jak to ma jednak pomóc, trudno, musimy się przemęczyć.
Przeżyliśmy szelki Pawlika, przeżyjemy i to! Jedno co mnie martwi to
obolały kręgosłup Agusi. Coraz częściej jej doskwiera, mam nadzieję, że
pomoże nowy sprzęt jaki Asia w gabinecie będzie miała, pajączek.
Aguś…tęsknię…
~Monia
OdpowiedzUsuń16 listopada 2009 o 08:26
Aniu, nie wiesz pewnie że nauczyłaś mnie zdrowego podejścia do życia. Tu w tym poście potrafisz znowu bardzo wyraźnie postawić na to co w życiu ważne jest. Staram się to przypominać jak najczęściej, np. jak mam pretensje o oceny mojego syna. Nic to że mi nie starcza w ostatnich miesiącach, bo głodni nie jesteśmy, a dach nad głową mamy, nic to że nie mam mężczyzny, bo mam syna, a że nie starcza na zwykłe sprawy? Wszak one nie są takie ważne…Trzeba się cieszyć z tego co się dziś ma. Z ludzi którzy obok są. Bo jutro może ich nie być. Nas może nie być.Trzymam kciuki w rehabilitacji Agniesi. Piękna z niej dziewczynka.
~Elwi
16 listopada 2009 o 13:55
Co ja Ci tu będę wypisywać… Dla mnie i tak zawsze będziesz BOHATERKĄ! Przytulam mocno i ślę całuski.
~Patrykowa
16 listopada 2009 o 20:02
Aniu, wiem jak Ci ciężko. Pozdrawiam i trzymajcie się!!!
~longina
16 listopada 2009 o 21:54
Skarbie jesteś najwspanialszą kobieta pod słońcem. Wiem że to nie mnie spotkało tylko kochana Ciebie, Twoja córcię, Was ale wiem jedno Bóg tak chciał bo wiedział że jesteś silna i sobie poradzisz. Wierzę w to z całego serca że Agunia jeszcze nie raz zaskoczy nas wszystkich a najbardziej słońce Ciebie. Ziści się najpiekniejsze marzenie. Agunia powie mama, potem będzie tańczyć śpiewać, biegać. Anulko będzie tak. Zobacz jak wiele na lepsze już od tego czasu się zmieniło. Wiem kochana że to długo trwa i chciało by się żeby to nastąpiło juz teraz. Aginek ma przecudowną mamę. Tak bardzo chciałabym być teraz z Wami, móc Was przytulić, ucałować. Nawet nie macie pojęcia moje dziewczynki jak ja Was kocham. Aneczko główka do góry. Aguniu uśmiechnij się do mamusi żeby już nigdy nie była smutna.
~Gosia
17 listopada 2009 o 20:26
Czytam was od dawna ale się nie odzywam nigdy. Kibicuję po cichu. Ja też 16 listopada obchodzę rocznicę i też w tym roku była to rocznica druga. 16 listopada 2007 przeszłam bardzo poważną operację która uratowała mi życie… Jakie to życie jest dziwne – ja się wtedy od nowa narodziłam, Agi usneła…
~ivka76
20 listopada 2009 o 21:39
Witaj,zapraszam do mnie po nagrodę:http://kuchniakreatywna.blox.pl/2009/11/Wyroznienie-dla-kuchni-kreatywnej.htmlPozdrawiam,
~Beata S.
21 listopada 2009 o 12:51
Aniu rozumie Ciebie doskonale o czym piszesz, ale i tak masz dużo siły, jesteś silniejsza żeby chociaż pisać posty-za co Ciebie podziwiam. Ja założyłam blog dla Sylwii (bo mnie namówiono) i nie potrafię pisać, bo kiedy już usiądę żeby coś napisać wyje jak bóbr-nie mogę się opanować. I mimo wszystko można powiedzieć, że jestem weteranką, bo córka ma już 14lat, ale serce wciąż boli, bo zawsze powraca to co było kiedyś chociaż nie chcemy o tym pamiętać. Nie! Starczy tego rozczulania-daj mi znać kiedy możesz wyskoczyć na małe co nieco. :-) Czekam na odzew
~a
19 grudnia 2009 o 02:41
ciekawy blog, bede tu czesciej zagladal–http://arak598.bloog.pl